8. ...całkowicie sama...

Wkrótce nadeszło szybciej niż ktokolwiek by przypuszczał. Elyon nie zamierzała pozostać w bazie SHIELD, biorąc pod uwagę obecny poziom bezpieczeństwa i to, że niedawno Loki i jego ludzie z łatwością się tu dostali. Z tego powodu Tony uparł się, aby kobieta pozostała w Stark Tower. Dla bezpieczeństwa, jak powtarzał. Ale dla Elyon brzmiało to jak wymówka do zamknięcia jej w czterech ścianach. Przetrwała spotkanie z Lokim, nic więcej jej nie zagrażało. Na chwilę obecną miała więcej doświadczenia w walce niż sam Iron Man, Hulk czy ktokolwiek inny. Toczyła bitwy, które w tej osi czasu jeszcze się nie wydarzyły.

Jednak nikt nie protestował. Każdy popierał niby genialny pomysł Starka. Nie plątała się im pod nogami i tak było dobrze dla wszystkich. Oprócz Elyon. Kiedy oni wszyscy przygotowali się do nadciągającej bitwy, kobieta kręciła się po sypialni gościnnej, czując jak gniew w niej wzbiera. Nie wiedziała, ile Tony o niej pamiętał z drugiej pętli, ale zabezpieczył się przed jej próbą ucieczki. Sztuczna inteligencja kierująca całym budynkiem zamknęła drzwi i tylko Stark mógł kazać jej wypuścić Elyon.

— Tony! — wrzeszczała z nadzieją, że ugnie się w końcu i Stark wypuści ją.

Nie była już niewinna. Bezbronna. Mogła sobie poradzić, cholera, wiedziała jak sobie radzić! Wzięła krzesło od biurka i uderzyła nim w drzwi, na co SI budynku wyraziło swoje niezadowolenie.

— Nie możesz mnie tu trzymać! — krzyknęła, uderzając pięściami w drzwi, ściany... — Tony!

Elyon w którymś momencie przestała szaleć po całym pokoju, czując, że wydarzyło się coś złego. Ziemia zadrżała, a kna wiedziała, że Loki zaczął działać. W wiadomościach było o tym, jak wielki portal otworzył się w niebie i wpuścił na Ziemię obcych. To znaczy, że portal właśnie został otworzony. Niebo pociemniało, więc Elyon podeszła do ogromnego okna. Dotknęła go dłonią, przypatrując się miastu z tak wysoka. Nagle coś czarnego mrugnęło jej przed oczami. Zaraz coś gdzieś wybuchło.

Zaczęło się.

Cały spokój szlag trafił, a Elyon podjęła kolejną próbę ucieczki z tego chorego azylu. Chwyciła za krzesło i cisnęła nim w szybę. Stark zapewne tego nie przemyślał, bo stąd do ziemi dzieliło ją sporo metrów. Szkło roztrzaskało się, a ona wychyliła głowę, by zobaczyć jak cały Nowy York zostaje opanowany przez pozaziemskie istoty. Gdzieś wśród nich byli nowi bohaterowie Ziemi.

— Elyon, co ty wyprawias?! — Usłyszała znikąd, zapewne SI powiadomiło Starka o rozbitej szybie. — Odbiło ci?

— To ty mnie tu zamknąłeś! — krzyknęła, celując palcem w sufit. — Nie jestem niczyim więźniem!

— Elyon...

Nie słuchała go, podeszła ponownie do okna i nastąpił kolejny wybuch, co sprawiło, że cały budynek zadrżał w posadach. Elyon straciła równowagę i zaczęła spadać.

— Kurwaaa! — pisnęła, zakrywając twarz dłońmi. Nie chciała patrzeć jak szybko ziemia się do niej zbliżała. Albo raczej ona do ziemi. Zaraz zostanie z niej krwawa plama.

Jednak nic się takiego nie wydarzyło. Elyon otworzyła oczy, czując jak coś mocno i trochę niezdarnie ją obejmuje w pasie. Popatrzyła na swojego wybawcę, a potem zamarła, widząc Thora. Z nim w tym życiu ani razu nie rozmawiała. Nie jakoś długo. Nie narzekała jednak, skoro on uchronił ją przed bolesną śmiercią. Bóg piorunów wylądował z nią na ziemi, po czym postawił ją, a chcąc się ponownie wzbić, chwyciła go za ramię. Thor uniósł wysoko brwi.

— Dziękuję — powiedziała, na co ten skinął głową, ale nadal go nie puszczała. — Nie krzywdź go, proszę.

Thor nie odpowiedział. Z łatwością uwolnił się z jej uścisku i za pomocą młota wzbił się w niebo, zostawiając Elyon samej sobie. Zapomniała prawie, że ci bohaterowie, ten Loki, to nie są jej bohaterowie ani jej Loki. W tym świecie była im obca, zbędna. A jednak poprosiła Thora, aby nie krzywdził Lokiego. Elyon ruszyła biegiem przez zniszczone ulice miasta, ledwo unikając wykrycia przez najeźdźców. Popatrzyła na szczyt Stark Tower, gdzie wszystko się działo. Zamknie portal.

