8

...panikować.

— Dobra, to zaszło za daleko. — powiedział i położył swoje dłonie na moim torsie i odepchnął. — Nie uważasz, że jesteś trochę... nachalny? Mam dziewczynę, Salem. — powiedział, a ja prychnąłem. Tak jak myślałem, zaczął panikować ale ja doskonale widziałem ten błysk w jego oku, gdy byliśmy blisko siebie. On może tego nie wie, ale ja wiem, że to co się z nim dzieje, jak stoi przy mnie, to jest to coś, czego nie czułem całe wieki.

Sylas powiedział, że za żadne skarby świata nie pójdę z nim do szkoły, więc gdy opuścił pokój, a następnie dom, ja udałem się na wycieczkę po jego domie. Oczywiście z zachowaniem pewnych ostrożności, bo nie wiedziałem czy jestem sam w domu. Wyszedłem z jego pokoju, uchyliłem za sobą drzwi, i wszedłem ostrożnie po schodach. Skrzypiały i jakby coś w nich piszczało. Korytarz, którym potem szedłem, wyglądał trochę strasznie. W rogach ścian znajdowały się kilkurocznie pajęczyny, aczkolwiek nie zauważyłem żadnego pająka, choć mógłby przysiąc, że tuż przy mojej nodze przebiegło coś włochatego z długim ogonem. Na ścianach wisiały obrazy, części z nich wyglądały jakby ktoś nie zaglądał tu od wieków, niektóre były podniszczone, zjedzone przez pomniejsze robaki. Na niektórych faktycznie dało się zobaczyć, jakie goszczą tam wizerunki. Od razu się domyśliłem, że chodzi o dawnych członków rodziny Sylasa. Niektóre czarownice miały długie, szpiczaste nosy; czarne jak smoła, lekko pofalowane włosy i ciemne oczy. Może i miał coś po swoich przodkach, ale nie był czystej krwi, a takich osób coraz mniej jest.
wiZszedłem jeszcze niżej i znalazłem się tuż u podnóża schodów. Pod stopami poczułem miękki dywan, zrobiło się już nieco jaśniej i przede wszystkim cieplej, niż przedtem na schodach. Na ścianach po obu stronach były położone panele ścienne, przez korytarz wiódł puchaty, długi dywan. Miałem drzwi do nieznanych mi pomieszczeń. To nie tak, że chciałem powęszyć. Chciałem wiedzieć gdzie jestem i co robię, bo osobiście jako kot, spędziłem trochę czasu na kolanach Nate'a w ich salonie, gdzieś na dole.

Jako kot, nie za wiele świata zwiedziłem. Często ludzie odpędzali mnie od siebie, by dać mi w ten sposób znak, żebym sobie odpuścił. Stwierdziłem, że skoro w kociej skórze nikt nie chce mieć że mną doczynienia, to chyba tym bardziej w ludzkiej. Większość ludzi oczywiście wierzyła w przesądy jak, przejście pod drabiną, które oznaczało pecha przez jakiś czas. Jednak niewielka ilość wierzy w to, że jak czarny kot przebiegnie mu drogę, to spotka go straszliwy pech. Nie lubiłem takiego typu przesądów.

Zszedłem znów na dół, tym razem byłem gdzieś w pobliżu kuchni. Czułem zapachy przypraw z szafek w pomieszczeniu za mną. Niektóre były faktycznie trochę ostre, ale dało się wytrzymać z moim węchem.

Wślizgnąłem się do łazienki na dole. Uważałem że to najlepsza chwila na to by się ogarnąć. Wyciągnąłem jakiś ręcznik ze słupka w rogu pomieszczenia. Oczywiście miałem świadomość tego, że wczoraj wieczorem brałem prysznic, ale pomimo tego, co się wczoraj wydarzyło, dzisiaj czułem się jak szmata do podłogi. Może nie pachnę fiołkami...

***

Wyłączyłam czajnik i wolałem wrzątek do kubka, zalewając herbatę. Obok stał talerz z kanapkami które sobie zrobiłem. Przecież nie wiedziałbym pół dnia sam na sam w domu, bez jedzenia i picia? Poza tym... Wróciłem do Sylasa nie tylko dlatego że zaatakował mnie jakiś zwierzak, ale też dlatego bo byłem głodny, czułem się jakby ktoś próbował zjeść mnie od środka. Nie ukrywam, żałowałem że się tak a nie inaczej zachowałem, bo jednak to ja przyszedłem do niego, praktycznie się wprosiłem, a teraz wyjadam z jego spiżarni zapasy jedzenia. Jestem głodny jak wilk.

Usiadłem na kanapie w salonie i włączyłem telewizor, akurat na jakimś filmie akcji. Siedziałem opatulonu kocem i zajadałem się kanapkami, popijając ciepłą herbatą...







































































𝘚𝘰𝘮𝘦𝘸𝘩𝘦𝘳𝘦 𝘧𝘢𝘳 𝘢𝘸𝘢𝘺...

Kroki odbijały się od posadzki, mężczyzna szedł wyprostowany, szybkim krokiem przemierzał korytarz, mając kolejno zamknięte drzwi. Ręce wsadił do kieszeni tym samym pogrążając się w swoich myślach.

W końcu zatrzymał się przed uchylonymi drzwiamii  je pchnął, wchodząc do środka. W pomieszczeniu panował półmrok, lampy naftowe paliły się na każdym jednym biurku, a było ich sześć. Podszedł do ostatniego i usiadł na krześle, które lekko  zaskrzypiało.

— Przynieśli Ci to. Prosto z biura. — odezwał się mężczyzna z  biurka po lewej stronie. — Wygląda na przystojnego. Ciekawe za co go szukają... — powiedział oblizując usta.

— Louis... Nie ukrywajmy ale ty byś z każdą istotą poszedł do łóżka. Zapominasz czasem że mamy kodeks-...

— Którego wypada się trzymać. — powiedział i spojrzał na mężczyznę któremu przerwał. — Ciągle tylko zabijamy, albo szukamy i przynosimy tutaj. Ja chce czegoś od życia, a wiem że ty też chcesz  i byś chętnie zaciągnął sekretarkę szefa do łóżka, ale się z tym kryjesz po kontach. — powiedział Louise, a mężczyzna odsunął gwałtownie krzesło, zgniatając w ręku kartkę ze zdjęciem i zgłoszeniem. Wyszedł szybko z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi, po czym oparł ie od ścianę i spojrzał na zdjęcie wizerunku.


_______________
Opis wygląda:

Młody mężczyzna, szatyn, pomarańczowe, prawie piwne oczy. Zmienia się w czarnego kota z neonowo zielony oczami.

_______________


Westchnął i wcisnął kartkę do kieszeni spodni, po czym z drugiej wyciągnął papierosa i zapalniczkę, zapalił go. Kłębu dymu zaczęły unosić się do góry, a już po chwili na całym korytarzu dało się poczuć won dymu papierosowego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top