٠•●Rozdział 10●•٠

Otworzyła powieki, gdy nachalne promienie słonecznie nie dawały jej spokoju. Momentalnie poczuła okropny ból głowy, a wraz z nim zaczęły powoli powracać wspomnienia z wczorajszego dnia. Na samą myśl, że wydzwaniała do Junsu jak skończona idiotka, miała ochotę wyskoczyć przez okno. Chłopak nienawidził, gdy była taka nachalna, dlatego bała się, iż czekała ją reprymenda z jego strony. Zawsze starała się robić to, czego od niej oczekiwał, ponieważ bała się, że odejdzie. Wiedziała, że powinna mieć swoje zdanie i czasem wręcz miała prawo się wściec i zacząć na niego krzyczeć, ale wewnętrzny głos powtarzał jej, że jeśli się nie opanuje, znów zostanie sama.

A samotności bała się bardziej od śmierci.

Niechętnie wyszła z łóżka i rozpostarła ramiona, gdy ujrzała, że miała na sobie zwiewną koszulę nocną. Uśmiechnęła się na myśl, że Junsu nie pozwolił jej spać w brudnych ubraniach.

Skierowała się w stronę wyjścia, gdy jej oczom ukazał się plik kartek na szafce nocnej. Cofnęła się i wzięła je do ręki, czytając ich treść z coraz większym zaskoczeniem, a także złością.

Słyszała muzykę dobiegającą z kuchni, była więc pewna, że Junsu zabrał się za szykowanie śniadania. Choć po przebudzeniu ucieszyła ją myśl, iż nie będzie sama, teraz była wściekła.

Szła szybkim krokiem, ściskając w dłoni plik kartek.

– Świetnie, że wstałaś! – Powitał ją radosny głos Junsu, który stawiał właśnie na stole talerze z omletami. Ten przeznaczony dla niej, miał na sobie serce utworzone z truskawek. Jego został polany czekoladą. – O, widzę, że znalazłaś kontrakt. Musisz go czym prędzej podpisać, by Sunhwa mogła zorganizować casting do dramy.

Z niedowierzaniem patrzyła, jak siada naprzeciwko niej z szerokim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie czarną koszulę z białym kołnierzykiem. Trzy pierwsze guziki pod szyją były odpięte, co pozwoliło jej ujrzeć skrawek jego bladej, wytatuowanej skóry. Miała do niego ogromną słabość i musiała przyznać, że prezentował się genialnie, ale nie mogła pozwolić, by udobruchał ją jednym swoim uśmiechem. Nie w tym momencie.

Zajęła miejsce i położyła kontrakt na stole, biorąc przy tym głęboki oddech, by się uspokoić.

– Nie przypominam sobie, bym z kimkolwiek dyskutowała o tym, że „Łzy Nocy" staną się dramą.

– Wszystko załatwiłem, słońce. Obiecałem, że pomogę ci wspiąć się na sam szczyt i dotrzymuję słowa. – Junsu uśmiechnął się, rozbawiony kręcąc głową. – Och, co byś zrobiła bez moich znajomości, prawda? – Albo udawał, że nie dostrzega jej rozgniewanego spojrzenia, albo skutecznie go ignorował. – To dlatego nie miałem wczoraj czasu. Najpierw spotkałem się z pracownikami, by zabrali się za nowe projekty, a potem spotkałem się z Sunhwą i podczas kolacji powiedziała mi, że scenariusz jest już gotowy. Teraz wystarczy, że go przejrzysz i podpiszesz kontrakt. Resztą sam się zajmę.

– Nigdy nie chciałam, by moja książka została zekranizowana – oznajmiła stanowczo, zaciskając dłonie pod stołem. Nie mogła uwierzyć, że on tego nie rozumiał. Wiedział więcej, niż inni i powinien doskonale zdawać sobie sprawę z jej reakcji. – Chcę, by „Łzy Nocy" pozostały książką. Wolę nie wiedzieć, od kiedy planowałeś to wszystko z tą całą Sunhwą, skoro napisała już cały scenariusz. Niczego nie podpiszę.

