Capítulo 2 Es hora de hacer una diferenciade
CZAS NA ZMIANY
<Julia>
Nienawidzę niedziel. Właściwie najbardziej nienawidzę niedzielnych popołudni. Nic się nigdy nie dzieje, a w mieście jest pusto i nie ma nawet na kim zawiesić oczu.
Nienawidzę tych ludzi.
Nienawidzę, jak ta głupia rodzina Mujer wychodzi z tego swojego przymałego domku.
Nienawidzę, jak ten ojciec wyciąga kamerę i nagrywa swoją paskudną żonę i takie same dzieci.
Kurde, nienawidzę tej żony. Tleniona, pusta blondynka.
Ooo, tych to nienawidzę najbardziej! Pustych, tlenionych blondynek. Tępe idiotki myślą, że wszyscy za nimi latają, myślą, że są jakieś najpiękniejsze, że mają więcej przywilejów. Te wszystkie, które znam, takie są. Pragną opleść sobie wszystkich chłopaków wokół tych palców z pazurami na pół metra. Jak patrzą na nich tymi ślepiami z tapetą tak wielką, że można by wyszpachlować całą ścianę. Dlaczego takie puste dziewuchy w ogóle zatruwają nasze społeczeństwo? Udają czasami głupie specjalnie. Przeważnie jednak są tak głupie, że nie muszą tego udawać.
Tak szłam poprzez całe Valle Essential, patrząc jak ludzie powoli idą do swoich domów, mając zamiar spędzić ostatnie godziny weekendu w towarzystwie swojej rodziny.
Komu to jest potrzebne?
Jeżeli człowiek ma coś osiągnąć, musi to zrobić sam, a nie z pomocą jakiejś rodziny.
Nienawidzę mojej rodziny.
Nienawidzę siebie, Julii Terciopelo, za to, że wbrew sobie wytrzymałam z nimi te szesnaście lat.
Dlatego wychodzę z założenia, że powinniśmy działać jednostkowo, nie ogółem.
Ja na tym wyszłam.
Bardzo dobrze.
Nie muszę ich słuchać. Nie muszę słuchać tych durnych ludzi, którym cały czas coś nie pasowało.
Julia! Ściągnij te glany! Julia! Wyrzuć tę czarną szminkę! Julia! Dlaczego ty nosisz takie ubrania?!
Miałam ich dość. Miałam ich serdecznie dość.
Jak ja miałam się rozwijać, będąc blokowana przez rodziców? No właśnie nie mogłam.
Dlatego szłam przez miasto sama, nie musząc myśleć, o której godzinie mam wrócić. Nawet jakbym wiedziała i tak bym pewnie na tą godzinę nie wróciła.
Szłam sobie i szłam, wciągając zapach nowej farby do włosów, którą przed chwilką nałożyła mi fryzjerka.
Zawsze miałam ogniste, rude włosy. Potrzebowałam zmiany. A kolor włosów, to krok milowy do nowego wizerunku. Chociaż, jakby nie patrzeć, czarne włosy bardziej pasują do mojego stylu. Akurat wtedy miałam na sobie czarną bluzkę, sprane dżinsy i glany. Czułam się w pełni sobą. A ten czarny na głowie, sprawił, że poczułam się bardziej w mojej skórze niż kiedykolwiek wcześniej.
Nagle pogoda zaczęła się psuć. W tym okresie, zdarza się czasem popadać, ale wtedy zupełnie się na to nie zapowiadało.
Przeklęłam i rzuciłam się w stronę domu.
To zupełnie zniszczyło mi dzień. Chociaż, jak mam być szczera, ta głupia Mujer już to zrobiła. Mogła nie wystawiać mi przed siebie tej swojej parszywej, wytapetowanej twarzy, bo nikomu to nie jest do szczęścia potrzebne. Mi to już na pewno nie.
Nie chciałam, żeby deszcz zniszczył mi włosy, więc niemal biegłam. Przycisnęłam brodę do szyi, abym uratowała jeszcze makijaż. Biały puder wcale nie był tani, a jeżeli mi spłynie, nie będę go tracić po raz drugi, podczas nakładania.
Wtem, poczułam, jakbym w coś uderzyła. Bo tak naprawdę uderzyłam. Straciłam grunt pod nogami i jak długa wylądowałam na ziemi. Poczułam tylko, jak mój tyłek uderza o mokry asfalt. Następnie poczułam coś gorącego na mojej klatce piersiowej.
– ¡Caray! – wrzasnęłam.
Dopiero po ułamku sekundy, zdałam sobie sprawę, co się właśnie stało. Zobaczyłam przede mną jakiegoś pierońskiego faceta, który leżał na ziemi, zupełnie jak ja. Ten idiota we mnie wleciał. Zaczęłam się gotować ze złości.
Na mojej klatce piersiowej leżała wylana gorąca czekolada. Po chwili poczułam, jak to parzy moją skórę przed cienki materiał bluzki. Teraz się doigrał.
Facet wstał z podłogi i podszedł do mnie. Wyciągnął do mnie swoją rękę, bełkotając niewyraźnie: przepraszam.
– ¡Comemierda!– wrzasnęłam na niego. – Ślepy jesteś!?
– Przepraszam, nie zauważyłem cię – odpowiedział mi. Miał męski głos, trochę mi się spodobał. Lubiłam takie głosy. Ale jak tylko na niego patrzyłam, widziałam to, jak bezczelnie na mnie wpadł. Nie zauważył! Raczej nie należę do takich, co znikają w tłumie.
Wstałam o własnych siłach, ignorując jego wyciągniętą rękę. Podniosłam kubek z gorącą czekoladą, która tam jeszcze została. W małych ilościach, ale została.
