Rozdział 1

Hej, moje kochane Laleciątka!

Wiem, że mówiłam, że rozdziały nie będą pojawiać się za często i niestety tak będzie. Po prostu, w tym momencie, wrzucając ten rozdział (i następny, który być może pojawi się jeszcze dziś albo jutro), chciałam, abyście lepiej zapoznali się z historią.

Chciałam też podziękować yourqueenisdead za zrobienie okładki do tej historii. Naprawdę bardzo dziękuję!

Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania! Każdy komentarz od was mnie cieszy, sprawia, że bardziej chce mi się pisać, a te z konstruktywną krytyką pomagają ulepszać mi historię i mój styl pisania.

Trzymajcie się, kochani!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Młody chłopak wszedł do banku Gringotta i ściągnął kaptur, który do tej pory przysłaniał mu połowę twarzy. Rozejrzał się dookoła i podszedł do goblina, przy którym nie było żadnych oczekujących.

Kiedy stworzenie przez pewien czas go ignorowało, odchrząknął i zaskarbił sobie uwagę pracownika banku.

- W czym mogę pomóc?- spytało stworzenie znudzonym głosem.

- Harry Potter.- przedstawił się chłopak, kładąc klucz do skrytki na ladzie między sobą a goblinem.- Chciałbym wejść do swojej skrytki, zapoznać się ze spisem posiadanych przeze mnie dóbr i dokonać kilku zmian w zasadach funkcjonowania mojego skarbca.

Goblin powoli obejrzał klucz i skinął po chwili głową.

- Proszę za mną, panie Potter.

Brunet poszedł za stworzeniem, które zaprowadziło go do niewielkiego korytarza wypełnionego po obu stronach dębowymi drzwiami i zniknął za jednymi z nich opisanymi „Elfrik".

Kiedy Harry wszedł do pomieszczenia, goblin już siedział za biurkiem i szukał jakichś papierów w szufladzie. Nawet nie patrząc na klienta, wskazał mu fotel stojący przed biurkiem i kiedy Harry tam usiadł, położył przed nim zwykłą, białą teczkę, opisaną nazwiskiem chłopaka.

Gdy Harry ją otworzył, zmarszczył brwi widząc znacznie większą ilość skrytek niż posiadał.

- Przepraszam, ale dlaczego tutaj są trzy skrytki? Jestem posiadaczem tylko jednej z nich.

- Jest pan ostatnim członkiem rodu, panie Potter. Zgodnie z polityką naszego banku powinien mieć pan dostęp do każdej z nich. Magiczny opiekun nie powiadomił pana o tym?

- Nawet nie wiem, kim jest mój magiczny opiekun.- mruknął chłopak, zaczynając przeglądać karty pergaminu z teczki.

- Jak to?- zdziwił się goblin.- To Albus Dumbledore.

Słysząc to, ręka Harry'ego drgnęła. Nie przerzucił trzymanej w rękach strony, tylko odłożył ją na wierzch teczki i spojrzał na goblina. Łatwo można było zobaczyć, że ta informacja wyprowadziła go z równowagi.

- Czy mój magiczny opiekun może korzystać z moich skrytek?

- Ma takie prawo, tak długo, jak sprawuje nad panem opiekę a pan mu tego nie zakaże, panie Potter.

- Mogę to zrobić?- chciał się upewnić brunet.

Goblin powoli skinął głową uważnie przyglądając się chłopakowi, który zajęty był swoimi własnościami.

- Polityka naszego banku stawia właściciela przechowywanych u nas dóbr ponad jego opiekuna.

- A więc od teraz nikt poza mną nie może korzystać z moich skrytek.- powiedział chłopak, odkładając wszystkie pergaminy do teczki.- I prosiłbym o odpis posiadanych przeze mnie budynków i mieszkań. Chciałbym również, aby moje dobra zostały przeniesione do jednej skrytki, która mogłaby zostać otwarta tylko przy pomocy mojej krwi i ustawionego przeze mnie hasła.

- Nie lepsze byłoby zabezpieczenie z sygnatury magicznej?- podsunął goblin, notując wszystkie polecenia chłopaka.- Krew można ukraść, hasło wydobyć przez legilimencję lub veritaserum. Sygnatury nie idzie sfałszować.

Harry przez chwilę milczał, wpatrując się w goblina i przygryzając paznokieć kciuka.

- To byłoby dobre wyjście.- przytaknął.- Ale nie mam pojęcia, jak używać sygnatury magicznej.

- Nic nie szkodzi, wszystko panu wytłumaczę. Ma pan jeszcze jakieś uwagi odnośnie funkcjonowania pana skrytek?

- Może tylko takie, abym mógł wypłacać pieniądze przez sowę. Planuję podróż i wiele by mi to ułatwiło.

- Oczywiście, dodamy pańską sowę do możliwych kontaktów z bankiem, jednak listy, jakie by pan przez nią przesyłał musiałyby być opatrzone pana sygnaturą.

Brunet skinął sztywno głową i oddał teczkę goblinowi, który zaraz schował ją do szuflady.

- Jak nauczę się jej używać nie będzie z tym najmniejszego problemu.

- Dobrze. Ma pan jeszcze jakieś uwagi?

- Nie, to chyba wszystko.

- Dobrze.- goblin złożył podpis na pergaminie i podsunął go do podpisu chłopakowi.- W takim razie zapraszam pana do skrytek. W czasie kiedy będzie pan wybierał potrzebne dobra, inne gobliny przygotują odpowiednią dokumentację i nową skrytkę, do której zostaną przeniesione pana własności pod koniec dzisiejszej wizyty.

