Rozdział 10 ~Nie tak jak tego chcieli

Drużyna była w drodze do grobowca. Monica leciała jak torpeda, więc reszta trochę się napociła zanim dotrzymała jej kroku. Po dziesięciu minutach dotarli na miejsce.

Raph od razu wpadł do środka przeczuwając najgorsze. Serce, mimo że w połowie ogarnięte mrocznoanielskim jadem biło jak oszalałe. Przechodziły ciarki po plecach. Przez wbite górne okna wpadało jasne światło księżyca, a w jego smużkach tańczyły drobinki kurzu. Filary oplatały pajęczyny lśniące w promieniach satelity. Szare  popękane płytki walały się po ziemi. Za wiele nie było widać, ale na końcu dało się ujrzeć białą ścianę i jakąś kryptę. Raphael ruszył się, a za nim weszli jego bracia oraz April i Monica.

-Widzicie kogoś? - spytał Mikey.

-Na pewno tu są - odparła szybko Nica. - Czuje tą Salamandriankę na kilometr.

-Hej, a tam kto stoi? - zdziwił się Donnie.

Przyjaciele spojrzeli przed siebie zauważając jakąś postać w cieniu.

-Halo? - spytał Leo.

Wtedy naprzeciw nim wyszła Mona. Uśmiechała się jakoś dziwnie. Tak jakby... ironicznie. W ręku trzymała miecz, a drugą dłoń zaciskała w pięść.

-Mona! - zawołał Raphael.

Podbiegł do niej, ale ona wtedy skierowała swe ostrze w jego stronę. Żółw błyskawicznie stanął zaskoczony. Odskoczył w tył nie rozumiejąc co się dzieje. Pozostali wytrzeszczyli oczy zastygając.

-Co jest? - zdziwił się Donatello.

-Sam chciałbym wiedzieć - odpowiedział Leonardo.

-Mona, co... - zaczął Raphael.

-Nie odzywaj się! - krzyknęła. - Jeżeli zamierzasz kłamać, albo udawać to najlepiej w ogóle nie otwieraj ust.

-Co? O czym ty mówisz?

Dziewczyna przechyliła nieco głowę patrząc na przyjaciół.

-No oczywiście, widzę, że tą diablicę też tu przeprowadziłeś - prychnęła.

-To było do mnie czy koło mnie? - spytała poirytowana Monica.

-Szybko, zajęła moje miejsce w twoim życiu - ciągnęła Lisa.

-Jakie miejsce? - dociekał Raph zbity z tropu.

Pomyślał przez chwilę, a wtedy Nica wybuchła głośnym śmiechem.

-Sądzisz, że ja i on... - ucięła dalej chichocząc. - A to dobre!

Raph z braćmi i April także ledwo powstrzymywali się od śmiechu.

-Skoro tak was to bawi to na pewno znajdziecie wytłumaczenie z tego - syknęła wyciągając zmiętolone zdjęcie, na którym widoczne było gołym okiem co zaszło między Raphaelem i Nicą.

-To nie było naprawdę - zarzekał się Raph.

-Wiedziałam, że będziesz się wypierał - brnęła. - Czyli... to też nie będzie naprawdę!

Zaatakowała, a żółw odskoczył. Zamachnięła się po raz kolejny. Raphael był zmuszony odparować cios jednak nie zapoznał się jeszcze ze swoją siłą i odepchnął ją za mocno. Dziewczyna uderzyła o ścianę wbijając w nią całym ciałem. Raph syknął przygryzając wargę. Nie chciał jej robić krzywdy. Salamandrianka szybko wyszła z wyżłobienia. Kiedy podniosła głowę, Monica zauważyła jej ciemne oczy.

-Ona jest kontrolowana! - zawołała. - Zatrzymajcie ją!

Leo jako pierwszy wyciągnął miecze rzucając na nią. Lisa odepchnęła go i tak samo potraktowała Donniego. April wykazała więcej sprytu. Wycelowała Tessen tak, by jedynie okrążył Y'Gythgbę, a Mikey wkroczył do akcji. Okręcił ją łańcuchem. Raphael pobiegł do niej przyciskając za ramiona do ziemi.

-Mona, jak mogłaś pomyśleć, że jest jakaś inna - mówił. - Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie.

Monica podeszła do jej głowy łapiąc w obie dłonie. Salamandrianka szarpała się choć Raph robił co mógł by ją unieruchomić.

-Mona, proszę cię, przestań - ciągnął. - Przecież to ja. No popatrz na mnie!

Dzięki Nice oczy Lisy stopniowo wracały do normalnego wyglądu. Uspokoiła się. Zacisnęła mocno powieki, a potem znowu je otworzyła.

-Raphael? - spytała.

-Ciiii, jestem przy tobie - odparł.

-Ty i Monica... Wy nie... - jąkała.

-Kochana, nie mój typ ani liga - prychnęła anielica. - Bierz go sobie.

-Tamci trzej... - ponownie ucieła.

-Okłamali cię - wyjaśnił jej Raph. - A ty tak łatwo im uwierzyłaś.

-Nie uwierzyłam - odrzekła. - Nie mogłabym.

-Ta... Wierni aż po grób - westchnęła z obrzydzeniem Nica.

-Siedź cicho - syknął Raph.

Mikey zdjął łańcuch a Raphael pomógł wstać ukochanej. Bardzo słaniała się na nogach. Raph nie wypuszczał jej z ramion. Dziewczyna zauważyła, że jest jej równy.

-Co ci się stało? - spytała.

-Nie chce wam przerywać, ale mamy towarzystwo! - krzyknął Leo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top