Capítulo 20 La Verdad
Prawda
<Sofia>
Nie sądziłam, że mogę być w domu w tak krótkim czasie. Wydawało się, że dopiero co wyjechałam ze szkoły, a już byłam pod domem.
Albo jechałam szybko, jak wariat albo przez natłok myśli czas zdawał się przelecieć tak szybko.
Czymkolwiek by to było, sprawiło, że szybko byłam w domu. Zaparkowałam samochód zaraz przy wyjeździe, ponieważ nie chciałam tracić czasu. W głowie miałam najczarniejsze myśli. Co, jeżeli on wiedział, że się o nim dowiedziałam i poszedł do mojego taty i broń Boże coś mu zrobi? Chyba bym nie przeżyła tego, ponieważ wiedziałam, że to wszystko tylko i wyłącznie moja wina.
Mogłam wcześniej posłuchać Julii, która mi mówiła, że to nie jest dobry człowiek. Ja byłam zbyt urażona atakiem na moją kobiecą dumę. Bardzo wiele mnie to kosztowało.
Pognałam do wejścia do domu, niemal jakby coś mnie goniło. Bo chyba mnie goniło. Jeżeli wierzyć Julii, był gdzieś koło mnie cały czas. Wyobraziłam sobie, jak śpię, a on mi się przygląda. Poczułam dreszcze na całym ciele.
Otworzyłam drzwi i z impetem wpadłam do domu. Chanel zamerdała ogonem, kiedy tylko mnie zobaczyła, ale mój wzrok powędrował zaraz na tatę. Siedział na kanapie dyskutując z kimś. Kolejny kolega z pracy.
– Tato, musimy pilnie porozmawiać – powiedziałam. Zdałam sobie sprawę, jaką karykaturą głosu był mój. Nie poznałam go. Zupełnie, jakby mówiła to zupełnie inna osoba.
Tata spojrzał na mnie zupełnie zszokowany. Myślałam, że ktoś jest za mną, więc szybko się odwróciłam. Byłam sama. To na mój widok się wystraszył?
– Sofia? Miałaś być w szkole – wyjąkał.
Wtedy zerknęłam na jego kolegę. Siedział do mnie tyłem, ale wydawał mi się dziwnie znajomy. Czarne, krótkie włosy postawione na żelu i garnitur. Takich jak on było jakiś tysiąc. Jednak było w nim coś takiego, co zmusiło mnie do rozmyślań na jego temat.
Ale wtedy się odwrócił. Czułam, jak zalewa mnie krew. Był tutaj! Przede mną!
– Tato! – krzyknęłam nagle i panicznie. Sama zdziwiłam się, że zaczynam krzyczeć. – Nie wierz w nic, co on mówi! To psychopata – warknęłam i zaczęłam iść w jego stronę.
Wstał i usiłować coś powiedzieć, ale ja nie pozwoliłam mu na to. Zaczęłam okładać go pięściami. Nawet nie wiedziałam, gdzie uderzam. Nie obchodziło mnie to. Zapewne nie trafiłam ani razu. Wyglądało to raczej jak walka małego dziecka z rodzicem.
– Sofia... – zaczął tata, ale nie dałam mu mówić.
– Śledził mnie! W szkole! Codziennie! Był przed klubem! Kłamałam o tej imprezie! To on! Chciał mnie porwać! Albo coś gorszego! On dzwoni do ciebie, tak!? Ale nie chciałeś mi mówić!! – krzyczałam wszystko, co mi tylko ślina na język przyniesie, pomiędzy kolejnymi uderzeniami.
Facet nagle mnie złapał za ręce. Nie był to mocny uścisk, ale nie mogłam ruszyć w ogóle kończynami. Był bardzo skuteczny.
Cieszyłam się, że nie zaczęłam płakać. Pokazałabym mu wtedy, że jest ode mnie silniejszy i zmusza mnie do łez. Byłam taka zdenerwowana, że nie dałam rady tego zrobić. Zamiast tego cała trzęsłam się ze złości.
