Capítulo 29 Ellos
Oni
<Sofia>
Czas na Julię wydawał mi się ciągnąć w nieskończoność. Zegarek jakby stanął w miejscu. Ale, co dziwne, wskazówki były pofalowane. Zegarmistrz musiał być nieźle pijany, kiedy to robił.
Słyszałam tylko niewyraźne zarysy melodii i wesołe śmiechy ludzi. Wyczuwałam lekką woń alkoholu z baru.
Przechodziły koło mnie tuziny ludzi, na żadnych nie zwróciłam najmniejszej uwagi. Niektórzy wydawali się śmieszni. Patrzyli na mnie, a świat wokół nich wirował. Nauczyłam się nie śmiać z cudzego wyglądu, ale wtedy nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam głupim rechotem, który zwrócił na mnie uwagę całego baru.
Burknęłam tylko: no co? I odparłam się o budkę fotograficzną.
Nagle straciłam grunt pod nogami. Nie wiem, dlaczego. Po prostu stałam i nagle spadłam. Zaczęłam się śmiać. To było takie śmieszne. W jednej sekundzie stałam, a w drugiej już nie.
Wstałam, zapewniając wszystkim dookoła, że nic mi się nie stało.
W oczekiwaniu na Julię patrzyłam, kto wchodzi do baru. Jakiś żul, jakaś dziewczyna, co wygląda, jakby po niej przejechał czołg, facet z dziwną bandaną na twarzy oraz... Santiago.
Byłam przygotowana na to, że zaraz dostanę opieprz, którego w życiu jeszcze nie słyszałam, ale miałam to gdzieś. Przynajmniej dobrze się bawiłam. Nie bałam się spotkania z nim.
Santiago był coraz bliżej mnie. Dziwne się kręcił, tak samo jak tamte wskazówki zegara. Czyżby on tańczył? A może tańczy ze złości na mnie?
– Posłuchaj, ja... – zaczęłam, ale nie mogłam powiedzieć nic więcej, ponieważ nieoczekiwanie złapał mnie. Chwycił za ręce i odsunął je na moje plecy, łapiąc je z tyłu.
Po chwili, która tym razem trwała tylko ułamek sekundy, przywarł ustami do moich. Ten pocałunek był zupełnie inny niż pozostałe, z którymi miałam do czynienia. Ten wydawał się taki prawdziwy. Kiedy całowałam się z Filippo albo innymi chłopakami, wydawało mi się to takie sztuczne, jakbyśmy byli aktorami, którzy nic do siebie nie czują. A wtedy... To było zupełnie inne. Lepsze. Dużo lepsze.
Musiałam przyznać, że Santiago znakomicie całował. Kiedy odsunął usta od moich, świat zdawał się zacząć wirować. Tylko nie ja i on.
Wyrwałam się mu.
– Jesteś moim ochroniarzem! – wrzasnęłam na niego, trochę wbrew temu, co w tamtym momencie sobie myślałam. – Jak w ogóle śmiesz?!
– Sofio... Nie mogę się już dłużej powstrzymywać! Od chwili, kiedy cię ujrzałem... – mówił. Jego głos zdawał się dochodzić z zupełnie innego miejsca, niż był, ale uznałam, że to wina tego, że byłam ciągle w trakcie pocałunku w moich myślach.
To było takie piękne, że aż nierealne. Wszystko, co o nim myślałam, nagle zniknęło.
– ...Po prostu miałem na to ochotę. – Pogładził mój policzek. Jego dotyk sprawił, że dostałem gęsiej skórki. – Nie obchodzą mnie zasady twojego taty. Chcę być z tobą.
– A co z bandytami? – Mój głos brzmiał dziwnie. Jak nie mój.
– Nie martw się, ocalę cię – zapewnił mnie, po czym przejechał dłońmi po moich plecach, wywołując u mnie przyjemne dreszcze.
– Nie drocz się ze mną, Santiago. – Przygryzłam wargę, kiedy zdałam sobie sprawę, że sam jego dotyk mi nie wystarczy.
Uśmiechnął się do mnie i znów ujął mnie w ramiona. Lecz ten pocałunek był inny. Tamten mogłam nazwać romantycznym, ale ten był naprawdę cudowny -pełen namiętności. Oddałam się mu całkowicie. Czując pod palcami ciało Santiago czułam, że żyję.
