Rozdział jedenasty
Wracam z rozdziałem po trochę dłuższej przerwie. Mam nadzieję, że nadal ktoś czeka na ten tekst. Życzę miłego czytania i korzystania z ostatniego miesiąca wakacji. Dajcie znać, jak wrażenia :)
Harry schodził powoli do recepcji po telefonie informującym go, że coś czeka na niego. Oczywiście od razu zaoferowano dostarczenie prezentu do pokoju, ale chciał wyjść z sypialni i spróbować zapomnieć o wczorajszym incydencie, który zepchnął go na krawędź. Idąc, chciał przystanąć przy swoim ulubionym obrazie, ale z niemałym zaskoczeniem zauważył, że zniknął, a w jego miejsce zawieszono jakiś kolorowy, nic nie znaczący malunek. Nie wiedział skąd, ale był pewny, że to sprawka Louisa, który odkrył jego chore myśli.
-O pan Styles – kobieta za kontuarem podbiegła do niego z uśmiechem – mamy coś dla pana. Zostały dostarczone dziś z samego rana, ale nie chcieliśmy pana budzić, proszę – wyciągnęła w jego stronę bukiet kwiatów naprawdę pokaźnych rozmiarów, ale najbardziej zdziwiło go to, że składał się tylko z jego ulubionych roślin. Uśmiechnął się pod nosem, zastanawiając kto zrobił dla niego tak miły prezent i radośnie pomaszerował do pokoju, zapominając o obrazie, który zniknął. Wszedł do środka i nawet nie był zaskoczony, gdy spostrzegł Louisa siedzącego na środku łóżka ze skrzyżowanymi nogami i telefonem w dłoni.
-O cześć Harry – przywitał się szatyn – skąd masz te kwiaty? – zapytał mężczyzna, wstając szybko i podchodząc do niego.
-Dostałem, ale nie wiem od kogo – odparł Styles i popatrzył na bukiet z nieukrywanym entuzjazmem. Dawno nic nie ucieszyło go tak bardzo. Zmarszczył brwi z niezadowoleniem, gdy Louis zaczął przyglądać się podarunkowi z każdej strony i w końcu usatysfakcjonowany znalazł, to czego szukał, czyli małą złożoną karteczkę.
-Zaraz się dowiemy – stwierdził dumnym głosem i otworzył list.
-Ej czy to nie jest do mnie? – zaprotestował cicho, ale zamilkł gdy Lou odrzucił bukiet na bok i przyciągnął go do siebie, popychając na miejsce obok, podając mu liścik.
Wiem gdzie jesteś i co robisz.
Śledzę każdy Twój krok, by być bliżej Ciebie.
Jesteś moim księciem, spędzimy razem cudowną wieczność.
Będziesz należał do mnie lub do nikogo.
-Pierwszy raz coś od niego dostałeś? – zapytał szybko szatyn i spojrzał na niego skupiony.
-Dlaczego o to pytasz, przecież wiesz, że tak – Harry nie krył złości w swoim głosie, gdy odpowiadał na pytanie Tomlinsona.
-Myślałem, że może...- zaczął, ale loczek przerwał mu gwałtownie.
-Jakbyś jeszcze nie zauważył, jesteś jedyną osobą, która wie o mnie prawie wszystko, nie ukryłem przed tobą moich łez, myślisz że zrobiłbym to z głupimi prezentami? – zapytał, nerwowo poprawiając włosy.
-To nie tak okruszku. Myślałem, że może przysyłał ci coś wcześniej, gdy mnie tu jeszcze nie było – wyjaśnił spokojnym głosem i chwycił dłoń zielonookiego, głaszcząc kciukiem jej wierzch.
-Przedtem nikt taki do mnie nie pisał, pojawił się dopiero teraz i to pierwszy raz, gdy coś od niego dostałem. Co mam z tym zrobić? – zapytał bezradnie i popatrzył ufnie w oczy starszego mężczyzny, chcąc by ten zadecydował i coś wymyślił w pełni oddając mu kontrolę.
-Chodź – pociągnął go za dłoń, po drodze chwytając kwiaty, wręczając je zaskoczonemu Harry'emu – wyrzucimy go do kosza w holu, jeżeli gdzieś tu jest i naprawdę cię obserwuje, zobaczy, że nie obchodzą cię głupie prezenty – Lou rozjaśnił mu całą sprawę, gdy zjechali windą na dół.
