Rozdział piętnasty
Musiał okłamać Harry'ego,ale nie czuł wyrzutów sumienia. Wiedział, że czas najwyższy zrobić jakiś krok w stronę poprawy stanu loczka i jego kontaktów z ojcem. W tym momencie Styles sądził, że Lou udał się na komisariat, by spotkać się ze swoim przyjacielem i porozmawiać na temat listów, które nieustannie były podrzucane pod drzwi.
Poprawił swoją marynarkę i fryzurę, którą zniszczył wiatr wiejący dziś jak szalony. Odchrząknął lekko i nacisnął dzwonek. Miał nadzieję, że siostra Harry'ego nie będzie taka jak Anne. Kobieta w trakcie krótkie rozmowy telefonicznej wydawała się miła i pogodna, skora do współpracy, więc liczył na to, że w rzeczywistości okaże się właśnie taką ciepłą, dobrą osobą. Nagle drzwi otworzyły się i zobaczył mężczyznę, a nie kobietę, tak jak się spodziewał. Zmarszczył czoło, ale uśmiechnął się lekko.
-Dzień dobry – zaczął blondyn, patrząc na niego ciekawsko. W jego wzroku nie było niczego natarczywego czy złośliwego, zwykła ludzka ciekawość – mogę w czymś pomóc?
-Dzień dobry, tak, byłem umówiony z Gemmą Horan? Siostrą Harry'ego, jestem Louis Tomlinson, ochroniarz Harry'ego – wyjaśnił szybko pod uważnym spojrzeniem mężczyzny, który uśmiechnął się szeroko na jego słowa i otworzył szerzej drzwi.
-Och, cześć, wejdź, wejdź – zaprosił go do środka –Gemma mówiła, że wpadniesz – zamknął za nim drzwi i poprowadził do salonu – napijesz się czegoś? Gemma przebiera naszego synka, zaraz do ciebie przyjdzie.
-Poproszę herbatę, nie ma sprawy, macie dziecko? – rozsiadł się wygodnie na kanapie i zerkał na krzątającego się mężczyznę.
-Tak w ogóle jestem Niall – blondyn wyciągnął w jego stronę dłoń, którą Lou pochwycił i uścisnął mocno – i tak, mamy synka, Leo. Ma dziewięć miesięcy, więc możesz sobie wyobrazić małe szaleństwo jakie u nas panuje.
-Pewnie mały raczkuje i trudno za nim nadążyć – zaśmiał się Louis, przypominając sobie poczynania swojego młodszego rodzeństwa.
-To jest mało powiedziane, ale przynajmniej jest tutaj wesoło – stwierdził rozbawiony i postawił na stoliku trzy kubki z herbatą.
Louis musiał przyznać, że polubił tego faceta, był rozgadany i uśmiechnięty. Emanował pozytywną energią i od początku czuło się, że można mu zaufać. Coraz bardziej ciekawiło go, jaka jest Gemma. W mieszkaniu Harry'ego nie dostrzegł ani jednego zdjęcia.
-O, chyba idą – powiedział Niall, a po chwili także i Louis usłyszał jakieś radosne gaworzenie i damski głos – no nareszcie, nasz gość na was czeka i czeka i już nie może się doczekać.
-Hej to nieprawda, wcale się nie niecierpliwię – zaprzeczył szybko i usłyszał głośny śmiech Horana.
-Cześć, jestem Gemma – kobieta usiadła obok niego i posadziła sobie ruchliwego malucha na kolanach.
-A ja Louis – uśmiechnął się do niej miło i popatrzył po raz pierwszy na jej twarz. Uderzyło w niego podobieństwo do Harry'ego. To nie tak, że ona była męska, wprost przeciwnie, była piękna, ale podobieństwo między rodzeństwem było uderzające.
-Stało się coś? – zapytała, ponieważ milczał najwyraźniej zbyt długo.
-Och nie, po prostu jesteście do siebie tak podobni, ty i Harry, to mnie zaskoczyło – przyznał szczerze i po raz kolejny usłyszał głośny śmiech Nialla.
-Kiedy ich poznałem powiedziałem dokładnie to samo – przyznał blondyn i złapał chłopca, który zsunął się z kolan Gemmy i poraczkował w jego stronę – a ty gdzie uciekasz szkrabie?
-Mam nadzieję, że ja nie jestem męska, a Harry kobiecy – zażartowała blondynka i Louis już wiedział, że się dogadają.
