Capítulo 34 Hogar, dulce hogar

Dom, słodki dom

<Sofia>

Później płakałam tylko ze szczęścia. Były takie momenty, że myślałam, że ci szaleńcy mnie zabiją. Dlatego zemdlałam popołudniu. Ocknęłam się i myślałam, że widziałam przede mną anioła.

Często śniły mi się sny, gdzie ktoś po mnie przychodzi i mnie ratuje. A potem budziła mnie rzeczywistość. Tego traumatycznego przeżycia nie będzie dało się zapomnieć. Już na zawsze zostanie w mojej pamięci. Nawet, kiedy jechałam samochodem z Gracjanem, miałam wrażenie, że oni gdzieś są.

Pomimo tego, że widziałam ich śmierć. Miałam wrażenie, że tak łatwo nie odejdą... Że dalej gdzieś dalej są. I czekają na mnie.

Ujrzenie Santiago wydawało mi się kolejnym pięknym snem. Dopiero, kiedy zdałam sobie sprawę, że to działo się naprawdę, poczułam, jakbym odzyskała sens życia.

Od razu pożałowałam tego, jak się zachowywałam w stosunku do niego. Gdyby był inny, powiedziałby, że nie będzie mnie ratował po czymś takim. A on to zrobił. Miałam u niego dług do końca życia. Nie wiedziałam, czy uda mi się go kiedykolwiek spłacić.

Postanowiłam się wyspać. Santiago powiedział, że czeka na nas czterdzieści kilometrów drogi. Dawno nie zaznałam prawdziwego snu, gdzie wiedziałabym, że nikt mnie nie obudzi i nie zacznie mnie... Nieważne.

Kiedy zamknęłam powieki, sen zmorzył mnie niemal w sekundę. Miałam takie przebłyski traumatycznych wspomnień, że musiałam na dosłownie chwileczkę otworzyć oczy i przekonać się, że to wszystko już tylko złe sny.

Obudziłam się niemal przed samym domem. Na powrót zachciało mi się płakać. Ten dom, tak bardzo go kochałam.

Hogar dulce hogar.

– Jesteśmy – szepnął cicho Santiago, nie będąc pewny, czy się obudziłam.

Przetarłam oczy i rozmazałam sobie jeszcze bardziej resztki makijażu na twarzy.

Odetchnęłam raz jeszcze. To nie sen. Naprawdę tam byłam. Wróciłam. I byłam bezpieczna.

Santiago wysiadł z samochodu i obszedł go dokoła. Otworzył moje drzwi i pomógł wyjść z samochodu.

Spojrzałam w kierunku drzwi wejściowych. Niemal natychmiast wybiegi stamtąd Julia i tata. Zaczęłam płakać rzewnie na ich widok. Momentami byłam pewna, że już nigdy ich nie zobaczę.

– Córeczko!! – Tata pierwszy pobiegł do mnie i mocno mnie przytulił. Tak strasznie cieszyłam się, że mogę go trzymać w objęciach.

– Tatusiu, przepraszam. – Zapłakałam mu w ramię. – Ja nie chciałam, żeby tak się stało.

– Nie przepraszaj mnie, skarbie. Nic się nie stało. Jak dobrze, że jesteś! – Przytulił mnie mocniej.

Nie byłam pewna, ile trwaliśmy tak przytuleni, ale byłam pewna, że dobrze mi to zrobiło. Jeszcze bardziej uwierzyłam, że w końcu jestem w domu. Brakowało mi taty. Brakowało mi każdego tutaj.

Potem przytuliłam Julię, która też rozpłakała się na mój widok.

Zaczęłyśmy siebie nawzajem przepraszać za to, co się stało. Wybuchłyśmy nagle krótkim, urwanym śmiechem. To było dziwne uczucie, zaśmiać się po tygodniu niemalże ciszy.

Poszliśmy do środka. Poczułam się trochę, jakbym nigdy tego miejsca nie opuszczała.

– Santiago... – Tata podszedł do niego i uścisnął mu dłoń. – Wykonałeś swoją powinność, za co ci dziękuję. Ale to nie zmienia mojej decyzji.

– Jakiej decyzji, tato? – Jego głos zabrzmiał mi zbyt surowo, nawet jak na niego, dlatego musiałam zadać takie pytanie.

– Zostałem zwolniony tydzień temu – odparł Santiago, nie patrząc na mnie. Wbił wzrok w rękę taty.

– Co? – Chciałam krzyknąć, ale tylko szepnęłam. – Za co? Dlaczego?

– Gdyby cię lepiej pilnował, nie musiałby cię dzisiaj ratować – powiedział sucho.

– Ale to była moja wina, tato! – usiłowałam go przekonać.

Santiago nie mógł odejść. Nie teraz. Nie po tym, co się stało.

– Naraził dla mnie życie! Ja go oszukałam. Skłamałam, że idę spać, a tak naprawdę wyskoczyłam przez okno. Tato, on spełniał twoje zasady zawsze! Tylko ja go odtrącałam, nie chciałam jego pomocy i sama sobie nagrabiłam przez moje ego – mówiłam dosłownie to, co mi ślina na język przyniosła, ale zauważyłam, że większość tego, to była szczera prawda. – Santiago jest najlepszy w swoim fachu. Nie wiem, czy znajdziesz kogoś, kto aż tak się dla nas poświęci. Tato, daj mu szansę! Gdyby nie on, dalej by mnie tu nie było!

