02

Kiedy moje spojrzenie błądziło po hali lotniska w poszukiwaniu wyjścia, nagle usłyszałam swoje imię. "Joe! Joe!" usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam swoją kuzynkę, Emily, stojącą z uśmiechem na twarzy obok swojego brata, Marka.

Z ulgą i radością pobiegłam w ich stronę, czując, jak napięcie z moich ramion zaczyna spływać. Mimo że nie widziałam ich długie lata, dokładnie zapamiętałam jak wyglądała moja rodzina. "Emily! Mark!" krzyknęłam, zanim znalazłam się w ich objęciach. To było jak powitanie, na które czekałam po całej tej podróży.

-Jak się masz, Joe? Jak podróż minęła? - zapytał Mark, łapiąc moją torbę podręczną i przytulając mnie na powitanie.

-W porządku, trochę długo się do was leci. - westchnęłam. Mark poklepał mnie po ramieniu, w ja przywitałam się z moją kuzynką.

Przechodząc przez hale lotniska, opowiadali mi o tym, jak bardzo czekali na mój przyjazd i jak bardzo się cieszą, że będę z nimi przez najbliższy czas. W ich obecności czułam się od razu bardziej komfortowo i mile widziana. Dowiedziałam się też, że ciocia potrzebuje kolejnej pary rąk do pracy przy sklepie. Mają lekki kryzys w sklepie przez który nie mogą pozwolić sobie na to żeby zatrudnić pracownika.

Kiedy wreszcie wyszliśmy na zewnątrz, czekał na nas samochód rodziny, gotowy zawieźć mnie do nowego domu. Patrzyłam na ulice miasta, zastanawiając się, co mnie tam czeka, ale wiedziałam, że mam wsparcie kuzynów, którzy są dla mnie jak druga rodzina. To był początek mojej przygody w Stanach Zjednoczonych, a ja byłam gotowa na wszystko, co przyniesie mi ten nowy rozdział życia.

Kiedy wsiadłam do samochodu obok Emily i Marka, czułam się już trochę jak w domu. Ich rozmowy i żarty rozładowywały resztki napięcia, jakie zostały po mojej samotnej podróży. Wraz z nimi w kabinie samochodu wiatr miał zupełnie inny smak – smak przyjaźni i rodzinnego ciepła. Nuciłam nawet piosenkę, która randomowo leciała w radiu i dalej wzięłam się do podziwiania widoków. Tutaj wszystko wyglądało inaczej niż w moim rodzinnym Londynie.

Podczas krótkiej podróży do ich domu, Mark opowiadał mi o ulubionych miejscach w mieście, co najlepiej tutaj zjeść a Emily zadawała pytania o moje życie w Londynie. Nawet wkradła się mała kłótnia o to czy najlepsza pizza jest na molo. Było to miłe i zapewniające poczucie, że choć jestem w obcym kraju, to nie jestem tu sama.

Kiedy wjechaliśmy na ich podwórze, czekała na mnie kolejna niespodzianka – ciepłe powitanie reszty rodziny, z którymi miałam spędzić najbliższe wakacje. Dom na wsi moich wujków był uroczy i przytulny, otoczony malowniczym krajobrazem pól i lasów. Z dala od zgiełku miasta, ten wiejski dom emanował spokojem i sielskim urokiem.

Budynek był zbudowany z cegły, o ciepłym kolorze, który pięknie komponował się z naturalnym otoczeniem. Duży ganek przy wejściu zachęcał do odpoczynku na świeżym powietrzu, a przyjemne drewniane meble zapraszały do relaksu. Gdzieś tam w tle latał sobie ich piesek.
To było serdeczne i spontaniczne powitanie, które sprawiło, że czułam się jak prawdziwą członkini rodziny.
Ciocia bardzo mocno mnie przytuliła na przywitanie.

-Dobrze że przyleciałaś Joe- pocałowała mnie w policzek. Ciocia była drobna kobietą. Ubrana miała długą czarna spódniczkę i różowa koszulę.
-Pewnie jesteś głodna, więc siadaj i nakładaj sobie, to na co będziesz miała ochotę. - puściła mi oczko, a zaraz za rogiem wyszedł wujek który pomachał mi serdecznie ręką na powitanie.

Wszyscy zasiedliśmy do stołu, delektując się wspólnym posiłkiem, wiedziałam, że choć to dopiero początek mojej przygody w Stanach Zjednoczonych, to już teraz czuję się tu jak w domu. Z kuzynami i rodziną obok, wiem, że jestem gotowa na wszystko, co przyniesie mi ten nowy rozdział życia w Ameryce.

Mark wyjął moje walizki z samochodu i zabrał je do domu, a ciocia stwierdziła że pokaże mi okolice.

Po małym spacerze przyszedł czas na rozpakowanie mojej skromnej walizki. Weszłam do środka domu i powędrowałam do pokoju który wskazała mi przed sekundą ciocia. Otworzyła drzwi a moim oczom ukazał się pokój, który na środku miał wielkie dwuosobowe łóżko a obok stała komoda. Znajdowała się też duża półka na książki i mały stolik z różowym fotelem.
Uśmiechnęłam się na widok koloru siedzenia.

-Mam nadzieję że Ci się podoba- stwierdziła ciocia i uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
-Iiii jeśli będziesz czegoś potrzebowała, wiesz gdzie mnie znaleźć. -dodała zamykając za sobą drzwi.

Padłam na to ogromne łoże, było naprawdę wygodne i na pewno będę tutaj spędzać bardzo dużo swojego czasu. Podeszłam do małej biblioteczki w której znajdowało się pełno różnej literatury. Przeczytałam kilka tytułów i nie znając się zbytnio na książkach, kilka pozycji wpadło mi w oko. Sięgnęłam do mojej walizki żeby w końcu ją rozpakować z moich rzeczy. Wyjęłam ubrania, trochę moich kosmetyków i na końcu moją ulubioną wielką piżamę.

W pewnym momencie słyszę pukanie do drzwi i zza rogu wychyla się Emily.

-Już rozpakowana?- usmiechnęła się promiennie dziewczyna i zamknęła drzwi za sobą.

-Po części, raczej nie miałam czasu żeby zapakować połowę swojego dobytku- zaśmiałam się. No tak nie miałam czasu praktycznie żeby zrobić dokładną listę co spakować na te miesiące, bo dowiedziałam się kilka godzin przed odlotem.

-Słuchaj chciałabym żebyś czuła się tutaj jak u siebie. -zaczęła Emily - Więc chciałabym Ci coś podarować na samym początku. Popatrzyła na mnie i otworzyła malutkie pudełko. Znajdowała się tam bransoletka z niebieskim kamieniem. Totalnie nie znałam się na kamieniach czy diamentach. Ale ten wyglądał bardzo ładnie.

-Będzie pasował Ci do oczu- dodała zakładając mi na rękę. -I oczywiście będzie na szczęście.- zachichotała.

-Jeju bardzo dziękuję, ale naprawdę nie trzeba było. -westchnęłam niespodziewając się dzisiaj takiej niespodzianki.

-Nie masz za co dziękować kochana. A teraz chodź, moja mama przygotowała dla nas kolację. Plus musimy Ci trochę poopowiadać o sklepie- stwierdziła i złapała mnie za rękę podążając do wyjścia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top