Post Game Au ||oumasai
Shuichi pov
Leżałem na kanapie w moim...a w zasadzie w moim i Kokichiego mieszkaniu. Byliśmy razem już od dosyć długiego czasu aż w końcu postanowiliśmy, że zostaniemy współlokatorami. Podobało mi się życie z Kokichim, aczkolwiek kiedy wychodził spotkać się ze swoją organizacją...tak jak w tamtym momencie - czułem się strasznie samotny. Mojemu uczuciu nie pomagał fakt, że miałem straszną potrzebę aby go przytulić. Choć zazwyczaj to Kokichi był "przylepą" to mimo iż tego nie chciałem pokazywać, ja również nią byłem.
Z myśli wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.
-Shushu wróciłem~! Stęskniłeś się? - zapytał Kokichi wchodząc do salonu, gdzie ja szybko zmieniłem pozycję z leżącej na siedzącą.
-Mhm...jak minęło twoje spotkanie z organizacją? - zapytałem go.
-Dobrze, aczkolwiek jestem zmęczonyyy, chyba zaraz pójdę spać. - ziewnął, popijając pantę, którą niewiadomo kiedy zdążył wziąć z kuchni.
-Oh. - powiedziałem tylko, tracąc nadzieję, że będziemy mogli się poprzytulać.
-Coś nie tak Shumai? - spytał mnie Kokichi, ze zmartwieniem w głosie.
-Huh? A-ah nie, idz spać. Dobranoc. - uśmiechnąłem się lekko, wiedząc że i tak go nie przekonałem.
-Nie okłamiesz kłamcy Shuichi! - przewrócił oczami Kichi siadając obok mnie i stawiając pantę na podłodze. - Z resztą, wiem czego chcesz~. - dokończył zdanie, niskim głosem.
-T-tak...? - "zapytałem", robiąc się czerwony.
Kokichi nic nie powiedział, tylko mnie przytulił.
-Nishishi od zawsze wiedziałem, że w sekrecie jesteś jeszcze większą przylepą niż ja! - zaśmiał się, czując jak oddaje uścisk.
-N-nie jestem...! - zaprzeczyłem szybko zawstydzony.
-Naprawdę? Bo ja widzę co innego~.-zaśmiał się po raz kolejny, podczas gdy ja byłem tak zawstydzony, że jedyne co umiałem zrobić to schować twarz w jego szyi.
Siedzieliśmy tak przez chwilę kiedy nagle Kokichi przerwał ciszę.
-No już Shuichi wystarczy. - powiedział poważnym tonem głosu.
-C-coś nie tak? - zapytałem go, wystraszony, że może nie chce mnie przytulać i jest zirytowany.
-Czas się obudzić Shuichi, wszyscy na ciebie czekają.
-Obudzić? Wszyscy? - powtórzyłem, z przerażeniem patrząc mu w oczy.
-To była tylko symulacja, wstawaj. - powtórzył, marszcząc brwi.
-N-nie rozumiem o czym mówisz K-kokichi. - powiedziałem, martwiąc się co raz bardziej.
Kokichi jednak nic więcej nie powiedział i nie wiedząc kiedy wszędzie widziałem tylko ciemność.
Takim sposobem umarłem.
....
Umarłem?
Nie..coś było nie tak.
Otwierając oczy zobaczyłem, że byłem w jakimś białym miejscu, wokół mnie latały litery i dziwne symbole, a przede mną stał...Kokichi.
Wtedy wszystko do mnie dotarło.
Zabojcza gra...była symulacją i właśnie wracałem do rzeczywistości.
-Nishishi masz całkiem brudne sny o mnie Shumai~! - zaśmiał się Kokichi, wciąż stojąc przede mną.
-Skoro to była tylko symulacja, to wszyscy żyją prawda? - zapytałem go, ignorując jego poprzednie słowa i mój "sen".
-Dokładnie tak panie detektywie! - uśmiechnął się szeroko, podczas gdy dookoła nas było coraz jaśniej.
-Ty...ty też? - spytałem go, przypominając sobie jak bardzo miał brutalną śmierć.
