Capítulo 17 La muerte

Śmierć


<Santiago>

Pan Carlos był w pełni przekonany, że za zamachem na jego córkę stoi nikt inny, jak jego stary przyjaciel Don Gisetto.

Nie odpisywał na jego wiadomości, wszelakie smsy i inne takie. Pan Vanidad stwierdził, że to dlatego, iż dowiedział się o swoim zdemaskowaniu. Wiedział, że każdy sms wysłany z jego komputera czy telefonu zostanie zlokalizowany.

Dlatego też dostałem jedno z poważniejszych zleceń w całej mojej karierze. Przeszłej i dotychczasowej.

Miałem zlikwidować Gisetto.

Pan Carlos dał mi dokładną lokalizację miejsca, gdzie miałem się spotkać z jednym ludzi Dona. Nic dziwnego, że nie poszedł sam. Osobiście, też bym się bał.

Dostałem też instrukcję, co mam mówić i jak się zachować. Miałem tylko nadzieję, że wszystko uda mi się zrobić tak, jak trzeba. Nie chciałem zawieść szefa.

Kupiłem na tę okazję nowy garnitur. Nie chciałem źle wyglądać. W końcu teraz pochodzę od Vanidadów. Nie mogę zrobić im złej reklamy. Pan Carlos zatrudnia tylko profesjonalistów. I na takiego miałem wyglądać.

Spotkanie miało odbyć się w tej złej dzielnicy Valle Essential. Stare budynki, nieodnawiane od dawnych czasów. Miejsce zejścia się nawzajem różnych opijusów lub ludzi tego pokroju. Zdziwiłem się, dlaczego takie miejsce zostało wybrane.

Byłem wyposażony w broń krótką glock 19, ale jedną z najlepszych, jakie pan Carlos posiadał w swoim arsenale. Schowana była w wewnętrznej części mojej marynarki, niemożliwa do wykrycia przez innych ludzi. I łatwo było się do niej dostać. Wystarczyło włożyć rękę do środka marynarki.

Spotkanie umówione było na godzinę pierwszą w nocy. Wtedy kręci się tam najwięcej pijanych ludzi, więc jest małe prawdopodobieństwo, że ktoś usłyszy naszą rozmowę.

Na polu było chłodno, dlatego ucieszyłem się, kiedy w końcu przekroczyłem próg pubu, w którym unosiła się woń alkoholu. W środku grała jakaś cicha muzyka bez wyraźniej melodii. Jakieś bezsensowne dźwięki grane w kółko.

Szukałem faceta grającego w szachy. Miał grać sam i co jakiś czas drapać się po uchu.

W końcu go zobaczyłem. Nie siedział na końcu sali. To byłoby zbyt podejrzane. Siedział przy trzecim stoliku z szachami od lewej strony. Cały czas drapał się za uchem.

Podszedłem do niego, aby wyglądało to na przypadkowe spotkanie.

Facet, a właściwie chłopak nie mógł mieć więcej niż dziewiętnaście lat. Był szczupły, miał rude włosy postawione do góry i lekko skośne oczy. Ubrany był jak na zwykłe spotkanie z kumplem.

Uśmiechnąłem się do niego i powiedziałem tajny kod:

– Szach mat, kumplu... – mówiłem bez wyrazu.

Chłopak również uśmiechnął się, na wypadek, gdyby ktoś na nas patrzył.

Zająłem miejsce obok niego.

– Carlosowi Vanidadowi musiało bardzo zależeć na tym spotkaniu, skoro wysłał aż tak odsztyftowanego gościa na spotkanie w publicznym pubie – powiedział rudy, stawiając mały pionek na polu D4.

– Sprawa jest poważna – odpowiedziałem.

– Więc o co chodzi. – To nie było pytanie. To było wymuszenie odpowiedzi.

– Mógłbym zapytać cię o to samo...

– Vanidad chce znowu nawiązać współpracę? Sorry, ale na to jest stanowczo za późno. Nie potrzebujemy już jego wpływów. – Strącił biały pionek z pola.

