Sprzedawca Czekolady
gatunek: fikcja historyczna [bruksela, rok 1966 oraz 1931/32]
uniwersum: —
ilość słów: 2992
wyzwanie: writing prompts for february od @/the.plottery na instagramie [dzień 1, «napisz krótką opowieść o tytule 'sprzedawca/producent czekolady'.»]
«and every bright neon sign turned into stars, and the sun and the moon seemed to be ours, each road that we took turned into gold, but the dream was too much for you to hold» –the world we knew by frank sinatra
Salve, Viator I
♡🍫₊˚⊹♡
Anatole de Kostner westchnął, odkładając w kuchni sklepu pudło tabliczek czekolady, które przywiózł swoim nowiutkim Volkswagenem Beetle od szwagra. Zaraz za nim usłyszał zamykane nogą drzwi pomieszczenia. Obejrzał się i zmrużył oczy, widząc obok swoją córkę. Dziewczyna położyła karton z czekoladą do pieczenia na blacie i oparła się o niego łokciem.
— Ciężkie to! — zaśmiała się, choć Anatole miał wrażenie, że to wymusiła. Znał ją przecież dwadzieścia lat; od paru dni widział, że coś jest nie tak.
— Dlatego mówiłem, żebyś została przy kasie. Ja sobie poradzę, Dounia.
Dounia de Kostner odwróciła wzrok, pozwalając uśmiechowi zblaknąć. Otworzyła pomalowane bladoróżową pomadką usta, ale zaraz je zamknęła. Błękitne oczy zabłyszczały jej od łez, przytaknęła i szybkim krokiem wyszła do głównej części sklepu, postukując jej ulubionymi butami Mary Jane na niskim obcasie.
Anatole na początku nie zrozumiał reakcji córki. Szybko zorientował się, że ona chciała tylko pomóc, a do tego parę ostatnich dni nie było dla niej zbyt łaskawe. Tak mu się... wydawało.
Przeklął pod nosem. Zerknął kątem oka na swojego syna i jego przyjaciela, stojących po drugiej stronie kuchni. Jeden kończył ozdabiać tort czekoladowy na zamówienie, drugi zamykał właśnie wielki piec, do którego moment wcześniej wkładał kilkanaście surowych bochenków chleba. Machnął na nich ręką, żeby wracali do pracy i wyszedł z gorącej kuchni.
Dounia siedziała na wysokim krześle za czerwono-beżową ladą i gapiła się nieobecnie w kasę. Anatole nie widział w środku żadnych klientów. Duże okno obok szklanych drzwi wejściowych pozwalało obserwować ulicę przepełnioną kobietami we wiosennych sukienkach, mężczyznami w koszulkach polo i dziećmi w kolorowych ubrankach.
Anatole podszedł do córki. Oparł się o ladę w taki sposób, żeby musiała zwrócić na niego uwagę. To stało się po chwili, kiedy podniosła na niego wciąż świecące oczy.
— Dounia — szepnął do niej o wiele łagodniejszym tonem głosu. — Dounia, przepraszam.
— Nie, nie musisz... — zaczęła. Od razu usłyszał, jak mówi przez nos. Przyłożyła do niego dłoń i wbiła wzrok w ziemię.
— Co się stało? — Anatole poprawił koszulę o podobnym odcieniu czerwieni, co spódnica do kolan Douni i markiza nad oknem na pół ściany. — Dounia, widzę, że coś jest nie tak. Proszę...
Dziewczyna jednak milczała. Anatole zmarszczył brwi i zaproponował pierwsze, co przyszło mu na myśl:
— Chodzi o Odilona?
Reakcja Douni utwierdziła go w tym, że trafił; zacisnęła szczęki, ale nie mogła powstrzymać drżenia ust. Mrugnęła, ale szybko zorientowała się, że to zły pomysł, kiedy kilka łez spłynęło po jej policzkach. Wstała z krzesełka tak gwałtownie, że to, odsunięte, przechyliło się i upadło na ziemię z trzaskiem. Sama Dounia podskoczyła ze strachu, odwracając się do mebla, a także ojca. Zobaczywszy jego uniesione brwi, nie wytrzymała i rozpłakała się na całego.
