Capítulo 27 Diecisiete
Siedemnastka
<Sofia>
– Przepraszam, że dopiero teraz dzwonię. – Usłyszałam jej głos w telefonie. Myślałam, że nie ma nic lepszego od tego dźwięku. – Nie miałam twojego numeru, nie odpisywałaś mi na facebooku. Dorwałam dopiero starą książkę telefoniczną, bo dowiedziałam się, że macie zastrzeżony numer domowy od niedawna. W starej był jeszcze dostępny. I w końcu go znalazłam... – Wzięła głęboki oddech. – Sofia? – zapytała po krótkiej przerwie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Rozpierała mnie radość. Od dawna czegoś takiego nie czułam.
– Dziękuję, że dzwonisz... – wyjąkałam.
– Powiedz mi, jak się trzymasz. Wiem, że pewnie jest ci ciężko. – Byłam jej wdzięczna za podtrzymanie rozmowy. Gdyby zadzwonił ktoś inny, byłoby pewnie: Zastanawiałam się tylko, czy żyjesz. Ale skoro tak, to nara.
– To okropne, co się tutaj dzieje, – westchnęłam i poczułam napływające łzy do oczu. – Czuję się po prostu, jakby uleciała ze mnie dusza.
– Aż tak źle? Dziwiłam się, że nie ma cię w szkole... Przecież... Jesteś Sofia Vanidad, dusza naszej szkoły – zaśmiała się cicho po drugiej stronie.
– Tak wyszło... – odparłam tylko.
– Sama o tym zdecydowałaś?
– Czy sama zdecydowałam o tym, aby zaprzepaścić moje życie? Nie, to była decyzja taty i Santiago. Postawiono mnie już na straconej pozycji, nie mogłam nawet dyskutować...
– Przykro mi... Wiedz, że każdy, kto powiedział na ciebie złe słowo, miał przechlapane u zdrowia i rozsądku.
– U czego?
Julia się zaśmiała ponownie.
– Mojej prawej i lewej pięści – wyjaśniła mi, dalej się śmiejąc.
Ona była taka pozytywna, kiedy mogła być sobą. Chciałam, aby zaraziła mnie swoim optymizmem.
– Proponuję rozmowę w trochę innym miejscu. Urządzam moją imprezę urodzinową dzisiaj, w barze Lata 50'. Tutaj, w Valle Essential. Oczywiście wpadniesz, prawda? Trzeba rozruszać trochę twoje kości.
– Julia, ale... – zaczęłam. W tej samej chwili zdała sobie z czegoś sprawę.
– Nie puszczą cię teraz?
Spojrzałam ukradkiem na Santiago, który siedział na fotelu na końcu salonu. Chyba zrozumiał, że potrzebuję odrobinę prywatności.
– To nie wchodzi w grę. Z wielką chęcią. – Starałam się użyć takich słów, aby Santiago (gdyby podsłuchiwał) nie dowiedział się, o co mi chodzi.
– Naprawdę! To super! Ale chyba nie przyjdziesz z tym, jak mu tam?
– Spokojnie. – Mimowolnie się uśmiechnęłam. – Tylko ja.
– Dziękuję ci! To bądź na miejscu o dwudziestej pierwszej, ok?
– Pewnie! Czekałam na telefon, który podniesie mnie na nogi. Coś czułam, że to będzie od ciebie.
– Miło mi bardzo. To do zobaczenia!
Rozmowa została zakończona. Westchnęłam głośno. Czy to czas, abym znowu zaczęła żyć tak, jak kiedyś? Bardzo bym tego chciała. Chociaż nie byłam pewna, czy mi się uda. Ale kto nie ryzykuje, ten nie ma.
– I jak rozmowa? – Doszedł mnie głos Santiago.
Spojrzałam na niego. Lekko się uśmiechał.
– Jak rozmowa. Nic specjalnego – skłamałam. Prawda była taka, że miałam ochotę tańczyć ze szczęścia.