– Łajdaku! – wrzeszczałam dalej, usiłując mu się wyrwać. – Chciał ukraść wszystkie nasze pieniądze! Takim tylko o to chodzi, tatku!
Nagle facet zaniósł się śmiechem.
– Przepraszam, szefie, ale już nie mogę – śmiał się głośno, po czym puścił mnie i usiadł z powrotem na kanapie.
Powstrzymałam się na chwilkę z biciem go. Szefie? Jego pracownik okazał się zdrajcą i świnią?
Nic z tego już nie rozumiałam.
– Tato! On mnie prześladuje! Dlaczego on się z tego śmieje!? – zaczęłam wrzeszczeć.
– Sofio, usiądź proszę. – Wskazał mi wolne miejsce obok tego faceta.
– Nie zamierzam koło niego siedzieć! – Nie zmieniłam tonu głosu w dalszej części. – Co on w ogóle robi w naszym salonie! Przyszedł błagać o pieniądze?! A może starać się utrzymać cię w kłamstwie, że ja jestem głupią nastolatką i sobie coś ubzdurałam, podczas kiedy on będzie kradł nasze pieniądze!?
– Sofia! – Tata po raz pierwszy uniósł głos. Natychmiast zamilkłam. – Na pięć minut zamknij usta i pozwól mi wszystko wyjaśnić.
– Co tu się dzieje do... – zaczęłam, ale kiedy ujrzałam spojrzenie taty, natychmiast zamilkłam.
Zajęłam miejsce jak najbliżej końca sofy i jak najdalej tego człowieka.
– Sofio, wiedziałem o imprezie. Wiedziałem, co się stało i nie ukrywam, nie zrobiło mi się wesoło, kiedy mnie okłamałaś – zaczął tata, a ja chciałam coś powiedzieć, jednak tym razem on nie dał mi on dojść do słowa. – Chciałem cię chronić przez całe twoje życie, ale teraz sprawy lekko wymknęły się spod kontroli...
– O czym ty mówisz? – zatroskałam się.
– Też cię okłamywałem. Mówiłem, że wszystko jest w najlepszym porządku, ale tak naprawdę cała nasza rodzina jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Widzisz, to że jestem gangsterem, z jednej strony przywodzi mi wielu sojuszników, ale z drugiej strony jeszcze więcej wrogów. I przed tymi chciałem się zabezpieczyć. Niestety, nie udało mi się to. Niedawno sprawy potoczyły się zbyt daleko i rzeczy, które miejsca mieć nie miały, właśnie się zmaterializowały. Obawiam się, że impreza to dopiero początek – odrzekł tata z niekrytym smutkiem. Na chwilkę jego oczy zalśniły łzami, ale potem zaczął mówić dalej. – Ludzie, którzy nas prześladują, znają nasze słabości. I je wykorzystują. Sofioo, przez te wszystkie dni szło nam świetnie.
– Ale ten facet należy do tych ludzi – wtrąciłam, kiedy tata zrobił przerwę na oddech. Wskazałam palcem winowajcę obok mnie. – Mam dowody. Julia Terciopelo z mojej klasy zrobiła zdjęcia wczoraj pod naszym domem. Kiedy jesteś w pracy, a ja zażywam kąpieli wodnej, on siedzi w krzakach i mnie obserwuje!
– Miałeś nie dać się zauważyć! – Tym razem te słowa tata skierował do tego faceta. Był lekko wzburzony.
– Nie sądziłem, że ta czarna będzie mnie śledzić – tłumaczył się.
– Ale co? O co chodzi? – Byłam zupełnie zdezorientowana.
Ta dwójka rozmawiała ze sobą, jakby się znali. Ale nie mogli się znać, prawda?
