Rozdział czternasty


Louis rozkoszował się odzyskaną wolnością i swoim mieszkaniem. Od trzech dni był ponownie w Londynie i nareszcie czuł się jak u siebie, w swoim kraju, swoim domu. Wylegiwał się na kanapie, nadrabiał to co go ominęło, jadł śmieciowe jedzenie nie ruszając się z miejsca. Czuł się szczęśliwy i wypoczęty. Jedynym minusem zaistniałej sytuacji było to, że nie widział Harry'ego i nie wiedział, co dzieję się teraz u tego zagubionego chłopaka. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien przyzwyczajać się do Stylesa, ale taka była już jego osobowość. Tak wychowała go mama, a przebywanie w domu pełnym dziewczyn zdecydowanie spowodowało, że stawał się opiekuńczy i troskliwy, gdy tylko dostrzegał osoby, które potrzebowały opieki i pomocy. Zgrywał obojętnego i wesołego, ale przejmował się ludźmi, czasami aż zanadto. To była jego wada i zaleta w jednym.

Westchnął patrząc przez okno na pogrążony w nocnych ciemnościach Londyn. Niedługo powinien zadzwonić do starej pracy i powiedzieć, że już wrócił i może ponownie przyjąć swoje stanowisko. Po czasie spędzonym w trasie z Harrym, odechciało mu się pracować w sklepie. Przypomniał sobie, jak to jest trzymać broń, być w pełnej gotowości i napięciu. Zrozumiał, że do tego był stworzony, ale teraz powróciła szara rzeczywistość i uświadomił sobie, że nie jest już ochroniarzem, jego praca skończyła się i czas najwyższy wrócić do swojego życia.

***

Harry czuł przytłaczającą przestrzeń wielkiego domu w którym mieszkał zupełnie sam. Minęło dopiero kilka dni, a on już chciał wrócić do koncertowania, do podróżowania po całym świecie, ponieważ wtedy nie czuł się tak samotny. Chciał usłyszeć coś więcej niż dźwięki wydobywające się z telewizora, chciał z kimś porozmawiać, wyjść, spędzić czas, ale nie potrafił znaleźć osoby, która chciałaby zrobić cokolwiek z nim. Oczywiście był świadom ilości fanów, którzy byliby na jedno jego skinienie, ale nie chciał czegoś takiego. Przy nich musiałby udawać, przywdziewać kolejną maskę, uśmiechać się.

Dopiero teraz zrozumiał, że nie chodziło o to, że nie potrafił się uśmiechać. Po prostu nigdy nie miał powodu, by szczerze się roześmiać. Wszystko, co pamiętał, to nieustanna praca, jego mama, która mówiła mu co ma robić, ganiła, gdy robił coś źle i kierowała nim tak, by nie popełniał błędów. Nigdy nie wydarzyło się nic takiego, dzięki czemu mógłby się śmiać. Dopiero przy Louisie uśmiechnął się chociaż na moment. Tylko on potrafił odgonić czarne myśli, które spływały na niego strumieniami niczym ulewny deszcz, który pojawia się, kiedy na niebie, gromadzą się ciemne chmury, pochłaniające jasne kolory lata. Jego życie było ciemne, a czasami pojawiał się ktoś taki jak Louis i sprawiał, że kilka białych obłoków pojawiało się znienacka i jasne promienie słońca przedzierały się, by oświetlić go choć na moment. Chciał, by całe jego życie było błękitnym niebem, ale niestety każdego dnia musiał mierzyć się z ciemnością, z którą nie miał już sił walczyć.

***

To był poranek i Harry tak jak każdego innego dnia, wstał wcześnie rano nie mogąc spać mimo ogólnego zmęczenia. Burczało mu w brzuchu i wiedział, że powinien coś zjeść, ale nie potrafił zmusić się do przełknięcia czegokolwiek, nawet lekkiego jogurtu. Chciał napić się wody, gdy usłyszał dźwięk dzwonka. Zmarszczył brwi, nie wiedząc, jak to możliwe, by ktoś tak po prostu wszedł na teren posesji i dostał się do jego drzwi, ale wzruszył ramionami i uśmiechnął się na myśl, że może to jego mama lub nawet Gemma postanowiły go odwiedzić. Może dziś nie będzie sam i spędzi dzień z jakimiś ludźmi. Nie zastanawiając się, radośnie otworzył drzwi, ale z zaskoczeniem zauważył, że nikogo za nimi nie było. Zrobił krok do przodu, rozglądając się na boki, ale był zupełnie sam. Tylko on i cisza. Chciał wrócić do mieszkania, ale nadepnął na coś leżącego na wycieraczce. Nachylił się, wziął szybko list i zniknął wewnątrz mieszkania, zamykając drzwi na wszystkie zamki.

