Capítulo 30 Secuestrada

Uprowadzona

<Julia>

Moja siedemnastka minęła mi bardzo dobrze. O dziwo. Nie spodziewałam się, że dzień może minąć mi w tak przyjemnej atmosferze. Na pewno będę ten dzień długo wspominać. Nawet, kiedy leżałam w swoim łóżku w hotelu, cały czas miałam przed oczami przebłyski wspomnień, jak dobrze bawiłyśmy się z Sofią.

Byłam ciekawa, czy dojechała do domu i czy Santiago dowiedział się, że uciekła. Wymieniłyśmy się numerami podczas imprezy, więc niewiele myśląc, wybrałam jej numer i przyłożyłam telefon do ucha.

Sygnał zdawał się nie kończyć. W końcu jednak włączyła się poczta głosowa.

Tutaj Sofia Vanidad. Zostaw wiadomość!

– Hej, Sofia – Postanowiłam się nagrać. Podniosłam się na łóżku i mówiłam dalej: – Jak znajdziesz chwilkę, to oddzwoń. Jestem ciekawa, co się stało jak wróciłaś do domu. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za przyjście na moje urodziny. I za prezent. To, cześć.

Rozłączyłam się, ale jeszcze długo wpatrywałam się w ekran telefonu. Sofia nigdy nie rozstaje się z telefonem. Jej iPhone to jej oczko w głowie. Dlaczego więc nie odbiera? Spałaby? Wątpię. Wyszłam z baru dosłownie parę minut po niej. Zapewne wzięła taksówkę i pojechała do domu. Także niedawno musiała wrócić.

Stwierdziłam jednak, że bez potrzeby się denerwowałam. Postój taksówek znajdował się za dwoma przecznicami. Przejdzie się je w dwie minuty szybkim krokiem. Dlatego trzeba mieć naprawdę pecha, jeżeli coś by się przydarzyło.

A nic przecież złego nie miało miejsca.

***

Wstałam zupełnie wypoczęta, ciesząc się na zapowiadający dzień. Właściwie, dawno temu czułam to uczucie. Kiedyś każdy dzień był takim, gdzie musiałam zmagać się z problemami sama. A teraz czułam, że mam przy sobie osobę od serca, która we wszystkim mi pomoże i z którą moje życie nabierze barw.

Nigdy nie sądziłam, że powiem takie słowa o jakiejkolwiek głupiej Blondynce.

Odkryłam, że sama się przy tym zmieniłam. Moja zgryźliwość zupełnie zniknęła, jakbym stała się kimś zupełnie innym. Doszłam do wniosku, że jestem w stanie powiedzieć komuś Dzień dobry, kiedy mija mnie na ulicy. Potrafię nie nawrzeszczeć na dziecko, które przebiegnie przede mną, jak czołg.

Lecz najlepsze, zauważyłam, kiedy wychodziłam z domku w czarnej sukience i mocnym makijażu. Mając na ustach uśmiech, ludzie nie wytykali mnie palcami, ale wręcz odwzajemniali uśmiech. To zbudowało mój dzień.

Sofia w dalszym ciągu nie odbierała. To bardzo mnie zaniepokoiło, ale postanowiłam nie niszczyć sobie tym dnia. Wieczorem, wolałam iść do niej i się o to zapytać. Być może zgubiła telefon? Cóż, trochę się upiła, zgubienie telefonu w takim stanie to rzecz bardzo możliwa. Albo umierała na potężnego kaca. Wypiła sporo alkoholu.

Ruszyłam przed siebie, okrążając Valle Essential. Miejsca, które przedtem wydawały mi się nijakie i zwyczajne, wtedy stawały się piękne.

Kiedy doszłam pod czarowny dom Sofii, coś przykuło moją uwagę. Dość donośne krzyki. Doszłam do wniosku, że należą do Santiago i Pana Carlosa. Czyżby na nią krzyczeli?

Ruszyłam szybko w kierunku wejścia. Nie mogli na nią krzyczeć! Już nie, odkąd jest dla mnie ważna.

Wparowałam do środka niczym grom z jasnego nieba. Krzyki natychmiast ucichły. Oczy dwójki zostały wbite prosto we mnie. Panu Carlosowi w oczach błysnęły łzy, oboje mieli miny, jakby stało się coś poważnego.

Miałam bardzo złe przeczucia.