– Ale mój tata... – Wydusiłam między pocałunkami, oddychając szybko. – On nie może się dowiedzieć.
– I się nie dowie – szepnął mi prosto do ucha.
– Obiecujesz?
– Czy kiedykolwiek cię okłamałem? – Uśmiechnął się.
Od tej radości, poczułam, że obraz mi się zamazuje przed oczami. Kolory stały się bardziej wyraziste, miałam wrażenie, że widzę podwójnie.
– Sprawiłeś, że ta chwila stała się świetna – powiedziałam. – Cofam wszystko, co o tobie myślałam i mówiłam. Jesteś... Najlepszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała...
– A to nie wszystko, co mogę ci dać, kochana. – Objął mnie i przybliżył do siebie, tak, że nasze ciała się stykały. – Pożegnaj się ładnie z Julią i wyjdź przed budynek. Podjedziemy gdzieś. Do ciebie, albo do mnie... – Mrugnął do mnie oczkiem.
– Czy ty coś sugerujesz?
– Ja? Skąd. Idziemy tylko z tej zatłoczonej imprezy do bardziej prywatnego miejsca. – Złapał mnie za dłonie. Spojrzałam na nie. Wydawały się oddalone ode mnie. Jakbym miała z trzy metry wzrostu.
– Pewnie... Do zobaczenia.
Santiago jeszcze raz mnie pocałował i skierował się ku wyjściu.
Ponownie upadłam, zdając sobie sprawę, że od nadmiaru wydarzeń kręci mi się w głowie. Wtedy z toalety wyszła blada jak ściana Julia.
– Nigdy więcej krwawej Mary. – Przeczesała rękami włosy i spojrzała uważnie na mnie. – Łał... Myślałam, że to ja źle wyglądam.
– Dzięki – zaśmiałam się. – Julia, ja muszę lecieć... Nie czuję się za dobrze.
– Pojadę z tobą – zaproponowała od razu.
– Nie! Znaczy... Dam radę. – Przytuliłam ją mocno. – Świetna impreza, dziękuję ci bardzo! Znakomicie się bawiłam.
– Ja podobnie. Dziękuję za przybycie. – Poklepała mnie po plecach. – I pomyśl o Santiago. On może nie jest taki zły jak myślisz.
Może być zły, ale całuje świetnie.
– Pewnie, będę pamiętać. – Ucałowałam ją w policzek.
– Tylko weź prysznic, jak wrócisz. Śmierdzisz alkoholem – zaśmiała się.
– Naprawdę? – Obwąchałam się. Miałam tylko nadzieję, że Santiago tego nie wyczuł.
Po pożegnaniu poszłam w kierunku wyjścia. Chwiałam się na nogach, a obraz mi się mocno zamazywał. To pewnie było radości, Santiago to ze mną zrobił. Ja tylko chcę... Jego... Tutaj. Mojego ochroniarza.
Na polu nie było Santiago. Zawołałam go i ruszyłam gdzieś w stronę uliczek koło klubu. Obok nie mnie było żywej duszy. Nie musiałam się obawiać, że kogoś z nim pomylę.
– Tata będzie zły, Sofio – mówiłam sama do siebie. – Nie całuj go. Co się to obchodzi?! – Udawałam dialog pomiędzy nim, a sobą. – Ty taką krowę jak Manuela całujesz! Ale to co innego! Jestem jego szefem, zwolnię go, jak się zbliżycie. I co z tego?! – zaczęłam się śmiać. – Niegrzeczna dziewczynka. Bardzo niegrzeczna.
– Jak bardzo? – Usłyszałam głos Santiago, który wydawał się oddalony ode mnie o lata świetlne. Oparty był o ścianę. Robił się na zmianę chudy i gruby.
– Bardzo, bardzo. – Poruszyłam parę razy brwiami w górę i w dół.
Podeszłam do Santiago i wskoczyłam na niego. Lecz nagle poczułam ból. Znowu leżałam na podłodze. Na zimnej ziemi. A jego przede mną nie było, jakby rozpłynął się w powietrzu. Przez chwilę wydawało mi się, że nigdy go nie było.
– Santiagooo! – zawołałam go najgłośniej jak tylko mogłam. Wstałam i przyłożyłam dłonie do ust, aby lepiej było mnie słychać. Ale odpowiedziała mi tylko cisza. – Santiago!