– Dobrze, że ty to powiedziałeś. Pan Carlos jest bardzo ciekawy, kim są Paolo Aparcicio oraz Giorgio Ramani. – Położyłem rękę na stole.

Rudy zbladł, kiedy usłyszał te nazwiska.

– Twoje milczenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że wiesz, kim są ci ludzie. Ale jeżeli nie chcesz, mówić, oświecę cię. To są członkowie waszego gangu. Niestety, zaszyli się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie.

– Nie wiem, o czym ty mówisz.

– Nie uczyli was o czymś takim jak prawdomówność? To ja jestem tutaj tym z bronią i mogę ją w każdej chwili wyciągnąć – mówiłem niskim, grubym głosem.

– Dobra, są od nas, ale zniknęli. Tylko to chcesz wiedzieć?!

– Cóż, liczyłem, że to powiesz... – Teatralnie westchnąłem i przesunąłem jeden z białych pionków o parę pól. Nie wiedziałem, czy tak można. Nigdy nie się interesowałem grą w szachy. – Kto ich wysłał w miejsce, gdzie byli pierwszego maja?

– Po co ci to wiedzieć?

– Zadajesz stanowczo za dużo pytań. – Ułożyłem dłonie niczym polityk. – Pierwszego maja, odnotowaliśmy atak na jedną z osób ważnych dla naszego gangu. Kto wysłał tamtą dwójkę pod klub?

– Powiem ci, jeżeli ty powiesz, gdzie są Paolo i Giorgio – negocjował.

Pan Carlos mnie uprzedził, że o to zapyta. Był zdecydowanie mądrym człowiekiem, podziwiałem go za to. Bez większości jego wskazówek, nie byłbym w stanie nic powiedzieć.

– Twoi kumple są gdzieś teraz pomiędzy niebem i ziemią. Albo piekłem i ziemią. Tak, to bardziej prawdopodobne zważywszy na sytuację, w której zakończyli życie.

– Zabiłeś ich. – Walnął pięścią w stół. Oczy wszystkich zostały zwrócone ku nam, ale udawałem niewzruszenie.

W rzeczywistości chciałem, żeby odwrócili wzrok.

– Tak zabiłem i to z wielką przyjemnością. Takie szumowiny trzeba tępić. A teraz powiedz mi raz, głośno i wyraźnie. Gdzie znajdę Dona Gisetto, przedstawiciela waszego gangu. Jeżeli mi nie powiesz, skończysz zupełnie tak jak twoi przyjaciele. – Napiąłem mięśnie. W miejscu mojej piersi odbił się kształt pistoletu.

Wszystko idzie zgodnie z planem. Pan Vanidad będzie ze mnie dumny.

– Nigdy się tego nie dowiesz.

– No to w takim razie, ty nigdy nie powiedz swojemu przełożonego, kto zabił waszych pomagierów. – Raz jeszcze odznaczyłem pistolet na piersi.

– Skąd wiesz, że ja nie mam pistoletu?

– Bo takim dzieciakom jak ty broni nie można dać do ręki. – To powiedziałem zupełnie sam, tego nie było w scenariuszu.

– No to się mylisz.

– Czyżby? Wyciąg broń teraz i mnie zastrzel. – Strąciłem jeden z czarnych pionków. – Proszę bardzo, droga wolna.

Rudemu na czole pojawiła się żyłka. Patrzył na mnie z zaciśniętymi zębami.

– Masz zamiar tak cały czas? Gdzie. Jest. Don. Gisetto – cedziłem każde słowo. – Mów albo dołączysz do swoich kolegów.

Rudy nagle wstał i zerwał się w stronę drzwi, uderzając wszystkich, którzy stanęli mu na drodze. Rzuciłem się w pogoń za nim. W lakierowanych butach nie było za wygodnie biegać, w dopasowanym garniturze również. Ale nie narzekałem. Złapałem go dosłownie trzydzieści metrów za pubem. Rzuciłem się na niego i przyszpiliłem do ziemi, leżąc na nim. Nawet nie poczułem zmęczenia. Jedynie adrenalinę i szybko bijące serce.