Anatole wziął córkę delikatnie za łokieć i poprowadził przez kuchnię. Kazał synowi iść pilnować kasy, ale zanim doczekał się jakiejkolwiek odpowiedzi, wszedł z Dounią do kolejnego, o wiele mniejszego niż kuchnia pomieszczenia z lodówką, drobną kuchenką, szafkami i kwadratowym stoliczkiem z dosuniętymi dwoma krzesłami.
Dounia usiadła i usiłowała się uspokoić, kiedy Anatole wyciągnął niewielki garnuszek, nalał do niego trochę mleka i zaczął podgrzewać na kuchence. W międzyczasie wyciągnął opakowanie z kakao. Nalewając ciepłego mleka do dwóch kubków, czuł na sobie wzrok dziewczyny i co jakiś czas słyszał jej pociąganie nosem.
— A teraz — Anatole postawił oba kubki na stoliku, sprawiając, że parujący, czekoladowy napój zakręcił się w naczyniu — powiedz, co się stało.
— To nie... — Dounia zagryzła dolną wargę i spojrzała na gorącą czekoladę przed nią. — Nic specjalnego.
— No chyba jednak, skoro rozpłakałaś się na pół piekarni.
— Przepraszam.
— Nie w tym sensie. — Mężczyzna wyciągnął dłoń przez stół i położył ją na tej Douni. — Co się stało?
— Odilon... — Zawahała się. — Nie jesteśmy już razem.
Anatole myślał gorączkowo. To nie pierwszy raz, kiedy to słyszał od jednej ze swoich trzech córek. Przy Douni jednak nie wydarzyło się to nigdy wcześniej. Odilon był jej pierwszym chłopakiem. Co prawda nie lubił go, odkąd zaczęli się spotykać dwa miesiące temu, ale nie powie jej tego w twarz. Gdy zrobił tak Manon parę lat temu, rozpłakała się jeszcze bardziej, a kiedy jeszcze raz powtórzył to Femke wyglądała, jakby chciała go zdzielić po twarzy.
Teraz się nauczył, że to może nie być najlepszy moment na takie słowa, więc zamiast tego zapytał:
— Od kiedy? Dlaczego?
— Od moich urodzin — wyznała dopiero po chwili i od razu schowała się za kubkiem kakao.
— Urodzin?! — Anatole niemal wstał od stołu z wrażenia. Jej urodziny były prawie tydzień temu. Poza tym! W urodziny?! Jak można zerwać z kimś w jego urodziny? — Dlatego go nie było na przyjęciu?!
— Nie do końca. — Dounia opuściła wzrok na zielonkawy blat. Zastukała zadbanymi paznokciami w ceramiczne naczynie. — Przyszedł do mnie pod okno wieczorem, już po. Mówił mi wcześniej, że go nie będzie, bo tego dnia wyjeżdża z miasta z bratem, ale teraz już sama nie wiem, czy w ogóle wyjechał. Nie śmiałam pytać Jana, czy Odilon mówił prawdę i teraz też nie zamierzam. I pod tym oknem... powiedział mi, że... że...
— Że co? — ponaglił dziewczynę. Oczami wyobraźni widział już, jak idzie pod jego dom, spotyka go i... rozmawiają o zajściu.
— Że nie będzie z córką marnego piekarza i sprzedawcy czekolady.
Zabiję drania, pomyślał Anatole. Dounia musiała wyczytać to z jego oczu, bo otworzyła swoje szerzej i zaczęła machać rękoma.
— Tato, proszę, zostaw go — wybłagała, a serce Anatole'a zacisnęło się na widok opuchniętych od płaczu powiek dziewczyny. — Właściwie to... ja się już tego spodziewałam. Bo on... parę dni wcześniej zaproponował, żebym się do niego wprowadziła. Zupełnie znikąd. Ale ty mieszkasz zupełnie po drugiej stronie Brukseli, powiedziałam mu. Jak będę dojeżdżać do piekarni, skoro nie mam prawa jazdy, a mój rower od dawna się do niczego nie nadaje?