– Sofio, pozwól, że przedstawię ci Santiago Proteger. To jest twój osobisty ochroniarz, który od przeszło czterech tygodni pilnuje, aby nie stała ci się krzywda.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Potem przeniosłam wzrok na mojego ochroniarza.
Czy to prawda? Byliśmy w tak wielkim niebezpieczeństwie, więc musiałam mieć kogo, aby mnie chronił?
– Dlaczego mi nie powiedziałeś!? – krzyknęłam na tatę. – Napędził mi śmiertelnego strachu. Myślałam, że jest mordercą! Skoro jest moim gorylem, dlaczego nie zareagował po imprezie!?
– Zareagowałem – odezwał się. Miał męski, ale ciepły głos. – Kiedy uciekłaś, kiedy postrzeliłem jednego w nogę, załatwiłem obojga. Bo było ich dwóch. Gdyby nie ja, nie dałabyś rady wsiąść do tej taksówki – powiedział.
Tata z uznaniem pokiwał głową.
– Codziennie patrolował drogę do szkoły, czy ktoś się nie czai. Sprawdzał okolice domu, czy na pewno nikogo tam nie ma. W szkole pilnował, aby nikt nieproszony się do ciebie nie zbliżał... – wyliczał tata.
To dlatego zareagował, kiedy zaczęłam bić się z Julią. Chciał pomóc, nie pozwolił, aby ktoś podniósł na mnie rękę.
– Nie chcę żadnego głupiego goryla! – Założyłam ręce na piersiach. Nie zamierzałam zmieniać mojego zdania.
– Kochanie, zwykle szanuje twoje decyzje, ale na pewno nie dzisiaj. Gdyby nie Santiago, wszystko mogłoby skończyć się dużo, dużo, dużo gorzej. Nie masz wyjścia.
– Aha, czyli on będzie łaził za mną, znowu czając się w krzakach – prychnęłam śmiechem.
– Właśnie o tym rozmawialiśmy, zanim wpadłaś do domu i zaczęłaś obrzucać mnie wyzwiskami – zaśmiał się goryl.
– Zamknij się, nie rozmawiam z tobą – warknęłam.
Tata spojrzał na mnie mrożącym spojrzeniem, więc przybrałam skruszoną minę.
Dalej nie mogłam we wszystko uwierzyć. Miałam wrażenie, jakbym znalazła się w jakimś dziwnym filmie w 4D. Wszystko słyszę, czuję... To bardziej przypomina nierealny sen. Taki, z którego pragniesz jak najszybciej się obudzić. Ale nie możesz.
Jak to możliwe, że w ciągu jednego dnia z normalnego życia, moje staje się piekłem? Czy to realne, abym przez cały miesiąc była ochraniana? Co by było, gdyby tata nie zatrudnił jakiegoś goryla? I dlaczego ja go właściwie mam mieć?
Chciałam moje normalne życie z powrotem. Nie chciałam takiego. Pragnęłam obudzić się z tego potwornego snu. Obudzić się w moim łóżku i zobaczyć Chanel, która dziwi się, że już się obudziłam.
Wtedy bym ją pogłaskała i ułożyła się na łóżku z myślą: To tylko sen. Lecz teraz nie mogłam tego zrobić.
Pierońska rzeczywistość. Zresztą, co ja mówię? Jaka rzeczywistość?! To jakieś wyreżyserowane reality- show! Nie zdziwiłabym się, gdyby nagle do salonu wpadły kamery z donośnym okrzykiem: Mamy cię!
Jego obecność tylko przypominała mi, że coś jest nie tak. Najchętniej zamknęłabym się szczelnie w pokoju i nikogo nie wpuszczała. Przeczekałabym tam wszystkie złe chwile.
– Rozmawialiśmy o udziale Santiago w naszym życiu – powiedział tata, kiedy ujrzał, że niechętnie rozmawiam z moim ochroniarzem.
– Co masz na myśli? – zapytałam go, kiedy zrobił krótką, znaczącą przerwę.