Widziała, jak chłopak zaciska palce na pałeczkach, a jego twarz przybrała czerwony odcień ze złości. Junsu nienawidził, gdy ktoś się z nim nie zgadzał i szybko wpadał w furię. Przy niej starał się trzymać nerwy na wodzy, za co była mu bardzo wdzięczna.

– Mówisz tak, bo jesteś zazdrosna? – spytał, posyłając jej niedowierzające spojrzenie. Nie czekał nawet na odpowiedź. – Sunhwa napisała scenariusze do wielu dram. Jest najlepsza w swoim fachu i ufam jej w stu procentach. Dlatego też to ją wybrałem do ekranizacji twojej książki. Będziesz mogła osobiście być podczas castingu. Poznasz kilka sławnych osób...

– Nie jestem o ciebie zazdrosna, Junsu! – Uniosła głos, patrząc na niego zirytowana. – Otaczasz się samymi pięknymi kobietami! Jakbym miała się tym przejmować, już dawno bym zwariowała i chyba umarła przez kompleksy!

– No to o co ci chodzi, do jasnej cholery?!

– A może o to, że nie chcę patrzeć na dramę, która pokaże to, przez co przeszłam?! – krzyknęła, podnosząc się z krzesła. Jej oczy lśniły od łez. – Myślisz, że jak się będę czuła ze świadomością, że ktoś wciela się w rolę bohaterki, która tak naprawdę jest mną!?

– To na cholerę w ogóle pisałaś tę książkę?! Żeby leżała w szufladzie i się kurzyła?! Poza tym i tak większość rzeczy zostały nieźle podkoloryzowane!

– Nigdy nie chciałam, żeby moja książka została wydana! To ty zaniosłeś ją do wydawnictwa, a ja o niczym nie wiedziałam! Postawiłeś mnie przed faktem dokonanym, a teraz cały świat zadaje mi pytanie, czy główna bohaterka tak naprawdę jest mną, bo przecież mieszkańcy Maeju mają kolejną sensację, którą mogą żyć, choć już tam nie mieszkam!

– Masz paranoję! – Junsu uderzył dłonią w stół. – W szpitalu też nie potrafiłaś dostrzec, że lekarze chcieli ci pomóc! Kocham cię, ale wkurza mnie to, że wszystko obracasz wokół swojej przeszłości i nie potrafisz cieszyć się sukcesem, jaki osiągnęłaś! Masz rację, to ja sprawiłem, że twoja książka została wydana, ale do jasnej cholery, nikt nie zmuszał cię do tego, byś podpisała umowę! Gdybyś się nie zgodziła, wciąż byłabyś szarą Taehą, której nikt nie zna i nikt nie szanuje!

– Fajnie się mówi komuś, kto jest rycerzem w białej zbroi, a nie dziewczyną z depresją, która jest gwałcona przez jednego z sanitariuszy!

Junsu zaklął w myślach, patrząc, jak Taeha odchodzi od stołu, zalana łzami. Czuł się jak skończony kretyn. Choć pragnął dla niej jak najlepiej, czasami nie potrafiła zrozumieć jego intencji i dochodziło do takich nieprzyjemnych sytuacji.

– Przepraszam, okay?! Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej!

Wiedziała, ale nie miała najmniejszej ochoty go oglądać, dlatego schowała się w sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi. Wiele razy przymykała oko na to, co robił Junsu i starała się za każdym razem go tłumaczyć, ale teraz nie potrafiła tego zrobić. Myślała, że rozumiał ją jak nikt inny, a on chciał zrobić coś, co by ją zraniło.

Owszem, może i podpisała umowę, która pozwoliła, by „Łzy Nocy" przeczytał prawie cały świat, ale to nie upoważniało go do tego, by znalazł scenarzystę, który ją zekranizuje!

W chwili, gdy usłyszała odgłos zatrzaskujących drzwi, osunęła się na ziemię i zaczęła płakać.

Nie chciała go stracić równie mocno, jak nie chciała podpisać kontraktu z Sunhwą, a wiedziała, że będzie musiała wybrać. Junsu za bardzo cenił swoje znajomości ze sławnymi osobami, by nagle zrezygnować z tego kontraktu. Poręczył za nią i choć tego nie chciała, dał słowo, że na papierze znajdzie się jej podpis.