Tata milczał jak zaklęty, wpatrując się we mnie.

– Proszę. Nie możesz go teraz zwolnić – wyjąkałam niemal błagalnie.

Nie wyobrażałam sobie teraz budzić się rano bez mojego bohatera w pokoju. Jeżeli tata go zostawi, postanowiłam, że stanę się dla niego milsza. Musiałam zostać porwana, żeby zauważyć, jak dużo dla mnie robił.

– A ciebie, Santiago, proszę o szansę dla mnie. Zlewałam cię z błotem za każdym razem, kiedy cię widziałam. Nie potrafiłam docenić tego, co dla mnie robisz... – Zwróciłam się do niego, a następnie do taty: – Popełniłam błąd, ale dlaczego on ma za to płacić.

– Musiał cię pilnować. Miał być na fotelu w sypialni – odparł szorstko tata.

– I zawsze był. Dopóki go nie wygoniłam... – przygryzłam wargę. To moja wina. Wszystko moja wina. Tata doskonale o tym wiedział, ale nie chciał mi tego powiedzieć w twarz.

Przez chwilkę panowała między nami grobowa cisza, której zdaje się nic nie chciało przerwać. W końcu dodałam:

– Zwalniając Santiago narazisz mnie na większe niebezpieczeństwo. Z nim czułam się bezpiecznie, chociaż nie zawsze zdawałam sobie z tego sprawę... – bełkotałam prosząco.

Tata westchnął.

– To tylko dlatego, że Sofia się za tobą wstawiła. – Uśmiechnął się do Santiago. – Witaj z powrotem.

Mój wybawca również odpowiedział uśmiechem i podał tacie dłoń. Ten jednak mocno go przytulił.

– Można powiedzieć, że to happy end? – Julia zaśmiała się, lekko obejmując mnie ramieniem. Nie chciałam jej tego mówić, ale sprawiła mi tym ból.

– Myślę, że tak – dodałam.

– Niech Santiago przywiezie swoje rzeczy, a w tym czasie musimy się tobą zająć – powiedział tata.

– Jest ok, tato. – Uśmiechnęłam się, bałam się, że mój uśmiech wyrażał ból.

– Twoja twarz mówi mi co innego – odrzekł smutno.

– To ja po prostu wskoczę pod prysznic. – Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę wejścia.

Chodzenie sprawiało mi trudność, ale chciałam nie dać tego po sobie poznać. Nie miałam pojęcia, czy mi się to udało.

Po przywitaniu się z Chanel weszłam pod strumień gorącej wody. Bardzo tego potrzebowałam. Woda ma właściwości kojące, która zawsze działa na mnie odprężająco. Tym razem nie mogłam jednak zapomnieć o tym, ale na pewno poczułam się lepiej.

Niestety, zobaczyłam w jakim fatalnym stanie się znajdujdowałam. Całe moje ciało pokrywały siniaki, zadrapania, gdzieniegdzie jakieś płytsze i głębsze rany. Wyglądałam, jak człowiek, którego ktoś umazał kolorowymi flamastrami. Będę potrzebowała dużej ilości maści i pudru na całe ciało.

Każda rana miała swoją historię i niestety, zbyt wyraźnie je pamiętałam. Zatuszowanie ich pozwoliłoby mi o nich zapomnieć.

Po prysznicu poczułam się trochę lepiej. Santiago odjechał do swojego domu na chwilę, a ja już poczułam się tak, jakby zostawił mnie na zawsze. Wiedziałam, że przy mnie jest tata, Julia, no i Chanel, ale Santiago stał się tym, przy kim najbezpieczniej się czułam.

Kto by pomyślał, że aż tak zmienię mniemanie o nim. Dawniej w ogóle bym nie pomyślała, że kiedykolwiek się do niego przekonam. Był moim aniołem, moim bohaterem. Ocalił mnie. Niejednokrotnie.

Położyłam się spać w starym pokoju. Miałam z nim najlepsze wspomnienia. Julia, która okazała się u nas mieszkać, zgodziła się przespać na górze jedną noc.

Przytuliwszy Chanel, starałam się zasnąć. Jednak nie za bardzo mi to wychodziło. Dalej przed oczami miałam tamte wydarzenia.

Otworzyły się drzwi do sypialni, ale nie zaświeciło się światło. Nie poczułam strachu, bo wiedziałam, kto przyszedł pilnować mojego snu.

– Dziękuję, Santiago – powiedziałam cicho, niemal niesłyszalnie. Ale on to usłyszał.

– Nie ma za co. Możesz spać spokojnie. Jesteś już bezpieczna.

Dopiero po tym, faktycznie zmrużyłam oczy. Bałam się tego, co ujrzę w śnie. Jednak śnił mi się tylko Anioł krążący nade mną.

Nie muszę mówić, kogo twarz ta istota posiadała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top