– Sytuacja jest na tyle niebezpieczna, że ochranianie z daleka jest nietrafionym pomysłem w każdym calu. Zadecydowaliśmy, że Santiago od dzisiaj zamieszka z nami – powiedział tata, a ja poczułam, jakby walił mi się grunt pod nogami.
Jak to zamieszka z nami? Ten goryl miał dzielić z nami dom? Przecież... On nie może! To jest nasz dom! Mój, taty i Chanel. Nie chcę tutaj nawet Manueli, a co dopiero jego.
– Rozumiem, że możesz się z tym nie zgadzać... – dodał tata, kiedy zauważył moją minę.
– Co ty nie powiesz! Nie wyrażam zgody! – powiedziałam stanowczo, ale podświadomie wiedziałam, że decyzja została podjęta beze mnie.
– Sofio, to nie jest kwestia gustu. To nie są też sprawy, które mogą czekać. Musimy działać w tej chwili, a jak nie, wszyscy się na tym przejedziemy.
– Ale ja nie chcę nikogo nowego w tym domu! Chcę poczuć się jak kiedyś... – Spuściłam wzrok, czułam, że gniew powoli mnie opuszcza, a pojawia się strach i wewnętrzny ból paraliżujący moje ciało od środka.
– Santiago pomoże nam, abyśmy mogli wrócić do tego, jak to ujęłaś, co było kiedyś. Bez jego pomocy nie damy sobie rady – przekonywał mnie tata, ale ja wiedziałam, że to wcale nie dzięki niemu.
On jeszcze bardziej sprawi, że będę odczuwać tę inność w całym domowym systemie.
Zamilkliśmy na chwilkę. W końcu zajęłam głos.
– Jak długo to ma zamiar trwać?
– Nie mam pojęcia, córciu – wyznał tata bezradnie. – Nie mogę określić, co planują gangsterzy.
– Czy jest to aż tak poważne, że potrzebujemy jego? – Nie patrzyłam nawet na osobę, o której mówiłam, mimo że siedział obok mnie. Starałam się zignorować jego obecność.
– Niestety tak. Santiago jest nam bardzo potrzebny. Szczególnie tobie.
– Dlaczego mnie? A nie tobie? – Zadałam kolejne pytanie.
Tata westchnął.
– Polują na mnie, to fakt. Gangsterzy chcą porachunków, wtajemniczają we wszystko mafię. A mafia ma w zwyczaju niszczyć wszystko, co dana osoba kocha – zaczął tata, a ja wiedziałam, co chce dopowiedzieć.
– A tym czymś jestem ja... – wywnioskowałam.
– Kochanie, nie chciałem tego mówić w taki sposób. Wszyscy jesteśmy na to wszystko narażeni, nie jest tak, że to tylko ty. Każdy musi na siebie uważać. Jednak ja dam radę. A o ciebie się boję. Kiedy będziesz z Santiago...
– Tak bardzo mu ufasz? Skąd wiesz, że nie działa z nimi? – Dalej nie pasował mi błysk w jego oczach. Wydawał się niecodzienny i nieprzyjemny.
– Ufam mu. Przez ostatnie tygodnie sprawdzał się dokładnie tak, jak tego oczekiwałem. Kiedy cię nie chronił, dbał o bezpieczeństwo naszego środowiska. Naprawdę, nie mogliśmy trafić na kogoś bardziej rzetelnego niż Santiago.
Ukradkiem spojrzałam na tego goryla. Czy oby na pewno? Nie pasował mi on, naprawdę. Chciałam go wywalić za drzwi. Nikt nie będzie mi się panoszył w domu. Jeszcze ta Manuela... ach! Gorzej być nie mogło.
Mogło – podpowiadał mi obcy głos w mojej głowie. – Gdyby znaleźli cię gangsterzy, a wokół ciebie nie byłoby nikogo, kto by cię ochronił.
Dawaliśmy sobie radę bez niego – kłóciłam się z wewnętrznym głosem.