-Ale ja... ja ucieszyłem się, gdy zobaczyłem te kwiaty – wyszeptał zawstydzony Styles, a serce Louisa pękło odrobinę, tak jak zawsze gdy widział tego chłopaka tak kruchego i wrażliwego, podatnego na każdą nawet najdrobniejszą krzywdę.
-Posłuchaj Słowiku, zasługujesz na najpiękniejsze kwiaty jakie istnieją na świecie i z chęcią będę kupował ci kwiaty każdego dnia, ale on niezależnie od tego kim jest nie powinien myśleć, że jesteś szczęśliwy z powodu tego prezentu dobrze? – zerknął na Harry'ego, który wsłuchiwał się w jego słowa jak urzeczony i gdy tylko znalazł w zasięgu swojego wzroku kosz, bez skrupułów i ociągania wrzucił do niego bukiet.
Gdy Louis uniósł brew, obserwując ten pewny siebie krok Stylesa, ten tylko wzruszył ramionami i posłał mu delikatny uśmiech.
-Co? – zapytał cicho, gdy jechali windą na swoje piętro.
-Nic, nic chodźmy coś zjeść dobrze? – zaproponował szatyn i odetchnął z ulga widząc, jak loczek przytakuje.
-Dobrze, ale mam nadzieję, że przyniosłeś coś dobrego tym razem, nie mam ochoty kolejny raz jeść owoców – chciał wejść do pokoju, gdy poczuł dłoń Louisa na swoich plecach, popychającą go delikatnie do przodu – gdzie idziemy?
-Tym razem zjemy w moim pokoju – wyjaśnił krótko i roześmiał się szczerze, gdy loczek prawie w podskokach wszedł do jego sypialni – tylko nie zrób tutaj bałaganu, proszę cię Hazz.
-Bardzo śmieszne – mruknął i usiadł powoli na łóżku szatyna, uważając by nie zburzyć panującego tutaj ładu.
Nie minęło jednak dużo czasu, gdy pokój Tomlinsona zaczął przypominać sypialnie piosenkarza, a Harry zwinięty wygodnie na łóżku, pisał coś w swoim dzienniku z Louisem leżącym u jego boku, marudzącym od czasu do czasu na bałagan i chaos dookoła. I tak jak każdego dnia na jego stoliku pojawiła się karteczka zapisana odręcznym pismem loczka i tylko Louis wiedział, że wszystkie te liściki są schowane głęboko w jego torbie.
W jakiś sposób
Prowadzę życie kogoś obcego.
Niszczę gwiazdę własnym nożem
I właśnie teraz
Ciągle widzę, w jaki sposób księżyc
Gra tą melodię
Chociaż nasze światła umarły.
Moje dłonie trzęsą się
Moje kolana chwieją się.
Każdego dnia
Tak samo.
Bo wtedy pojawiasz się Ty.
Wtedy jesteś tu.
Kiedy jestem zagubiony
W Twoich oczach
Widzę dla siebie drogę*
***
-Jest sprawa – z tymi słowami, Louis rozpoczął rozmowę z Nickiem, a przyjaciel jak zwykle niezawodny parsknął śmiechem.
-Powiedz mi Lou, czy cudowna Jay nie zdążyła nauczyć cię, że zwykłą przyjacielską rozmowę rozpoczyna się od zwykłego cześć lub dzień dobry? – zadrwił, ale w jego głosie nie brzmiała uraza ani żal, wprost przeciwnie mężczyzna, jak zawsze był rozbawiony.
-Dzień dobry Nick, co słychać? Jak tam pogoda? W pracy wszystko dobrze? I nie, nie odpowiadaj, wcale nie chcę wiedzieć. Tak lepiej? – zapytał pospiesznie, chcąc jak najszybciej wytłumaczyć przyjacielowi o co chodzi.
-Tak, zdecydowanie czuję się usatysfakcjonowany, a teraz czego ode mnie chcesz?
-I to mi się podoba, przechodzimy do rzeczy – stwierdził zadowolony Louis i korzystając z wolnej chwili, ponieważ Harry poszedł wziąć prysznic, zaczął tłumaczyć kumplowi całą sprawę, nie wdając się jednak w zbędne szczegóły.