– Dlaczego nie mogę sama o sobie decydować? – pytała samą siebie, nerwowo kołysząc się w przód i tył.

Nienawidziła tego, co psychiatryk i odejście przyjaciół z nią zrobiły. Dawniej potrafiła poradzić sobie z wieloma problemami i ciężko było ją złamać, a teraz była tak uzależniona od Junsu, że nie potrafiła mu się przeciwstawić. Tak bardzo przerażała ją myśl o tym, że i on ją porzuci, iż traciła zmysły i robiła wszystko, czego od niej oczekiwał.

Nie chciała tak żyć, a jednak nie potrafiła inaczej.

Powinnaś być mu wdzięczna, myślała, mimowolnie wspominać dawne czasy. To on wyciągnął cię z piekła. To on cię ocalił, a teraz chce sprawić, byś żyła jak w bajce.

Jego bajce.

Gaya przeszła przez próg obskurnego motelu z widocznym obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Dochodziło południe, a ona okropnie się nudziła we własnym mieszkaniu, dlatego zdecydowała, że odwiedzi swoją nową przyjaciółkę. Wiedziała, że po imprezach chłopcy nie raz spali do wieczora, odsypiając wszystkie zarwane noce, które spędzili podczas choreografii tańca, nagrywaniu nowych piosenek, bądź będąc w trasie.

– Długo cię wczoraj nie było. Już myślałam, że Kookie cię porwał. – Skrzyżowała dłonie na piersiach, uważnie rozglądając się po paskudnym pomieszczeniu. Ani myślała usiąść na łóżku, obawiając się, co się na nim mogło dziać.

Eunha wzruszyła ramionami.

– Dawno się nie widzieliśmy i chcieliśmy po prostu ze sobą pogadać.

– Powiesz mi, o co chodzi z tą całą Taehą? – spytała, szczerze zaciekawiona. – Nie umiem dowiedzieć się niczego konkretnego, bo wszyscy od razu kończą temat. Wkurza mnie to, bo właśnie dzięki tej dziewczynie mam szansę, by zaistnieć!

Eunha zmarszczyła brwi, mówiąc przepraszającym tonem:

– To moja kuzynka, ale nie chcę o niej rozmawiać. Odwróciła się od całej rodziny i ma mnie w dupie, dlatego nie jest to dla mnie przyjemny temat.

Gaya skinęła ze zrozumieniem głową.

– W innej sytuacji nazwałabym ją suką, ale sama rozumiesz... – Gaya uśmiechnęła się przepraszająco. – Dzięki niej dostanę w końcu główną rolę. Nie mogę jej wyzywać, nawet jeśli jesteś moją przyjaciółką.

Eunha prychnęła pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową.

– Nie oczekuję, że będziesz ją wyzywać. Może i nie mam z nią kontaktu, ale nie pozwoliłabym ci jej obrazić. Mimo wszystko, to moja rodzina. – Eunha sięgnęła po plecak z podłogi i wyjęła z niego miodową szyszkę, którą kupiła z rana w sklepie. – Tak swoją drogą, to czemu będziesz jej zawdzięczać jakąś główną rolę? Taeha jest pisarką, a nie reżyserem.

– Niby tak, ale w chwili, gdy rozpocznie się casting do „Łzy Nocy", mam zapewnioną główną rolę w zamian za to, że chodziłam z ulotkami książki i promowałam ją w internecie. Kojarzysz Junsu, prawda? Tego, co się wokół niej kręci? – Eunha skinęła głową. – To ogromna szycha w show-biznesie! Ma znajomości i tak naprawdę to dzięki niemu Taeha się wybiła. Teraz pomoże jej zekranizować książkę. Ech, chciałabym trafić na tak wspaniałego faceta. – Rozmarzyła się, jednak na jej twarzy szybko pojawiła się zniesmaczona mina, gdy dostrzegła wielką żółtą plamę na szarawym suficie.

Mam nadzieję, że dobrze ją traktuje, pomyślała z żalem Eunha. Choć przeczytała o Junsu wiele dobrego, nie potrafiła zapomnieć o tym, że był ćpunem i kilka razy targnął na swoje życie. Bała się, że miał zły wpływ na Taehę, choć tak naprawdę sprawił, że zaistniała dla świata.

