Rozdział 11 ~ Czwarty anioł
John, Eric i Lucas wyszli z cienia. Raphael dalej trzymał Monę. Stopniowo odsuwał się razem z nią. Słysząc głos Erica schował ją za sobą, a reszta nieco drygnęła.
-On cię zdradził, a ty mu jeszcze wybaczasz? - syknął mroczny anioł.
-Wy twierdzicie, że zdradził - odparła. - Nie ja.
-Dobra, dość tego! - zawołał Lucas. - Bierzemy się za nią! Już mi ślina cieknie!
Potwory ruszyły z impetem. Raphael odepchnął Salamandriankę, lecz wciąż zapomniał o swej nowej sile. Dziewczyna uderzyła o ścianę, ale na szczęście była tylko oszołomiona. Raph odkopnął Lucasa podczas gdy Monica uderzeniem skrzydeł posłała posłała pozostałych braci pod mur. Reszta drużyny szykowała się do ataku.
-Nie! - zatrzymał ich Raphael. - Nie ryzykujcie! Musicie zabrać stąd Monę!
-Mamy cie zostawić? - grymasił Mikey.
-Dam radę! - zapewniał. - Spadajcie!
Na twarzach przyjaciół wymalował się znaczący protest, ale nie było czasu na dyskusję. Donnie z Leo podnieśli Salamandriankę wprowadzając ją na zewnątrz.
-Jedzienie nam ucieka! - krzyknął John.
Ruszył za nimi, ale w porę zjawił się Raph. Kopnął go na ścianę, a wtedy rzucił się na niego Eric. Jego oczy były tak czarne jak otchłań.
-Nica, pomocy! - zawołał mutant próbując uwolnić się od potwora.
-Daj mi chwilę! - zawołała wzbijając się w górę.
Uniknęła ciosu Lucasa. Gdy ten tracił czas na patrzenie się na swoją pięść wbitą w podłogę, dziewczyna z impetem spadła na niego. Nogami przygiosła go do płytek. Po pomieszczeniu rozeszła się fala uderzenia. Widząc żółwia szarpiącego się z Ericiem w ułamku sekundy złapała brata za gardło dociskając go do ściany i dusząc. Zaciskała zęby, marszczyła czoło jakby to uwalniało więcej siły. Eric siniał.
-Nica, przestań! - zawołał Raph. - Nie jesteś taka jak oni!
Monica cisnęła szyję brata coraz mocniej. Jednak w pewnym momencie rozluźniła nieco swój uścisk, a w końcu rzuciła mrocznego anioła na ziemię. Wtedy Raphael odparował cios Johna atakującego siostrę. Dostał pięścią po nosie, ale potwór szybko zadrapał go po twarzy. Cudem ominął oczy. Nica złapała brata za ramię, uderzyła go głową w czoło po czym ze złością rzuciła o sufit.
Tymczasem poza cmentarzem Mona zdołała się wyrwać z uścisku Leo i Donniego.
-Puśćcie mnie! Muszę tam wracać! - krzyknęła.
-No i co zdziałasz? - rzucił Leonardo. - Widziałaś jaką mają siłę.
-Chyba chcesz wrócić na swoją planetę w jednym kawałku, prawda? - wtrącił Donatello.
-Tak, ale Raphael... - brnęła.
-Raphael jest silniejszy niż ci się zdaje- przerwała jej April. - Jest teraz jednym z nich.
-Co?! - przeraziła się.
-Tymczasowo - wpadł jej w słowo Leo. - Nica wkrótce przywróci go do normalności.
-A jeśli nie? - dociekała.
-To... Nie wiem - wyjąkał.
-Wyluzuj ogon, Mona - wtrącił luzacko Mikey. - Spójrz na to z innej perspektywy - jesteście równego wzrostu.
Salamandrianka spojrzała na niego zaskoczona.
Nagle przez przyjaciół przemknął jakiś cień. Usłyszeli trzepot skrzydeł. Spojrzeli w górę, ale poza ciemnym, nocnym niebem niczego nie zauważyli.
