Capítulo 32 Robo con fractura

<Julia>

Mijały dni, a po Sofii słuch zaginął. Wszyscy byliśmy w rozpaczy. Ale myślę, że oprócz wiadomego pana Carlosa, wielką stratę poniósł Santiago. W końcu po takim czasie, który razem spędzili, musieli się bardzo dobrze poznać. Byłam pewna, ze poszukiwał jej tak bardzo jak tylko mógł. Nie mogłam tego jednak stwierdzić.

Pan Carlos pomimo wagi sytuacji nie ustąpił i zwolnił Santiago. Widziałam, ze dwójce trudno było się po tym pozbierać, ponieważ oboje potrzebowali siebie nawzajem. Jednak priorytetem pana Vanidada była przede wszystkim jego córka, której teraz zabrakło.

I niestety, Santiago miał o nią zadbać. Oczywiście, nie winiłam go. Wręcz przeciwnie. Jednak nie byłam w stanie przekonać pana Vanidada, żeby go nie zwalniał. Santiago odszedł, nie zapomnę tego, ze spuszczona głową. W połowie drogi odwrócił się i spojrzał jeszcze raz na dom, którego po takim czasie zaczął traktować jako swój własny.

Westchnął długo i głęboko. Pan Carlos to oglądał. Byłam pewna, że jak to zobaczy, stwierdzi, że go zostawi przy swoim boku. Ale tak się nie stało. Odwrócił się na pięcie i zniknął w domu, mrucząc coś pod nosem. A ten odszedł. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek wróci.

Natomiast, aby nie zostawać sam z Chanel, pan Carlos stwierdził, ze zatrzyma sobie mnie w domu. Powiedziałam mu, że mieszkam w noclegowni niedaleko, więc on zaproponował, abym zatrzymała się u nich przez parę dni. Było jasne, ze Sofia chciałaby się ze mną kontaktować. Jednak ja byłam pewna, ze wolałaby porozmawiać ze Santiago. To on był tym, do kogo miała udać się w razie niebezpieczeństwa. A on był, sama nie wiedziałam gdzie.

Dni mi mijały ma zabawie z Chanel, która okazała się być kimś fajniejszym niż owłosionym szczurem.

Pan Vanidad dokładnie się mnie wypytał o moje urodziny. Nie łatwo mi było o tym mówić, zważywszy na to, jak to się skończyło i jakie były tego skutki. Wszystko prześledziłam w pamięci, upewniając się, że nie pominęłam żadnego istotnego fragmentu. Dla mnie wszystko było mało ważne. Kto koło nas siedział, kogo widziałyśmy... Jednak tata Sofii wytłumaczył mi, że są to kluczowe informacje.

Wiec opowiedziałam wszystko, co pamiętałam. Niestety, kiedy się upiłam, było z tym trudniej. Nie wiedziałam też, czy to jest prawda, czy mi się to wydawało.

Spałam w pokoju, który na początku był Sofii, potem zamienił się we własność Santiago. Pięćdziesiąt razy na godzinę sprawdzałam, czy Sofia przypadkiem na dzwoniła. Niestety, telefon milczał jak zaklęty.

Jednego dnia, a był to tydzień od zaginięcia Sofii, czyli dziewiątego czerwca, pan Carlos wyszedł popytać o swoja córkę wśród zaufanych gangsterów.

Jednak wydawało mi się to dziwne. Nie ma czegoś takiego jak zaufani gangsterzy. Opowiedział mi historię Dona Gisetto. Poniekąd też był zaufanym gangsterem. Kto wie, czy osoba, której się zwierzy, nie okaże się zdrajcą.

Została, tamtego dnia tylko z Chanel. Siedziałyśmy w pokoju, po raz kolejny sprawdzając telefon.

Wtedy usłyszałyśmy kroki i dźwięk otwieranych drzwi. Z początku myślałam, że to Carlos czegoś zapomniał. Ale on nigdy o niczym nie zapominał. Wtedy przeszło mi przez myśl, że to Sofia! Ale niestety, z tego tez szybko zrezygnowałam. To były zbyt męskie, ciężkie kroki. Czyżby Santiago? O tym myślałam najdłużej. Aż do momentu, kiedy rozpoznałam, że są to kroki dwóch osób i towarzyszą im głosy, których nie znałam.

Jak najszybciej schowałam się pod łóżko, mocno tuląc Chanel do siebie. Poczułam narastający strach i panikę, a ukrycie się było pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi do głowy. Głaskałam ją pospiesznie, aby nie zaczęła szczekać. Wsłuchałam się w głosy tej dwójki. Rozpoznałam, że byli na korytarzu. Słyszałam ich dość wyraźnie. Pokój był zaraz obok.