Wtedy poczułam czyjeś ręce na moich plecach. To on. Tak się zakradł, o to sprytny człowiek. Dalej stojąc tyłem, czułam, jak ręce mężczyzny suną po całym moim ciele. Musiałam przyznać, że widząc jego twarz w wyobraźni i czując jego dłonie, miałam wrażenie błogości.
Zamknęłam oczy, rozkoszując się tym momentem. Wtedy poczułam śmiech, który był mi zupełnie. Poczułam, jakby rzeczywistość we mnie nagle uderzyła. Wszystkie kolory otaczające mnie nagle minęły, ale pozostało mi kręcenie w głowie i ten zniekształcony obraz. Co się stało?
Wtedy silne ręce odwróciły mnie w swoją stronę. I wtedy to zobaczyłam. Przytulał mnie jakiś obcy facet, z czarną kominiarką na twarzy. Obok niego znajduje się jeszcze dwójka innych. Doszedł mnie głos:
– Też chcę się zabawić z niegrzeczną dziewczynką! – I kolejny, gromki śmiech.
– Santiagoo! – zawołałam jeszcze bardziej rozpaczliwie, kiedy poczułam, że nie dam rady sama się uwolnić i zdałam sobie sprawę, że mogłam znaleźć się w największych tarapatach mojego życia.
To była reakcja bezwarunkowa. Wpoił we mnie, że razie zagrożenia miałam donośnie krzyczeć jego imię. Tak więc też zrobiłam. Krzyczałam z całych sił. Poczułam przypływ adrenaliny, ale nie była ona z pewnością tą pozytywną.
– Go tutaj nie ma! – Ten głos uderzył we mnie ze zdwojoną siłą.
– Jak to nie ma!? Przed chwilką rozmawialiśmy! – Zaczęłam się nieudolnie szarpać, licząc, że to coś da.
– Jesteś pijana. Zdawało ci się.
Byłam? Naprawdę? Czy to oznaczało, że...
To oznaczało, że Santiago tam niebyło, a ja byłam w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Trzeźwość myślenia powróciła mi w jednej sekundzie.
– Pomocy!!! – Uznałam, że to najrozsądniejsze, co mogłam w tamtej chwili zrobić. Nie dałam rady się wyrwać, więc liczyłam, że ktoś będzie w stanie udzielić mi pomocy.
Lecz moja próba ratunku zakończyła się bardzo mocnym policzkiem ze strony jednego z napastników. Poczułam, jakbym straciła wszystkie zęby, szczęka całkowicie mi zdrętwiała. Splunęłam krwią.
Szybko zerknęłam, kto mnie uderzył i z kim miałam do czynienia.
Było ich trzech. Jeden, ten, który mnie przytulał był ubrany w eleganckie ubrania. Drugi, który mnie uderzył, miał obdarte ciuchy i śmierdział. Trzeci zaś miał ciemną skórę i czarny podkoszulek.
– Jesteś taka odważna bez swojego kompana? – warknął ten elegancki, mocniej mnie do siebie przystawiając. Chciał mieć mnie w garści.
Chciałam coś powiedzieć, ale nagle poczułam, że muszę zwymiotować. Czyli jednak byłam pijana. I to bardzo mocno.
Zwymiotowałam na podłogę. Elegancki odskoczył jak oparzony, przez co zyskałam parę sekund ucieczki.
Postawiłam jeden krok, ale koordynacja osoby pijanej równa się tyle, co iloraz inteligencji Manueli. Więc potknęłam się na drugim kroku. Upadłam na podłogę i zaczęłam płakać.
Przeklinałam moment, kiedy postanowiłam wyjść z domu sama. Przecież wiedziałam, że coś się może stać. A teraz Santiago myślał, że śpię... Modliłam się, aby wszedł do mojego pokoju, zobaczył, że mnie nie ma i zadzwonił do Julii, gdzie jesteśmy.
Cały czas przed oczami miałam halucynacje z Santiago. To było jasne, że stało się to przez Julię i jej opowieści o tym, czy się przytulamy. To przecież niemożliwe, żebym żywiła do niego jakiekolwiek...
Nie zdążyłam dokończyć myśli, bo Ciemny nagle poderwał mnie do góry, boleśnie łapiąc za ramiona.