-Czyli mam sprawdzić Desa Stylesa tak? Ojca Harry'ego? Dobrze zrozumiałem? – upewnił się Nick, nie pytając nawet po co Louis zbiera takie informacje.
-Dokładnie tak, nie musisz się śpieszyć, ale nie ociągaj się dobrze? – poprosił przymilnym tonem, nie chcąc urazić przyjaciela właśnie teraz, gdy potrzebował jego pomocy.
-Czy ja się kiedykolwiek ociągałem ?
- Mógłbym podać kilka przykładów jeżeli chcesz – odparł zadowolony z siebie.
-To było pytanie retoryczne głąbie, zobaczę co da się zrobić i jeśli dowiem się czegoś konkretnego, odezwę się zgoda?
-Świetnie, jesteś niezastąpiony Grimshaw, powiedziałbym że mam u ciebie dług, ale nie, nadal nie wybaczyłem ci tego, że chciałeś odstrzelić mi rękę. Minie jeszcze wiele czasu i będziesz musiał zdobyć dla mnie dużo informacji nim ci wybaczę – powiedział nonszalanckim głosem, wiedząc że Nick gotuję się teraz ze złości – a teraz mój drogi, obowiązki wzywają, muszę się zbierać.
-Doprawdy? Twoja gwiazdka jest taka bezradna i nie radzi sobie bez ciebie? – prychnął marudny brunet, ale w jego tonie pobrzmiewała czysta ciekawość.
-Nie nazywaj go tak – upomniał go jak zwykle – i nie, nie o to chodzi, ale okruszek niedługo ma wywiad, więc sam rozumiesz.
-Przepraszam kto? – zapytał rozbawiony Nick.
-Za co przepraszasz?
-Nie przepraszam cię głupku, pytam jak nazwałeś Harry'ego.
-Nie wiem o czym mówisz, rozłączam się bo zaczynasz zachowywać się dość niepokojąco. Na razie Nicolas.
-Nie nazywaj mnie tak – warknął tylko Nick i rozłączył się nim Lou zdążył chociaż otworzyć usta, by rzucić w jego stronę jakąś ciętą ripostę.
***
Wywiad trwał od kilkunastu minut i Louis zaczynał czuć się znużony, ponieważ reporterka chyba zacięła się i ciągle zadawała te same pytania dotyczące związków, miłości i parterów. Łatwo można było dostrzec, że Harry zaczyna być zdenerwowany i ma po prostu dość wywiadu i tej kobiety. Szatyn nawet mu się nie dziwił, gdyby to od niego zależało już dawno przerwałby tą żałosną i mało zabawną farsę, ale był tylko ochroniarzem, więc stał grzecznie z boku, może z lekko niezadowoloną miną i manifestował otoczeniu w subtelny sposób, co o tym wszystkim sądzi.
Westchnął głośno i uderzył głową w ścianę, gdy usłyszał kolejne pytanie.
-Harry, może powiesz nam jakie tajemnice skrywa twoje serce? – zagruchała brunetka i popatrzyła zauroczona na loczka, który wiercił się na niewygodnym krześle i zastanawiał zapewne, jak wybrnąć z tej sytuacji.
-Cóż – zaczął lekko flirtującym tonem – jestem muzykiem, my artyści mamy wiele tajemnic i sekretów, dzięki temu jesteśmy tak pociągający prawda? – mrugnął do kobiety okiem i posłał jej delikatny uśmiech.
-Jak zwykle jesteś czarujący Harry, nie dziwie się twoim fanom, ciebie nie da się nie kochać – zachichotała jak nastolatka, pomimo swoich lat, a Louis przewrócił oczami, słuchając tych głupot.
-Dzięki, ja też kocham swoich fanów, są niesamowici – stwierdził uprzejmie zielonooki.
-Tak to prawda, ale powiedz nam, kogo jeszcze kocha Harry Styles, taki młody, utalentowany i przystojny mężczyzna jak ty nie może być samotny? – po raz kolejny padło pytanie o życie miłosne Harry'ego i Lou zaczynał być wściekły, ponieważ nawet on nie mógł już tego słuchać, a co dopiero brunet, który musiał dodatkowo jeszcze wymyślać, jakieś bezwartościowe opowiastki, byleby tylko zadowolić dziennikarkę i widzów.
