Capítulo 28 Tomar una copa conmigo

Napij się ze mną


<Julia>

Czekałam w Latach 50' już długi czas. Na pamięć znałam każdy kąt. Od ostrych kolorów bolała mnie głowa. Nie wiedziałam, jak ludzi mogli tutaj pracować.

Cały lokal, jak sama nazwa wskazuje, była wyposażona w meble z lat 50. XX wieku. Najbardziej w oczy rzucała się podłoga w szachownicę. Biało czarną i biało czerwoną.

Musiałam wszystko zaaranżować. Szkoda tylko, że zaprosiłam jedynie Sofię. Kogo jeszcze miałam inwitować? W szkole mnie nie tolerują, rodziców nie chcę nawet widzieć na oczy.

Obawiałam się przez długi czas, czy Sofia zdoła przyjść na imprezę. W końcu przez tyle czasu nie mogłam znaleźć do niej numeru. Miałam się poddać, mówię to bez bicia. Pisanie na facebooku nie przynosiło nic więcej, oprócz stosu wiadomości, które nie zostały nigdy odczytane.

Na zegarze wybiła dwudziesta pierwsza. Wygładziłam moją sukienkę. Na nią wydałam całkiem dużo oszczędności. Była czarna, z przebłyskami ostrego różu. Lubiłam kontrasty. Różowy był pasek i tiul wydostający się spod bufiastego dołu. Oraz moja nieodłączna różowa opaska, którą po prostu uwielbiałam. Niektórzy mogą kwestionować mieszanie mojego stylu z różowym, ale nie byłam tam, aby słuchać kogoś, kto mnie w ogóle nie zna i mówi to, co komu się wydaje.

Drzwi baru otwierały się i zamykały raz po raz. Nigdy nie to nie była Sofia, a ludzie gapili się na mnie dziwnie. Dalej nie potrafi reagować na kogoś, kto wyglądał trochę inaczej niż oni. To naprawdę mnie denerwowało w ludziach.

A może nie dała rady przyjść? Co, jeżeli tata albo... Kurde, ciągle zapominam jego imienia – jej zabronili do mnie iść i teraz siedzi zamknięta w pokoju, a siedzę tutaj, jak głupia i czekam...?

Kiedy dochodziło wpół do, zdałam sobie sprawę, że nie ma co czekać. Nie chciałam jej obwiniać. Najprawdopodobniej było tak, jak myślałam. W końcu wiedziałam, jak wyglądała sytuacja w jej życiu.

Jednak, jak wstałam, drzwi lokalu znowu się otworzyły. Uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy ujrzałam, że to oczekiwana przeze mnie blondynka. Nie widziałam jej tyle czasu, zdawało się, że całą wieczność.

Zapomniałam już o czasach, kiedy jej szczerze nienawidziłam. Nie wierzyłam, jak kiedyś mogłam żywić do niej urazę i osądzać ją po tym, jak wygląda. Nie jest pustą blondynką (przynajmniej już nie), a jej idylliczne życie bogatej dziewczynki prysnęło w mojej wyobraźni jak bańka mydlana. Prawda jest taka, że ona ma życie dużo gorsze, niż niejeden biedniejszy obywatel Hiszpanii.

– Przepraszam... – powiedziała na wstępie. – W sklepie o tej porze były kolejki. – Uśmiechnęła się do mnie i zza siebie wyciągnęła schludnie zapakowaną paczuszkę. Podała mi ją od razu.

– O matko! Nie trzeba było! – Niemal od razu zamknęłam ją w uścisku. – Jak się cieszę, że cię widzę!

– Ja również – mówiła. – Dziękuję za zaproszenie, potrzebowałam wyjść, a twoja obecność podwyższa atrakcyjność tego wyjścia. – Uśmiechnęła się.

Wzięłam ją pod rękę i zaczęłam prowadzić w kierunku baru. Przeszłyśmy po kolorowej podłodze i zajęłyśmy miejsca.

– Powiedz mi, puścili cię ot, tak samą? – zapytałam ją, kiedy wygodnie się usadowiłyśmy. Grała w tle jakaś wesoła piosenka. Nie znałam wykonawcy, ale muzyka mi się skądś kojarzyła.

– Nie mówiłam im – odrzekła Sofia, przeciągając się na krześle. Założyła nogę na nogę.

