2. ...przez świat prowadzona...
Stark Industry, budynek, który odwiedziła jeszcze kilka dni temu, wyglądał inaczej niż za pamiętała. Przynajmniej w poprzednim życiu. Pierwsza siedziba Avengersów. Nie powinna się spodziewać przyjęcia powitalnego, ale za wszelką cenę chciała zobaczyć, że wszystko jest z nimi w porządku. Natasha... nie powinno jej tu o tej porze być, ale wkrótce wszyscy powinni się zjednoczyć. Pilnowała godziny w telefonie. Weszła do środka budynku. Przestronne pomieszczenie, w którym agenci SHIELD prowadzili pokonanego Loki'ego... Za każdym razem uśmiechał się kpiąco, przekonany, że wygrał. Mimo że miał maskę, widziała te iskry w jego oczach. I to doprowadziło do jego zguby.
Za pierwszym razem jego los był jej obojętny, za drugim stał się jej znacznie bliższy. Jak przyjaciel. Kosmiczny, nienormalny, niebezpieczny przyjaciel. Śmierć Lokiego przepłakała dość długo. Zamknęła oczy, chcąc oddać się wspomnieniom.
– Przepraszam? Mogę w czymś pomóc? – spytała kobieta, zwracając na siebie uwagę dziewczyny. – Pani jest tą nową praktykantką?
Niebieskooka obejrzała się za siebie, zaskoczona widokiem Pepper Potts. Uśmiechnęła się do niej ciepło. Odruchowo popatrzyła na jej płaski brzuch pod białą sukienką. Kiedyś będzie tu siedziała mała Morgan Stark. Dziewczyna upomniała się, że bezczelnie gapi się na brzuch względnie obcej osoby. Pokręciła głową, próbując zachować zimną krew.
– Tak, to ja – skłamała, bo tylko to pozwoliłoby jej pójść dalej, na spotkanie z Tonym. – Elyon Howlett. Miło panią poznać, pani Potts – powiedziała, co zaskoczyło kobietę. – Przepraszam, słyszałam po prostu trochę o pani. Czy pan Stark przyjmie mnie teraz?
– Pan Stark jest zajęty, nie zajmuje się praktykantami – odparła, spoglądając w plik swoich dokumentów. Zapewne nudziły ją, ale udawała zainteresowanie, by uniknąć przenikliwych oczu Elyon. – Proszę za mną.
Elyon podążyła za Pepper, szukając okazji, by umknąć kobiecie i spotkać się z Tonym. Z pewnością kłamstwo wkrótce wyjdzie na jaw, gdyż nawet nie wiedziała, co miała tu praktykować. O technologii wiedziała tyle, co w poprzednim życiu zdradził jej posiadacz zbroi Iron Mana. Każdy w ekipie miał swoją specjalność, magię zostawiła Strange'owi, Wandzie i Thorowi, a technologię Bruce'owi i Tony'emu. Ona, Natasha, Clint i Steve byli prostymi jednostkami, posiadającymi wyjątkowe zdolności, ale pod kątem fizycznym. Chociaż największym talentem Elyon było zrobienie szpagatu.
Winda otworzyła się na piętrze ósmym, Pepper wyszła jako pierwsza, lecz nim się obejrzała winda za jej plecami zamknęła się z powrotem, wioząc Elyon na sam szczyt – na piętro mieszkalne Tony'ego. Tupała nogą, wyczekując ponownego spotkania. Jak miała mu powiedzieć, co przeżyła i co widziała. Dźwięk windy sprawił, że jej serce zabiło mocniej. Przygryzła wargę, wchodząc do znanego lokum.
– Dzień dobry! Przepraszam za najście! – wołała. – Winda mnie tu przypadkiem zabrała. Jestem nową praktykantką! – tłumaczyła się, by nie popaść w kłopoty, choć spodziewała się, że Pepper odchodziła już od zmysłów i zaraz się tu zjawi. – Panie Stark?
Usłyszała znajomy dźwięk, który słyszała zawsze, gdy Tony majstrował coś przy zbroi. Wejście tam oznaczało naruszenie przestrzeni osobistej niby obcej jej osoby. W tej osi czasu nigdy tam nie zajrzała. Mimo to nie mogla stracić tej okazji, by przeżyć swoje najlepsze wspomnienia od nowa, i w ogóle od nowa. Pojawiła się tu znacznie później. Przed zniszczeniem budynku i przeniesienia bazy do zupełnie nowej miejscówki. Przeszła przez korytarz, by wejść do azylu Tony'ego. W tle grała jakaś stara piosenka, a na stoliku poza narzędziami stała pusta szklanka z kostką lodu. Zapewne znowu pił swoje whisky.