-Moje serce, jak na razie nie jest przez nikogo zajęte tak, więc każdy ma szanse – odparł nonszalancko chłopak, wywołując tym rumieńce i ciche westchnięcie u prawie wszystkich kobiet krzątających się dookoła.
-To cudownie Harry, ale czy naprawdę wszyscy mają szansę? – podkreśliła słowo wszyscy i Louis wiedział dokładnie o czym myśli ta upierdliwa kobieta, która pewnie sama miała ochotę wskoczyć Stylesowi do łóżka.
-Dobra czas minął, musimy kończyć – rozległ się donośny głos, który nie należał do Louisa i szatyn dostrzegł, jak Harry wypuszcza powietrze, które nieświadomie wstrzymywał i wstaje szybko z krzesła kierując się w stronę wyjścia, po drodze żegnając się z kilkoma osobami z ekipy. Dogonił go i szedł u jego boku, nie odzywając się przez jakiś czas do momentu, gdy znaleźli się w samochodzie i młodszy zamknął drzwi z mocnym trzaśnięciem.
-Co się dzieje? – zapytał Louis, zerkając na młodszego, który wpatrywał się w okno nieobecnym wzorkiem.
-Nic takiego – zbył go krótką odpowiedzią i nadal wydawał się jakiś nieobecny, oddalony myślami.
Louis zauważył, jak nerwowo pociera nadgarstki i bawi się paskiem od zegarka. Przypomniał sobie moment, gdy dostrzegł coś na skórze chłopaka, wiedział że nadszedł czas, by porozmawiać z Harrym, wydawało mu się, że byli już na tym etapie gdy szczerość stawała się najważniejsza. Postanowił, że zagada do loczka, gdy tylko znajdą się w hotelowym pokoju.
***
Wszedł do środka za chłopakiem, zrzucając z ramion ciemną marynarkę podwijając rękawy koszuli, by czuć się swobodniej o ile będzie to w ogóle możliwe podczas prowadzenia tej rozmowy. Loczek nawet na niego nie patrzył od razu usiadł na łóżku i zajął się swoimi sprawami, mrucząc coś do siebie pod nosem. Mógł się spodziewać, że chłopak zacznie go ignorować tak jak zawsze po jakiś nieprzyjemnych wydarzeniach, jednak niełatwo było przyzwyczaić się do zmiennych nastrojów Stylesa.
-Harry – zaczął, przysiadając naprzeciwko chłopaka, obserwując jak szybko pisze coś w swoim dzienniku – możemy porozmawiać? – Zapytał, ale oczywiście zielonooki nie podniósł nawet wzroku na jego twarz. – Dobrze ja będę mówił, a ty słuchaj i będzie mi miło jeżeli postanowisz się odezwać w którymś momencie – popatrzył na niego przez chwilę, ale widząc loczka, który pracował w skupieniu, wzruszył ramionami i postanowił kontynuować. – Posłuchaj Harry, to nie tak, że się czepiam czy chcę wtykać nos w nie swoje sprawy, po prostu czuję jakbyś był moim przyjacielem, a o przyjaciół trzeba się troszczyć i naprawdę nie będę ukrywał tego, że się o ciebie martwię – przerwał na chwilę, dając chłopakowi moment gdyby chciał się odezwać, ale nic takiego nie nastąpiło. – Nie chcę udawać, że nie widziałem blizn na twoich nadgarstkach, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę z ich istnienia. Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać i na pewno były już osoby przede mną, które pytały dlaczego to robisz, ale naprawdę chciałbym ci pomóc, jeżeli tylko chcesz ode mnie tej pomocy. Wiem, że jestem tylko ochroniarzem, nikim więcej, ale gdybyś tylko mi pozwolił Harry... poradzimy sobie ze wszystkim, pomogę ci.
-Jesteś pierwszy – wyszeptał Harry, nadal pisząc coś szybko.
-Słucham? – szatyn nie miał pojęcia do której części wypowiedzi odnoszą się słowa loczka, ale cieszył się, że ten nareszcie postanowił się odezwał.
-Powiedziałeś, że pewnie dużo osób pytało dlaczego, ale to nieprawda, jesteś pierwszy.
-Harry – wydusił zduszonym głosem i chwycił dłoń chłopaka – powiesz mi w takim razie dlaczego?