Oparł się o ścianę i trzęsącymi dłońmi rozerwał białą, niezaadresowaną kopertę, wyciągając z niej kartkę. Prześledził wzrokiem treść listu i zakrył twarz dłonią, chcąc powstrzymać łzy, które już cisnęły mu się do oczu. Nie mógł uwierzyć, że to możliwe, że ta osoba znalazła go nawet tutaj w jego domu. Skąd on mógł to wiedzieć, czy śledził go? Czy nawet teraz był na zewnątrz i czekał tylko, aż Harry wyjdzie, by do niego podejść?

-O Boże! – osunął się na podłogę i oddychał głęboko, starając się nie panikować, ale jedyne o czym potrafił myśleć to mężczyzna, który był obok niego na każdym kroku i wiedział o nim praktycznie wszystko. – O Boże, o Boże, o Boże – mówił, nadal ściskając kartkę papieru z groźbami napisanymi czarnym tuszem. To nie było już wyznanie miłości, to słowa pełne złości i to przerażało Harry'ego.

Nie wiedział co zrobić, nie mógł się stąd ruszyć, w dodatku nie mógł też prosić Louisa, by do niego przyjechał, ponieważ ta osoba zagroziła również szatynowi. Był zupełnie sam i musiał zmierzyć się z jakimś psychopatą. Niestety jedyne o czym potrafił teraz myśleć to Louis. Nie wahając się, nie rozważając wszystkich za i przeciw, pobiegł do swojej sypiali, chwycił telefon leżący na samym środku łóżka i wybrał numer Louisa, modląc się, by ten odebrał. Pierwszy sygnał urwał się niespodziewanie i po drugiej stronie rozległ się głos mężczyzny. Dopiero teraz Harry uświadomił sobie, jak bardzo tęsknił za szatynem którego nie słyszał od kilku dni.

-Harry, co się stało?

-N-nic – wyjąkał. Teraz, kiedy miał wyznać prawdę, wolał skłamać, by nie wyjść na histeryka. Nie chciał, by Louis tak o nim myślał.

-Dobrze, teraz zapytam jeszcze raz Słowiku. Co się stało? Brzmisz na wystraszonego, musiało się coś wydarzyć. – Szatyn wydawał się zaniepokojony i Harry nie potrafił udawać. Nie potrafił powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ponieważ był przerażony i nic w jego życiu nie było w porządku.

-Był dzwonek do drzwi i... - urwał, nie mogąc dokończyć, ponieważ nie wiedział co zrobi, jeżeli Louis wybuchnie śmiechem i stwierdzi, że nic takiego się przecież nie stało. Nie poradzi sobie sam.

-I co dalej Hazz? – zachęcił go Lou, delikatnym głosem, w którym można było usłyszeć uśmiech.

-Tam była koperta Lou, pod moimi drzwiami i to znów było on – wydusił szeptem, zwijając się w kulkę na swoim łóżku – groził mi i tobie też. Ja nie wiem, co mam robić Louis, jestem tutaj zupełnie sam, a on wie, gdzie mieszkam. Skąd on wie gdzie mieszkam? Tylko rodzina i przyjaciele wiedzą, więc skąd on to wie Louis? – pytał zdesperowany, chcąc poznać odpowiedź, bo przecież Lou musiał wiedzieć. Jeżeli on mu nie pomoże, to nikt tego nie zrobi.

-Dobrze Harry, posłuchaj. Zaraz do ciebie przyjadę, nie wychodź z domu, zamknij drzwi i nie otwieraj nikomu. Uspokój się, nic ci się nie stanie, za kilka minut będę u ciebie tak? – mówił szatyn i słychać było, jak przemieszcza się po domu, szukając kluczy i szykując się do wyjścia.