– Ciągle myślisz, że zdołasz pokonać Vanidadów? Każdy, kto z nimi zadziera, jest skazany na porażkę – mówiłem, wykrzywiając mu ręce. Wył z bólu, ale nie przejmowałem się tym.

– Jeszcze się przekonasz – syknął, wijąc się pode mną.

– Nie będę rozmawiać z kimś takim jak ty. Chcę zadać parę pytań Donowi albo komuś z wyższym stanem.

Kiedy nie doczekałem się odpowiedzi, wyciągnąłem z jego kieszeni telefon.

– Myślisz, że dostaniesz się do mojego telefonu? Jest zaszyfrowany – mówił zupełnie jak przedszkolak, który pokonał rówieśnika.

– Spokojnie, nie takie rzeczy robiłem... – Dalej go trzymając, wykonałem trik, którego nauczył mnie pan Carlos.

Hakowanie telefonu. Wystarczyło parę sekund, aby dostać się do cudzego telefonu. Dosłownie piętnaście sekund później już patrzyłem na odblokowany interfejs jego Nokii.

Przeklął pod nosem, kiedy zacząłem hakować dalej. Miejsca, w których był, z kim rozmawiał i gdzie. Po chwili na ekranie wyświetlił mi się numer Dona Gisetto. Ostatnie połączenie odbyło się cztery dni temu. Sprawdziłem wszystkie lokalizacje. Na ekranie wyświetliło mi się wiele współrzędnych. Większość z nich odbywała się w dwóch miejscach. Jedno to było to miejsce, w którym się znajdowaliśmy. Drugie, to osiedle parę ulic stąd. Jego dom.

– Dzięki, kolego. – Poklepałem go po plecach, ale nie puściłem go.

– Ty sk... – zaczął, ale nie dałem mu skończyć, ponieważ jednym ruchem skręciłem mu kark. Po przerwaniu rdzenia kręgowego nie miał najmniejszych szans na przeżycie.

Dałem cynk ludziom pana Vanidada od sprzątania. Idealnie zajmowali się czyszczeniem śmieci. Jakby nikogo nigdy tutaj nie było.

Natomiast ja ruszyłem w stronę mieszkania.

Nie szedłem tam długo. Po drodze spotkałem ludzi pana Carlosa, którzy już jechali na miejsce zdarzenia. Machnęli do mnie przyjacielsko ręką. Odpowiedziałem tym samym.

Mieszkanie było typową kryjówką gangsterów, którzy się ukrywali. Małe, nierzucające się mieszkanko na tyłach budynków. Idealne, aby się zaszyć, kiedy coś złego dzieje się na mieście.

Wpadłem tam niczym cichy zabójca. Bezszelestnie otworzyłem drzwi. Martwiłem się tylko szurającym materiałem mojego garnituru.

Po chwili byłem w salonie. Śmierdziało starym mieszkaniem.

Byłem lekko zestresowany. Taka osobowość, jak Don Gisetto z pewnością ma w środku wielu ochroniarzy, którzy rozstrzeliliby mnie, zanim zdążyłbym ich zauważyć. Jednak zdziwiłem się, bo nikogo nie było przy wejściu do domu. W środku też było dziwnie cicho.

Naładowałem broń i przytrzymałem ją w obu rękach. Rozejrzałem się. W salonie było również bezgłośnie. Usłyszałem jakiś dźwięk w kuchni. Na klęczkach podszedłem w tamto miejsce. Równie bezdźwięcznie uchyliłem drzwi.

Ktoś siedział przede mną. Tyłem. Coś jadł. Wyobraziłem sobie, jak odwraca się i mówi:

– Wiedziałem, że przyjdziesz, Santiago.

Jednak tak się nie stało. Człowiek – mężczyzna – siedział przy stole, łapczywie jedząc jakąś potrawę. Po zapachu wywnioskowałem, że to jakiś gulasz. To z pewnością nie był Gisetto.