Santiago ze smutkiem pokiwał głową. Wiadome, że by mnie nie puścił na imprezę. A z nim nie zamierzałam iść. Miałam tylko nadzieję, że raz nic się nie stanie. Lata 50' są tak oblegane przez ludzi, że nikt by nie wiedział, że tak byłam. Poza tym, Santiago nie zauważył nikogo wokoło mojego domu tamtej. Więc mogę się zabawić. Chociaż jeden raz.
– Kochana, idę do pracy. – Do rzeczywistości przywołał mnie tata, całując mnie w policzek. – Bądź milsza dla Santiago, patrz, jaki jest smutny – szepnął mi na ucho.
Pokiwałam lekko głową i uniosłam kąciki ust w górę. Tata uśmiechnął się szerzej i wziąwszy swoją walizeczkę, zniknął za drzwiami. Zaraz za nim wybiegła Manuela, nie żegnając się z żadnym z nas.
Odczekałam chwilkę w zupełnym bezruchu. Ciszę przerwały pazurki Chanel, które długo już nie były obcinane.
– Idę do pokoju – obwieściłam i nie czekając na komentarz, udałam się w tamtą stronę.
Tam zaczęłam robić to, co kiedyś kochałam, a później o tym zapomniałam. Zabrałam ze sobą większość pachnących odżywek i olejków i poszłam do łazienki. Długa kąpiel działała naprawdę kojąco. Gorąca woda uśmierzała troski. Siedziałam w wannie dłużej, niż powinnam, powodując, że moja skóra zrobiła się pomarszczona. Ale kąpiel dobrze mi zrobiła.
Moje włosy zaczęły bardziej przypominać to, czym były kiedyś. Oczywiście, nie były gładkie i miękkie, jakie były, ale nie były przysłowiowym sianem. Wtarłam w siebie tony różnych masełek i olejków. Uwielbiałam te perfumowane, lubiłam, kiedy ładnie pachniałam. Chociaż to przywiodło do mnie wspomnienia, nie żałowałam ich.
Zawinęłam włosy ręcznikiem i okryłam się szlafrokiem. W pokoju z Chanel spędziłam czas aż do dziewiętnastej, kiedy to do drzwi zapukał Santiago.
– Kolacja. – Uśmiechnął się lekko, niosąc coś w rękach. Było ukryte pod srebrną przykrywką.
– Przepraszam, ale... Nie mam ochoty jeść. Wolę iść spać. Jestem w dalszym ciągu wyczerpana... – Od razu ułożyłam się na poduszce i przytuliłam do siebie Chanel.
– Jasne, a... Chcesz, żeby z tobą zostać? – zapytał mnie.
– Nie, to niepotrzebne. Ja i tak będę spać. Ale... Dziękuję. – Wykrzesałam słaby uśmiech.
– Pewnie, rozumiem – pokiwał głową – To miłych snów. Poza tym... Pięknie tu pachnie – powiedziawszy to, zgasił światło i wyszedł z pokoju.
Nigdy nie wchodził, jeżeli go nie zawołałam. Taki mieliśmy układ. Więc nie miałam obaw, że nagle wejdzie do pokoju.
A za ten czas, akurat się umalowałam i ubrałam. Wychodziłam do ludzi, nie mogłam wyglądać, tak jak wyglądałam przez ostatni miesiąc. Ułożyłam włosy i spryskałam je odżywką z jedwabiem.
Całe ciało raz jeszcze posmarowałam balsamem i utrwaliłam makijaż.
Nie miałam zbytnich dylematów, co na siebie włożyć, bo decyzja była prosta. Miałam śliczną, kremową sukienkę w białe kwiatki. Była ona bufiasta, pod biustem miała szeroki, czarny pas. Była śliczna. Jeżeli wracam do życia towarzyskiego, muszę zrobić to w wielkim stylu. Tak, jak robią to (robili) Vanidadowie.
________________________________________
Przepraszam, że przez całe 3 dni mnie nie było :(. Ale już jestem i wracam z nowymi rozdziałami :). Za chwilkę dodam jeszcze jeden :).
Jak myślicie, Sofia dobrze robi idąc na imprezę bez Santiago ;)?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top