– Dobra, zabieraj swoje rzeczy i idziemy do mnie – oznajmiła stanowczo Gaya, bez skrępowania podchodząc do różowej torby na kółkach. Zamknęła ją na zamek, uważnie rozglądając się po pomieszczeniu. – Nie zostaniesz tutaj. Czujesz tę wilgoć? Nie zdziwię się, jak właściciel tego obskurnego motelu zakrył grzyba za pomocą tych paskudnych tapet.

Eunha podniosła się z łóżka, zaciskając palce na dłoni szatynki.

– Jak na takie pieniądze, jest okay – zapewniła, choć przed oczami wciąż miała obraz ogromnego karalucha, który wybudził ją z samego rana. Myślała, że padnie na zawał! Całe szczęście mężczyzna zza ściany usłyszał jej krzyk i przybiegł na pomoc, rozdeptując owada swym ogromnym buciorem. Dała mu za to pieniądze na piwo i z obrzydzeniem patrzyła, jak odchodził, składając jej dwuznaczną propozycję.

Gaya przez chwilę patrzyła na nią z powątpiewaniem, by ostatecznie roześmiać się na głos.

– Masz mnie za głupią? – warknęła, z odrazą przyglądając się pokojowi. – Nie uwierzę, że czujesz się tu jak u siebie. Gdyby tak było, nie przesiadywałabyś połowy dnia na ławce. Jeszcze nie jestem sławna i mieszkam w kawalerce, ale dla nas dwóch miejsca starczy. – Widząc, że blondynka wciąż stoi w miejscu, popchnęła ją w stronę łóżka, wskazując na plecak: – No, już! Zamiast płacić za wynajem takiego gówna, kupisz mi coś pysznego do jedzenia i będziemy kwita. Nie waż się ze mną sprzeczać, bo i tak już przestałam cię słuchać.

Eunha powoli sięgnęła po plecak i ruszyła do łazienki, by schować jeszcze swoją szczoteczkę do zębów oraz pastę. Nawet przez moment nie pomyślała, by się rozpakować, choć zamierzała trochę pomieszkać w tym okropnym miejscu. Nie miała pieniędzy na nic lepszego, ale głupio jej było o tym rozmawiać z Gayą. Mimo to widziała, że dziewczyna doskonale zdawała sobie z tego sprawę, przez co poczuła gulę rosnącą jej w gardle.

Nim opuściły pokój, zatrzymała szatynkę przy drzwiach, pytając z bólem:

– Dlaczego to robisz? – Widząc zdziwione spojrzenie koleżanki, dodała: – Dlaczego jesteś dla mnie taka miła?

Gaya uśmiechnęła się do niej w taki sposób, że momentalnie zmiękło jej serce, a w oczach pojawiły się łzy.

– Jesteś moją przyjaciółką, a przyjaciele sobie pomagają. Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale wystarczy mi świadomość, że kiedyś przyjaźniłaś się z Taehyungiem i pozostałymi chłopakami, bym w pełni ci zaufała. Nie możesz być złą osobą, skoro cię polubili.

Eunha uśmiechnęła się przez łzy i ruszyła za nią. Musiała tylko uregulować rachunek za pozostałe dwa dni i będzie mogła zapomnieć o tym obskurnym miejscu.

Nie sądziła, że znajomość z Gayą tak bardzo ją uszczęśliwi. Brakowało jej prawdziwej przyjaciółki w tym ogromnym mieście. W dodatku znów była blisko Taehyunga, Jungkooka i Jimina. Choć ten ostatni wciąż miał do niej żal o to, co zrobiła, pozostała dwójka szczerze cieszyła się z tego, iż znów się spotkali.

Ona również była z tego powodu szczęśliwa i miała ogromną nadzieję, że od teraz wszystko potoczy się w dobrym kierunku. Nie chciała bowiem wracać do Maeju, gdzie czekał na nią wściekły ojciec i brat.

Pragnęła zacząć wszystko od nowa i żyć po swojemu. Z dala od przeszłości i złych uczynków, jakich się dopuściła.

O ile wyrzuty sumienia pozwolą o sobie zapomnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top