– Taka jesteś cwana, co Vanidad?!
Czyli wiedzą, dlaczego to robią. Znają mnie i mojego tatę.
– Co teraz zrobisz, niegrzeczna dziewczynko? – Elegancki znowu wszedł do gry. Przysunął mnie do siebie. – Wiesz, że mnie kręcą niegrzeczne dziewczynki?
Myślałam, że za chwilkę zemdleję. To wydawało się nie być realne. Naprawdę tak skończę swój żywot.
– Pomo...! – Chciałam zacząć krzyczeć, ale Elegancki zakrył mi usta. Wtedy do akcji wkroczył Śmierdziuch.
– Przynajmniej nie będziemy się z tobą nudzić – rzekł, sprawiając, że krew odpłynęła mi z twarzy. – Niektóre tylko płaczą i błagają o litość, a mnie to już nudzi.
Wzdrygnęłam się i usiłowałam odskoczyć od nich.
– Ej, tak się nie bawimy. – Elegancki uszczypnął mnie w rękę. – Za takie coś, w miejscu, do którego jedziemy czeka cię kara.
– Ale o co wam chodzi? O pieniądze!? Przeleję wam wszystko! – zaczęłam łkać.
– Gdyby to tylko oto chodziło, nie byłoby nas tutaj, tylko plądrowalibyśmy twoją chatę. A my mamy ciebie. – Elegancki zatrzymał rękę na moich plecach.
Uniosłam kolano, z wiadomym zamiarem uderzenia go prosto w przyrodzenie, ale nawet to sprawiło, że straciłam równowagę.
– Aż tak się upiłaś? – zaśmiał się Ciemny.
– To właśnie dobrze. Pijane są podobno łatwiejsze – skwitował Elegancki.
– Co?! – Zaniosłam się płaczem.
Elegancki, nazywamy Tym Ważnym, pomógł mi wstać, łapiąc mnie pod pachami.
– A jak myślisz? – Poklepał mnie po ramieniu.
– Nie rycz. – Śmierdziuch pogroził mi palcem, jednocześnie odwracając mnie w swoją stronę. – Przed chwilką mówiłem o płaczących i błagających o litość.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, próbując opanować drganie warg. I całego ciała. Oddychałam płytko, nierówno, bałam się, że organizm nie nadąży nad zbyt szybko bijącym sercem.
Santiago... – to imię kołatało mi się w myślach. Żałowałam, że nie istnieje świat paranormalny, gdzie ludzie mogą komunikować się za pomocą myśli na odległość paru kilometrów – Santiago, pomocy. Oni wrócili...
Na moje myśli nie uzyskałam odpowiedzi, właściwie nie łudziłam się, że to podziała. Ale człowiek w niebezpieczeństwie naprawdę zaczyna wierzyć we wszystko. Znałam przypadki, gdzie niewierzący w momencie zagrożenia nawrócił się. Tego nie dokonałam, bo od zawsze byłam wierząca.
Nie wzięłam nawet ze sobą noża, ani żadnej broni, którą trzymam w etażerce koło łóżka. Miały służyć w momentach, dokładnie takich jak te.
– Dobra, nie ma co ucinać tutaj pogaduch, bo to nie jest czas i miejsce na to. – Elegancki na powrót zabrał głos. – Jeżeli obiecujesz, że nie będziesz krzyczeć, my obiecujemy, że będziesz przytomna.
Spojrzałam na niego złowrogo, nie będąc do końca pewna, jakie konsekwencje mnie tego czekają. Ale miałam okazję się przekonać.
Poczułam nagle przeszywający ból na lewym udzie. Nim zdążyłam pomyśleć, co to było, leżałam na podłodze, rzucając się od drgawek. Paralizator. Oczywiście. Zamknęłam oczy, mając nadzieję, że to uśmierzy ból, ale styczność powiek tylko to spotęgowała.
Poczułam tylko, że któreś ręce mnie unoszą. Nie miałam pojęcia do kogo należą.
Najbardziej pragnęłam, aby ten ból po paralizatorze minął. Chociaż to się spełniło. Kiedy straciłam przytomność, poczułam jedynie spokój, powoli wyciszający moje myśli.
_______________________
Mówiłam, że w nowym rozdziale będzie się działo ;). Nie palcie mnie na stosie za to, co napisałam :p
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze <3
N.B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top