Capítulo 53 Las mentiras
Kłamstwa
<Sofia>
Wszystko się poruszało. Czułam przeszywający ból w czaszce. Był on na style silny, że nie mogłam się nawet podnieść.
Odzyskałam odrobinę świadomości, ale było jej za mało, aby zorientować się, co się właśnie stało.
Pamiętałam jedynie uderzenie. Nic poza tym. Jakby ktoś mi urwał wtedy film. A teraz jestem... Właśnie, gdzie ja jestem?
Wykrzesałam ostatnią siłę w moim obolałym ciele i uniosłam głowę. Niestety, skończyło się na tym, że nie zrobiłam nic.
Do moich uszu zaczęły dochodzić różne dźwięki. Pierwszym, którego usłyszałam, był przeciągnięty jęk i szuranie o siebie partii materiału. Później jakieś głosy.
Poczułam się senna i zapragnęłam spać. Mimo że moje ciało nie czuło się w komfortowo w tamtym miejscu, byłam gotowa na powrót oddać się utracie świadomości i zasnąć.
Nie mogłam. Wiedziałam, że coś nie gra. W pierwszej chwili myślałam, że budzę się w domu w Niepołomicach, ale przypomniałam sobie coś jeszcze.
Telefon od Manueli, podróż do Hiszpanii... Nie mogłam myśleć dłużej. Mózg by mi eksplodował, a nie mogę na to teraz pozwolić. Muszę zachować trzeźwość umysłu.
Po długich walkach sama ze sobą, w końcu podniosłam głowę i otworzyłam oczy. To, co zobaczyłam, sprawiło, że omal znowu nie zemdlałam.
Trochę zajęło, zanim odzyskałam zdolność prawidłowego widzenia, ale nawet rozmazane widoki przyprawiały mnie o dreszcze.
Byłam w ciemnym pomieszczeniu. To zapewne jakaś piwnica. Żadnych okien, tylko ciemność, ja i...
Wszyscy inni. W tym pokoju znajdowali się wszyscy. Wszyscy ludzie, których darzyłam kiedykolwiek uczuciem.
– Santiago... – szepnęłam, przyszło mi to z trudem, jednak mój ukochany nawet nie drgnął.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam tatę. Patrzył na mnie, miał łzy w oczach. Podpełzłam do niego na czworakach.
– Tak się o ciebie bałam! – Zapłakałam mu ramię, zupełnie zapominając, jak go oszukiwałam przez ostatnie dni. – Manuela dzwoniła, mówiła, że cię porwali.
– Mnie? – Tata był zszokowany. – Dzwoniła do mnie mówiąc, że to ciebie porwali w Polsce i przywieźli cię tutaj.
Zmarszczyłam brwi. Już nic nie rozumiałam.
– Co tu jest grane? – powiedziałam pod nosem. – Dlaczego tutaj wszyscy jesteśmy?
– Nie wiem, Sofio. Mogę cię tylko zapewnić, że zrobię wszystko, aby cię chronić. Aby chronić nas wszystkich. Tu jest nasza rodzina. Nie pozwolę, aby komuś coś się stało.
Skinęłam głową.
Czekałam aż wszyscy się obudzą. Każdy był tak samo zdenerwowany. Ważne było zachowanie spokoju, ale nikt tego nie robił. Nie dziwię się – ja też nie. Dobijaliśmy się do ścian, raniąc nasze dłonie.
Widziałam, jak Jean na mnie patrzył. Byłam pewna, że obarcza mnie winą, za to, gdzie teraz jesteśmy. To nie była strikte moje wina, ale faktycznie czułam się za to odpowiedzialna.
– Jean, proszę, nie gniewaj się na mnie – szepnęłam w jego stronę, kiedy stanął twarzą do ściany i powoli, beznamiętnie uderzał dłonią o czarną ścianę.
– Powiedz, dlaczego my?! – wrzasnął nagle. – Dlaczego my tutaj jesteśmy?
Miałam mu coś odpowiedzieć, ale on nie skończył.
– Ja i Julia nic nie jesteśmy winni!
Wytrzeszczyłam oczy.
– A ja, tata i Santiago to już tak? – wykrzyknęłam. Poczułam, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy.