Z nostalgią patrzyła, jak pracuje, pamiętając jak przy podobnym stole ulepszał jej PGM Hécate II, francuski wielokalibrowy karabin wyborowy. Naprawdę ciężka broń, biorąc pod uwagę, że mógł być przydatny tylko na dystans, a w zwarciu bardziej przeszkadzał. Nagle muzyka ucichła, o czym zdała sobie sprawę trochę zbyt późno, bo nie zdążyła się schować. Ciemne oczy młodego mężczyżny spoglądały na nią zaskoczone. Miał na sobie trochę większy zarost, co świadczyło o tym, że od dłuższego czasu był zapracowany. I wcale nie było to tylko kilka dni.
– Dzień dobry, panie Stark... Przepraszam za najście, ja jestem pana fanką i w ogóle, przypadkiem tu... – jąkała się, co musiało w jego oczach wyglądać naprawdę komicznie. – Ja już może pójdę...
– Elyon? – Usłyszała, przez co natychmiast się zatrzymała. – To ty? U licha, co tu robisz?
Dziewczyna spojrzała nieufnie na Starka, zastanawiając się, o co tu, do cholery chodzi?! Według tej linii czasowej nie znali się jeszcze, skąd zatem Tony Stark w 2012 roku znał jej imię? Mężczyzna wstał, prawie strącając zawartość stolika. W jego oczach tańczyły iskierki, przez co Elyon zaczęła się cofać. Coś było nie tak!
Postąpiła kolejny krok do tyłu, wpadając na ścianę. Przywarła do niej, obawiając się tego, co zaraz nastąpi. Stark stanął przed nią, lustrując ją od stóp po czubek głowy. Wyciągnął dłoń, aby wokół palca owinąć sobie złoty kosmyk jej włosów. Zaraz potem objął ją mocno, że prawie wydarł z niej całe powietrze.
– Cholera, jak to możliwe...
– P-panie Stark?
– Co ty mi tu wyskakujesz z ,,panem Stark''? – zdziwił się, nieco odsuwając od niej. – Jesteś Elyon Howlett czy nie jesteś?
– Tak, to ja.
– Pamiętam cię. Nie wiem skąd, ani dlaczego, ale cię pamiętam, jakbyśmy się znali od lat – powiedział. – Czuję dziwne uczucie, jakbyś była mi bliska, ale jednocześnie ból i tęsknotę. Nie uznaj mnie za psychola, ale to samo każe mi mówić. – Machnął ręką, odchodząc od niej.
– Tony, masz wspomnienia ze mną? I tylko ze mną? A Loki? Thor? Steve?
– Jacyś twoi przyjaciele? Ci dwaj to z mitologii, co? Spokojnie, niektórzy bujają się w fikcyjnych postaciach, nie będę cię oceniał.
– Poczekaj! – Chwyciła go za ramię. – Naprawdę poza mną niczego i nikogo nie pamiętasz? A Thanos i kamienie?
– Kamienie? – zmarszczył czoło. – Uderzyłaś się w głowę? – Złapał ją za policzki, aby uważnie przyjrzeć się jej zaczerwienionej twarzy. – Nie, wszystko wydaje się w porządku. – Wiesz, dlaczego cię znam? Nie piliśmy chyba razem?
– Piliśmy, owszem i to sporo – odparła, krzyżując ręce na piersi. – Pamiętasz mnie... Już wiem! W drugiej osi czasowej ty się poświęciłeś. A to uczucie tęsknoty to zapewne moja linia! Wciąż odczuwasz uczucia po mojej śmierci!
– Jak na martwą, jesteś całkiem żywa. Albo jesteś zombi – skwitował, podchodząc do stolika, by napełnić pustą szklankę whisky. – Chcesz trochę? Dobry rocznik.
– Nie dziękuję. – Pokręciła głową. – Na trzeźwo tego nie ogarniam, a po alkoholu wcale nie będzie lepiej.
Usiadła na krzesełku, które wcześniej zajmował.
– To się kupy nie trzyma. Jak możesz pamiętać mnie, ale pozostałych i to, że zginąłeś nie? Przecież dlatego, że pstryknąłeś palcami i ja też, pamiętamy o sobie. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – A to znaczy... Czy Thanos też pamięta? W drugiej osi nie pamiętał, ale cofał się w czasie, potem przyszłość... O Boże...
– Może jednak się napijesz? – Podał jej swoją szklankę z bursztynowym płynem, a Elyon chwyciła ją, wypijając na raz. – Cholera! Ostrożnie!
Elyon zakasłała, czując palący płyn w gardle i żołądku.
– Kurwa...
– Mówiłem, że dobry rocznik. To co? Chcesz jeszcze?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top