-Nie musisz się o to martwić – zapewnił mrugając do niej okiem – dobrze, to może przejdziemy teraz do najważniejszej sprawy.
-Tak, oczywiście – przytaknęła i skupiła na nim całą swoją uwagę.
-Harry opowiedział mi co nieco o waszym ojcu, ale niektóre sprawy są dla mnie niejasne – wyznał szczerze – Hazz mówił, że wasz tata odszedł od żony i zostawił was, nie chciał utrzymywać z wami kontaktu. I że teraz ma nową rodzinę i nowe dzieci. Wszystko bym zrozumiał, ale on wydzwania do Harry'ego każdego dnia, a to nie pasuje mi do faceta, który zostawił swoje dzieci i nie chce mieć z nimi kontaktu.
-Och, Harry naprawdę cały czas tak myśli? – zapytała zaskoczona kobieta, a na jej twarzy wymalował się smutek – to nie tak, tata naprawdę nas zostawił, ale chciał utrzymywać kontakt. Kiedy byliśmy dzieciakami faktycznie nie widywaliśmy się i teraz wiem, że to była wina naszej mamy. To ona utrzymywała tatę z daleka od nas, ale kiedy poszłam na studia, chciałam sama dowiedzieć się, dlaczego ojciec miał nas gdzieś. Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Od tamtego dnia widywaliśmy się, teraz mam normalny kontakt z tatą, a Leo zna dziadka. Tylko mama o tym nie wie i Harry też. Starałam się przekonać go do spotkania, ale zawsze zmieniał temat i nie chciał słuchać.
-Och – westchnął Louis, gdy Gemma skończyła mówić, teraz wszystko stało się przejrzyste i jasne – ale dlaczego on tak bardzo nie chce spotkać się z tatą? Co powiedziała mu wasza matka?
-Nie wiem Lou, Harry nigdy nie chciał mi nic powiedzieć, ale wiem jedno, kiedy ojciec był w domu, Hazz był szczęśliwym dzieckiem, a później nagle wszystko się zmieniło i mój brat zamknął się w sobie, a jedyną osobą, którą dopuszczał do siebie była mama, więc chyba znamy odpowiedź na pytanie, kto namieszał mu w głowie – głos Gemmy był twardy i pozbawiony tego ciepła, które słyszał na początku. Najwyraźniej kobieta nie pałała do matki wielką miłością i wiedziała o niej troszkę więcej niż Harry.
-Cóż, powiem szczerze, nie lubię waszej matki – powiedział i usłyszał westchnięcie Nialla.
-Dzięki Bogu stary, już cię lubię, szkoda, że Gemma nie ma jeszcze siostry mógłbyś wejść do naszej rodziny – entuzjastyczny głos blondyna rozśmieszył Louisa, a Gemma przewróciła tylko oczami, ignorując swojego męża i jego radosną paplaninę.
-Przykro mi, ale jestem gejem Niall – wyznał zgodnie z prawdą i zobaczył, jak oczy Horana zaświeciły się niebezpiecznie. Może nie powinien był tego mówić.
-No to świetnie się składa, przecież mamy jeszcze Harry'ego do wyswatania – wykrzyknął głośno a maluch, którego trzymał w ramionach pisnął radośnie razem ze swoim tatą.
-Dobrze – powiedział powoli szatyn – może to na razie zostawimy – odwrócił się ponownie w stronę blondynki – wydaje mi się, że twoja matka nagadała Harry'emu takich bzdur, które zmieniły mu całkowicie spojrzenie na waszego tatę, ale postaram się coś zrobić.
-Co takiego? – zapytała, nie kryjąc zainteresowania.
-Porozmawiam z Harrym i zobaczę, co uda mi się tym zyskać.
-Nie sądzę, że to coś da, on jest taki uparty – blondynka westchnęła smutno i oparła swoją brodę na dłoni. Zbyt wiele razy starała się wszystko naprawić, by wiedzieć, że zwyczajna rozmowa na nic się nie zda.
-Zobaczymy, a później będziemy kombinować dalej, dobrze? – uśmiechnął się do niej pocieszająco – będę się zbierał, muszę załatwić jeszcze kilka spraw no i najważniejsze, pogadać z loczkiem – wstał i podszedł do Niall, by uścisnąć mu dłoń – do zobaczenia.
-Stary, musimy pogadać o tym wyswataniu, serio jestem całym sercem za – zaczął mówić blondyn, ale przerwał mu Leo, który chwycił palec Louisa i trzymał go mocno.