– To jest wasza rodzinna sprawa. Ja, a tym bardziej Julia nie powinniśmy się do tego mieszkać.
Santiago podszedł do niego i go popchnął.
– Jeszcze raz na nią podniesiesz głos, a zatłukę cię w tej chwili – syknął. Wiedziałam, jaki był zdenerwowany. Ale robił, co ma robić. Chronić mnie. – Nie waż się takim tonem do niej mówić. My nic nie jesteśmy winni. Kto wie, czy to ty nie podpadłeś ukrytej mafii? Sam wziąłeś nas pod swój dach, mówiłeś, że wiesz, na co się godzisz.
– Ale nie miałem pojęcia, że będę porwany do jakiejś psiej nory za środku zadupia!
– Chłopcy! – pomiędzy nich stanął tata. – Jeszcze tylko tego brakowało, żebyście się tutaj pozabijali. Zamknijcie się wreszcie!
Santiago zmierzył jeszcze Jeana wzrokiem, jakby miał ochotę powiedzieć: Jeszcze popamiętasz, po czym odszedł.
Podeszłam do Julii, która zaczęła teraz płakać.
– Przepraszam za Jeana, nie wiem, co w niego wstąpiło! – Przytuliła się do mnie. – On tak naprawdę nie uważa!
– Wiem, Julia, wiem... Jesteśmy uwięzieni w jakiejś piwnicy. Wiadomo, że wszystkim już odbija szajba...
Nie wiem, ile czasu minęło, kiedy do naszego więzienia trafił promień światła. A następnie wprowadzili do środka drewnianą drabinę. Chcieliśmy się na nią rzucić i wydostać się. Zaczęliśmy krzyczeć o pomoc. Jednak ktoś już po niej schodził. Nawet dwie osoby.
Pierwszą była Manuela. Nie wyglądała jak my. Ona była jak zwykle zadbana ubrana w tunikę w panterkę, pasek na wysokości talii, cieliste legginsy i wysokie, czarne kozaki. Z kolei my byliśmy cali brudni od sama nie wiem czego, a na naszych twarzach malował się ból i strach.
– Ciebie też tutaj uwięzili?! – wykrzyknął tata.
Kobieta nagle wybuchła takim gromkim śmiechem, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. Koło niej stanął jakiś zamaskowany osiłek.
Co ją tak bawi? Zapytałam sama siebie. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o jeszcze jednej rzeczy, którą wczoraj odkryłam. Zamaskowana była kobieta. Manuela Mentira. Pani Kłamstwo.
– Witam wszystkich, miło gościć tutaj tak liczną grupę – powiedziała z przesadnie teatralnym akcentem.
Zmarszczyłam brwi. Santiago ruszył w jej stronę. Osiłek jednak zatrzymał go, nim się ruszył. Syknęłam. Bałam się, że coś mu się stało, kiedy upadł od popchnięcia osiłka. Ten jednak wstał i zmierzył go wzrokiem. Poczekaliśmy na Manuelę. Widać było, że ma nam coś do powiedzenia. A powiem szczerze, chcę już w końcu rozwiązać tą sprawę.
– Zapewne zastanawiacie się, dlaczego tutaj jesteście. – Schowała ręce na plecami i zaczęła przechadzać się po piwnicy, jakby głosiła wykład na uniwersytecie. – Z chęcią wam opowiem historię, która jest po części wasza. Na początku musicie wiedzieć, że to część planu, którego realizuję od... Hmm... wielu lat.
Jak wielu? – zastanowiłam się – O czym ona mówi. Bałam się tego, co zaraz usłyszę.
– Dlaczego nam teraz o tym mówisz? – wykrzyknął tata. – Kochanie, co się stało.
– Nie kochaniuj mi tutaj, Vanidad – warknęła. – Nie kochałam cię, a ty byłeś na tyle głupi i wierzyłeś w każde moje słowo.
Zamarłam. Wiedziałam. Od początku widziałam w tych jej parszywych oczach, że tak naprawdę nie kocha mojego taty. Najgorsze jest to, w jakich okolicznościach musiał się o tym dowiedzieć.
– Zresztą nie ty jestem nie potrafisz się oprzeć takiej kobiecie jak mi. Pozwólcie, że zacznę od tego, co tutaj robicie.
