Capítulo 54 Milagro o castigo
Cud czy kara
<Sofia>
Nasze życie na powrót stanęło na nogi. Tak mi się przynajmniej wydawało. Dalej mieszkaliśmy u Jeana, z uwagi na to, że nasz dom nie został jeszcze wykończony.
Manuela trafiła do więzienia na dożywocie. Wszystkie sprawy jej udowodniono. Nawet to sprzed siedemnastu lat. Julii udało pomścić się swojego ojca.
Ukrywaliśmy się z Santiago, jednak miałam wrażenie, że niedługo jeszcze będziemy mogli to robić. Coraz częściej byliśmy coraz śmielsi, zdarzało nam się ze sobą spać, kiedy tata spał dwa pokoje obok, albo dotykać się przy wspólnym obiedzie. Po prostu za bardzo siebie pragnęliśmy.
Czułam cały czas nudności. Nie wiem, dlaczego, ale czułam się wszystkim przytłoczona, mimo że pokonaliśmy mafię i mogliśmy odetchnąć.
To był dwudziesty drugi sierpnia. Myślałam, żeby iść od września do szkoły. Chciałam wrócić do życia, jakie miałam. Naprawdę. Tylko o tym marzyłam.
Niestety. Tym razem to nie było spowodowane mafią, ale czymś zupełnie innym. I bałam się, że to zniszczy nam wszystkim życie.
Cieszyłam się... Poniekąd się cieszyłam. To nazywają cudem, prawda? Jednak ja traktowałam to jako karę za kłamstwa. Ukrywaliśmy się z Santiago? Tak, ukrywaliśmy się.
– Santiago!! – wrzasnęłam z toalety. Miałam łzy w oczach.
Stanął pod drzwiami.
– Wszystko w porządku? – Zapukał do mnie, ale ja otworzyłam mu drzwi. Wszedł do środka i zastał mnie, siedzącą na zamkniętym sedesie, trzymającą coś w rękach. – Co to?
– Santiago, jestem w ciąży... – szepnęłam cicho i poczułam, jak z moich oczu leją się łzy. – Nie jestem gotowa na bycie matką!
Zbladł jak ściana. Spojrzał na mnie, jakbym była jakimś kosmitą i z niemal taką samą pogardą spojrzał na mój brzuch.
– Cholera, mogliśmy bardziej uważać... – jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach. – Przecież tata nas zabije!
– Jesteś pewna? Może test się pomylił – powiedział cicho.
– Spóźnia mi się okres. Nigdy się tak nie działo – zapłakałam. – Powiedz coś... Co zrobimy?
– Po pierwsze nie możesz o tym mówić tacie. Wyjedziemy z Hiszpanii, wrócimy do Polski. – Nagle się rozchmurzył.
– Chcesz wychować to dziecko? – Instynktownie dotknęłam brzucha. Starałam się myśleć o nim, jako o dowodzie miłości mojej i Santiago. Ale to było trudne.
– Oczywiście. – Klęknął i chwycił mnie za dłonie. – Jakie mamy inne wyjście? Nie chcesz się chyba stać Manuelą i oddać to dziecko?
– Santiago, musimy powiedzieć tacie. Nie mogę go dłużej okłamywać. – Poczułam, jak kąciki ust mi drgają od płaczu. – Przecież to jasne, że to nas spotkało tylko dlatego, że go tyle okłamywaliśmy!
– Wierzysz w karmę. Stało się, będziemy rodzicami i musimy się z tym pogodzić.
Lecz ja nie mogłam się pogodzić. Parę miesięcy moim największym dylematem było wybranie sukienki na dyskotekę, a teraz okazało się, że będę matka. Kurde, przecież w zeszłym miesiącu skończyłam siedemnaście lat! Jestem dopiero dzieckiem, nie mogę sama go mieć!
– Nie mogę, tego jest dla mnie za dużo, naprawdę. – Przytuliłam się do niego. – Potrzebuję czasu. Ale powiem o wszystkim tacie. Wyjedziemy do Polski, ale chcę, żeby on o wszystkim wiedział. Być może nie zabroni mi wtedy z Tobą jechać. Teraz, kiedy wszystko się uspokoiło, nie wiadomo, czy nie każe Ci odejść.
Tata coraz częściej w obecności Santiago dawał mu znać, że już nie jest potrzebny. Pieniędzy już nie dostawał, nawet ich nie ruszył ze swojego konta bankowego. Obiecał, że ich nie ruszy, chyba, że ja będę tego chciała. Delikatnie uświadamiał go, że swoją rolę spełnił i może już wrócić do domu. Jednak on z kolei pokazywał, że dobrze czuje się w naszym towarzystwie i nie chce się z nami żegnać. To była tylko kwestia czasu, kiedy tata raz i ostatecznie powie Santiago, żeby się wynosić z domu, bo jest tylko piątym kołek u wozu.
– Tata wróci za pół godziny z pracy. Wybacz, ale jestem zobligowana mu o tym powiedzieć. Przecież będzie dziadkiem... – zapłakałam ponownie. – Kurde, dlaczego akurat teraz...
Chciałam mieć dzieci. Ale w wieku dwudziestu sześciu albo trzydziestu lat. Kiedy na dobre rozkręcę karierę, kiedy nacieszę się moim ukochanym i będę gotowa podzielić jego miłość przez dwie osoby. Teraz nie byłam gotowa. Santiago ma dwadzieścia lat. Jest doroślejszy, on inaczej na to wszystko patrzy. Jak ja będę mogła cokolwiek wiedzieć o macierzyństwie.
– Napiszę do Grześka, że jedziemy chyba do Polski. Muszę się wygadać... – Wyciągnęłam telefon.