-D-dobrze i Lou?

-Tak?

-Dziękuję.

***

Louis wrzucił wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do torby i usiadł na łóżku oddychając powoli. To nie tak, że był zaskoczony, spodziewał się tego, że wielbiciel Harry'ego nie da mu spokoju nawet teraz, kiedy trasa się zakończyła. Jedyne, co go martwiło to wiadomość, że ten facet wie, gdzie mieszka Styles. To było już niebezpieczne, szczególnie, że dostał się pod same drzwi, więc w zasadzie miał wokalistę na wyciągnięcie ręki. Wyobrażał sobie, jak spanikowany musiał być teraz Harry. Przez telefon brzmiał na przerażonego i tak kruchego. Louis mu się nie dziwił. Kto chciałby otrzymywać groźby i wyznania miłosne w jednym? Raczej nikt. Był gotowy do wyjścia, ale musiał jeszcze z kimś porozmawiać i załatwić pewną sprawę. Wiedział, że sam sobie nie poradzi z cichym dręczycielem loczka, a pomóc może mu tylko jedna osoba, jego najlepszy przyjaciel Nick.

-Co znowu Tomlinson? Nie masz swojego życia? – przywitał go marudny głos Nicka, ale to nie było coś, co go zaskoczyło, jego przyjaciel był jeszcze większą marudą niż on sam.

-Cześć Nick, to ty odbierasz po pierwszym sygnale, tak jakbyś czekał na mój telefon. Kto tu nie ma życia? – zadrwił, ale szybko postanowił przejść do rzeczy, ponieważ był ktoś, kto na niego czekał. – Mam sprawę Nick.

-No oczywiście, jakżeby mogło być inaczej – parsknął mężczyzna – serio stary, wróć w końcu do policji i sam będziesz mógł załatwiać te wszystkie swoje sprawy, nie jestem jakąś twoją wtyczką w służbach.

-Dokładnie tym jesteś Nick, ale o tym później – stwierdził lekceważąco Louis, starając się powstrzymać śmiech. – Bądź przez moment poważny dobrze?

- Zamieniam się w słuch, co tym razem stało się twojej małej gwiazdeczce?

-Nie mów tak o nim – warknął zdenerwowany, miał już dość tego ile razu musiał mu to tłumaczyć – ale masz rację chodzi o Harry'ego. Pamiętasz o tym jego cichym wielbicielu, który z dnia na dzień pozwalał sobie na coraz więcej?

-Mhm – mruknął Nick i słychać było szelest jakiś kartek.

-Słuchaj mnie teraz, a nie czytasz jakieś głupoty! – podniósł głos, przywołując przyjaciela do porządku. – Ten facet wie, gdzie mieszka Harry, dziś podrzucił mu list pod drzwi jego mieszkania i nie ma tam już wyznań, są tylko groźby.

-Zaczyna być ciekawie – stwierdził policjant, denerwują tym już wkurzonego Louisa.

-Ogarnij się Grimshaw, to nie jest jakaś tam twoja kolejna sprawa, tu chodzi o Harry'ego i poniekąd też o mnie, ponieważ moje imię jest dość często wymieniane w tych liścikach.

-Jezu stary, wyluzuj przecież biorę to na poważnie, ale nie możemy zbyt wiele zrobić, nie macie pojęcia, kim może być ten koleś, przecież to może być nawet kobieta. Nie mamy żadnych podejrzeń, zupełnie nic i szczerze to wydaje mi się, że ta osoba zatrzyma się na groźbach, gdyby chciała zbliżyć się w jakikolwiek sposób do gwiazdeczki, to już by to zrobiła. Uwierz mi, znam się na tym – zapewnił spokojnie.

-Tak teraz zdecydowanie czuję się spokojniejszy, ponieważ ty Nick znasz się na tym – prychnął, przewracając oczami ze zniecierpliwieniem. – Nieważne i tak musimy się spotkać i porozmawiać o czymś jeszcze, ale to nie jest rozmowa na telefon.