— No i co ci powiedział?
— Że... no, że powinnam w takim razie rzucić piekarnię w... cholerę — ściszyła nieco głos przy przekleństwie, jakby jej matka, która ich nienawidziła, miała zaraz wyskoczyć zza framugi drzwi i ją skrzyczeć za taki język. — Ale mu powiedziałam, że nic z tego. Że nie zostawię ani ciebie, ani reszty. Rzucił temat, ale widziałam, że jest zły. Może... niekoniecznie spodziewałam się zerwania z tego powodu, ale... wiedziałam, że to jeszcze wróci. No i... wróciło.
Anatole przygładził siwiejące włosy przy skroniach. Co teraz? Wciąż najchętniej wsiadłby do jego Beetle'a, przejechał przez całe miasto i przywalił Odilonowi, ale nawet jeśli zrobi to w najbliższej przyszłości, to nie wstanie od stołu teraz. Teraz miał inne rzeczy do ogarnięcia: swoją najmłodszą córkę.
Spojrzał na swoje dłonie. Zauważając jedynie kikuty palca małego i serdecznego u tej lewej, wpadł mu do głowy pomysł. Właściwie to tę samą taktykę obrał przy dwóch pozostałych córkach, kiedy: „a nie mówiłem, że to zwykły drań?" nie zadziałało, ale skoro podziałała przy nich, przy Douni też powinna? Szczególnie że to byłby pierwszy raz, kiedy słyszy tę historię...
— Nie opowiadałem ci za dużo o sobie. Nawet nie wiesz, jak poznałem twoją mamę, prawda?
♡🍫₊˚⊹♡
Pomimo Wielkiej Wojny, która wybuchła, kiedy miał dwa latka, jego rodzina ani śniła uciekać z Brukseli. Zostali w piekarni, która działała również jako ich dom i udawało im się przetrwać.
Aż do czasu, gdy tak zwany Verkrachting van België, Gwałt na Belgii, dosięgnął również rodziny de Kostner.
Dwójkę jego starszych braci, wtedy siedemnasto- i osiemnastoletnich, oraz ojca oskarżono o bycie francs-tireurs, belgijskimi partyzantami. Na jakiej podstawie, nikt nie potrafił na to odpowiedzieć do dziś. Cała trójka była zwykłymi piekarzami na obrzeżach Brukseli, nigdy się nie wychylali, odkąd Niemcy tylko wkroczyli do neutralnej Belgii, starając się przedrzeć tym sposobem do Francji i Paryża. Oskarżenie jednak pozostało; ojca Anatole'a skazano na śmierć, a braci wysłano do niewolniczej pracy. Uratowali się tylko on, jego matka i starsza o dziesięć lat siostra, Babette.
Nie zamierzali sprawdzać, czy to „szczęście" się utrzyma. Udało im się uciec do Ypres, którego okolice okupanci zostawili pod belgijską władzą. Para starszych ludzi przyjęła ich do swojego domu i przez kilka kolejnych lat mieszkali z nimi. Do Brukseli wrócili dopiero pod koniec 1918 roku, kiedy byli pewni, że będzie bezpiecznie.
Okazało się, że ich piekarnia została zniszczona tak jak najbliższe budynki. W ciągu kolejnych lat, z pomocą ze strony rodziny i paru bogatszych znajomych, udało się odbudować niewielki lokal wraz z mieszkaniem na piętrze. Matka Babette i Anatole'a wciąż żywiła nadzieję, że jej starsi synowie wrócą do kraju. Straciła ją po czterech latach od zakończenia wojny. Odebrała sobie życie, zostawiając opiekę nad młodszym bratem dwudziestoletniej wtedy Babette.