– Nie? – zdziwiłam się. – Uciekłaś?

– Nie miałam innego wyjścia! Gdybym powiedziała Santiago, że chcę gdzieś wyjść, to albo by mnie nie puścił, albo poszedłby ze mną. A nie ukrywam, że cieszę się momentami, gdzie nie widzę jego twarzy...

– Jest aż taki zły? – Zadałam kolejne pytanie. Powinnam ją pewnie tylko pocieszyć, ale jestem z natury ciekawską osobą.

Sofia chwilkę milczała, ale potem powiedziała:

– To jest trochę skomplikowane. Niby stara się, aby być jak najlepszym. Wiesz, skacze koło mnie, usiłuje ze mną rozmawiać, takie tam. Ale jednocześnie... – Przygryzła wargę i zmarszczyła brwi. – Nie wiem, nie potrafię tego opisać. Nie potrafię go zaakceptować.

– A myślisz, że byłabyś w stanie bez niego przetrwać teraz? – zadałam kolejne pytanie. Przeklęta ciekawość.

– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Pewnie nie... Taty w ogóle nie ma w domu, a ja nie potrafię się sama bronić. Boję się, że jakby przyszło co do czego, nie dałabym rady się obronić.

– Czyli pomimo wszystkiego, cieszysz się, że jest przy tobie?

– Nie odwracaj kota ogonem, nie powiedziałam, że się cieszę. Po prostu zapewnia mi bezpieczeństwo, moje odczucia są obojętne. Ale trochę bardziej na nie. – Odmierzyła palcami małą odległość.

Po raz pierwszy zobaczyłam, że Sofia Vanidad ma zaniedbane paznokcie. Łał, musi być naprawdę kiepsko, jeżeli ona doprowadziła paznokcie do takiego stanu.

– Ale przyznaj mi coś. – Zbliżyłam się do niej trochę. – Trochę go obczajałam. Taki najbrzydszy to nie jest, co nie? Ja bym się cieszyła, jakby był ze mną dzień i noc. – Stuknęłam ją lekko w ramię.

Sofia wybuchła gromkim śmiechem. Oczy wszystkich zostały zwrócone ku nam.

– Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać. Santiago przystojny?

– Nie powiesz, że nie – dodałam z uśmiechem.

– Nie patrzyłam na niego nigdy w taki sposób. To tylko ochroniarz. – Sofia stuknęła palcem w stół, jakby robiąc kropkę kończącą temat. Ale ja dopiero się rozkręcam.

– A gdyby nie był ochroniarzem?

– To nawet bym na niego nie spojrzała – powiedziała, usiłując wywrzeć stanowczość w głosie.

– Serio? Gdyby na mnie nie wylał kawy i nie miałabym z nim złych wspomnień, zainteresowałabym się nim – zaśmiałam się cicho, kiedy zauważyłam, że koło nas przysiadło się więcej nie ludzi. Nie możemy się tak drzeć.

– Weź go sobie, ale uważaj, bo lubi się mądrzyć... – Ostatnie słowo wycedziła sarkastycznie przez zęby.

– Ale, Sofia, ja chcę szczerości. Jest z tobą niemal cały czas?

– Powiedzmy.

– Widziałaś go bez koszulki? – Ucieszyłam się, wyobrażając sobie go. W sumie było z niego straszne ciasteczko.

– Julia, proszę cię... – westchnęła.

– Tylko parę pytań i daję ci spokój z nim.

– Dobra... Widziałam – odparła szybko.

– I jak?

– No, klata jak klata. Ale ma fajny tatuaż na plecach. – Uśmiechnęła się.

– Tak? A bez spodni go widziałaś?

– Nie przesadzaj.

– Ale powiedz, proszę! – Zaklaskałam rękami. Wyglądałam pewnie komicznie, robiąc taki gest, będąc jednocześnie czymś w typie Gotki.

– Kąpielówki się liczą? – Przewróciła oczami, ale nie był to znak cyniczności.

– Powiedzmy... No całkiem, całkiem. A nie próbował nigdy, no wiesz... Przytulić cię, czy coś?

– Nie. Nie w ten sposób. – Tym razem ani trochę nie wahała się z odpowiedzią. – Oboje wiemy, że to praca, a nie możliwość poprzytulania się.