-Jesteś bardziej złośliwy i uszczypliwy niż zwykle, chyba przydałby ci się jakiś urlop, czy coś – zauważył Nick, śmiejąc się cicho ze swoich słów. – A tak poważnie, to wprowadź się teraz do gwiazdeczki, przecież nadal jesteś jego ochroniarzem, więc w ten sposób będziesz mógł mieć oko na wszystko, co dzieję się dookoła.

-Myślisz, że to dobry pomysł?

-Najlepszy, przecież znam się na tym.

-Och spieprzaj Nick – Louis rozłączył się, nim przyjaciel mógł powiedzieć jeszcze coś bardziej irytującego, ale zerknął na swoją torbę i dorzucił do niej kilka ubrań. Nick był kretynem, ale czasami jego rady były całkiem w porządku.

***

Nigdy nie był w domu Harry'ego, więc teraz stojąc przed drzwiami, nie miał pojęcia, czego może się spodziewać. Wydawało mu się, że chłopak powinien mieszkać w jakimś ciepłym, kolorowym miejscu, które sprawiałoby, że jest szczęśliwy, ale ten ciemny budynek nie wydawał się takim miejscem. Wzruszył ramionami i zapukał kilka razy, chcąc poinformować loczka o swojej obecności. Usłyszał jakiś dźwięk, ale nikt mu nie otworzył.

-Okruszku, to ja Louis – powiedział cicho, nie chcąc przestraszyć Harry'ego. Po chwili drzwi otworzyły się i został przygnieciony ciałem Stylesa, który przylgnął do niego, nie pozostawiając między nimi żadnej przestrzeni. – Hej spokojnie, musisz się uspokoić Harry – pogłaskał go po splątanych loczkach i poczuł jak chłopak relaksuję się w jego ramionach. – Tak, właśnie tak Hazz, oddychaj spokojnie, wszystko jest w porządku. Nikogo więcej tutaj nie ma, tylko ty i ja, nikt więcej – uspokajał go i powoli robił krok za krokiem, wchodząc do środka, przez cały czas trzymając go w ramionach.

Rozejrzał się po wnętrzu, ale z miejsca, w którym się znajdował nie był w stanie dostrzec zbyt wiele. Poczuł, jak Harry odsuwa się od niego z niechęcią, więc skupił się na nim.

-Jak się czujesz? – zapytał, posyłając mu pocieszający uśmiech, na który chłopak odpowiedział z trudem.

-Dobrze, tak sądzę, ale Louis boję się – przyznał szczerze, wpatrując się w niego wielkimi oczami pełnymi lęku.

-Teraz jest tu Louis, więc nie masz się czego bać Słowiku – powiedział zabawnie, zmieniając swój głos, a cichy śmiech loczka rozległ się w mieszkaniu. – To może oprowadzisz mnie po swoim królestwie? – zaproponował, chcąc by Harry zapomniał choć na chwilę o wielbicielu.

-Nie ma tu zbyt wiele do oglądania – mruknął zielonooki, przyjmując wycofaną postawę.

-No weź Hazz, już stąd widzę, że ten dom jest ogromny, więc nie bądź taki i pokaż mi co nieco – mrugnął do niego okiem i wyminął chłopaka, chwytając jego dłoń i idąc w głąb.

-Louis daj spokój, to zwykłe pokoje, nic wielkiego – marudził niezadowolony zielonooki, depcząc Louisowi po piętach.

-Harry. – Szatyn zatrzymał się i obrócił niespodziewanie, przez co chłopak idący ze spuszczoną głową, wpadł prosto na niego i po raz kolejny wylądował w jego ramionach. – Zadam ci pytanie, a ty odpowiesz mi szczerze. Dobrze? – spojrzał na Stylesa, który skinął głową niechętnie. – Świetnie, zadzwoniłeś do mnie, ponieważ się bałeś i chciałeś żebym przyjechał, co zrobiłem bez zawahania, ponieważ się o ciebie martwię i troszczę. Teraz jestem tutaj z tobą, ale ty wydajesz się niezadowolony i zachowujesz się tak, jakbyś nie chciał mnie w swoim mieszkaniu. W tym momencie musisz zdecydować się, czego chcesz. Mam zostać, czy wyjść?