Oglądałem zdjęcia. Don był mężczyzną w mniej więcej wieku pana Carlosa. Miał już siwe włosy i był otyły. Zawsze nosił drogie garnitury. Natomiast mężczyzna przede mną miał blond dredy i ubrany był w robocze ubranie. Dlaczego nie spał o tej porze?

Schowałem broń. Tak podpowiadał mi instynkt. Zaraz miałem się przekonać, czy dobrze, że go posłuchałem.

Wstałem i odchrząknąłem.

Facet zerwał się na równe nogi, niemal nie wywalając gulaszu z talerza.

– Och! Przepraszam! Nie sądziłem, że przyjdzie pan tak wcześnie. Umówieni byliśmy na drugą. – Podał mi rękę.

Uśmiechnąłem się, ale nie wiedziałem, co robić. Spodziewał się kogoś? Kim w ogóle był? I kim myślał, że ja jestem?

– Sprawa wygląda następująco... Proszę za mną. – Wskazał mi drogę do salonu, w którym przed chwilką byłem.

Teraz na kanapie siedziała jakaś kobieta, ubrana niczym pani lekkich obyczajów, z krótkimi włosami, mocnym makijażem i zadartym nosem.

– Przepraszam, że wezwałem pana o tej porze, ale policja nie chce nic powiedzieć, a chcę wszystko wiedzieć – powiedział na wstępie i usadowiliśmy się na kanapie.

Przywitała się ze mną kobieta. Nie wiedziałem, co mam robić, więc kiwnąłem głową.

– Chcę wiedzieć, kto zabił mojego wujka, panie komendancie. Znaczy, nie wiem, czy mogę tak do Pana mówić. W końcu jest pan w CIA.

Uśmiechnąłem się. A więc tak. Dowiem się wszystkiego, jeżeli to ma związek z tym, co właśnie robię. Zanotowałem w pamięci, aby poczekać przed mieszkaniem na właściwego agenta i odwołać go od spotkania.

– Spokojnie, panie komendancie jest w porządku – dodałem. – Mógłby mi pan przypomnieć raz jeszcze, po kolei, dokładnie co się stało?

– Cztery dni temu zamordowano tu mojego wujka, panie komendancie. Zadzwoniłem natychmiast na policję. Mój wujek został pchnięty nożem trzy razy w klatkę piersiową, ale to pewnie pan wie. Policja zebrała wszystkie dowody, zabrano ciało mojego wujka, ale na tym koniec. Nic nie chcą mi powiedzieć. A ja się martwię. Wiem, że wujek miał ostatnio jakieś kłopoty w pracy. Ciągle jakieś kłótnie, zostawanie po godzinach. Osiwiał, trochę schudł. Przestał jeść. Parę dni w ogóle się do mnie nie odzywał, ale cały czas mówił coś o jakimś mężczyźnie, jego starym przyjacielu, czy kimś tam... Wydawało się, że chciał go ostrzec. Jego nazwisko było jakieś dziwne... Zaczynało się chyba na v. Albo na f... Już nie pamiętam... Mówił coś o jakiejś kobiecie. Bardzo się martwiłem. Myślałem, że wujek ma już jakieś problemy na tle psychicznym. Chciałem go zabrać do poradni, ale mówił tylko, że nic nie rozumiem... moment! Przypomniałem sobie to nazwisko. To Vanidad!

– Vanidad? – Zmarszczyłem brwi. Miałem nadzieję, że moja mina nie była tak bardzo zszokowana... Bo byłem taki i to bardzo.

– Tak. Dokładnie to nazwisko. Wujek często je powtarzał.

– Przepraszam, ale mam natłok tych wszystkich spraw dzisiaj. Może mi pan przypomnieć nazwisko wujka?

– Gisetto. Don Gisetto.

______________________________

I jest, 17 rozdział :D. Trop tutaj się urywa... Don Gisetto jest martwy :). Jak myślicie, kto i dlaczego stoi za jego śmiercią :)?

N.B

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top