Nikt z nas się nie odezwał. Czekaliśmy na tę historię. To mogła być nasza ostatnia w życiu, ale musieliśmy ją usłyszeć.
– Carlos... Był idealnym materiałem na męża. Przystojny, no byłby bardziej, jakby zrobił coś z wąsami. Ale to na marginesie. Opiekuńczy i przede wszystkim... Bogaty. Tak, kupował mi wszystko, robił niespodzianki, zabierał na drogie kolacje... Będę to wszystko bardzo miło wspominać, Carlosie.
Spojrzałam na tatę. Zacisnął zęby, nie chciał się popłakać. Niemal słyszałam jak jego serce łamie się na pół. Tak bardzo chciałam go pocieszyć, ale nie mogłam się nawet ruszyć. Sparaliżowało mnie.
– Musicie wiedzieć, że w tej branży działam od lat. Dążę do spełnienia mojego celu życiowego, a tacy idioci, jak ty, Carlos, mi w tym pomagają. Otóż zawsze chciałam być bogata. Nie wywodziłam się z zamożnej rodziny, a czułam, że jest zbyt piękna, aby brudzić sobie ręce w jakieś poważnej robocie. Spotkałam wtedy na mojej drodze pewnego przystojnego mężczyznę, który dałby sobie uciąć głowę, aby mnie zadowolić. Było wspaniale, przynajmniej na początku. Potem zwyczajnie mi się znudził. Jednak potrzebowałam jego kasy. Okazało się, że Krwawa Mary załatwia sprawy znacznie szybciej, niż się wydaje. – Znów zaniosła się szyderczym śmiechem.
– Zabiłaś go... – wycedził tata przez zęby.
– Tak, Carlos, zabiłam. Zabiłam go, tak samo jak innych naiwniaków takich jak ty. Moje konto rosło i rosło, a ja robiłam wszystko, aby wyglądać biedną, porzuconą żonę...
– Policja na pewno przechwyciłaby, że na jego konto wpływają pieniądze – zauważył Santiago. Głos mu drżał. Miałam ochotę do niego podejść i mocno go przytulić. Jednak nie czas na to. Bałam się, że już nigdy może nie być na to czasu.
– Zapewne by zwróciła, Santiago. Ale pieniądze były przelewane w ratach, a konto nie było jedno. – Uśmiechnęła się kpiąco. – Taki głupi, a wyglądałeś na takiego mądrego. W każdym razie... Ciebie Carlos miał spotkać taki sam los. Krwawa Mary. Jednak teraz medycyna poszła w przód i miałam lekkie obawy, że ktoś okryje mój mały podstęp. Najgorsze było to, że dowiedziałam się, że masz bachora. – Zmroziła mnie spojrzeniem. – To kompletnie psuło moje plany, ale ty byłeś już tak zakochany, że nie mogłeś mnie zostawić. Więc musiałam wyeliminować was wszystkim. Potem twoja córka znalazła sobie psiapsiółkę. Wolałam ją, kiedy była aspołeczna. Potem ta psiapsiółka znalazła sobie ukochanego, więc on też trafił na moją listę. No i Santiago... Największy błąd Carlosa. Zatrudniając tego ochroniarza, na parę nocy kompletnie spędził mi sen z powiek. Zatrudniłam paru Grissos, aby was zmylili, że to oni stoją na tym wszystkim. Byliście wytrwałą grupą, ale niestety... Przede mną jeszcze nikt nie uciekł.
Nikt z nas nie potrafił się odezwać nawet słowem, więc po prostu milczeliśmy.
– Od siedemnasyu roku skutecznie eliminuję wszystkie robale, które mają więcej kasy niż ja. Padło na was.
– Dlaczego nie rozwiązałaś tego tylko ze mną. Moja córka nie jest niczemu winna! – wykrzyknął tata.
– Och, dzieci to największa zmora tego świata! Opowiem wam historię, która przydarzyła mi się na początku. I tak nie jej nikomu nie opowiecie. Byłam młoda i nieostrożna. Jeszcze nie wiedziałam wiele o życiu. Niestety, zaszłam w ciążę. Mój ukochany był z tego dumny, cieszył się, o matko, co to było za badziewie. Ale ja wiedziałam, że nie chcę tego dziecka. Po śmierci tatusia, pozbyłam się dziecka.