– Ale on biedny nie ma teraz się do kogo przytulić, bo jest tylko z tobą. Facetowi doskwiera samotność.

Sofia spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, a potem się zaśmiała cicho.

– Santiago jest inny. Nie zależy mu na mnie i... W sumie mi na nim też więc... – Wbiła wzrok w barek, przygryzając lekko wargę, która kiedyś była wydatna i zadbana, a wtedy ich stan był znacznie pogorszony. – Starczy o nim. Jak w szkole?

– Szkoda gadać! – Machnęłam ręką. – Bez ciebie to takie zwykłe liceum. Pojawiły się nowe paniusie próbujące przejąć szkołę, ale wiadome, że nigdy im się to nie uda. A jak tam twoje dziecko? – zaśmiałam się.

– Daj spokój, większej bzdury dawno nie słyszałam. – Kąciki jej ust wygięły się w uśmiechu.

– Krąży mała plotunia, że to z Santiago. Parę osób widziało, jak płaczesz na korytarzu, a on cię pociesza.

– A myślałam, że o tym nie pamiętają.

– Niestety, ale coś takiego ludzie nie zapominają. Mówią, że dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży, wydarłaś się na tatusia i dlatego zerwałaś z Filippo. Wiedziałam, że to nieprawda, więc próbowałam jakoś załagodzić sytuację, ale... – Pomrugałam szybko oczami. – Ale będzie dobrze. Za to się napijemy!

– Nie, nie mogę. Muszę wrócić do domu na nogach.

– Weźmiemy taxi, proszę! Nie upijesz się przecież. – Naciskałam lekko, dawno nie czując smaku alkoholu w ustach. Miałam przy sobie fałszywy dowód, więc nie było problemów z kupnem drinku.

– W sumie racja, to twoje święto, trzeba to opić. – Przytuliła mnie raz jeszcze.

Zaraz po tym zawołałam barmana, który przygotował dla nas wyśmienite drinki. Były tak dobre, że postawiłyśmy więcej niż jedną kolejkę. Miałam mocną głowę, więc mogłam pić, ile chciałam. Cała sala biła mi brawo, kiedy przechylałam Krwawą Mary za jednym razem.

Po napojach tańczyłyśmy i dobrze się bawiłyśmy. Cieszyłam się, że spędzam ten czas z Sofią. Nie wyobrażałam sobie lepszego kompana do zabawy. Rozmawiałyśmy jeszcze w tańcu i napiłyśmy się więcej.

Czerwone światełko zaświeciło mi się, kiedy Sofia chciała tańczyć na stole. Zdałam sobie wtedy sprawę, że ją upiłam.

– Dobrze się czujesz? – zapytałam ją.

– Lepiej niż kiedykolwiek – zaśmiała się i złapała mnie za ręce. – Chodź, bawmy się dalej, noc jeszcze młoda!

Uśmiechnęłam się po raz kolejny tego dnia i znowu ruszyłam na parkiet. Kiedy skończyły się szybkie piosenki, a mnie bolały nogi od wysokich obcasów, zeszłyśmy z parkietu.

Sofia zaproponowała, abyśmy sobie zrobiły pamiątkowe selfie. Zaśmiałam się i powiedziałam, że to na pewno nie w latach 50'. Wtedy weszłyśmy do budki fotograficznej.

Po zrobieniu zdjęć w budce fotograficznej poczułam, że Krwawa Mary chce wydostać się z mojego żołądka.

– Sofia, zostań tutaj, ja zaraz będę. Wzywa mnie Mary. – Bezradnie objęłam się w pasie.

– Potrzymać ci włosy? – zaśmiała się, głośniej niż powinna.

– Nie trzeba. Po prostu tu zostań i nigdzie nie idź, ok?

– Nie pójdę. Słowo harcerza. – Niezdarnie zasalutowała, wbijając sobie paznokieć w oko. I znowu się roześmiała.

Miałam tylko nadzieję, że nie będę miała problemów, że opiłam Sofię Vanidad.

______________________________

Nasuwa mi się teraz stwierdzenie: ja mam ten idealny plan, ty masz ten idealny stan ;)). Pijana Sofia to na pewno nic dobrego ;)

Dziękuję wszystkim za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze! Nie wiecie, ile to dla mnie znaczy <3 <3

N.B

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top