-Hej maluchu, jeszcze kiedyś cię odwiedzę i pobawimy się – obiecał, mówiąc do chłopczyka, który był chyba tak radosny jak jego tata.
-Odprowadzę cię – zaoferowała Gemma i poszła razem z nim do drzwi. – Louis – zatrzymała go, gdy stał już na schodach – nie wiem, dlaczego to robisz, ale jestem ci tak bardzo wdzięczna. Wiem, że Harry jest samotny i że cierpi, ale on nigdy nie chciał pozwolić sobie pomóc. Jakimś dziwnym sposobem, ciebie dopuścił bliżej niż jakąkolwiek inną osobę, więc proszę cię, pomóż mu Louis. Nie wiem, co dzieje się w jego życiu, ale ty wiesz, prawda? Widzę to w twoim spojrzeniu, wiesz więcej niż my wszyscy i dziękuję ci za wszystko, co dla niego robisz – niespodziewanie przytuliła go mocno, uścisk trwał kilka sekund, ale Louis zrozumiał przekaz. Są ludzie, którzy kochają Harry'ego i tęsknią za nim, a on musi pomóc loczkowi to wszystko zrozumieć.
***
-Hej Hazz – zaczął niezobowiązująco, kiedy siedzieli na kanapie z talerzami pełnym makaronu.
-Tak? – zapytał z pełną buzią i Louis upomniałby każdą inną osobę, że to niekulturalne i tak się nie robi, ale na widok Harry'ego zajadającego coś z takim apetytem, potrafił tylko uśmiechnąć się czule.
-Tak sobie pomyślałem, że ostatnio tylko lenimy się i nic nie robimy, więc może odwiedzilibyśmy kogoś – zaproponował i w duchu ściskał kciuki, by tym razem udało mu się przekonać Harry'ego do spotkania z ojcem. Od wizyty u Gemmy minęły dwa tygodnie i Louis prawie każdego dnia starał się namówić loczka na spotkanie, lecz jak na razie bezskutecznie.
-Och – westchnął chłopak i spojrzał na niego z małym zainteresowaniem – mówisz o kimś konkretnym?
-Hmm może poznałbyś mnie ze swoim tatą?
W pokoju zapanowało milczenie i gdyby nie dźwięki wydobywające się z telewizora, siedzieliby w kompletnej ciszy. Odważył się spojrzeć na Stylesa i od razu tego pożałował. Loczek siedział skulony i gdyby to było możliwe Louis stwierdziłby, że chłopak chce stać się mniejszy. Zielone tęczówki nie patrzyły na niego i były wbite w biały dywan położony na środku pokoju. Nie rozumiał, dlaczego Harry jest taki uparty i nie chce spotkać się z ojcem choć raz, to zaczynało go irytować, ale nie chciał krzyczeć na chłopaka, by go nie przestraszyć.
-Harry – zaczął, ale młodszy odsunął się od niego – Słowiku, proszę, nie złość się – musiał go jakoś udobruchać – chcę dla ciebie dobrze, przecież wiesz okruszku. Nigdy nie proponowałbym czegoś, co może cię skrzywdzić lub zranić, wierzysz mi? – wyciągnął dłoń w jego stronę i położył ją ostrożnie na kolanie młodszego. – Okruszku, no popatrz na mnie i powiedz coś – w odpowiedzi na te słowa Harry zepchnął jego dłoń i podciągnął nogi opierając brodę na swoich kolanach.
Louis mógł dostrzec, jak bawi się swoimi palcami, a dłonie drżały mu coraz mocniej, nie potrafił tego kontrolować. Gdyby go nie znał, zapewne stwierdziłby, że coś bierze, ale Stylesa nie interesowały używki, dzięki Bogu, ponieważ Lou nie wyobrażał sobie, co działoby się, gdyby Harry był uzależniony. Mieli wystarczającą ilość problemów, nie potrzebowali jeszcze narkotyków czy alkoholu. Chłopak zaciskał swoją dłoń i rozluźniał i tak na zmianę. Szatyn nie wiedział, czy stara się uspokoić, czy może to tik nerwowy, ale było mu tak żal tego młodego mężczyzny, który nie potrafił poradzić sobie z czymś tak prostym, jak rozmowa z ojcem.
-Harry – zaczął, ale przerwał mu ostry głos młodszego.
