Capítulo 5 Rubia ilegal


Nielegalna blondynka

<Julia>

– Co ty w ogóle robisz? – wrzasnął na mnie facet, który przed chwilką uratował tę tępą blondynkę.

Oczywiście dostało się mi, pomimo tego, że to ona zaczęła nazywać mnie na lekcji debilką i gadała jakieś głupie komentarze, kiedy do niej podeszłam.

To jasne, że taki bezmózgi facet uległ blondynce, a raczej jej cyckom wywalonym na wierzchu.

Dlaczego to one zawsze mają tyle przywilejów? Tylko dlatego, że wyglądają na takie, co wystarczy jedno czułe słówko i od razu rzucają się facetom na szyję?

Oto jest powód, czemu tak ich nienawidzę. Z twarzy już widać, jaki ktoś jest – a Vanidad jest z pewnością jedną z tych, które nie są zbyt ogarniętymi istotami na tym świecie.

– A co, jesteś ślepy? Idź do twojej idiotki i daj mi spokój – warknęłam.

– Co? – Był zdezorientowany. – To nie jest idiotka i nie jest moja.

– Więc, po co reagowałeś?

– Bo zaczęłyście się bić! – wykrzyknął znowu. – Każdy by zareagował, a ja byłem w pobliżu.

Wtedy przyjrzałam mu się uważniej. I wtedy to zobaczyłam. To był ten sam facet, który oblał mnie ostatnio gorącą czekoladą na ulicy. Santiago – jeżeli dobrze pamiętam. A chyba tak, bo tylko on ma taki głupie imię na tym świecie.

– Mam uwierzyć, że znowu przypadkowo się spotykamy? – zaśmiałam się kpiąco, prosto w jego twarz.

– O czym ty mówisz? Jak to znowu? – Znowu nic nie rozumie, to jest głupia płeć.

– Wczoraj niechcący na mnie wpadłeś, a dzisiaj ratujesz Vanidad przede mną.

– Vanidad?

– Tę blondynkę, tępaku! – Popchnęłam go. Nie mogłam znieść tej jego głupoty. Ma taki wielki łeb, gdzie ukrył się tam mózg?!

– Ach, no tak... Czysty przypadek. Też tutaj mieszkam.

– I mam uwierzyć, że chodzisz do tej szkoły? Nie wyglądasz na szesnaście lat.

– Może nie wtykałabyś nosa w prywatne życie innych, smarkulo?! – krzyknął na mnie. – Jestem tu, bo muszę. I fakt, że powstrzymałem cię przed wydrapaniem jej oczu powinien być dla ciebie ważny, bo mogłabyś być teraz na dywaniku o dyrektora.

– Już się boję dyrektorka – prychnęłam. – Ta krowa sobie sama na to zasłużyła. Zobaczysz, pewnego dnia nie będzie cię tutaj i wtedy jej się oberwie.

– Zobaczymy. Nikt nie będzie się tutaj bił.

– Ooo, więc jesteś szkolnym gorylem? – zaśmiałam się ponownie. Santiago chciał coś powiedzieć, ale natychmiast mu przerwałam. – Cóż, powodzenia życzę. Uważaj tylko, żeby ktoś ci przypadkiem nie wybił wszystkich zębów... – Odeszłam uderzając go ramieniem.

Pognałam prosto na salę gimnastyczną. Teraz cheerlederki mają próbę. Nie ma lepszego momentu na to, aby pokazać Vanidad, że ze mną się nie zadziera.

Miałam tylko nadzieję, że ten goryl nie będzie za mną szedł. Na szczęście został tam, gdzie stał, głupio machając głową w górę i w dół.

Nie wiedziałam, kim jest ten przygłup, ale bardzo mi nie pasował. Z pewnością jest w zmowie z Vanidad. Nie ma innej możliwości.

Tylko zastanawiał mnie wczorajszy dzień. Nie było jej tam. Albo była, a ja jej nie zauważyłam.

No to już wszystko jasne.

Nie sądziłam, że będzie sobie zatrudniać kogoś, kto będzie pilnował jej ogromnego tyłka. Te głupie, bogate, rozkapryszone dziewuchy mają już takie kiełbie we łbie, że wszystko im się poprzewracało w tych wypucowanych z każdej strony główkach.