-Czemu by cię to miało obchodzić Shuichi? Od kiedy kogokolwiek interesuję? Szczególnie ciebie? - zapytał, zastępując swój rozbawiony wyraz twarzy na całkowicie poważny.
-P-ponieważ...jesteś moim przyjacielem...! Zależy mi na tobie i chcę ci to udowodnić! W szczególności chcę przeprosić za to co powiedziałem w trakcie gry...nie zasługujesz na takie słowa. - odpowiedziałem mu, zdeterminowany. - N-naprawdę nie miałem tego na myśli! Wciąż cię nie rozumiem, ale chcę cię poznać! I być z tobą, aż w końcu będziemy rozumieć siebie nawzajem...! - dokończyłem, czując jak łzy wzbierają się w moich oczach.
Tak wiele żałowałem.
I miałem okazję aby to naprawić.
-Powiedz to do mnie kiedy się obudzisz.
To były jego ostatnie słowa zanim wszystko zrobiło się białe.
~
Otworzyłem oczy, budząc się w jasnym pokoju.
-Oh zobaczcie obudził się! - powiedział wesoły głos, który należał do...Kaede?
Wciąż oślepiony nagłym światłem, ostrożnie usiadłem na łóżku i zacząłem przyzwyczajać wzrok.
Kiedy już to się stało, zobaczyłem wszystkich moich przyjaciół.
Wszyscy żyli.
I nareszcie mogli być szczęśliwi.
Jak na zawołanie, wszyscy mnie przytulili podczas gdy ja czułem jak do moich oczu napływają łzy.
Czekaj...wszyscy?
Nie, nie każdy.
Kątem oka zobaczyłem jak Kokichi, który stał z tyłu opuszcza salę w której przebywałem.
Choć chciałem zostać w uścisku przyjaciół, wiedziałem, że musiałem zrobić coś dużo ważniejszego. Coś na czym bardziej mi zależało.
-W-wybaczcie na chwilę...mam pilną rzecz do załatwienia. - powiedziałem nagle, uwalniając się z uścisku, po czym jak tylko byłem wolny, wyszedłem z sali i zacząłem iść w stronę, w którą prawdopodobne poszedł Kokichi.
Rozejrzałem się dookoła i jakimś cudem, dzięki mojemu szczęściu zobaczyłem końcówkę fioletowych włosów. Nie tracąc czasu, pobiegłem w tamtą stronę.
-K-kokichi czekaj! - krzyknąłem, wpadając na niego.
-H-huh? - usłyszałem tylko tyle, jednak głos...nie brzmiał jak Kokichiego.
Spojrzałem na osobę na którą wpadłem. Była to młoda pielęgniarka o fioletowych, ustawionych na wszystkie strony włosach. Na jej białej sukience widniała plakietka z jej imieniem "Mikan".
-P-przepraszam, nie chciałem na ciebie wpaść. - powiedziałem szybko, patrząc zawstydzony na podłogę.
-N-nic się nie stało, t-to moja wina, ż-że szłam tą s-samą drogą co t-ty...-odpowiedziała, ocierając łzy.
-U-uh...-zacząłem nie wiedząc co powiedzieć w takiej sytuacji. - J-jeśli mogę zapytać, wie pani gdzie poszedł niski, fioletowłosy chłopak? - zapytałem jej, mając nadzieję, że zna odpowiedź.
-W-wybacz, a-ale w tym szpitalu jest dużo fioletowłosych chłopców...P-przepraszam, że nie mogę p-pomoc...! - powiedziała, znowu zalewając się łzami.
-N-nic się nie dzieje! Tak czy inaczej...uh..ten chłopak nazywa się Kokichi Ouma. T-ten co był w symulacji. - starałem się jej wytłumaczyć o kogo mi chodzi.
-O-oh..W-w takim razie c-chyba wyszedł ze szpitala...miał już w-wcześniej pozwolenie na wyjście, a-ale czekał aż ktoś się wybudzi. N-nie jestem pewna jednak o kogo mu chodziło, p-p-przepraszam! - odpowiedziała mi, nerwowo bawiąc się palcami.
-Czekał na mnie...-wymamrotałem pod nosem.
Po tym wszystkim co do niego powiedziałem do niego w grze i tak chciał na mnie poczekać i zobaczyć jak się budzę.