-Nie, zamknij się Louis! – zielonooki podniósł się gwałtownie i patrzył z góry na mężczyznę, który był zaskoczony taką nagłą reakcją – to nie jest twoja sprawa, zostaw to, rozumiesz?
-Harry – ponowił próbę przemówienia mu do rozumu, ale ponownie chłopak przerwał mu.
-Słyszysz, co do ciebie mówię? Zostaw to! Ubzdurałeś sobie, że musisz mi pomóc i co? Będziesz teraz zgrywał miłosiernego samarytanina, który pomoże biednemu Harry'emu? Nie potrzebuję twojej troski, więc odpuść sobie! Nie potrzebuję mojego ojca, nie potrzebuję nikogo z was, a szczególnie ciebie mówiącego mi, co mam zrobić ze swoim życiem. Gdybym potrzebował psychologa to bym go sobie znalazł, więc mówię to po raz ostatni, zostaw to!
Nigdy nie słyszał krzyczącego Harry'ego aż do dzisiejszego dnia, kiedy chłopak po prostu wybuchł i czysty gniew był wszystkim, co widział. Z jednej strony cieszył się, że wyrzucił z siebie wszystko, ale musiał przyznać, że to nie było zbyt przyjemne, słyszeć takie ostre słowa wypowiadane przez wrażliwego chłopaka. Miał świadomość, że słowa, które powiedział loczek, nie były zgodne z prawdą i on na pewno tak nie myślał, ale to i tak zabolało. Spojrzał na chłopaka, który był cały rozgorączkowany i nadal stał nad nim i gromił go wzrokiem. Wiedział, że to nie potrwa zbyt długo i później brunet będzie zmagał się z wyrzutami sumienia. Zapowiadał się mało przyjemny wieczór, który będą musieli jakoś przetrwać.
-Dobrze się czujesz? – zapytał cicho, nie chcąc go rozsierdzić.
-Odwal się – warknął młodszy i stawiając głośne kroki, wbiegł po schodach i zatrzasnął się w swoim pokoju.
-Tak, naprawdę zapowiada się miły wieczór.
***
Było późno, nie musiał patrzeć na zegarek żeby wiedzieć, że już dawno minęła pora kolacji. Nie zjadł obiadu, ponieważ Louis... no właśnie, ponieważ Louis przerwał mu i wytrącił go z równowagi. Nie chciał tak wybuchnąć, to nie był on, nie lubił krzyczeć na ludzi, unikał tego, jak tylko mógł, ale szatyn każdego dnia proponował mu spotkanie z ojcem i nie mógł już tego znieść. Teraz żałował tego krzyku, złości i wszystkich słów skierowanych w stronę Louisa. Najbardziej bał się, że Lou uwierzy w to wszystko i odejdzie. Powiedział, że go nie potrzebuje i to było kłamstwo, potrzebował go każdego dnia, dzięki niemu wrócił do jedzenia, wychodzenia z domu, spokojnego oddychania. Teraz mógł to wszystko stracić przez swoją głupotę. Czekał tylko na moment, kiedy usłyszy trzask drzwi i Louis go zostawi. W mieszkaniu panowała cisza, tak jakby nikogo tu nie było.
Był głodny, czuł jak jego żołądek się zaciska, ale nie wyobrażał sobie, by teraz wstać, wyjść z pokoju i znaleźć się w kuchni, gdzie być może Louis spędzał czas. Czuł się źle, chciał ponownie siedzieć z szatynem, rozmawiać z nim i uśmiechać się. Niestety to nie było takie proste, odczuwał ból w klatce piersiowej, nie potrafił wziąć pełnego oddechu bez skrzywienia się. Wyobrażał sobie wszystko co najgorsze, samotność, ściany zaciskające się i zduszające go, ciszę. Boże, tak bardzo chciał być normalny, mieć zwykłych przyjaciół, dobre kontakty z rodzicami, normalną psychikę. Zdawał sobie sprawę, że jest chory, totalnie psychiczny. Nikt nie byłby wstanie z nim wytrzymać, a Louis i tak był z nim zbyt długo. Był zmęczony samym sobą, gdyby mógł tylko wziąć urlop od siebie, zostawić to wszystko i dać sobie spokój. Wszystkim by ulżyło, gdyby zniknął na jakiś czas, zresztą pewnie nikt by tego nie zauważył, może fani, ale oni też po jakimś czasie zapomnieliby o nim.