Im bliżej sali gimnastycznej byłam, tym wyraźniej słyszałam odgłosy Vanidadoraz innych, tak samo bezmózgich cheerladerek. Ale najgłośniej to darła się ta tleniona blondyna. Oczywiście – jako szanująca się kapitanka wydawała wszystkim rozkazy. Miałam ochotę znowu walnąć ją w zęby. I tym razem Goryl mi nie przeszkodzi.

Otworzyłam donośnie drzwi do sali gimnastycznej. Skoczna muzyka natychmiast ucichła, a oczy wszystkich dziewczyn, wraz z Vanidad, zostały zwrócone w moim kierunku.

Miały na sobie krótkie biało-niebieskie sukienki z nadrukowaną lamą. Tak, tak. To są barwy naszej szkoły, a lama jest naszą maskotką.

– Czego tu szukasz? – warknęła Vanidad. – Wynoś się, mamy próbę, nie widzisz? – Machinalnie dotknęła się policzka.

– Boli? – zaśmiałam się najgłośniej jak potrafię. – Z drugiej strony też cię obić?

Vanidad spoważniała. Dziewuchy zaczęły szeptać coś miedzy sobą.

– Do szatni. Jedna za drugą – warknęłam.

Idiotki tak zrobiły. Po chwili na wielkiej Sali pozostałam tylko ja i Vanidad. A ona trzęsła portkami ze strachu.

– Teraz nie ma tutaj twojego goryla, żeby mnie powstrzymał – jęknęłam teatralnie.

– Mojego goryla? – Zmarszczyła swoje wyregulowane brwi. Ciekawe, czy popadłaby w depresję, gdybym teraz jej je spaliła... – To jest twój goryl.

– Tak, tak. Broń go.

– Serio, nie znam go, a wygląda na takich, co gustuje w takich czupiradłach jak ty. – Uśmiechnęła się kpiąco. Miałam prawdziwą ochotę sprać tę parszywą gębę.

– Tak? Po czym to wnioskujesz? Jak dla mnie, przylazł z odsieczą dla swojej dziewczyneczki kochaneczki, żeby ukarać złą czarną dziewczynę – przeciągałam celowo każde słowo. – A teraz przejdźmy do rzeczy. Ile będzie kosztowało cię wprawienie wszystkich zębów?

– Słuchaj no, pedazo de pelotudo! Jak jeszcze raz zobaczę twoją łapę przy mojej twarzy, zadzwonię do prawników, których zna mój tata i nie wypłacisz się do końca życia!

Zaśmiałam się.

– Me valeor me vale madre – powiedziałam, cedząc każde słowo.

Ale im dłużej się na tym zastanawiałam, tym miałam większe wątpliwości. Kurde, ona przyjeżdża do szkoły Lamborghini. Gdyby tak wydała pozew...

Co ja gadam?! Mam się bać rozkapryszonej nastolatki? Po moim trupie.

– Ostatnio na imprezie dotknął mnie jakiś obdartus. Dzisiaj płaci krocie za naruszenie mojej przestrzeni prywatnej. Więc... Ciekawe, jak zareaguje mój tata na śliwę na moim policzku dzisiaj po szkole. – Założyła ręce na piersi, kontynuując swój monolog. – Nie wiem, ile zarabiają twoi rodzicie miesięcznie...? Dwa, trzy tysiące euro? Cóż, to jest jedna setna tego, co będziesz musiała za mnie zapłacić. Obiecuję ci to.

– Myślisz, że załatwisz kasą wszystko? – warknęłam. – Te voy a comer el bistec, Vanidad!

Odwróciłam się na pięcie. Ona jeszcze dostanie. Nie dzisiaj, ale pewnego dnia tak jak spiorę, że ten jej ojczulek będzie jej kupował trumnę na cmentarzu.

_________________________

Trzeba też spojrzeć na świat z perspektywy, Julii, prawda :). Kim jest ten Santiago? Czy to naprawdę przypadek, że kręci się w ich pobliżu cały czas ;)? Dowiecie się czytając kolejne rozdziały :)

Dziękuję raz jeszcze za wszystkie wyświetlenia i gwiazdki, jest mi naprawdę baaardzo miło <3. Jesteście wspaniali :*

N.B

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top