Capítulo 58 Del final
Koniec
<Sofia>
– Nie odbiera? – zapytał mnie Santiago.
– Właśnie nie... – Przyłożyłam iPhone'a po raz kolejny do ucha. – Zadzwoniła do mnie, ale potem się rozłączyła i wyłączyła telefon.
– Może się pomyliła? Mogła przecież nacisnąć jakiś przycisk i wybrał się jej twój numer.
– Masz rację. – Uśmiechnęłam się i pocałowałam go przelotnie w usta. – Chodź do taty, bo jedzenie nam stygnie.
Spotkaliśmy się w restauracji niedaleko centrum. Była ona piękna. Wszędzie były kwiaty. Przypominała mi Polskę. Nasz ogród w domu w Niepołomicach. Grześka... Nie było nas poza Granicami Hiszpanii od czasu zakończenia tego wszystkiego. Nie byliśmy nigdzie, ale obiecaliśmy sobie, że jak Maria podrośnie, bierzmy Julię, Jeana i Tatę i pojedziemy wszyscy do Polski na małą rundkę żółtym Dd-busem.
Tata był bardzo zajęty Marią. Kochał ją. Naprawdę, codziennie pokazywał, jak bardzo uwielbia być dziadkiem. Kupował jej ubranka. Moją ulubioną była taka z napisem: Wnuczusia Dziadziusia. Przypomniała mi moja koszula z napisem Córeczka Tatusia. Chciałam ją założyć, ale niestety z niej już wyrosłam. Była na mnie stanowczo za mała. Przez ostatni rok sporo urosłam. Ale i tak byłam niemal o głowę niższa o Santiago.
– Zajadaj, zajadaj kochanie, bo przyjdzie zły pan i wszystko zje – śmiał się tata, karmiąc malutką.
Maria śmiała się i odpychała jedzonko. Była strasznym niejadkiem. Ale jeść z dziadkiem uwielbiała. Tylko dzisiaj pokazywała swoje humorki i zabawy w ja nie będę jadła.
– Chodźcie jeść, kochani, bo Maria zjadła już więcej od was – zaśmiał się tata.
Usiedliśmy i zjedliśmy parę łyżek ziemniaków. Przekonałam się ostatnio do jedzenia mięsa. Przez pierwsze dni miałam strasznie wyrzuty sumienia, ale Santiago mówił, że lepiej, żebym jadła. Było to praktycznie dwa tygodnie po porodzie, więc przynajmniej dostarczałam organizmowi więcej energii. Bardzo mi się to przydało.
– Jak tam budowa waszego domku? – zapytał nas tata, pomiędzy kęsami.
– Bardzo dobrze. Myślę, że jeszcze miesiąc, dwa i w końcu będziemy mieli własny kąt – odparł dumny Santiago. Sam często jeździł i pomagał robotnikom.
– Mamy nadzieję, że pomożesz nam wybrać kolor ścian do pokoju Marii? – Uśmiechnęłam się do taty.
– Tylko czekałem aż to zaproponujecie! – Tata zatarł ręce. – Właściwie, byłem już w paru sklepach i widziałem dużo ciekawych farb. Taka jasnoróżowa była idealna. Do tego, albo zatrudnimy malarza, aby narysował jakieś wzory, albo kupimy naścienną naklejkę.
Pokiwałam głową. Też tak wyobrażałam sobie jej pokój.
Było mi strasznie głupio opuszczać tatę, ponieważ musiałby mieszkać sam. Jednak to on nalegał, abyśmy sobie kupili działkę i zamieszkali razem. I tak widzieliśmy się codziennie. Czasami nawet cały dzień spędzaliśmy w swoim towarzystwie. Uratowaliśmy wszystkie kontakty, które zanikły w tamtym roku. Obiecaliśmy sobie z tatą, że nawet, jakbyśmy nie mieli mieszkań razem, będziemy się codziennie odwiedzać.
– Mama... – powiedziała słodko Maria i wyciągnęła do mnie swoje rączki.