Wcale nie – toczył dalej kłótnie. – On tam był, ale ty go nie widziałaś.
Dlaczego ja zawsze muszę mieć rację? Dlaczego chociaż raz nie mogę dać się mylić? W głębi duszy wiedziałam, że był potrzebny, ale nie wyobrażałam sobie mojego życia z nim u boku. Ile czasu ma zamiar za mną łazić? Miesiąc? Dwa? Rok? A może dłużej? I co? Ma zamiar wchodzić do każdego budynku, do którego ja? Może jeszcze będzie stał pod drzwiami do toalety?
Nie chciałam takiego życia, chciałam z powrotem tamto moje, w którym największym strachem był gniew złej Julii. A teraz muszę obawiać się o własne życie, na które chrapkę mają gangsterzy.
– Przygotowałem na piętrze pokój i łazienkę. Od dawna chciałaś zmienić pokój na większy i bardziej przestrzenny. I teraz masz okazję – powiedział tata, wyrywając mnie z głębokiego przemyślenia. – Santiago weźmie twój stary pokój.
Tego było za wiele. Wpanoszył się z butami w moje idealne życie zupełnie wywracając je do góry nogami. Chciałam się obudzić z tego koszmaru.
Nowy pokój? Rekompensata za to, że przed chwilą moje życie legło w gruzach? Nowa, własna łazienka? Za cenę mojego życia?
– Sofio, rozumiem, jeżeli to wszystko jest dla ciebie trudne, ale... – zaczął tata, ale ja nie mogłam tego słuchać.
Wstałam z kanapy i najszybciej jak potrafiłam, zaczęłam uciekać. Ale gdzie? Przed dom? Żeby ten głupiec za mną poleciał?
Postanowiłam pobiec na piętro. Do tego mojego nowego pokoju.
Nie miałam nawet ochoty go oglądać. Po tym pierwszym spojrzeniu od razu było widać, że był dużo lepszy od poprzedniego. Większy, przestronniejszy – jak obiecywał tata. Był piękny, ale nie mogłam w tamtej chwili o tym myśleć.
Pobiegłam do łazienki, zobaczyć jak wyglądam. Łazienka też była piękna. Duża, wysadzana żółtym, podchodzącym w złoto kamieniem. W lustrze zauważyłam karykaturę osoby, którą widziałam dzisiaj rano. Podkrążone i czerwone od płaczu oczy, rozmazany makijaż na całej twarzy.
Zmyłam to wszystko, dalej dławiąc się łzami. Dopiero teraz zaczęłam naprawdę płakać.
Dlaczego?!
Dlaczego to przytrafiło się mnie?! Miałam tak piękne życie! Naprawdę nie pragnęłam niczego! Nie lubiłam marzyć o czymś piękniejszym, bo naprawdę miałam wszystko, czego chciałam. A teraz marzyłam tylko o tym, żeby ten koszmar się w końcu skończył.
Mówię to po raz kolejny, wiem, powtarzam się. Ale miałam wrażenie, że im więcej razy to powiem, tym większe prawdopodobieństwo, że to się spełni.
Wyszłam z łazienki i jak długa położyłam się na łóżku. Satynowa miękkość wcale nie sprawiła, że poczułam się lepiej. Ale znośniej się w nią płakało.
Czy płaczem coś zdziałałam? Cóż raczej nie. Ale człowiek w takich chwilach przestaje się czymkolwiek przejmować. Po prostu chciał wylać swoje żale. Chociażby w poduszkę.
Usłyszałam jakieś kroki, które zbliżały się do mojego łóżka. Nie patrzyłam nawet kto to. Nie przestawałam szlochać. Kroki usadowiły się w kącie, na jasnej kanapie.
– Tato, idź sobie! – krzyknęłam, dławiąc się własnymi łzami.
