Capítulo 55 Prenda de amor
Dowód miłości
<Sofia>
Z tego, co mówił mi Macbook, ciąża to jeden z najprzyjemniejszych okresów z życiu każdej kobiety. Cóż, szczerze zaczynałam w to wątpić. Nie dość, że straciłam ukochanego tatę, robię się coraz grubsza, to jest szereg odczuć, które mi stanowczo nie pasowały.
Zostałam w Hiszpanii. Jean postanowił przetrzymać ciężarną nastolatkę pod swoim dachem. Miałam dobrą opiekę. Naprawdę wszyscy tak o mnie dbali, że robiło mi się po prostu głupio, że muszą tak wokół mnie latać.
Santiago był tym wszystkim najbardziej podekscytowany. Wszem i wobec rozgłaszał, że będzie ojcem. Miałam zamiar skręcić mu za to łeb. Kochałam go, ale i tak chciałam ku skręcić łeb.
Wszystko mnie denerwowało, myślałam, że czasami wykipię ze złości. A zaraz potem zbierało mi się na płacz. Miałam wrażenie, że wszystkie uczucia były dosłownie zwiększone.
Słyszałam, że kobiety mają w ciąży same głupie zachcianki. Niestety, to też mnie nie ominęło. Budziłam Santiago w środku nocy, bo miałam straszną ochotę na cukinię z białym serem. Dziwne, bo nigdy tego wcześniej nie jadłam. Jednak on był wyrozumiały. Naprawdę, kiedy zrobiłam test ciążowy, myślałam, że powie, że to nie jego sprawa i żebym dała mu spokój. On natomiast zareagował na wszystko lepiej ode mnie. To chyba on nauczył mnie oswoić się z myślą, że dojrzewa we mnie nowe życie i za parę miesięcy zacznę nazywać się mamą.
Najgorsze były bóle pleców, myślałam, że za niedługo zegnę się w pół.
Zdecydowanie najlepszym momentem w ciąży, był moment, kiedy po raz pierwszy poczułam moje dziecko. Był to chyba siedemnasty tydzień. Wtedy je pokochałam. Szczerze pokochałam tą małą istotkę ukrywającą się w moim wnętrzu.
Oczywiście, wszyscy w szkole się dowiedzieli i nie szczędzili wrednych komentarzy. Niestety nie było koło mnie taty, który mógłby obronić mnie przed takimi natręctwami z ich strony. Za to ja byłam dumna i nie pozwoliłam im mnie zniszczyć.
W trzydziestym dziewiątym tygodniu ciąży, kiedy byłam już gruba jak dynia, a dziecko dawało się we znaki, zabrano mnie do szpitala i czekano na poród. Miałam rodzić w czterdziestym tygodniu.
Bałam się, że doktorzy, kiedy na mnie spojrzą zaśmieją się i powiedzą, że mogłam nie robić sobie dziecka w tak młodym wieku, ale miałam szczęście. Doktor był strasznie miły i traktował mnie jak osobę dorosłą.
Santiago przychodził do mnie codziennie. Julia i Jean rzadziej, ale nie winię ich za to. Cieszyłam się, że chociaż to robią.
Kiedy tylko drzwi się otwierały, miałam nadzieję, że to wrócił tata. Niestety, on nie wróci – podpowiadał mi wewnętrzny głos. Oszukałaś go, kiedy on naprawdę potrzebował mojego zaufania. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę. Nie mogłam uwierzyć, że nasz kontakt tak łatwo się urwał.
Razem z Santiagoem spędzaliśmy rozmowy na wymyślaniu imienia na dziecka. No i oczywiście na zastanawianiu się, jaka to będzie płeć. Nie mieliśmy szczególnych preferencji. Dziewczynę nazwiemy Maria. Tak postanowiliśmy. Gdyby urodził się chłopczyk, nadamy mu imię Esteban.
Terminem porodu stał się czwartego maja dwa tysiące szesnastego roku. Julia chodziła do szkoły i sprawnie pokazywała, gdzie jest miejsce tych ludzi, który szydzili z tego, że córka milionera zaciążyła w tak młodych wieku. Ja się w szkole nie pojawiłam ani razu, starałam się nadrobić wszystko w domu. Uczyłam się razem z Julią. To była na szczęście druga klasa liceum nie trzecia, więc nie było końcowego testu. Go napiszę spokojnie ze wszystkimi w przyszłym roku.
Dokładnie w terminie zostałam mamą. Na świat przyszła śliczna mała dziewczynka. Miała moje oczy, ale włosy z kolei miała Santiago. Znaczy kępkę włosków.
Wszyscy się ucieszyli z nowiny. Niestety, za wyjątkiem taty...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top