Popatrzył na chłopaka stojącego naprzeciw niego. W oczach Harry'ego pojawiło się wiele emocji. Louis chciał go przytulić i przeprosić za to, że zadał to pytanie tak ostro, zapewnić, że nie musi na nie odpowiadać, bo przecież zostanie z nim tak długo, ile będzie go potrzebował. Z drugiej strony jednak musiał otrzymać odpowiedź, ponieważ nie chciał się narzucać i być w miejscu, w którym być może był niechciany.

-J-ja nie mogę cię zmusić byś został, jeżeli chcesz iść – wyszeptał Harry i wyplątał się z ramion Louisa, odwracając się i idąc w przeciwną stronę.

-Stop, zatrzymaj się Hazz! – krzyknął za nim szatyn. – To nie była odpowiedź i doskonale o tym wiesz. Mam zostać czy wyjść? Odpowiadaj w tej chwili – zażądał twardym głosem i pomaszerował za chłopakiem. – O ładna kuchnia – zauważył, rozglądając się po przestronnym pomieszczeniu całym w bieli.

-Zostań – cichy, niepewny głos Harry'ego dotarł do uszu Louisa, który spojrzał na loczka i uśmiechnął się promiennie.

-W takim razie dobrze, że wziąłem ze sobą trochę ubrań, a po więcej pojadę niedługo – klasnął w dłonie i zrzucił ze stóp buty, kopiąc je mocno. – Od razu lepiej. Pokażesz mi, gdzie będę spał? Podłoga nie będzie mi przeszkadzać, ale na dłuższy czas jednak wygodniejsze byłoby łóżko albo chociaż jakaś kanapa – mówił, spacerując po salonie i zerkając przez okno na ruchliwą ulice. U niego było zdecydowanie spokojniej i ciszej, lubił swoja okolicę, nigdy nie był entuzjastą ekskluzywnych dzielnic pełnych bogaczy.

-Ubrań? Łóżko? – Harry marszczył czoło w zdezorientowaniu. Przyglądał się Louisowi, który już wyglądał na zadomowionego w jego domu. On nigdy nie czuł się tutaj jak u siebie, biel panująca dookoła przytłaczała go, a sterylność pokoi przerażała. Czasami bał się dotknąć czegokolwiek, co było irracjonalne, ponieważ wszystko tutaj należało do niego. Chciałby wrócić do swojego rodzinnego domu, gdzie jego sypialnia była mała, ale przytulna, pełna ciepłych kolorów, które uspokajały go i dawały złudne poczucie bezpieczeństwa.

-Tak, przecież się wprowadzam, muszę mieć gdzie spać okruszku – wyjaśnił, patrząc na wielki telewizor zawieszony na ścianie. – Zrobimy sobie wieczór filmowy, poczujemy się prawie jak w kinie – mamrotał do siebie, cały czas się uśmiechając.

-Naprawdę się wprowadzasz Lou? Nie żartujesz? – niewielka ekscytacja pojawiła się na twarzy Harry'ego, który na samą myśl, że będzie tutaj z kimś i przestanie czuć się tak samotny i pusty, zaczynał być szczęśliwy na tyle, na ile potrafił.

-Pewnie Harry, żadnych żartów – zapewnił Tomlinson – myślę, że będzie nam się tutaj dobrze żyło, będziemy świetnymi współlokatorami. Jak sądzisz? – rozsiadł się wygodnie na sofie i poklepał miejsce obok siebie, a Harry przycupnął na brzegu, przygryzając nieśmiało wargę.

-Nigdy nie miałem współlokatora – wyznał, rumieniąc się uroczo.

-Ciesz się, nawet nie wiesz, ile okropnych sytuacji cię ominęło – zerknął na chłopaka, który trzymał się w pewnej odległości, chociaż całe jego ciała rwało się w stronę szatyna. Wyciągnął rękę w jego stronę i przyciągnął go do siebie, wywołując głośny pisk Harry'ego. - Bardzo męsko Styles – zaśmiał się, kiedy chłopak ukrył twarz w jego koszulce i mruczał coś do siebie. – Mogę opowiedzieć ci niektóre historie z moich studenckich lat, miałem psychicznych znajomych i nie raz wpadałem przez nich w kłopoty, ale w końcowym rozrachunku można było na nich liczyć – pogłaskał go po loczkach i pochylił głowę chcąc zrozumieć, co mamrocze Hazz. – Mam coś opowiedzieć?