Usłyszała za sobą krzyki w nieznanym języku, odwróciła, dostrzegając dwóch obcych. Nie miała broni, nawet głupiej szpilki. Była bezbronna w starciu z nimi. Biegła, ile sił w nogach, coraz trudniej oddychając. Nie wytrenowała tego ciała jak swoje poprzednie, jedynie mózg pamiętał te długie treningi, przez co łatwiej było jej oszukać ciało, że może biec dłużej i szybciej. Chitauri byli coraz bliżej. Magiczny symbol znów zapłonął na czole Elyon i dziwna energia wystrzeliła z jej ciała, odrzucając obcych daleko, a potem ich paląc. Przez moment mogła zrozumieć ich język.

Loki... Zdrajca — wychrypiał, umierając.

Elyon spojrzała na swoje dłonie. Znowu stało się przy niej coś nowego. Jakaś magia ją otoczyła tak jak wtedy, gdy Loki chciał ją zabić. Coś ją chroniło, jednak nie rozumiała tej ochrony, mocy, stąd zdecydowała się zbytnio na tym nie polegać. Ponownie zaczęła biec w stronę portalu, dając sobie co jakiś czas krótką przerwę na złapanie oddechu. Że też Thor musiał ją tak daleko zostawić!

Przez całe to zamieszanie Stark Tower nie był chroniony. Łatwo było wejść do środka i tak też Elyon zrobiła. Przez okno zauważyła ogromne stworzenie i zamarła... To coś było częścią armii Thanosa. O nie, o nie, powtarzała sobie.

W końcu wbiegła na jedno z najwyższych pięter, z trudem wchodziła coraz wyżej, winda była zbyt wolna w całym tym szaleństwie. Na samym szczycie stał Selvig, na co Elyon odetchnęła z ulgą. Jednak radość długo nie trwała, ponieważ szybko zauważyła, że ten był pod wpływem Lokiego.

— Selvig, musisz to wyłączyć — powiedziała, powoli się do niego zbliżając.

— Kim ty jesteś? — zapytał.

— Przyjaciółką, chcę pomóc, tobie, wszystkim, ale musisz to wyłączyć...

— To niemożliwe — odparł spokojnie i zaraz przy nim znalazła się kolejna banda obcych.

Elyon wciąż nie miała broni. Gdzieś w niej tliła się tajemnicza moc i zamierzała z niej skorzystać. Wyciągnęła przed siebie ręce, czym zdezorientowała Chitauri. I tyle. Nic się nie wydarzyło.

— No dalej, mistyczna moco — szepnęła do siebie. — Działaj no...

Chitauri zbliżali się, w ogóle nie trzymając broni. Najwidoczniej nie uznali jej za takie zagrożenie, do którego powinni sięgać po broń. Zrzucą ją z dachu i problem sam się rozwiąże. Selvig chwycił ją za ramiona, krępując z tyłu ręce.

— Nie, zostaw! Selvig! Obudź się! — Ale naukowiec nie reagował. — Thanos nie wygra! — krzyknęła, a kosmici zatrzymali się na wzmiankę o tytanie. — Wy nie wygracie! Nigdy nie dostanie kamieni! Nie spełni swojego planu!

— Ona wie... — przemówił ludzkim głosem Chitauri, tak wyraźnym, że rozumiała każde jego słowo. — Ona wie. To ona.

Ona?

Dlaczego mówili tak, jakby ją znali? Jakby jej szukali. Elyon pobladła, gdy wpadła na pewną szaloną myśl. Tony pamiętał Elyon, bo użył rękawicy, a co jeśli Thanos również ją pamiętał?! Nie, przecież Banner jej nie rozpoznał. Nie każdy zachowywał wspomnienia, więc może Thanos również nie pamiętał o niegodnej, która w poprzedniej pętli go zniszczyła.

Pierwszej pętli Elyon nie dożyła, ponieważ popełniła samobójstwo po pstryknięciu palcami Thanosa. Gdy się obudziła, znów była w swoim łóżku. Później ona się poświęciła i znów znalazła się w punkcie wyjścia. Teraz była tutaj. Przeżywała to samo życie po raz kolejny.

— Za...bierz ją — mówił obcy.

Elyon cofała się, aż stanęła na skraju budynku. Nagle skok na głowę i śmierć w wyniku rozpłaszczenia się na chodniku nie wydawało się głupim pomysłem, nie jeśli miałaby trafić przed oblicze Thanosa

— Odejdź... Nie zbliżaj się.

Twar Thanosa pojawiła się przed jej oczami. Bała się go, od zawsze.

,,Nie jesteś godna tej mocy''.

NIE!

Ziemia znów zadrżała, lecz tym razem pod wpływem tajemniczej mocy, która wydobyła się z ciała Elyon. Poczuła wypalony znak na jej czole, jej ciało przeszedł zimny dreszcz. A gdy napastnicy zginęli, o dziwo Selvig przeżył i uwolnił się od zniewolenia umysłu, Elyon opadła na ziemię. Jeszcze chwilę kontaktowała, słysząc znajome głosy nad sobą.

Nazwano to ,,asgardzką magią''.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top