W grobowcu Raph z Monicą przegrali. Leżeli na podłodze obok siebie trzymani przez braci dziewczyny. Nie potrafili się ruszyć bo mężczyźni skutecznie ich unieruchamiali. Eric podszedł do Nici by chwycić ją za szyję i wyssać energię gdy niespodziewanie zjawiła się odsiecz. Coś ze skrzydłami rzuciło całą trójkę do ściany. Anielica z żółwiem szybko wstali patrząc ze zdziwieniem na tajemniczą postać. W blasku księżyca wybawiciel zdjął kaptur. Miał kasztanowe włosy idealnie zaczesane na prawy bok. Jego oczy skrzyły się zielenią. Nosił czarną bluzkę i podarte, podniszczone dżinsy. Na nogach sznurowane, granatowe Nike'i. Z tyłu mężczyzna składał ciemne skrzydła.
-Ojcze? - zdziwiła się Monica.
Raphael wytrzeszczył oczy zaskoczony. Facet wyglądał co najwyżej na 22 lata. Ale potem przypomniał sobie, że mroczne anioły zatrzymują swą młodość na znacznie dłuższy czas. Nica miała ponad sto lat, a wyglądała na 16.
-Widzę, że ty jedyna nie zapomniałaś co oznacza mroczny anioł - stwierdził z uśmiechem. - Nie schowałaś swych skrzydeł.
Monica była pierwszym przypadkiem, któremu udało się z powrotem "wyciągnąć" skrzydła, więc jej ojciec nie zauważył zmiany i myślał, że miała je cały czsy
Jej bracia byli zbyt obolali by protestować.
-Tak, ojcze - odparła. - Ale musiałam zmienić swego kumpla w jednego z nas, bo ci debile nas atakowali. Zaznaczam, że sam tego chciał. Zamierzał tylko chronić swoją dziewczynę. Pomożesz mi go przywrócić do dawnej postaci?
-Naturalnie - zgodził się.
Monica popchneła Rapha bliżej ojca, a ten jednym dotknięciem dłoni w czoło sprawił, że stał się dawnym sobą.
-Dzięki - powiedział żółw.
-To szlachetny cel, poświęcić się by chronić bliską osobę - pochwalił go. - Nie bój się. Nie tknę jej palcem.
Odwrócił się.
-Chyba czas wracać do domu - dodał. - Dość tych wakacji.
-Jak ich zabierzemy? - spytała Nica pokazując na braci.
Podszedł do synów krzycząc :
-Wstawać!
Chłopaki szybko się poderwali. Nie mieli odwagi by coś powiedzieć.
-Porozmawiamy sobie w domu - syknął.
Zabrał ze sobą Lucasa i Erica. John wyszedł na zewnątrz.
-Odchodzisz? - zdziwił się Raph. - Nie zostajesz?
-Mam przegapić ochrzan braci? - odrzekła. - Za nic!
-Jesteś okropną skarżepytą.
-Wiem. I kocham siebie za to. Uwielbiam wkopywać rodzeństwo.
-Ty się nigdy nie zmienisz.
-Raczej nie.
Dwójka się zaśmiała po czym podała sobie ręce żegnając się. Monica wyszła na zewnątrz zabierając Johna. Żółw oparł się o drzwi patrząc jak odlatuje.
-Raphael! - zawołała Mona.
Mutant opuścił wzrok zauważając ją oraz swych braci i April. Szybko ruszył z miejsca by przytulić ukochaną.
-Jesteś znowu taki jak dawniej-zauważyła.
-Tak, znowu nie dorastam ci do pięt - zaśmiał się.
-Przestań! - skarciła go żartobliwie.
-No to mamy chyba ten koniec - stwierdził Leo.
-Zaczekaj, jeszcze muszą się cmoknąć - dodał Mikey.
Po chwili rzeczywiście nastąpiło to, o czym wspominał.
-Tak, oficjalny the end - zakończył Donnie.
THE END
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy gwiazdkowali, komentowali, a przede wszystkim czytali. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam.
No i za jakiś czas następna cześć. No, chyba, że macie dość tej sagi. 😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top