Od razu wzięłam ją na ręce. Wtuliła się we mnie i zaczęła bawić się moimi włosami. Uwielbiała to robić. Jej były czarne, gęste i bardzo miękkie. Rosły szybko, więc często robiliśmy jej różne fryzurki. Wtedy, miała dwa kucyki.
– Będziesz odwiedzała dziadka? – Tata uwielbiał robić do niej śmieszne miny. Zawsze się wtedy strasznie śmiała.
– Ta! – wykrzyknęła wesoło.
Zaśmialiśmy się.
– Tato, widziałeś się dzisiaj z Julią? – Nagle przypomniałam sobie o niej. Nie dawało mi to spokoju. Nigdy tak nie robiła.
– Nie, dlaczego pytasz? – odparł, odkładając widelec.
– Zadzwoniła dzisiaj do mnie, ale zaraz odrzuciła połączenie i wyłączyła telefon.
– Kochanie, mówiłem ci, że to nic takiego – uspokajał mnie Santiago.
– Kiedy naprawdę się martwię – usprawiedliwiałam się. Powiał lekki wiatr. Zrobiło się zimno. – Dobrze, może przesadzam.
Tata wrócił do jedzenie sałatki. Santiago jadł obok niego. Natomiast ja w dalszym ciągu trzymałam moją córkę w rękach. Była tam niesamowicie podobna do Santiago. Każdy, kto ją chociaż raz widział, zakochiwał się w niej od pierwszego wejrzenia.
Tata przestał być gangsterem. Uznał, że to już nie na jego nerwy. Rozwiązał gang, wpłacił pieniądze na konta swoich pracowników wraz w wypowiedzeniem i raz na zawsze zakończył ten rozdział w swoim życiu. Byłam z niego dumna. To była bardzo niebezpieczna praca. Teraz aktualnie nie pracował. Nikt z nas nie pracował. Tylko Santiago czasami łapie jakąś pracę jako dzienny ochroniarz. Raz nawet chronił premiera. To dlatego stać nas na domek. Tata chciał się dokładać, ale mu nie pozwoliliśmy. Głupio nam było brać od niego tyle pieniędzy. Oczywiście, kupuje nam coś, dorzuca się, ale staramy się utrzymywać sami. Póki co, ja zajmuję się Marią, ale myślałam nad jakimś uniwersytetem. Może nie w Barcelonie jak Julia, ale gdzieś bliżej. W Madrycie jest ich sporo i to całkiem dobrych.
Słońce zaszło. Zapowiadało się na deszcz.
– Chyba będzie lać – spojrzałam w niebo. Córeczka zrobiła to zaraz za mną, śmiejąc się.
– To już kończę – powiedział tata i zjadł wielki kęs ziemniaków. Odrobinę nabrał na widelec i pokierował do Marii. – Leci samolocik do dzidziusia, leci... – śmiał się, a ona zjadła zawartość widelca.
Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam jak to robił. Po prostu kochałam, jak spędzali ze sobą czas.
Wtedy stało coś niespodziewanego. Ludzie z restauracji zaczęli uciekać w popłochu, krzycząc. Jeden z nich popchnął tatę na talerz, przez co jego głowa wylądowała w niedojedzonych ziemniakach.
Santiago rozejrzał się, ale nie zauważył niczego podejrzanego.
– Gdzie oni tak uciekają? – Zastanowiłam się, rozglądając. Nie wiem, czemu, ale miałam najgorsze przeczucia. Zaczęło się od telefonu Julii, a teraz to.
– Uciekajmy. Skoro ludzie to widzą, to musi istnieć – powiedział Santiago. – Tato, musimy...– Zamarł w międzysłowie.
– Co się stało?! – wykrzyknęłam. Nie podobała mi się sytuacja. Byłam przerażona.
Tata nie podnosił głowy znad talerza. Oraz nie ruszał się. Krzyknęłam głośno, kiedy zobaczyłam, jak na jego plecach widnieje wielka rana postrzałowa. Krew tryskała na jego garnitur niczym fontanna.