***

Harry w całkiem dobrym nastroju opuścił ulicę Pokątną. Wizyta w banku okazała się dobrym pomysłem, dowiedział się kilku ciekawych rzeczy i znalazł sposób na obejście namiaru. Mimo wszystko przez cały czas w głowie tłukła mu się myśl, po co Dumbledore'owi były jego pieniądze, jednak pomyślał, że wszystko się wyjaśni, kiedy we wrześniu wróci do szkoły i dyrektor wezwie go na dywanik. A do tego czasu musiał się gdzieś zaszyć i znaleźć sposób na przeciwdziałanie Veritaserum, tak na przyszłość. Żałował, że nie mógł poradzić się w tej sprawie Hermiony, ale wiedział, że przyjaciółka nie poparłaby jego ucieczki i poinformowała o tym Dumbledore'a.

Na razie mógł się zaszyć w mieszkaniu w Londynie po jakimś wuju, jednak to i tak nic by nie dało, gdyby wpadł na jakiegoś czarodzieja. Zwłaszcza na czarodzieja, który jest w dobrej komitywie z Dumbledore'em. Brunet wiedział, że jego wolność długo nie potrwa, bo po odrodzeniu się Voldemorta dyrektor zrobił się... dziwny.

I kiedy chłopak w zamyśleniu przechadzał się ulicami mugolskiego Londynu, jego wzrok padł na witrynę salonu fryzjerskiego. Dosłownie sekundę później chłopak stwierdził, że i tak nie ma nic do stracenia i przebiegł przez ulicę, uważając, aby nie wpaść pod jakiś samochód, po czym zniknął w salonie.

***

Harry z trudem dostał się do mieszkania. Spora ilość toreb utrudniała mu otwarcie drzwi, ostatecznie jednak udało mu się włożyć kluczyk do zamka i praktycznie wpadł do środka. Westchnął ciężko, łapiąc równowagę, upuścił torby na podłogę i zamknął za sobą drzwi, po czym rozejrzał się po kawalerce.

Mieszkanie nie było wielkie, za to urządzone w nadzwyczaj nowoczesnym stylu, jakiego nie spodziewał się zobaczyć w mieszkaniu nieużywanym od jakichś piętnastu lat.

Kuchnia, w której obecnie się znajdował wyposażona była w małą mikrofalówkę i czajnik elektryczny, dwupalnikową gazówkę i małą lodówkę, która nie mogła mieć więcej jak dwa lata. Chłopak pamiętał, jak była ona reklamowana w telewizji i jak ciotka Petunia mówiła, że jedna z koleżanek sobie taką kupiła. Nie było tu zlewu, ale Harry'emu to nie przeszkadzało. Widział, że był on w łazience, do której prowadziły drzwi harmonijkowe po jego prawej stronie, które kiedy były otwarte pokazywały wnętrze małego pomieszczenia gdzie znajdował się mały prysznic, toaleta i właśnie zlew z niewielką szafką pod spodem, oraz lustro.

Z kuchni można było również przejść do salonu, oddzielonego tylko krótką półścianką, a w którym znajdowała się widocznie wygodna kanapa, mały stolik, dwa fotele i komoda oraz stojący na niej telewizor. Całe mieszkanie utrzymane było w jasnych, przyjemnych dla oka kolorach, głównie beżach i błękitach.

Brunet przeszedł przez mieszkanie i otworzył okno, które znajdowało się na przeciwległej ścianie od wejścia i zajmowało sporą część ściany salonu. Praktycznie od razu do środka wleciała Hedwiga, uświadamiając chłopakowi co powinien zrobić.Westchnął ciężko i sięgnął do kufra, z którego wyjął kawałek pergaminu i pióro, po czym usiadł na kanapie i zaczął pisać.

Drogi Wąchaczu

Jestem bezpieczny. Nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie.Musiałem przemyśleć kilka spraw oraz zrobić parę rzeczy, a pod czujnym okiem starego Dropsa byłoby to niemożliwe. Proszę,przestań się martwić. Profesor Lupin też niech przestanie. Odezwę się, gdy tylko będę miał taką możliwość. Nie informuj Dumbledore'a o tym liście. Już mu nie ufam. Wyjaśnię wszystko,jak tylko będę mógł. Tęsknię za tobą. Trzymaj się ciepło. Pozdrowienia dla ciebie i Lunatyka

Szczeniak

Kiedy skończył, przebiegł szybko wzrokiem po tekście i stwierdził, że inaczej tego napisać nie może, po czym dał list sowie. Hedwiga spojrzała na niego dziwnie, kłapnęła dziobem i zaraz wyleciała przez okno.

Patrząc, jak ptak powoli znika na nieboskłonie, Harry nagle poczuł mdłości. Kiedy biegł do łazienki aby zwymiotować, w głowie jego mignęła myśl, czy ta ucieczka była dobrym pomysłem.

Przepłukał usta i spojrzał w swoje odbicie. Zaczerwienione od łez oczy o kolorze Avady Kedavry, teraz ukryte przez soczewki zmieniające ich kolor na brązowy przyciągały wzrok na jego wychudzonej, nawet po tak krótkim pobycie u wujostwa twarzy, a pofarbowane na szaro włosy opadały na bliznę, całkowicie ją ukrywając. Przynajmniej ich część, bo po bokach nadal były czarne i wygolone.

Widok, jaki sobą przedstawiał uświadomił Harry'emu, że gdyby nie uciekł, mogłoby być tylko gorzej. To była dobra decyzja i nie zamierzał jej żałować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top