– Już myślałem, że ten facet nigdy nie wyjdzie z tego domu – powiedział jeden z nich.

– Nie gadaj, tylko szukaj. Gdzieś musi być ten złoty MacBook.

MacBook? Wiec to złodzieje, a nie porywacze. Tylko nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Wybrałam zachowanie zimnej krwi i niedanie poznać, że w tym domu jest ktoś więcej.

– Ej, spójrz – powiedział jeden.

– Czego?

– Patrz na ten obraz na ścianie.

– No laska. Ładna laska i co z tego?

– To jest ta od Vanidada, ziomek! – wykrzyknął.

– Od tego Vanidada?

– A ilu znasz bogatych Vanidadów w Valle Essential, co tępaku?

Tępaku. Mimowolnie się uśmiechnęłam.

– To, czekaj. Wiesz, gdzie ona jest? Podobno ją porwali, trąbią o tym wszędzie. Kochający tatulo wykupił wszystkie możliwe reklamy i programy telewizyjne, aby emitowało tę perfekcyjną twarz.

– Nie jestem do końca pewien. W sumie rozmawiałem ostatnio z jakimś ziomkiem z Grissos. Wspomniał mi, że przetrzymują ją w jakimś kościele za miastem.

– Kościele!? Boże jakie durnie, a jak tam gdzie msza?

– Sam jesteś dureń, baranie. W opuszczonym kościele. Mieszkają tam tylko szczury. Od jakiś trzydziestu lat nie było tam żywej duszy. Dlatego to wybrali. Bo mieli pewność, że nikt im tam nie wejdzie. A teraz ruszaj dupę, bo chcę MacBooka.

Otworzyłam oczy niemal tak bardzo, że wyszły mi z orbit. Niemożliwe, właśnie dowiedziałam się, gdzie jest Sofia! Jeżeli tylko mnie nie znajdą i nie zabiją, być może uda mi się na ocalić! Tylko nie dokonam tego sama. Z pewnością pilnuje ja sztab mięśniaków. Będę potrzebowała kogoś pomocy. Na przykład Santiago.

– No nieźle, wzbogacą się na tej lasce.

– Z pewnością, ona jest warta więcej niż cała twoja rodzina. I kot. A kota masz rasowego, a twoja była żona ma teraz potężną firmę kosmetyków.

– Nie wspominają mi o tej kobiecie! Było, co było! Wolała kosmetyki ode mnie, więc niech tam sobie je ma.

– A ty musisz kraść.

– Po prostu chce złotego maca, półgłówku! A teraz chodź, nie wiem, kiedy stary Vanidad wróci.

– A ten gość, co ją zawsze pilnuje?

– Daj spokój, skora ma ją zawsze pilnować, musi najpierw ją znaleźć. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie szukałby córki milionera w starym kościele.

Chyba że ktoś podsłuchał rozmowę dwóch włamywaczów na temat pobytu Sofii. Wtedy pewnie się pokuszą, nawet jeżeli nie mają zdrowych zmysłów.

– Masz rację, ja to też czasami tak błysnę inteligencją – rozległ się śmiech

– Nazywajmy rzeczy po imieniu, po prostu jesteś głupi.

Musieli się bardzo kochać, skoro tak obrzucali się wyzwiskami. To przecież oznacza miłość.

Nie mogłam do nich wejść, wiec czekałam, aż zabiorą ten laptop, po czym wyszli. Nie było mi szkoda tej rzeczy materialnej. Vanidadów stać na milion takich, a życie Sofii jest czymś znacznie, znacznie ważniejszym. Czym prędzej chwyciłam telefon i wybrałam numer Santiago.

Jeszcze nie ochłonęłam po tym, że byłam świadkiem włamania. Nigdy nie sądziłam, że będę w podobnej sytuacji. U mnie w domu, mogliby co najwyżej wynieść pralkę.

Santiago odebrał po czterech sygnałach.

– Halo? – Miał smutny głos, od razu to usłyszałam, kiedy tylko jego głos zabrzmiał w telefonie.

– Santiago? To ja, Julia! Posłuchaj – postanowiłam nie owijać w bawełnę – musisz tu przyjść. Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.

– Nie możesz powiedzieć teraz? Prowadzę dochodzenie – powiedział to ostatnie słowo niczym kryptonim.

Po chwili zrozumiałam, że nasze rozmowy mogą być nagrywane. Od razu się poprawiłam.

– Ta sprawa dotyczy naszego zaginionego kota. – Nie wiedziałam, czemu wybrałam kota, skoro nawet ich nie lubiłam. Santiago na to krótko prychnął. – Był tu jakiś pan i mówił, że widział go w okolicy. Pasowałoby sprawdzić, czy to nasz.