– Zabiłaś dziecko! – Tata zaczął się rzucać. Osiłek skutecznie go powalił na ziemię.
– Dziecka nie zabiłam. Mogliby powiązać śmierć dziecka ze śmiercią ojczulka i mogliby mieć do mnie jakieś wąty. Oddałam je – wyjaśniła.
Nie rozumiałam z tego jednej rzeczy. Chociaż cały plan, wyglądał jakby wycięty z taniej hollywoodzkiej produkcji był straszny, nie potrafiłam czegoś pojąć. Musiałam ją o to zapytać.
– Jak to się stało, że wszyscy mężczyźni, który spotykali się z Manuelą Mentirą ginęli, a policja nawet tego nie sprawdziła? Za tobą ciągnęła się śmierć, kobieto – wyszeptałam.
– Widzę, że jednak masz mózg w tej swojej małej główce – zaśmiała się. – Zauważyłaś całą istotę mojej osoby. Nie jestem Manuelą Mentirą. W tym życiu, miałam więcej nazwisk, niż ty adoratorów w szkole. Ostatnio byłam Maribel Siete – zawiesiła głos. – Kiedy się urodziłam, moją godnością była Ricarda Valvedre.
– Valvedre? – wycedziła Julia przez zęby. Spojrzałam na nią. Była blada i miała łzy w oczach.
– Tak, masz z tym jakimś problem? – syknęła.
– Almeja! – wykrzyknęła moja przyjaciółka. Wszyscy spojrzeliśmy na nią. Wszyscy byliśmy zdenerwowani, ale tylko ona użyła najobraźliwszego hiszpańskiego słowa – Jak mogłaś?! Bollo! Concha!
Co w nią wstąpiło? Na jej nazwisko nagle zaczęła ją nienawidzić bardziej niż my.
– O co ci chodzi, wariatko!? – wrzasnęła Mentira. Znaczy... W sumie nie wiem, jak mam na nią mówić.
Bałam się, że Julia się na nią zaraz rzuci. Przecież ona bez mrugnięcia okiem by ją zabiła. Może nie ona, ale ten osiłek na pewno.
– Jesteś nic nie wartym wspomnieniem, co?! – wrzasnęła, a ja nagle doznałam olśnienia. – Historia do Ciebie powróciła, mico!
Manuela nagle zamarła. Jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Wszyscy patrzyliśmy to na nią, to na Julkę.
– Nie pozbyłaś się mnie dostatecznie dobrze! To ja! To ja jestem tą córką, której się pozbyłaś!
Wpadłam na to przed chwilką, ale kiedy Julia wymówiła te słowa, poczułam, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Jak to możliwe, że po siedemnastu latach spotkała swoją matkę, która okazała się mniej warta niż Cagada.
– Zabiłaś mojego ojca! – krzyczała dalej Julia. Mentira stała tam, zaczęła oddychać szybko. Nie spodziewała się tego. Julia do niej podeszła. Osiłek stał w miejscu. Po chwili jej dłoń wylądowała na policzku matki. – Nie masz uczuć, jesteś zimnym damskim draniem, bez uczuć!
Manuela jakby się otrząsnęła, bo odepchnęła ją i zaśmiała się.
– Co z tego, że jesteś moją córką? Myślałaś, że przez to nagle cudownie się nawrócę i was puszczę? O nie, to nie jestem ja. Nienawidziłam się, jak byłaś nie większa niż pół twojej ręki i to samo czuję teraz. Wszystkimi wami gardzę. Więcej! Żałuję, że nie zginęłaś wtedy z ojcem. Mogłam upozorować wypadek samochodowy, albo wypadek w basenie. Nie byłoby żadnego problemu.
Julia zacisnęła zęby, nie pozwalając wypłynąć większej ilości łez. Podeszłam do niej i mocno przytuliłam. Ta zapłakała mi cicho w ramię.
– Przestańcie, bo się porzygam. Koniec tej maskarady. Mieliśmy zginąć w waszym domu, podczas pożaru. Pozwólcie, że dokończę dzieła. – Wyciągnęła zapałkę i zapaliła ją. Po chwili ogień buchnął w górę.