Dziewczyna natomiast, mimo że młoda, dała radę. Przejęła świeżo odbudowaną piekarnię i wyszła za producenta czekolady, w pewnym sensie łącząc ich biznesy. Od tego czasu do nazwy piekarni Klaproos dodano Chocolade, a niektóre wypieki zyskały odrobinę więcej słodkości. Polewy, nadzienia, ciastka z niewielkimi kawałkami czekolady...
I tak udało im się żyć dalej.
W roku 1931, kiedy Anatole miał dziewiętnaście lat, do Chocolade Klaproos zaczęła przychodzić dziewczyna. Kojarzył ją ze szkoły, choć nie widział jej od dawna. Była w klasie wyżej, więc zwyczajnie musiała ją już skończyć. Odkąd ich spojrzenia się spotkały po raz pierwszy, Anatole wiedział, że to jest to.
Nie kolejna szczeniacka miłość albo nic nieznaczące zauroczenie w dziewczynie z korytarza albo parku, która sama nawet nie spojrzała w jego kierunku. Codziennie jej wypatrywał. Zauważył, że dziewczyna przychodzi w konkretne dni między konkretnymi godzinami, więc zaczął brać robotę przy kasie właśnie w tym czasie.
— Jak mam się z nią umówić? — wręcz błagał siostrę o radę niemal codziennie wieczorem, kiedy mył zęby, a ona czekała, aż zwolni się w łazience miejsce, dwójka jej córeczek biegała po korytarzach, a mąż siedział w niewielkim salonie z książką. W końcu była kobietą, musiała wiedzieć, co inne kobiety lubią!
— Po prostu to zrób — wzdychała Babette i krzyżowała ręce na piersi, opierając się o otwierane do wewnątrz pomieszczenia drzwi. Ciężarny brzuch pozwalał jej niemal położyć na nim ramiona w takiej pozycji. — Jak się będziesz guzdrać to znajdzie sobie innego, do którego będzie mogła robić maślane oczka, czekając, aż ją gdzieś zaprosi!
— No dobra, ale... — Jeden raz przypadkowo opluł lustro nad zlewem pastą do zębów, zanim zwierzył się z kolejnych obaw. W panice wytarł wtedy powierzchnię i dostał w zamian piorunujące spojrzenie Babette. — Dobra, ale co jeśli ona tak z kilkoma na raz? Jeśli chodzi jeszcze do innych piekarni, albo cukierni, albo...
— To się dowiesz prędzej czy później, Anatole, wyłaź już z tej łazienki!
Więc zebrał się na odwagę. Następny dzień, środa, był jednym z tych, kiedy dziewczyna przychodziła do Chocolade Klaproos. Już wcześniej przygotował to, co zwykle kupowała. Przy okazji powtarzał w głowie to, co chciał jej powiedzieć.
Gdy tylko się pojawiła w drzwiach, przesunął jej starannie zapakowane czekoladowe ciastko i dwie eklerki po ladzie. Oparł łokieć na blacie, poprawił włosy, ignorując fakt, że przez to kilka kosmyków wysypało mu się na czoło, i z szelmowskim uśmiechem zapytał:
— Wyjść byś chciała czasem gdzieś?
Dziewczyna prychnęła, natychmiast zasłoniła usta wierzchem dłoni. Musiała ostatnio być w jakimś salonie lub gdzie tam kobiety robią sobie paznokcie, bo tym razem miały kolor pastelowej zieleni z jasnym półksiężycem na końcu. Ostatnio były białe. Pamiętał, bo niewiele kobiet mogło sobie pozwolić na manicure i nie widział tego zbyt często.
Ale wyjść chciała i to się liczyło.
Przynajmniej przez jakiś czas. Ale był on jednym z najpiękniejszych, które przeżył do tej pory.
Pewnego dnia przyszła i zdradziła, że przeprowadza się do Francji. Jej ojciec dostał tam dobrą pracę, a ona od dawna chciała tam mieszkać. Zaproponowała mu przeprowadzkę razem. Anatole milczał. Wpatrywał się w jej błękitne oczy i trzymał za ręce, ale nie potrafił się... odezwać.