Położył się wygodniej i wpatrywał w biały sufit. Czuł, że przytył, nie powinien jeść aż tyle, ale Louis gotował tak dobrze i miło było jeść z kimś wspólne posiłki. Przyzwyczaił się do tego i stało się to miłą rutyną. Mimo to zdawał sobie sprawę, że przybyło mu kilogramów i jeszcze trochę, a nie będzie mógł zmieścić się w swoje ulubione ubrania. Stanie się grubasem i wtedy już nikt na niego nie spojrzy, nawet randki, tak staranie wybrane przez jego mamę. Był chodzącym kłopotem i problemem z którym nikt nie chciał sobie radzić.
Louisowi wydawało się, że go zna, że rozumie wszystko, co dzieje się w jego umyśle i duszy, że zna jego lęki, tęsknoty, bóle, ale to nie była prawda, bo nawet przy Louisie, w najcudowniejszych momentach, gdy wydawało się, że jest szczęśliwy, nie był sobą. Prawda o nim była dobrze ukryta, nie w jego ciele, nie w słowach, które wypowiadał, nie w gestach, które wykonywał, ale w samotnych momentach ukrytych za drzwiami pokoju, gdzie poza nim i samotnością nie było już zupełnie nic.
***
Louis zastanawiał się, kiedy Harry postanowi wyjść ze swojego pokoju. Nie ukrywał, że spodziewał się tego jeszcze w ten sam wieczór, jednak pomylił się. Nie widział loczka przez całą noc i kiedy siedział rano w kuchni, popijając herbatę czekał na chłopaka. Usłyszał ciche kroki i oczekiwał, że za chwilę zobaczy zaspanego Harry'ego, który skrępowany usiądzie naprzeciwko niego i nerwowo będzie bawił się swoimi palcami, jednak nic takiego nie nastąpiło. Do jego uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi, zmarszczył brwi nie wiedząc, co się dzieje. Przecież Harry nie wyszedłby sam, nie zostawiłby go tutaj bez żadnego słowa. Chciał wstać i sprawdzić, co się dzieje, gdy drzwi trzasnęły, usłyszał dźwięk przekręcanego klucza i ciche kroki. Poprawił się szybko i chwycił kubek, udając niezainteresowanego, gdy Harry wszedł do kuchni z tajemniczą miną. Zielonooki usiadł i odsunął talerz z jedzeniem, który położył przed nim Lou.
-Harry – zaczął szatyn, ponieważ naprawdę nie potrafił nie rozmawiać z loczkiem – możemy spokojnie porozmawiać? Nie będę już nic mówił o twoim... o tym, co cię denerwuje, ale musimy się komunikować, wiesz o tym, prawda?
Styles nic nie powiedział, tylko wpatrywał się w białą kopertę, którą po chwili otworzył i wyciągnął z niej jakiś list. Louis domyślił się, co to jest i wyciągnął dłoń, chwytając kopertę i oglądając ją ostrożnie. Oczywiście nie była zaadresowana, ale musiała leżeć na wycieraczce pod drzwiami do mieszkania Harry'ego. Zerknął na chłopaka, który śledził wzrokiem tekst na kartce i stawał się coraz bardziej spięty. Jego policzki było chorobliwie blade, a pod oczami widać było sińce, które świadczyły o tym, że nie tylko Lou miał nieprzespaną noc. Miał nadzieję, że w liście nie było jakiś gróźb. Z dwojga złego zdecydowanie wolał wyznania miłości i komplementy. Wiedział wtedy, że Harry nie załamie się bardziej niż dotychczas. Jednak twarz zielonookiego świadczyła o tym, że przeczytał coś złego, bardzo złego.
-Harry – zaczął i dostrzegł, że młodszy odłożył kartkę, a jego dłonie drżały lekko, gdy położył je na stole, tuż obok listu – co się stało?
-Miałeś zamiar mi powiedzieć? – zapytał martwym głosem i podniósł swoje zielone tęczówki, patrząc prosto na Louisa.
-Powiedzieć co?