Rzuciłam się na nią. Nie wiem, co chciałam zrobić. Po prostu nie mogłam stać jak ostatni kołek. W piwnicy rozpoczęła się panika. Czułam, że każda sekunda jest ważna. Osiłek strącił mnie z niej, niż zdążyłam jej cokolwiek zrobić. Ale zdobyłam jej telefon.
Pobiegłam tam, gdzie są największe płomienie. Nie wyciągną mnie stamtąd. Wybrałam numer policji.
Manuela zorientowała się, że nie ma telefonu. Wskazała na mnie palcem.
– Złap tą gówniarę, szybko! – krzyknęła.
Jednak ja już zdążyłam zawiadomić policję. Zajęło mi się dosłownie parę sekund. Osiłek trafił do mnie i mocno uderzył mnie w twarz. Zakołysałam się nad ogniem. Bałam się, że tam wpadnę.
Rozpoczęła się walka. Naprawdę walczyliśmy. Jeżeli zginiemy, chcieliśmy, aby Manuela spłonęła razem z nami w tej pułapce. Ciągnęliśmy ją za włosy, wyrywaliśmy ubrania, aby tylko ją tutaj zatrzymać. Jean i Santiago unieruchomili osiłka. Ja, Julia i tata trzymaliśmy panią Kłamstwo.
Płomienie były coraz większe. Nie wiedziałam, jak długo się od nich uchronimy. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że tutaj jesteśmy.
Wtedy usłyszeliśmy policyjną syrenę. Zaczęliśmy wykrzywiać: Tutaj! Pomocy! Na ten dźwięk, napastnicy dostali jakieś dodatkowej siły, bo się nam wyrwali. Usiłowaliśmy ich złapać, ale wyswobodzili się.
W sekundzie, kiedy dotarli do drabiny, zszedł z niej policjant i strażak.
– ¡Caray! – wrzasnęła Manuela.
Upadłam na podłogę. To koniec. To naprawdę koniec. Czułam, jak strażak sprawia, że ogień znika. Poczułam przyjemne zimno.
Policjant, nałożył kajdanki i Manueli i osiłkowi. Zapytał nas, czy potrzebujemy pomocy karetki. Nie wiem, co ktoś odpowiedział, bo przestały dochodzić do mnie różne dźwięki. Mierzyłam się z Manuelą wzrokiem. Ona wiedziała, że przegrała, ale i tak zachowywała pokerową twarz.
– Nikt mnie nie pokona! – krzyczała raz po raz.
Policjant ją wyprowadził. Zabrał też Osiłka. Przez chwilę staliśmy w tej piwnicy, zanim na nasze usta wkradły się uśmiechy.
– Wygraliśmy! – krzyczał tata. – Żyjemy! – Podszedł do nas i przytulił wszystkich.
Wtedy to do mnie dotarło. Pokonaliśmy Mentirę. Już nikogo nie skrzywdzi. Możemy w końcu żyć w spokoju. Byliśmy tutaj wszyscy. Mogliśmy od razu zacząć żyć naprawdę. Bez strachu, że mafia nas zniszczy. To nie była mafia. To była chora psychicznie kobieta.
– Przepraszam was! Nie wiedziałem, że jest niezrównoważona... Chciałem się po prostu ustatkować... – zapłakał tata, kiedy trzymał mnie w objęciach.
– Uspokój się tato, nie mogłeś przewidzieć, kogo spotkasz na swojej drodze. To nie jest twoja wina – zapewniłam go. – Na pewno kiedyś spotkasz taką kobietę, która zastąpi ci mamę.
– Nie będę szukał. Mam was. To jest najważniejsze – zapewnił.
Spojrzałam na Julię i Jeana. Chociaż ona była cała we łzach, Jean poprawił jej nastrój. Pocałowali się czule i delikatnie.
Podeszłam do Santiago. Chciałam go pocałować. Chciałam mu pokazać, jak bardzo cieszę się, że tutaj jest, jak bardzo się cieszę, że wygraliśmy! Jednak tata tutaj był. Więc po podejściu do niego, najpierw podałam mu dłoń, a potem delikatnie przytuliłam.
– Dziękuję... – szepnęłam.
Po tym wydostaliśmy się na zewnątrz. Była noc, jednak ja już czułam, że zapowiada się piękny dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top