– Julia! – Pan Carlos niemal załkał.

– Co się stało? – zapytałam. Pan Vanidad przygryzł wargi i nie zdołał mi odpowiedzieć.

– Sofia zaginęła. – Santiago wymówił to z bólem.

Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzaniem. Jak to zaginęła!? Przecież... To niemożliwe!

– To twoja wina, Santiago!! – Pan Carlos go popchnął, zadziwiająco mocno. – Miałeś jej pilnować dzień i noc! Tak mówiłem?! Tak mówiłem!

– Chciała trochę prywatności! Nie mogę siedzieć w jej pokoju cały czas! Przecież każdy potrzebuje chwili wytchnienia! – Santiago stawiał na swoim. – Skąd by mi przyszło do głowy, że gdzieś zniknie?!

– A może stąd, że poluje na nią cały gangsterski świat Hiszpanii?!

– Ale do domu nikt nie wchodził! – Santiago usprawiedliwiał swoje stanowisko, a ja tylko słuchałam tego z zapartym tchem.

– I akurat, kiedy ją zostawiłeś, coś się musiało wydarzyć! Zwalniam cię! Zwalniam!! – Ne sądziłam, że ktoś może aż tak krzyczeć. – Ufałem Ci! A ty mnie zawiodłeś! Moja córka!!! Teraz nawet nie wiem, gdzie rozprowadzić patrole!! Gdzie można było ją ostatnim razem zobaczyć!!

– Panie Vanidad! – Santiago powiedział nieco spokojniejszym tonem: – Pańska córka miała mnie serdecznie dosyć, gdybym siedział z nią w jednym pokoju...

– Milcz! – krzyknął. – Twoim zadaniem było ją chronić. Nie zrobiłeś tego. Nie mam wyboru, możesz pakować swoje rzeczy. Sam zajmę się całą sytuacją!

Wtedy zaczęłam płakać. To wszystko moja wina! Nagle wybuchnęłam tak histerycznym płaczem, że niemal nie poznałam swojego tonu głosu. Stał się nagle tak piskliwy i niewinny.

– Julia? Co się stało? – Santiago spojrzał na mnie.

– To moja wina! – mówiłam z trudem, dławiłam się własnymi łzami.

Jeżeli coś jej się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę. Przecież wszystko było tak dobrze. Dlaczego teraz nagle się zniszczyło? Dobrze wiedziałam, że jest w niebezpieczeństwie. A ja nie dość, że wyciągnęłam ją z bezpiecznej twierdzy, to jeszcze pozwoliłam jej samodzielnie wrócić do domu. Wykazałam się odpowiedzialnością równej papużki falistej. A pewnie i one by były bardziej odpowiedzialne.

– Co ty mówisz? Jak to twoja? Coś wiesz? – Pan Carlos zaczął zadawać pytania jak z maszyny.

– Miałam wczoraj urodziny i wyciągnęłam Sofię na imprezę! Ale nie sądziłam, że ucieknie! Myślałam, że weźmie Santiago ze sobą! Wszystko było świetnie! Bawiłyśmy się znakomicie, Sofia znowu była szczęśliwa! Ale potem... – mówiłam, pomiędzy głośnym przełykaniem łez. – Ale potem upiłyśmy się. Sofia powiedziała, że wróci sama do domu. I wtedy... Wtedy ją ostatni raz widziałam! – Na dobre się rozpłakałam. Kiedy powiedziałam to wszystko na głos, poczułam się jeszcze bardziej winna.

– Nie płacz... – Santiago podszedł do mnie i delikatnie mnie objął. – To nie twoja wina.

– Właśnie, że moja!! Wiedziałam, jaka panuje u was sytuacja! A mimo to, nie sądziłam, że... – Ścisk gardła nie pozwolił mi mówić więcej. Za to wypłynęło więcej łez.

– Julia, skup się! – powiedział ojciec Sofii. – Powiedz mi, gdzie widziałaś moją córkę po raz ostatni.

– Bar Lata 50. W Valle Essential. Tam byłyśmy cały czas – wyjąkałam.

– Poślę tam patrole – skwitowa. – Może znajdą jakieś ślady.

– Ja naprawdę przepraszam! Nie sądziłam, że to tak się skończy. – Schowałam twarz w dłoniach.