Troszczył się o mnie bardziej niż myślałem.
Czując jeszcze większą determinację aby z nim porozmawiać, szybko podziękowałem i pożegnałem Mikan, po czym pobiegłem do wyjścia.
Miałem nadzieję, że nie poszedł nigdzie za daleko.
Otwierając wyjściowe drzwi, zacząłem biec jedyną ścieżką, która prowadziła od szpitala. Przez moment straciłem nadzieję, że jeszcze go dogonię, jednak nagle zobaczyłem niską, fioletowłosą postać, z biało czarną chustą wokół szyi.
-K-kokichi! - krzyknąłem, biegnąc w jego stronę, jednak on mnie nie słyszał i szedł dalej, wyraźnie pogrążony w swoich myślach.
Wiedząc, że mnie nie usłyszy, dalej biegłem aż w końcu był w zasięgu moich rąk. Nie wahając się ani chwili, przytuliłem go mocno do siebie, nie mając w najbliższym czasie zamiaru go puścić.
-H-huh? S-shu...ichi? - zapytał niepewnym głosem, którego u niego nigdy przedtem nie słyszałem.
Nic nie powiedziałem tylko mocniej go przytuliłem.
-..Po co tu jesteś..? Nie wolałbyś spędzić czasu ze swoimi przyjaciółmi, niż tracić go na zobaczenie osoby przez którą było całe cierpienie? - zapytał drżącym głosem, delikatnie zdejmując moje ręce z niego.
-Z tym, że...ty jesteś moim przyjacielem Kokichi. Szczególnie, że mimo wszystko chciałeś nas uratować. Nie wszystko poszło po twojej myśli i jestem pewien...wiem, że nie chciałeś śmierci Miu ani Gonty. Dopiero teraz zrozumiałem twoje motywy i wiem, że jesteś dobrym człowiekiem, który zasługuje na przebaczenie. - odpowiedziałem mu, ściskając jego rękę.
-...Nie potrzebuje twojego współczucia, więc nie kłam. Dobrze wiem, że ani ty ani nikt inny nie będzie mnie uważać za przyjaciela, ani za osobę godną zaufania. I...mają rację..ty miałeś rację mówiąc, że już zawsze będę sam. Dlatego też najlepiej będzie jeśli o mnie zapomnicie i nie będziecie zawracać sobie mną głowy. Dobrze wiem, że tego chcecie. - wymamrotał, patrząc w ziemię, nie pozwalając mi zobaczyć jego wyrazu twarzy.
-To nie jest prawda. Już cię uważam za przyjaciela i wątpię aby się to zmieniło. Co do innych...nie mogę Ci niczego zapewnić, ale myślę, że również ci wybaczą. Oraz to co powiedziałem...nie miałem tego na myśli. Nikt nie zasługuje aby być sam, a w szczególności ty. Naprawdę cię za to przepraszam, nie wiem czy mi wybaczysz ale zrobię wszystko aby ci udowodnić, że te słowa nie są prawdą. - powiedziałem, łapiąc go za ramię i odwracając w moją stronę.
Dopiero wtedy zobaczyłem, że jego wyraz twarzy jest wypełniony smutkiem i miałem wrażenie, że w każdej chwili z jego oczu mogą wylecieć łzy. Byłem jednak pewny, że starał się nie płakać i zachować resztki swojej maski.
-O-obiecujesz?- wyszeptał drżącym głosem, patrząc mi w oczy.
-Obiecuję. - uśmiechnąłem się lekko, zanim poczułem, że Kokichi niepewnie mnie przytula.
Chcąc aby poczuł się lepiej, oddałem uścisk, delikatnie głaszcząc go po plecach. Choć nie usłyszałem od niego żadnego dźwięku, poczułem jak jego ramiona lekko się trzęsą, a moja koszulka moknie. Jednak nie przeszkadzało mi to. Byłem szczęśliwy, że nareszcie nie musiał udawać i mógł pokazać co naprawdę czuje. Byłem pewny że nie będzie pod tym względem natychmiastowej zmiany. Jednak z czasem...może będę mógł codziennie widzieć Kokichiego bez maski? A nawet jeśli nie, to i tak będę szczęśliwy, że będzie ze mną. I, że nareszcie będziemy mogli zacząć normalne życie.