Przeprowadzić się? Do Francji? Przecież całe życie spędził w Belgii, nawet nie znał tak dobrze francuskiego. Ona sama śmiała się z niego, kiedy próbował się wypowiadać w tym języku dla żartów. I teraz nagle...
— Czyli nie zależy ci tak, jak myślałam — wybadała jego wzrok.
— Nie, nie! Nie o to chodzi! Po prostu... ta piekarnia jest dla mnie ważna i...
— Ważniejsza ode mnie? — Anatole uniósł brwi karykaturalnie wysoko. Przerwała mu, kiedy zaczął otwierać usta: — Dobra. Nie tłumacz się.
Mimo to obaj się uspokoili, ona się rozkleiła i przepraszała za swoje słowa. Anatole zaproponował, że będą sobie pisać listy.
— Będzie tak... wiesz, romantycznie, jak w twoich ulubionych książkach — zaśmiał się, a dziewczyna mu zawtórowała, choć trochę słabiej.
No i etap z listami się rozpoczął. Z czasem zaczynał w nich jednak czuć, że dziewczyna traci zainteresowanie. Przychodziło ich coraz mniej i były krótsze. Przestała też pisać w taki sposób, jak kiedyś. List z prośbą o zakończenie korespondencji go więc nie zdziwił, ale wciąż zabolał jak diabli.
Poznała kogoś lepszego we Francji? Znudził jej się? Zrobił coś nie tak? A, zresztą. Kogo to obchodzi? Nieważne, jaki był powód, związku i dziewczyny już nie miał, tak czy siak.
Zbierał się więc po tym kilka kolejnych miesięcy, aż nadszedł nowy rok. Stwierdził, że koniec tej rozpaczy i zdziwił się, jakie to było... proste! Co prawda minęło prawie pół roku, więc miał dużo czasu na takie przemyślenia, ale przynajmniej dzięki temu nie wahał się teraz w podjęciu tej decyzji.
To musiał być jakiegoś typu znak, ta łatwość, z jaką mu to przyszło, bo mniej więcej miesiąc później, przez okno na pół ściany zauważył, że ktoś rozmawia z jego siostrą przed piekarnią. Babette czekała na męża z ich kilkumiesięcznym synkiem w ślicznym, beżowym wózku. Jakaś dziewczyna podeszła do niej i wyglądało na to, że się znały, bo rozmawiały jak stare przyjaciółki, mimo faktu, że nieznajoma wydawała się bliżej jego wieku niż Babette.
Po dokładniejszym przyjrzeniu się stwierdził, że nawet nie jest taka nieznajoma. Wtedy, kiedy mąż Babette podjechał swoim Fiatem 515 pod piekarnię i pomógł się jej zapakować do środka z wózkiem, Anatole stanął z dziewczyną twarzą w twarz.
— Trzy eklerki i bochenek białego chleba — odezwała się do Anatole'a z szerokim uśmiechem na piegowatej twarzy i nareszcie ją rozpoznał.
Znali się ze szkoły. Obaj już z niej wyszli, ale na korytarzach nigdy ze sobą nie rozmawiali. Anatole nie zwracał na nią nawet większej uwagi; koleżanka z klasy, jak koleżanka z klasy. Nie widział jej, odkąd skończyli liceum. Pamiętał jedynie, że była z francuskim tak samo słaba, co on, z czego chyba nawet kiedyś jednorazowo zażartowali.
W połowie pakowania przez niego odpowiedniego pieczywa, odezwała się wesoło:
— Słyszałam, że uwielbiasz twórczość Brama Stokera.
Anatole prychnął i przesunął po ladzie chleb. Zabrał się za znalezienie najładniejszych eklerek.
— Od kogo?
— A wiesz... tak mi się wydaje, że kiedyś w szkole wspominałeś. — Wzruszyła ramionami i nagle zrobiła odrobinę przerażoną minę. — Bo... pamiętasz, że my...
— Pamiętam, pamiętam — zaśmiał się, podając jej drugi pakunek.