– Właściwie, to ja... – Usłyszałam męski, ciepły głos. Jednocześnie był zmęczony. Czyżby on przeżywał to wszystko tak samo ciężko, jak ja? Na pewno nie.
– Ty tym bardziej sobie idź! Nie chcę cię widzieć! – Przykryłam głowę poduszką.
– Możesz być na mnie zła – zaczął.
– Oj i jestem. Nawet nie wiesz jak bardzo! – Wstałam z impetem z łóżka. Zakręciło mi się w głowie, ale to zignorowałam. Prawda jest taka, że miałam ochotę go w tamtej chwili zamordować. Winiłam go za całe niebezpieczeństwo.
To nie jest jego wina – mówiła część mojej świadomości, ale nie zamierzałam się tym nawet przejmować.
– Pozwól mi dokończyć – mówił cierpliwie. Miał aż takie stalowe nerwy, czy był po prostu zimnym draniem. – Możesz być na mnie zła, ale to nie zmieni sytuacji, jaka zaistniała w twojej rodzinie. A ja chcę ci tylko pomóc, zezwól mi.
– Zejdź mi z oczu – syknęłam.
Podszedł do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Biłam się z ciałem. Chciałam go uderzyć, zrobić cokolwiek, aby rozładować emocje.
– Nie mogę. Obiecałem twojemu tacie, panu Carlosowi, że dopilnuję twojego bezpieczeństwa. I to mam zamiar zrobić. Czy chcesz, czy nie, będę tutaj – mówił, dalej cierpliwym tonem.
– Nie potrzebuje żadnego, głupiego goryla! – wykrzyknęłam stanowczo.
– Owszem potrzebujesz i sama podświadomie o tym wiesz. Tylko nie chcesz się do tego przyznać.
– Ooo, może psychologiem powinieneś zostać. Takie prawdy życiowe głosisz – warknęłam.
– I może kiedyś zostanę – odparł beznamiętnie.
Zaniemówiłam. Nie wiedziałam, co robić dalej. Coraz bardziej chciałam go walnąć.
– Skończyły ci się obelgi na mój temat? – Uśmiechnął się w dziwny sposób. Uniósł jeden kącik ust do góry, ale wyglądał zupełnie inaczej, niż gdy ja to robię. – Może stwierdziłaś, że nie ma sensu, bo stało się tak, jak powinno być?
– Maricon de playa – syknęłam tylko w jego kierunku.
– Możesz mnie wyzywać, ile chcesz, naprawdę. Nie rusza mnie to. Po prostu zdaj sobie sprawę, że twoje bezpieczeństwo jest moim priorytetem i twojego taty. Więc zrób nam dwóm przysługę i zacznij zachowywać się jak dorosła kobieta, a nie jak rozkapryszone dziecko. – Zrobił krótką przerwę. – Przemyśl to wszystko. Będę na dole.
Powiedziawszy to, opuścił mój pokój.
A ja stałam tam niezdolna do ruchu.
Jak on mnie nazwał? Rozkapryszone dziecko?! Jak on śmiał! Niech tylko tata się o tym dowie, jakiego zatrudnił dupka!
Ty przed chwilką też zmieszałaś go z błotem – odezwał się mój wewnętrzny głos – A on robi dobrze.
Chyba samemu sobie – odszczekałam mojej podświadomości.
Może i był potrzebny, ale z pewnością nie przy małej odległości. Niech łazi za mną, niepostrzeżenie, żeby nikt go nie widział. Tylko przy takich warunkach będę w stanie go tolerować. Bo nie będę wiedziała, że istnieje.
________________
I w końcu :). Sofia dowiedziała się, kim jest Santiago. I zdała sobie sprawę, jaka naprawdę jest ;). Na to w końcu czekało paru czytelników mojej książki :p. Aż ta głupia, wyidealizowana dziewczyna w końcu dostanie za swoje :D I ma :D
Dziękuję za przeczytanie, komenatrze i gwiazdki! <3
N.B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top