Odwróciłam się, żeby Maria nie oglądała tego strasznego widoku. Łzy lały mi się strumieniami z oczu. To nie możliwe! Przecież wszystko się skończyło! Co się stało!? Czy tata... Matko... Tata umarł...
– Santiago, dzwoń na policję i pogotowie, szybko!! – wycedziłam przez łzy. Nic nie widziałam poprzez krople nagromadzone w moich oczach.
Miałam ochotę oddać się w nicość, chciałam wyrwać jakieś drzewo z korzeniami. Mój tata... Mój tata!!!
Jedna sekunda odwrotu wystarczyła. Usłyszałam niemal niesłyszalny wystrzał z pistoletu z tłumikiem. Tylko patrzyłam, jak krew zalewa mi bluzkę.
Poczułam tylko wielki szok. Cofnęło mnie do tyłu, ale nie czułam bólu. Widziałam tylko narastającą plamę krwi. Spojrzałam pytająco na Santiago. Jednak on zalewał się łzami i krzyczał wniebogłosy. Tak mi się wydaje, że krzyczał. Nic nie słyszałam.
Dopiero zerknęłam w dół. To nie mnie trafiła kula. Wystrzał z pistoletu był dokładnie zaplanowany. Trafił w klatkę piersiową rocznego dziecka.
Maria się nie ruszała, jej mała klatka piersiowa się nie unosiła. Zastygła ze strachem w oczach. Jej mała rączka bezwiednie opadała.
Wrzasnęłam głośno. Moje dziecko! Straciłam Ojca i Dziecko! Poczułam, ze tracę świadomość. Santiago czym prędzej zabrał ode mnie malutkie ciałko.
To niemożliwe. Cały świat zaczął wirować, poczułam, jakbym i ja miała zaraz umrzeć. Nie byłam pewna, czy również nie zostałam postrzelona. Czułam jedynie ból. I szok.
Miałam wrażenie, że moje serce zostało mi wyrwane z piersi. Wyrwane i roztrzaskane na małe kawałeczki, które już nie będą potrafiły zlepić się w całość.
Zaniemówiłam i upadłam na podłogę. Cała drżałam i byłam mokra od krwi. Krwi dwójki osób, które tak bardzo kochałam.
Santiago podniósł mnie i mocno przytulił. Jednak nie potrafiłam oderwać wzroku od tego strasznego widoku.
Moje uszy zarejestrowały szelest. Uniosłam wzrok w górę. Jedyną osobą, która oprócz nas pozostała w restauracji była kobieta. Machała do nas, śmiejąc się wskazując łzy. Po tym się odwróciła.
Manuela Mentira odeszła, nie oglądając się ani razu.
27 stycznia 2015 – 12 lipca 2015
_____________________________
Dziękuję <3
Dotrwaliście ze mną do końca Salvame... Do jednej z moich ulubionych dzieł. Zawsze przyjemnie mi się wraca do Salvame, miło wspominam czas, kiedy to pisałam, siedzenie przed laptopem do 3 w nocy, a w wakacje wynoszenie laptopa na zewnątrz i składanie tego do kupy przed pracą... Dziękuję, że mogłam się z Wami tym podzielić.
Może nie na takie zakończenie liczyliście.. Przepraszam, ale jak to w życiu, nie wszystko zawsze kończy się happy endem :).
Jeżeli przy czytaniu tej książki bawiliście się tak świetnie, jak ja przy jej pisaniu, oboje znakomicie na tym wyszliśmy!
W dniu, kiedy opublikowałam ostatni rozdział, uzyskaliśmy 3600 wyświetleń, 635 gwiazdek i 265 komentarzy.. Jestem dumna :). Dla mnie ten wynik jest satysfakcjonujący :).
Jest to najprawdopodobniej definitywny koniec Salvame.. Rozpoczęłam właśnie chyba 58 książkę, więc nie mam możliwości jej kontynowania :p. Teraz skupiam się na książce o Wiedźminie :p.
Dziękuję raz jeszcze <3
Może jeszcze opublikuję jakieś swoje wypociny na wattpadzie :). Czas pokaże :)
N.B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top