W końcu, Kokichi się ode mnie osunął ocierając oczy.
-...nic nie widziałeś. - powiedział, uśmiechając się lekko, wyraźnie czując się lepiej kiedy w końcu mógł wyrazić swoje emocje.
-Oczywiście. - zaśmiałem się. - A teraz...wracamy do szpitala? Będziesz miał okazję porozmawiać z innymi i wszystko ułożyć z nimi na nowo. - zaproponowałem.
-Nie wiem...nie wiem czy to dobry pomysł. W-wątpię aby mi uwierzyli...w końcu..jestem tylko kłamcą. - odpowiedział, wciąż się uśmiechając jednak ostatnie zdanie było przepełnione smutkiem.
-Nie jesteś tylko kłamcą. Masz w sobie dużo więcej. Dlatego też chcę cię poznać jeszcze lepiej, aby udowodnić ci, że masz większą wartość niż ci się wydaje. - powiedziałem ponownie zdeterminowany. - A co do innych.. Nie mogę obiecać, że wszyscy ci wybaczą, a przynajmniej nie od razu...ale myślę, że warto spróbować. - dokończyłem, trzymając jego rękę w swojej.
-O-okej, spróbuję...Dziękuję ci Shuichi, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek usłyszę takie słowa...i to od ciebie. - powiedział, tym razem szczerze się uśmiechając.
Nie wiedząc czemu, słysząc te słowa poczułem jak delikatnie się rumienię. Szybko jednak przestałem o tym myśleć i razem z Kokichim poszedłem w stronę szpitala.
Byłem szczęśliwy, że nareszcie mogliśmy mieć normalne życie. Takie na które wszyscy zasługiwaliśmy.
Zastanawiała mnie już tylko jedna rzecz. Co oznaczał ten sen? Czemu był w nim Kokichi? Czemu w nim byliśmy razem? I...czy on też taki miał?
-H-hej Kokichi, zanim się obudziłeś miałeś jakiś...sen?- zapytałem go, powoli idąc ścieżką.
-...Hm? ...Yup. Podobno każdy jakiś miał. - wzruszył ramionami, uśmiechając się w moją stronę. Ślady łez na jego policzkach nie były już widoczne
-Czy one coś...oznaczały? S-skoro wszyscy je mieli to może są ważne. - wytłumaczyłem, mając nadzieję, że wie coś więcej.
-Nishishi jak widać wciąż masz instynkty detektywa~! - zaśmiał się, będąc w wyraźnie lepszym humorze. - A w odpowiedzi na twoje pytanie to jeden z lekarzy powiedział, że te sny pokazują nasze największe marzenia i fantazje. Coś w tym stylu. - po raz kolejny wzruszył ramionami, po czym założył ręce za głowę.
-Oh...OH..-wydusiłem tylko tyle z siebie, czując, że jestem cały czerwony.
-Coś nie tak~? Czyżby śniło ci się jak liżesz się z Kayayday? - zaśmiał się, chcąc mi dokuczyć.
-N-nie! - pokręciłem od razu głową i ku mojemu zdziwieniu Kokichi wyglądał jakby wykrył, że mówię prawdę.
-Zawsze wiedziałem, że jesteś dziwny Shumai. - powiedział, idąc dalej.
Uśmiechnąłem się jednak tylko, po czym ramię w ramię weszliśmy do budynku.
~
Yay nareszcie one shot :D
W zasadzie nie mam nic ciekawego do powiedzenia oprócz tego, że prawdopodobnie niedługo skończę pisać na wattpadzie. Napiszę ostatni fanfik i raczej nic nowego nie będzie (przez szkołę). Może od czasu do czasu byłyby one shoty ale wątpię, musiałabym mieć dużą wenę aby pisać dalej. Oczywiście wciąż będę aktywna na watt (w końcu nie wytrzymałabym bez czytania ff 😳) i będę odpowiadać na pv wiadomości, posty itd.
W takim razie to tyle, do zobaczenia w kolejnym (jeśli będzie) one shocie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top