– Uspokój się... – Santiago mówił tak przekonującym głosem, że chciałam zrobić wszystko, aby mu pokazać, że potrafię tak zrobić. Fonetyczność jego głosu była czymś nadzwyczajnym i rzadko spotykanym. – Wszystko będzie dobrze. Najważniejsze to znaleźć Sofię.

– Ale ja naprawdę nie chciałam!

– Cii... – Objął mnie raz jeszcze delikatniej. – To nie twoja wina.

Ale w to nie potrafiłam uwierzyć. Dopóki Sofia się nie odnajdzie (jeżeli w ogóle to nastanie), nie będę mogła spojrzeć sobie w twarz.

Wtem rozbrzmiał donośny odgłos telefonu. Pan Carlos porwał się z miejsca i krzyknął:

– To porywacze! Oni zawsze tak robią! Santiago – zwrócił się do niego. – Odbierz i jak najdłużej z nimi rozmawiaj. Ja w tym czasie uzyskam IP miejsca z którego dzwonią.

Santiago nie przejął się tym, że przed chwilką został zwolniony. Tu nie chodziło o to, czy posiadał jeszcze tę posadę, czy też nie. Liczyło się tylko bezpieczeństwo Sofii.

Szybko pobiegł do telefonu i go odebrał. Dźwięk był tak głośny, że nawet ja go słyszałam.

– Słuchaj, dupku. – Głos z telefonu był zniekształcony, jakby ktoś mówił przez rękę, albo ze skarpetką na słuchawce. (oglądałam filmy szpiegowskie). – Powiem krótko. Vanidadowie mają ogromny problem, bo zbyt się ustawili na mieście.

– Czego żądacie? – Santiago grał na zwłokę, tak jak nakazał Pan Carlos. – Pieniędzy? Powiedzcie, ile mamy dać, to tyle damy.

Wtedy rozbrzmiał donośny krzyk Sofii. Santiago napiął swoje mięśnie.

– Dziewczyna mówi, że nawet was nie stać – zaśmiał się głos.

– Jeżeli ją tkniecie, znajdę was i sprawię, że będzie zdychać w męczarniach. Każdy z was po kolei. Będziecie tylko odmawiać zdrowaśki.

– Powodzenia – rozmowa została przerwana.

Powodzenia. Nie sądziłam, że takie pozytywne słowa mogą brzmieć tak ponuro i obrzydliwie.

Santiago mocno trzasnął telefonem, niemal go nie rozbijając. Przyłożył dłonie do twarzy i głęboko westchnął. Widać było, że bardzo przejmuje się losem Sofii.

Z gabinetu wyszedł Pan Carlos. Cały we łzach.

– Rozmowa trwała za krótko. Nie udało mi się znaleźć ani trochę adresu. Z tego, co widziałem, numer był zastrzeżony. Nie wychwyciłem też żadnych szumów, co mogłoby zdradzać ich położenie.

– Krótko mówiąc, utknęliśmy w bagnie. Głębokim bagnie.

– Gdybyś jej lepiej pilnował... – Carlos wrócił do obrażania Santiago. Miałam wrażenie, że to mnie próbuje zwyzywać, ale wolał powiedzieć to wszystko jemu.

– To prawda. Zostawiłem ją na chwilkę, ale do tej pory spisywałem się dobrze. Była moim oczkiem w głowie, Panie Vanidad!

– Widać to za mało! – wykrzyknął. Westchnął i odszedł od nas parę kroków. – Zwołam moich ludzi. Zaczniemy poszukiwania. A Ciebie, Santiago, nie chcę nigdy więcej widzieć.

_____________________________

Ale się porobiło ;). Lubię rujnować życie postaciom z moich książek :D. Czy Carlos dobrze zrobił zwalniając Santiago ? I co takiego może stać się Sofii :)? Jak myślicie :)?

Kochani, w ciągu miesiąca wyświetlenia Salvame wzrosły o 1,5k <3. Teraz mamy już 2k :) Nie wiecie, jaki to dla mnie sukces i jak bardzo się cieszę, że ta "książka" dość dobrze się przyjęła. Chciałabym podziękować każdemu z osobna, za to, że poświęcił odrobinkę czasu, aby poczytać efekt mojej wielogodzinnej pracy. Spędziłam nad nią parę miesięcy, czasem zarywałam noce, bo wtedy mam największą wenę :). Kiedy teraz widzę, że miało to sens czuję się naprawdę szczęśliwa <3.

N.B

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top