7

Obraz miałem zamazany, ale ogarnąłem że jest już jasno. Przeciągnąłem się i odwróciłem w stronę Sylasa, aczkolwiek nie mogłem. Wtedy się spostrzegłem że leżałem bliżej środka łóżka, a do mnie przywarł ktoś, z bardzo mocnym uściskiem. Po chwili usłyszałem jak drzwi skrzypią i się otwierają.

— Sylas dalej śpi? — powiedział jakiś głos i dopiero później mogłem zobaczyć kto to. Średniego wzrostu brunet, miał szare oczy które utkwił we mnie.

— Najprawdopodobniej. — powiedziałem i zrezygnowałem z odwrócenia się. — On tak zawsze śpi? — zapytałem mając na myśli pozycję w jakiej się znajdowaliśmy, bo muszę przyznać, że odkąd żyję, jeszcze nie zdarzyło mi się spać w takiej pozycji z innym mężczyzną.

— Jeśli ma się do kogo przytulić, to tak. I powiem Ci, że chętnie bym się z tobą zamienił. — powiedział i wyszczerzył zęby w cwaniackim uśmieszku. — Jestem Nate, a raczej Nathaniel. — pokiwałem głową. — Ty to pewnie Salem? — znów pokiwałem głową.

— Nie jesteś zdziwiony, że w łóżku twojego brata leży jakiś obcy chłopak? — powiedziałem, a Nate wzruszył ramionami.

— Nie, Sylas mówił że w pokoju trzyma animaga. — uśmiechnął się lekko do mnie, a ja znów próbowałem się podnieść. Tym razem Sylas rozluźnił swój uścisk i odsunął się ode mnie, co dawało mi po części satysfakcję, bo mogłem usiąść.

— To miło z jego strony. — burknąłem patrząc na śpiocha i po chwili spojrzałem na jego brata.

— Tylko nie mówił, że jest takim zrzędą. — powiedział i od razu skierował się do wyjścia, akurat udało mu się zamknąć drzwi, kiedy rzuciłem w jego stronę poduszką, którą miałem pod ręką.

— Kretyn.

— Z Ciebie też. — wtrącił zaspanym głosem Sylas i usiadł obok mnie, przecierając oko wierzchem dłoni.

— Dziękuję za szczerość. — uśmiechnąłem się i odsunąłem rękę od jego powieki. — Nie trzyj bo będą czerwone. — powiedziałem, a chłopak odsunął się i wstał. — Wczesna godzina, gdzie się wybierasz? — zapytałem, ale odpowiedziało mi trzaśnięcie drzwiami.

Po kwadransie brunet wyszedł z łazienki i podszedł do mnie, podając mi czyste ciuchy, które ówcześnie wyciągnął z komody i szafy.

— Nie wiem jak ty, ale ja mam szkołę. — powiedział i zaczął pakować książki do czegoś co przypominało torbę z dwoma paskami.

— W sensie że idziesz do akademii? — zapytałem i wstałem, przyglądając się rzeczy którą trzymał w ręku.

— Nie, do ludzkiej szkoły, zwanej liceum. — zaprzestał pakowaniu się i spojrzał na mnie po czym dodał: — W którym wieku się zatrzymałeś? — zapytał jakby z lekkim szokiem i spojrzał na mnie.

— Romantyzmie. — powiedziałem. — A teraz powiedz mi co to jest i po co Ci te książki. Chyba nie będziesz się uczył tych hieroglifów? — powiedziałem wskazując na kartkę, na której były litery, cyfry, znaki równania, plusy i myślniki.

— To już wiem skąd ta gadka. No ale potrzebuję ich do nauki w szkole dla śmiertelnych. Mówiłem Ci o tym, chyba że twoja pamięć już szwankuje. — puścił mi oczko i wrócił do pakowania się do ludzkiej szkoły, a ja usiadłem na brzegu łóżka i spoglądałem na niego.

— Mogę pójść z tobą? — zapytałem, z rąk wypuścił dwie książki, które z łoskotem spadły na podłogę, robiąc trochę hałasu.

— I będę się tłumaczył dlaczego przyniosłem kota do szkoły? — uniosłem jedną brew do góry, na co on dodał: — No bo przecież nie pójdziesz tam jako człowiek. Poza tym, nie wolno nam wnosić zwierząt na teren szkoły, jest to zabronione, a gdyby ktoś się dowiedział, mógłbym zostać zawieszony, albo co najgorsze by mnie wyrzucili ze szkoły. — powiedział, a ja uchyliłem usta. Przecież siedziałbym cicho jak myszka, i nie wychylał łebka z jego pojemnej torby.

— Przecież będę cicho. — powiedziałem przybliżając się do niego. — No proszę, co ja mam robić sam w twoim pokoju? Zanudzę się tu na śmierć. — powiedziałem i spojrzałem na chłopaka, po czym się uśmiechnąłem, gdy nasze spojrzenia się spotkały.

— A jak powiem nie, to mnie zmusisz do zmienienia zdania? — zapytał i odłożył torbę.

— Tak. — powiedziałem i już zacząłem obmyślać w jaki sposób miałbym go zmusić do zmienienia zdania.

— Moja odpowiedź dalej brzmi nie. — powiedział stanowczym tonem i spojrzał na mnie, a ja się tylko uśmiechnąłem. Zacząłem się zbliżać do niego jeszcze bardziej niż przedtem, stykaliśmy się już nosami. Sylas spoglądał na moją twarz, ale to mnie nie zatrzymywało. Czekałem aż to on zacznie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top