-Co? Dlaczego ktoś kto ma wszystko tnie się od czasu do czasu? Daj spokój Louis, to wcale cię nie interesuje – wyrwał dłoń z uścisku i powrócił do pisania, ale teraz jego palce drżały delikatnie.
-Po prostu ze mną porozmawiaj Harry – poprosił, ale jego głos zabrzmiał mocno w przepełnionym ciszą pokoju.
-Dobrze, więc tak wszystkim wydaje się, że moje życie jest idealne, że mam wszystko i mogę mieć każdego, ale to nieprawda. Nikt z was nie wie, jak bardzo chciałbym być normalnym chłopakiem, który musiałby martwić się tym, czy iść dziś na wykłady czy może nie. Nikt nawet nie domyśla się, że niczego nigdy nie pragnąłem bardziej niż mieć normalną rodzinę, mamę która wspierałaby mnie i kochała za to jaki jestem i tatę, który byłby przy mnie, gdy byłem małym chłopcem. Niczego więcej nie chciałem, tylko tego. Za to mam coś zupełnie odwrotnego, moja mama wie jaki jestem naprawdę i nie ma za co mnie kochać, nawet się jej nie dziwię, popatrz na mnie Louis, nie ma we mnie nic, co można by pokochać, jestem chodzącą porażką i problemem. Mama zawsze mówiła mi, że muszę się bardziej strać, bo jestem tylko brzydkim, niegrzecznym, grubym chłopcem, którego nie kochał nawet tata i miała rację, zawsze ma – otarł szybkim ruchem, spływającą po policzku łzę i kontynuował wlepiając wzrok w dziennik. – Ojciec odszedł od nas i to moja wina, a później znalazł sobie nową rodzinę i zapomniał o nas, nie chciał nawet mnie zobaczyć, gdy byłem dzieckiem, nie dostałem od niego nawet urodzinowej kartki wiesz? Byłem dzieckiem i chciałem tylko, by mój tata mnie kochał i był ze mnie dumny, ale on miał już wtedy nowego syna, lepszego ode mnie. Dla nikogo nie jestem wystarczający i to chyba dlatego nie lubię jeść, bo i tak wiem, że jestem już za gruby, a cięcie się to... to nie jest coś co robię często, to dzieje się tylko w najgorszych momentach – wydusił ostatnie słowa zduszonym głosem i odważył podnieść wzrok na Louisa. – Dawno tego nie robiłem, naprawdę to nie tak, że potrzebuję tego na co dzień. Tylko czasami czuję się tak... nieważne, to nic takiego Louis, radzę sobie.
-To nie jest nic takiego Hazz, to dużo naprawdę dużo i nie możemy tego tak zostawić. To wszystko co powiedziałeś jest tak przerażająco smutne i nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co musiałeś czuć przez ten cały czas, ale teraz masz mnie i skończymy z tym wszystkim. Nie pozwolę cię zranić już nikomu i nie obchodzi mnie, czy to będzie twoja matka czy ojciec, nikt nie ma prawa cię krzywdzić Słowiku, rozumiesz? Nikt –powiedział twardo Louis i patrzył prosto w oczy pełne lęku i niepewności – Obiecuję Harry, nie dam cię skrzywdzić.
-Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz zrobić.
-Mogę okruszku i zrobię, przekonasz się, a teraz przyniosę nam coś do jedzenia – wstał, ale zatrzymała go dłoń Harry'ego chwytająca jego rękę i wsuwająca mu coś między palce. Zerknął w dół i zobaczył kartkę wydartą z notesu loczka.
Nie wiem gdzie jestem,
Nie znam tego miejsca.
Nie rozpoznaję nikogo,
Wciąż ta sama pusta twarz.
Widzę tych ludzi, kłamią,
I nie wiem, komu mogę jeszcze wierzyć.
Ale ty przychodzisz,
By chronić mnie przed krzywdą,
Przychodzisz,
By wziąć mnie w ramiona.
Czy to tylko gra?
Nie wiem.
Błagające oczy łamią mi serce,
Tęsknię za domem tak bardzo, że już nic nie czuję,
Ale wiem, że muszę grać swoją rolę,
Muszę ukrywać łzy...**
* Joshua Radin Someone Else's Life
** Birdy - Just A Game
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top