– W takim razie już lecę. – Od razu głos mu zaiskrzył. – Zaraz będę. – Pierwszy się rozłączył.

Za czas, kiedy go nie było, zdążyłam zrobić sobie ciepłą herbatę, aby złagodzić nerwy. Zawsze mnie to rozluźniało. Tym razem nie pomogło do końca. Włamanie to nie jest to samo, co stres przed sprawdzianem z historii.

Nie minęło pięć minut, jak pod domem zjawił się zziajany Santiago. Wparował do domu niczym grom z jasnego nieba. Zastał mnie, pijąc herbatę na podłodze w salonie.

– Wiesz coś o Sofii? – huknął od razu.

Pokiwałam głową i przełknęłam łyk herbaty, która sparzyła mnie nieco w język.

– Tak. Przed chwilką stało się coś strasznego. Byłam świadkiem napadu. Pan Carlos wyszedł do pracy. Nie minęło parę minut, jak wparowała tutaj dwójka chłopów. Nie mam pojęcia kto to – zdawałam relacje, a Santiago słuchał wszystkiego z lekko uchylonymi ustami – i wtedy mi to powiedział. Dokładne miejsce. Tylko żeby to nie była pułapka. Mogli wiedzieć, że tu jestem.

– Raczej nie. Nie rzucałaś się w oczy. Nie chodziłaś do szkoły, nie wychodziłaś z domu... – Santiago przygryzł lekko wargę i zmarszczył brwi. – Julia, ale czy ty to rozumiesz?! Być może znaleźliśmy Sofię!

– Tylko musimy dokładniej sprecyzować ten kościółek.

– Ale ja wiem, gdzie to jest! – Cieszył się niemal jak dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. – Raz tamtędy przejeżdżałem. To wieś, niedaleko Valle Essential. Faktycznie, wszystko tam jest zarośnięte. Człowiek nie wszedłby tam, gdyby nie dostał miliona euro, za spędzenie tam nocy. Idealne miejsce, do przetrzymywania kogoś... – mówił wszystko na głos, z tym jego akcentem uczonego.

– To na co czekamy? Dzwońmy po jej tatę, a on... – zaczęłam, ale Santiago od razu mi przerwał.

– Nie, nie. Nie możemy dzwonić do Carlosa – powiedział od razu. – On zaraz wyśle tam swój sztab. Ludzie spanikują i przewiozą Sofię gdzieś indziej. Nie mamy czasu na kolejny tydzień zwłoki. Bóg wie, co się z nią działo przez ten tydzień – zamartwił się.

Wtedy poczułam jego ból. Zobaczyłam tę lśniącą łzę, którą natychmiast otarł, udając, że coś mu wpadło do oka. To nie mogła być tylko praca. Tylko ochroniarz powiedziałby: Namierzyliśmy cel ochrony. Kod akcji: Ratunek celu. A on się przejął. Byłam pewna, że coś czuje do Sofii. Mimo że się nie przyznaje.

– Czyli co? Jedziemy sami? – zdziwiłam się. Przecież to niebezpieczne. Na pewno tam będzie tona ludzi, która będzie strzegła Sofii.

– Poprawka. Ja jadę, ty zostajesz. To jest zbyt wielkie ryzyko, abym mógł cię ze sobą zabrać – powiedział mi bez ogródek.

– Uważasz, że sobie nie dam rady? – obruszyłam się.

– Uważam, że nie potrafisz korzystać z broni palnej i w razie niebezpieczeństwa oboje moglibyśmy przez to polec, bo broniłbym trzy osoby zamiast dwóch. Poza tym to stres, nigdy cię w takiej sytuacji nie było. – Jak zwykle, mówił wszystko z tym dostojnym akcentem, który w tamtej chwili zaczynał mnie denerwować.

Przemilczałam to, co mówi i tylko kiwnęłam głową.

– Ale będę się strasznie zamartwiać o was oboje... – Wzruszyłam ramionami.

– Możesz mi zaufać. Nie spocznę, póki nie przeniosę Sofii przez próg tego domu – powiedział i stuknął palcem o podłogę, jakby stawiając kropkę na końcu zdania.

Wierzyłam mu. Jeżeli był w czymś dobry, to z pewnością w bronieniu osoby, na której mu naprawdę zależy.

________________________

PRZEPRASZAM!

Że tak rzadko dodaję rozdziały. Jednak pracuję i praktycznie w ogóle nie ma mnie w domu... Za chwilkę, korzystając z chwili, dodam jeszcze jeden, bardzo kluczowy dla powieści rozdział :)

Mam nadzieję, że mimo tej mojej nieobecności nie zostawicie Salvame i dalej będziecie to czytać i zgłębiać historię rodziny Vanidad :)

N.B

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top