Spojrzałam na niego z wściekłością. Jak on w ogóle śmiał. Ñema.
Zamachnęłam się i wylałam na niego resztę napoju. Miałam szczęście, wszystko poleciało na twarz. Facet skrzywił się. Jego skóra stała się czerwona od gorąca.
– Zwariowałaś?! – krzyknął w moją stronę. – Czemu to zrobiłaś?
– Gdybyś nie był takim idiotą i na mnie nie wpadł, nic bym nie musiała robić! – powiedziałam przez zęby. – Jakbyś nie zauważył przez swoje wielkie ego, ja też jestem poparzona tą twoją czekoladą.
– Przecież przeprosiłem – syknął, ścierając czekoladę z twarzy.
– I teraz, co? Czekolada w magiczny sposób zniknie z mojej bluzki? Wszystko będzie pięknie, bo przeprosiłeś. Jesteś skończonym idiotą, naprawdę!
Coś mu nagle zaświtało, bo wyciągnął w moją stronę wyciągnięty, wskazujący palec.
– Od kiedy jesteśmy na ty?
Zaśmiałam się, bardzo denerwująco.
– Mam Ci mówić na per pan?– Postukałam się w czoło. – Ty się puknij, ale wątpię, czy to pomoże.
Facet zacisnął zęby w krzywym uśmiechu. Potarł się raz jeszcze po twarzy z parudniowym zarostem. Nie wyglądał na starego, więc tym bardziej chciałam się trochę się z nim zabawić.
– Mogłabyś zacząć być trochę grzeczniejsza, dziewczynko, bo nie każdy będzie taki wyrozumiały jak ja – powiedział, przez co jeszcze bardziej zebrało mi się na śmiech.
– A ty mógłbyś zacząć patrzeć, gdzie łazisz, świnio – powiedziawszy to, popatrzył się na mnie lekceważąco. – Ależ przepraszam jaśnie pana, ale mógłby pan nie zachowywać się tak, jakby cała droga do eminentnego pana?
– Ty w ogóle wiesz, co to znaczy eminentnego?
– A ty wiesz, co znaczy nie wpadanie na ludzi na ulicy?
Facet zaśmiał się i poprawił włosy, które od nadmiaru deszczu nieco oklapły.
– Robisz z tego takie halo, jakbym na skalę narodową – stwierdził, krzyżując ręce na piersi.
– Jakoś chodzę przez to miasto od wielu lat i żaden psychol we mnie nie uderzył.
– Tylko na ciebie wpadłem!
Wtedy uśmiechnęłam się serdecznie. Chciałam się zabawić.
– Żartuję! – Zaczęłam się śmiać. – Naprawdę sądziłeś, że tak bym się zachowała?
Facet popatrzył się na mnie jak na idiotkę. Zmarszczył brwi.
– Co?
– Należę do kółka teatralnego i chciałam sprawdzić się w terenie. Dobrze zagrałam? – Zatrzepotałam rzęsami.
Tak naprawdę w żadnym kółku nie byłam i nie miałam zamiar do takowego należeć, ale skoro można się zabawić, to czemu miałabym tego nie robić. Skoro byłam już cała mokra, nie miałam po co spieszyć się do domu, stwierdziłam, że zrobię sobie z niego żarty.
– Naprawdę uwierzyłem, że jesteś taka wredna, gratuluję – zaśmiał się, po czym dodał: – Ten strój do też do tej postaci dopasowany?
Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że mój styl mu nie pasuje. Nikomu nie pasuje. Czy jestem tu jedyną osobą, która lubi takie czarne klimaty?
– Pewnie. – Szturchnęłam go lekko w ramię. – Kto normalny się tak ubiera?
– No właśnie – śmiał się dalej. – Jesteś świetną aktorką. A na jaki to spektakl?
– Tajemnica zawodowa – powiedziałam zagadkowo.
– Dobrze, ale mam nadzieję, że zaprosisz mnie na premierę?
I o to właśnie mi chodzi. Kurde, człowiek koń. Sam siebie robi w konia.
– Pewnie... Julia. – Podałam mu rękę, w której miałam opaskę z lekkim paralizatorem. Nie robiło tu ludziom krzywdy, na tyle, aby zabić, ale z pewnością było nieprzyjemne i trochę bolało. I dlatego tak kochałam tego używać.
– Santiago.
Cóż za głupie imię? Kto takie w ogóle wymyślił? Ale akurat jak znalazł pasuje do jego krzywej twarzy.
Nieświadomie podał mi rękę, a kiedy ją zacisnął, uruchomił się paralizator. Santiago uniósł się z zaskoczenia w powietrze, po czym stęknął z zaskoczenia i bólu. A ja zaczęłam się śmiać. Po chwili puścił moją rękę, a ja powiedziałam już poważnie:
– Na drugi raz, nie obrażaj kobiety i jej stylu ubierania się, bo skończy się gorzej niż na paralizatorze.
– Gówniara – mruknął i natychmiast odszedł. Powiedział na mnie jeszcze parę innych nieprzyjemnych słów.
Zachciało mi się śmiać, ale wtedy poczułam, jak bardzo poparzona skóra daje się we znaki. Na język cisnęło mi się tylko jedno stwierdzenie:
– Me cago en la tapa de organo y me revuelcoencima de lamierda.
________________________________________________
Nie przejmujcie się hiszpańskimi słowami, których nie znacie - to tylko przekleństwa :). Tak oto poznaliście drugą bohaterkę tej książki. Dajcie znać, czy chcecie poznać historię tych dwóch dziewczyn. A jak widzicie - z takimi charakterami nie może być nudno :)
N.B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top