— No i ostatnio wyszedł w kinach Drakula — mówiła dalej, już raczej energicznie niż ze strachem, płacąc odpowiednią liczbę franków belgijskich. — Miałam iść z przyjaciółką, oczywiście, ale ona się rozchorowała i, wiem, że to niespodziewane, ale chciałbyś może pójść ze mną? Zawsze byłeś taki miły, i pomocny, i w ogóle. No i to, że lubisz Stokera... A w filmie grają i Helen Chandler i David Manners! Wiesz, nie wiem, pewnie kojarzysz, ale grali też w Mothers Cry, no a o Bela Lugosim, co zagrał Drakulę, już się mówi, że to będzie jeden z jego najlepszych...
Dalej, musiał przyznać, niezbyt słuchał. Wpatrywał się za to w dziewczynę i miał wrażenie, że jego własne oczy się błyszczą, słuchając, jak mówi. Potakiwał i sam nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Ostatecznie się zgodził, nie mówiąc jej, że już był na filmie w dniu premiery.
♡🍫₊˚⊹♡
— Nazywała się Karolien.
— Jak mama? — Dounia dopiła radośnie do końca zimne od jakiegoś czasu kakao.
— Jak mama — potwierdził Anatole.
Dounia postawiła kubek z powrotem na stole. Zauważyła, że jej ojciec wciąż miał swój w połowie zapełniony. Wtedy zdała sobie z czegoś sprawę.
— Czyli babcia i mama... — zawiesiła głos w połowie pytania.
— Tej pustki w oczach się nie zapomina. Miałem dziesięć lat, kiedy moja mama odeszła, ale tę samą rozpacz widziałem w oczach Karolien, kiedy Alexandre... — przerwał, dając sobie chwilę, by odgonić myśli o drugim synu i przywrócić na twarz uśmiech. — Pamiętaj, jeden czy dwa zawody miłosne nie znaczą, że będziesz sama do końca życia. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał posłuchać o twoich zainteresowaniach, a nawet je dzielić! I ktoś, kto zostanie z tobą, nieważne co.
Zamilkł na krótki moment. Dopiero zorientował się, ile kosztowały go wspominki. Przełknął duży łyk zimnego kakao, żeby nawilżyć suche gardło i mówił dalej, choć jakby ostrożniej:
— Zostałem powołany do wojska w okolicach początku drugiej wojny światowej. Kiedy w 1940 Niemcy przeszli przez belgijską granicę, brałem udział w osiemnastu dniach obrony — kontynuował opowieść, i tak zbliżającą się do punktu, który chciał pokazać Douni. Wyciągnął przed siebie dłoń bez dwóch palców. — Zostałem ranny i pojmany. Wysłano mnie do Niemiec jako jeńca wojennego i siedziałem tam do 1945. Wojna się skończyła, a ja wróciłem tu, do Brukseli najszybciej, jak byłem w stanie. Tak się bałem, że... że Karolien, twoich braci i sióstr tu nie będzie. Że znowu się okaże, że piekarnia została ograbiona, spalona, zniszczona... a swojej rodziny nigdy już nie odnajdę.
Wziął jeszcze jeden łyk. Dounia słuchała uważnie. Anatole pozwolił sobie na uśmiech.
— Ale oni czekali. Udało im się przeżyć i gdy tylko pojawiłem się w drzwiach, wszyscy się na siebie rzuciliśmy i rozpłakaliśmy. Przez te pięć lat wszyscy tak wyrośli... Pamiętam to jak wczoraj.
Pociągnął nosem. Zaśmiał się z tego jakże ludzkiego odruchu i przetarł dłonią całą twarz.
— Mam nadzieję... że nie będziesz musiała przeżywać czegoś takiego, ale pamiętaj, że zawsze znajdzie się w twoim życiu ktoś, kto będzie czekał. Nieważne co.
Anatole czuł na sobie wzrok Douni, kiedy on wbijał wzrok w szarość kubka. Usłyszawszy odsuwane krzesło, podniósł głowę. Zanim się obejrzał, córka podeszła do niego od boku, nachyliła się i go objęła. Mężczyzna prychnął, ale położył dłoń na jej ramieniu, przymknął powieki i na jeszcze jeden, króciutki moment wrócił do zasłanej dołkami i pagórkami przeszłości. Tylko na chwilę.
