3

— Czyli co? Próbujesz mi powiedzieć, że w naszym domu jest animag i jest twoim towarzyszem? — pokiwałem głową, a Nate spojrzał na mnie jak na czubka. Wiedziałem by nic mu nie mówić, ale jakbym powiedział dziadkom, chyba by mnie zabili, albo co najmniej spalili na stosie.

— Wiem jak wygląda i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że to jest mega niebezpieczne, ale nie mogę go już odesłać, prawda? Przyszedł na moje wezwanie i muszę go zatrzymać przy sobie, ale uwierz mi, wolałbym trafić na szczura, niż animaga z zdolnościami magicznymi. — powiedziałem i ogryzłem kawałek zielonego jabłka.

— To może przejdźmy do tej lepszej części. Widziałeś go, prawda? W zakazanych księgach piszą, że animag po przemianie jest całkowicie nagi, no więc jak? — powiedział z cwaniackim uśmiechem i poruszył brwiami w dwuznaczny sposób, na co ja trzasnąłem go egzemplarzem numerologii.

— Myślałem że mój brat jest mniejszym kretynem. — stwierdziłem i spojrzałem na pana Higginsa uśmiechając się do niego, po części by nie zwrócić więcej na siebie uwagi.

— Oj no dobra. Ale sam mówiłeś, że Cię wczoraj pocałował, więc czy to było normalne? — zapytał i spojrzał na mnie nachylając się nad książką.

— Już Ci mówiłem, on jest specyficzny. Mam wrażenie, że żyje znacznie dłużej niż mi się wydaje, ale jak do tej pory, nie wyjawił mi tego, ile ma w końcu lat.

— Czy to nie oczywiste? — spojrzałem na brata, podnoszą jedną brew do góry. — Mówiłeś, że ma w sobie kroplę krwi czarownicy, więc może być tak, że użył jakiegoś eliksiru odmładzającego albo zakazanego zaklęcia. Mówię Ci, że coś się kroi, to wisi w powietrzu. — powiedział i szturchnął mnie pod stołem.

Nie miałem pojęcia co mam myśleć o Salemie i jego historii  którą mi opowiedział uprzedniej nocy. Oczywiście z początku nie wiedziałem komu mam wierzyć, aczkolwiek dla mnie to było wciąż nowe. Nie sądziłem, że spotka mnie zaszczyć, spotkać animaga sprzed wielu wieków.

***

Szedłem lasem i patrzyłem pod nogi. Robiło się ciemno, a ja niezbyt wiedziałem co ze sobą zrobić. Po całym dniu siedzenia w bibliotece mój mózg nie chciał ze mną współpracować, już pomijając to że w głowie dalej miałem to co mi powiedział Salem.

Usłyszałem gdzieś obok siebie mauknięcie i spojrzałem na ziemię, tuż obok moich stóp. Kręcił się tam czarny kot z neonowo zielonymi ślepiami — zupełnie jak Salem. Moje wargi drgnęły w lekkim uśmiechu i dopiero wtedy stanąłem.

— Mam to podciągnąć pod stalkowanie czy śledzenie, Salem? — zapytałem ale odpowiedziało mi tylko miauknięcie. Salem zatrzymał mnie i spoglądał na mnie, tymi swoimi ślepiami, ale niewiele zrozumiałem z tego co powiedział mi w swoim kocim języku.

Jego ogon był postawiony pionowo, jakby w ten sposób chciał mi powiedzieć o czymś, ale nie miałem kompletnie pojęcia, co chce mi przekazać w ten sposób. Chyba będę musiał przestudiować książki o kotach.

— Świetnie się bawisz co? — powiedziałem i podniosłem go z ziemi na ręce. Łapy miał upaćkane w błocie i w dodatku cały drżał. Pokręciłem głową i ruszyłem na pole dyniowe, a tuż obok znajdował się mój dom.

Wszedłem po schodach na werandę domu i od razu złapałem za klamkę od drzwi wejściowych. Nacisnąłem i pchnąłem je, po czym wszedłem do środku przedsionku. Na podłodze stały trzy pary butów, pierwsze należały do mojego brata, drugie do babci i trzecie do dziadka. Tak się składało, że każdy z nas był czarownikiem, a babcia czarownicą. Wszedłem głębiej do domu, przy okazji puściłem Salema na podłogę, mając po części gdzieś ochrzan mojej opiekunki za odciski łap kota na jej dywanie.

— Co tu robi ten sierściuch?! — warknęła niska i trochę pulchna kobieta, wskazując na mnie wałkiem do ciasta. Podniosłem ręce w geście poddania się i zacząłem jej tłumaczyć to i owo, ale babcia wciąż nie chciała mnie puścić do Salema.

— Nie obchodzi mnie, czy to jest twój towarzysz, czy przybłęda! Nie sądzisz, że to podejrzane? Przez dwa bite lata próbowałeś przywołać towarzysza i dopiero teraz w twoje osiemnaste urodziny pojawia się kot i to w dodatku z takim imieniem? — wrzasnęła, a ja aż podskoczyłem w miejscu.

— Chyba lepsze to, niż szczur który biega między nogami po kuchni? Babciu, czekałem na niego dwa lata, chyba w końcu zasłużyłem? — zapytałem gdy starsza kobieta w końcu opuściła wałek sprzed mojej twarzy.

— Jak sobie chcesz! Ale to ty będziesz spowiadał się czarnemu panu, z tego co tu się wyczynia! — powiedziała i odwróciła się, znikając w kuchni.

W salonie siedział dziadek i mój brat, zwijali się ze śmiechu, na co ściągnąłem brwi i spojrzałem na Salema, siedzącego tuż obok mojego brata. To było podejrzane, że najpierw przymila się do mnie, ma te swoje dziwne posunięcia, a teraz łasi się do mojego brata.

— Będę w swoim pokoju. — rzuciłem na odchodne wciąż słysząc ich śmiechy i wszedłem najpierw po schodach na piętro, a na końcu po ciasnych, krętych i mega stromych schodach do swojego pokoju na poddaszu. Zostawiłem uchylone drzwi, jakby się Salem rozmyślił i chciał wrócić do mnie na noc. Od wczorajszego incydentu, za wiele z nim nie rozmawiałem, dopiero ro wróciłem po całym dniu w akademii, a jutro muszę iść do szkoły dla śmiertelników, by odbyć ostatnie zajęcia, przed zimową przerwą.

Walnąłem się na łóżko i wpatrywałem się w plakaty różnych czarownic, niektóre były zaczarowane tak, że się poruszały, inne były jak te zwykłych ludzi. Leżałem na plecach, tak długo aż w końcu nie pochłonęła mnie cicha noc w odmęty snu, gdzie zatopiłem się na dobre parę godzin...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top