-Czy może sądziłeś, że jestem zbyt głupi, zbyt naiwny i możesz mnie okłamywać przez cały pieprzony czas? Co Louis? Tak właśnie uważasz, wiem to doskonale. Wszyscy mnie tak traktujecie Paul, Liam, Zayn, Lou, mama, ojciec, Gemma i nawet ty. Mały głupiutki Harry, nie musi przecież wiedzieć wszystkiego, po co mówić mu o niektórych sprawach, przecież on tego nie zrozumie, zresztą jest taki popieprzony, że pewnie odbiłoby mu jeszcze bardziej – mówił, denerwując się coraz bardziej i Louis wiedział, że nie ma szans na to, że pogodzi się dziś z Harrym. Nadal nie miał pojęcia, o co chodzi chłopakowi, ale domyślał się, że zaraz się dowie. – Nie ufam ludziom, ale myślałem, że ty jako jeden z niewielu jesteś ze mną szczery, pozwoliłem ci tu zostać, ponieważ czułem się bezpiecznie i dobrze z myślą, że będziesz obok, ale ty po prostu zachowałeś się jak wszyscy, okłamywałeś mnie przez cały czas! – bolesny krzyk rozległ się w kuchni i Louis skulił się odrobinę, ponieważ nie chciał, by Harry krzyczał, nie chciał, by czuł się zmuszony do wyrzucania z siebie takiego bólu, ale stało się coś, co doprowadziło ich do tej chwili, a on naprawdę nie wiedział co to takiego.
-Nie wiem, co się stało Harry – powiedział spokojnie, widząc wzrok chłopaka pełen wściekłości, szaleństwa i dzikości.
-Nie wiesz, tak? Oczywiście, że nie wiesz, ponieważ jeden jedyny raz to ja, jako pierwszy dorwałem w ręce ten przeklęty list – chłopak wskazał dłonią na kopertę i Louisa aż zaświerzbiały palce, by dowiedzieć się, co zostało tam napisane.
-Och, chodzi o listy od tego faceta, tak? Co tym razem napisał? Nie martw się Harry, nic ci nie grozi – zapewnił ciepło i wyciągnął dłoń w jego stronę, ale młodszy odsunął się szybko i popatrzył na niego gniewnie.
-Ten list, to jedna wielka groźba, słowa pełne nienawiści i złości i nie są skierowane w moją stronę Louis! Jak mogłeś nie powiedzieć mi, że on ci grozi?! Jak mogłeś Louis?! Nigdy nie chciałem, by ktokolwiek został skrzywdzony przeze mnie, a ty tak po prostu to zataiłeś? Dlaczego?!
-Harry, posłuchaj mnie – zaczął cicho, chcąc, by zielonooki wyciszył się i skupił na jego słowach – to nie tak, że chciałem cię okłamywać, ale pomyślałem, że to są nic nieznaczące słowa, więc nie ma potrzeby denerwować cię i straszyć, jeżeli nic się nie dzieje – wyznał zgodnie z prawdą, ponieważ tak właśnie uważał w tamtym momencie. Nie chciał stresować Harry'ego, który zmagał się już z tyloma swoimi prywatnymi demonami, że zdecydowanie nie potrzebował kolejnego.
-Słucham? – prychnął młodszy i zaplótł dłonie na piersi – nie wierzę w ani jedno twoje słowo, to stek kłamstw Louis i karmisz mnie nimi przez cały czas.
-To nieprawda Harry i dobrze o tym wiesz.
-Wiem? Błagam cię, nie rozśmieszaj mnie, jedyne, co wiem to, to, że nie mogę ufać nikomu nawet tobie.
-Nie niszcz tego, co mamy – poprosił i dokładnie to miał na myśli – nie warto, nie dla tego – dotknął opuszkami palców listu.
-Ja niczego nie niszczę Louis i my nie mamy niczego, wiesz? Zupełnie niczego. On ci grozi i to nie jest zabawne. Pisze takie słowa, od których jest mi niedobrze, a ty po prostu postanowiłeś mi o tym nie mówić, tak jakbym nie był wystarczający dobry, godny zaufania, dojrzały – mówił z cierpieniem w głosie i podniósł się gwałtownie, a krzesło upadło z hukiem, roznoszącym się po dużej kuchni – wiem, jaki jestem, nie musisz mi o tym mówić, ale myślałem, że może... że polubiłeś mnie chociaż w małym stopniu, że możemy być przyjaciółmi, ale najwyraźniej myliłem się.
-Harry – patrzył na loczka, który otarł nerwowo łzy, spływające mu po policzkach. Wstał, chcąc do niego podejść, jednak zatrzymał go głos młodszego.
-Nie, nie dotykaj mnie Louis, nawet się do mnie nie zbliżaj, po prostu mnie zostaw, tak jak wszyscy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top