– Wygadaj się Jullii. Całowanie się w busie, a dziecko to dwie różne sprawy – powiedział Santiago i pocałował mnie w czoło.
Tak zrobiłam. Wyszłam z łazienki. Jakoś od razu czułam się ciężej, wiedząc, że dorasta we mnie nowe życie. Poszłam na werandę, gdzie wypoczywała Julka.
– Siemka! – Umiechnęła się. – Ej, co z tym humorem? Co się stało? Płaczesz, bo jutro szkoła?
– Nie do końca. – Nie miałam odwagi spojrzeć jej w oczy. Czułam się brudna, jakaś dziwna. Inna.
– To co się stało? Santiago odchodzi?
– Julka, jestem w ciąży!
– Co? – wykrzyknęła nagle. – W ciąży? Ale jak to?! Z kim?! Z Santiago?! – Darła się w niebogłosy.
– Ciszej, nie chcę, żeby całe Valle Essential wiedziało... – szepnęłam.
– Kurde, ale nawet nie wiedziałam, że jesteście z Santiago parą!
– Bo nie wiedziałam, czy coś z tego wyjdzie – skłamałam.
– Ale wyszło.
– Tak, dziecko.
– Nie to miałam ma myśli. – Objęła mnie. – To, co zamierzasz teraz zrobić?
Wzruszyłam ramionami i głośno westchnęłam.
– Nie mam bladego pojęcia. Po prostu Santiago powiedział, że wyjedziemy do Polski i tam wychowamy to dziecko.
– Chcesz opuścić Hiszpanię?
– Nie ma innego wyjścia. Przecież nie powiem o tym tacie! – Zdecydowałam. Nie potrafiłabym przed nim stanąć i powiedzieć mu to wprost. A aluzji zapewne by nie zrozumiał.
– Czego mi nie powiesz? – Usłyszałam nagle za sobą głos taty. Był wesoły. Widać nie słyszał całej rozmowy.
Julia spojrzała na mnie z przerażeniem. Nie mogłam sobie wyobrazić, jaką mogłam mieć minę. Tata zmarszczył brwi.
– Co się dzieje? – zapytał.
– Bo ja... – Byłam gotowa mu powiedzieć. Naprawdę. Ale stchórzyłam – Bo ja zastanawiałam się, czy nie mogłabym wrócić do szkoły.
– I dlaczego nie chciałaś mi o tym powiedzieć...?
– Bo to oznacza, że trzeba wpłacić pieniądze, a ja już nie chciałam cię obciążać... – Najbardziej zdziwiło mnie, że potrafiłam skłamać mu w żywe oczy. Nienawidziłam się za to.
– Kochanie, przecież to zrobię! – wykrzyknął. – Dla ciebie zrobię wszystko.
– Nie jesteś zły?
– Jak mógłbym być? Zaczniesz żyć normalnie – Po tych słowach, z domu wyszedł zatroskany Santiago. – Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
Spojrzałam na Santiago z miną, jakbym chciała go ostrzec. Wiedziałam, co chodzi mu po głowie. Jestem szczęśliwy. Nie zrozumiał. Otworzył usta. Za późno. Nie rób tego, proszę, nie rób tego.
– Widzisz, Sofia? Powiedziałaś tacie o dziecku i jest wszystko w porządku – zrobił to.
Syknęłam z niezadowoleniem. Julia zasłoniła sobie usta ręką.
– O dziecku? – zapytał tata i spojrzał na mnie podejrzliwie.
Santiago przeklął.
– O jakim dziecku miałaś mi powiedzieć? – Głos taty był zimny i szorstki. Chyba domyślał się, o jakie dziecko chodziło Santiago. – Ty güebo!!
Po raz pierwszy zwrócił się do Santiago tymi słowami. Wiedziałam, że mamy już przechlapane na całej linii. Tata przecież chciał wygonić Santiago z domu, a nie robić z niego swojego zięcia.
– Jak śmiałeś ją tknąć! – Popchnął go z ogromną siłą. Nie sądziłam, że taką mocną w ogóle posiada. – Mówiłem! Nie waż się jej dotknąć! A ty, co zrobiłeś?! Dotknąłeś ją, owszem! Pieprzyłeś moją córkę! Zrobiłeś jej dziecko! Zaufałem ci! Traktowałem Cię jak własnego syna! A ty dobrałeś się do mojej córki!
– Tato, przestań! – Wstałam i chciałam go jakoś uspokoić.
– Sofia! Zawiodłaś mnie! Jak mogłaś na to pozwolić!
– Tato, zrozum. Ja i Santiago...
– Wiem, co ty i Santiago. Zauważ, że wiem, skąd się biorą dzieci.
Zapłakałam długo i mocno.
– Wynoś się z mojego domu, oszuście! Wynoś się! – krzyknął na Santiago i niemal wypchnął go z werandy.
– Nie! On nie może odejść! – Nie widziałam niemal nic przez łzy.
Tata odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie tak pogardliwie, że sama poczułam do siebie wstręt.
– W takim razie ja odejdę – powiedziawszy to, wybiegł i kierował się na podjazd. Nim się obejrzałam wsiadł do samochodu i z piskiem opon odjechał.
Goniłam go, zanim nie zorientowałam się, że straciłam grunt pod nogami. Dlatego bałam się mu powiedzieć. Wiedziałam, że zareaguje właśnie tak. Nie winiłam Santiago, za to, że mu podsunął tę myśl. Ja powinnam to zrobić. Mimo to bolało. Bardzo bolało. Straciłam mamę, a teraz jeszcze tatę. Chciałabym wrócić się do czasów, kiedy byłam tylko ja i on. Mimo, że kochałam Santiago, z tatą łączyła nas mocna więź. A teraz czułam, jak została ona przerwana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top