— Dziękuję — wyszeptała mu nagle Dounia do ucha. — Dziękuję.
— Dobra, już. — Anatole machnął ręką, dziewczyna się odsunęła. Przetarł oko i również wstał od stołu. — Chodź, zajmiemy się piekarnią do końca dnia i zamkniemy. Pojedziemy na cmentarz i kupimy ci rower, co? Pierwsze słyszę, że twój stary się do niczego nie nadaje!
— Lepiej tak. — Dounia uśmiechnęła się łagodnie i wzięła swój pusty kubek. Chciała zgarnąć też ten Anatole'a, ale mruknął coś, dopił chłodne kakao do końca i dopiero oddał go córce. — Nie wiadomo, co Victor wyprawia przy tej kasie, on ledwo wie, jak się ją obsługuje.
Umyła naczynia, przeszli przez kuchnię i cały dzień toczył się dalej.
♡🍫₊˚⊹♡
zalążek pomysłu na tę historię wpadł mi do głowy już wczoraj, kiedy pierwszy raz zobaczyłm posta z promptami na ten miesiąc. potem on się rozrastał, rozrastał, aż powstało to! myślę, że to po części przez to, że ostatnio skończyłm „żonę winiarza" od kristin harmel i miałm ochotę na coś takiego [nie wiem co ja gadam, ta książka jest zupełnie inna][jedyne, co mają ze sobą wspólnego to powrót do przeszłości jednego z bohaterów][polecam „żonę winiarza", płakałm na ostatnich trzech rozdziałach jak dziecko]
nie ma tu niestety tyle czekolady, jak na początku chciałm, but it is what is is lol a żeby było zabawniej, pomysł na okienko szóste [opowiadanie z perspektywy kwiaciarza] już mam, ale na jutrzejsze [opowiadanie w restauracji] już nie lmao
ale trochę formalności! nie byłam w stanie znaleźć informacji na temat paru rzeczy:
czy premiera draculi z 1931 roku w ogóle miała miejsce w belgii (zapewne miała, chociaż nie mam zielonego pojęcia), ale w tym przypadku udajemy po prostu, że miała miejsce w ten sam dzień, co we francji: pod koniec stycznia 1932;
czy mothers cry w ogóle pojawiło się chociaż we francji lol;
w jakim stopniu gwałt na belgię dotknął samą brukselę. doczytałm, że głównie chodziło o wschodnią i środkową belgię (a bruksela przecież jest w samym centrum kraju), przewijały się nazwy innych miejscowości, jak na przykład dinant, leuven albo aarschot, ale nic o brukseli. więc albo po prostu informacji o gwałcie w brukseli nie ma tak dużo, w co wątpię trochę bardziej, no bo to w końcu stolica, albo z jakiegoś powodu, którego z kolei już nie doczytałm, brukselę to ominęło. niemniej jednak to jest jednak fikcja historyczna, więc postanowiłm już nie zmieniać miejsca akcji, a uznać to za małe nagięcie historii lol
ja szukałm tego wszystkiego naprawdę, ale może powinnam była zacząć research już wczoraj, kiedy pierwszy raz wpadłm na ten pomysł, bo tak to spędziłm pół dnia na wyszukiwaniu tego wszystkiego, a drugie pół na pisaniu LMAO
ale to chyba wszystko! jestem prawie pewna, że nie, ale nie pamiętam czegokolwiek, co chciałm tu jeszcze dodać, więc zakładam, że to jednak tyle lol nie myślę już o tej godzinie send help [jakby były jakieś błędy, to dawajcie znać!! mogłm czegoś nie wyłapać zmęczonym umysłem lol]
anyway, udało mi się zdążyć z publikacją jeszcze dzisiaj, więc się cieszę!
a wam życzę dobranoc/miłego dnia!!<333
niech zawsze śpiewa!!<33
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top