-Poproszę – mruknął Styles, i nadal wtulając się w Louisa, zatopił się w opowieściach szatyna, śmiejąc się cicho i czując coś ciepłego w swoim brzuchu, co może było szczęściem.

***

Louis od kilku dni mieszkał razem z Harrym i jego głównym zadaniem było rozśmieszanie loczka w każdej możliwej chwili. Oczywiście kontrolował listy, które przychodziły i rozmawiał z Nickiem o tym, co jeszcze mogą zrobić, ale jego głównym celem było poprawa nastroju Stylesa. Zauważył, że loczek ponownie kręci nosem na jedzenie, więc wymyślał różne lekkie posiłki, byle tylko Harry zjadł chociaż kilka kęsów. Martwiło go zachowanie chłopaka. Były dni, kiedy uśmiechał się radośnie, był promienny i szczęśliwy. W takich chwilach Lou nie mógł oderwać od niego wzroku. Często jednak  nastrój chłopaka zmieniał się i ten stawał się przygnębiony i warczał na Louisa z ponurą miną, by za moment przepraszać go i płakać cicho, szukając przytulenia i ciepła. Louis wiedział, że Harry ma poważny problem, ale nie mógł nic zrobić, dopóki on sam sobie tego nie uświadomi.

Niepokoił go też dom Stylesa. Przechadzał się i wścibsko rozglądał, ale nie zauważył żadnych osobistych rzeczy należących do loczka. Nie było żadnych zdjęć, rodzinnych fotografii, zupełnie nic. W sypialni Harry'ego brakowało książek, pamiątek z trasy, prezentów od fanów. Panowała tu pustka i gdyby nie wielkie łóżko na środku pokoju, można by powiedzieć, że Harry żył w spartańskich warunkach.

-Harry, dlaczego twój dom jest taki pusty? – zapytał, siadając obok chłopaka, który bazgrał coś w notesie z którym się nie rozstawał.

-Słucham? – zielone tęczówki spoczęły na nim przez chwilę, czekając na wyjaśnienia.

-Twój dom. Nie masz tutaj żadnych prywatnych rzeczy. Jest taki pusty, jakby nikt tutaj nie mieszkał – wyjaśnił i czekał na jakąś odpowiedź, ale nim ta nadeszła zdążył zauważyć, jak sztywna stała się postawa Harry'ego i jak bardzo spiął się chłopak, słysząc to jedno zwyczajne pytanie.

-Dom jest taki jak ja, pusty, nijaki, bezosobowy – odparł beznamiętnym tonem i wrócił do pisania, ale jego postawa nie stała się na powrót rozluźniona.

-Wiesz, że to, co powiedziałeś, nie jest prawdą tak? – zapytał, chcąc upewnić się, że to, co przed chwilą wyszło z ust Harry'ego, to tylko odburknięcie w jego stronę, a nie faktyczne myśli Stylesa.

-Co? - chłopak ponownie podniósł głowę i skierował na niego swój wzrok, marszcząc przy tym czoło i brwi.

-Nie jesteś ani pusty, ani nijaki, a już tym bardziej nie bezosobowy. Hazz, nie możesz wygadywać takich głupstw – powiedział miękko, kładąc dłoń na kartce, na której akurat pisał loczek. – Spójrz na mnie – poprosił i zaskoczony zobaczył, że Harry podniósł swój wzrok na niego bez słowa sprzeciwu.

-Czego chcesz? – westchnął młodszy i zamknął notes, odkładając go na bok.

-To niemożliwe żebyś myślał o sobie w ten sposób okruszku, przecież wiesz, jak bardzo wszyscy cię uwielbiają, jesteś idolem tylu osób, oni cię kochają – zaczął mówić, ale przerwał mu zdenerwowany głos Harry'ego.

-Nic nie rozumiesz, tak samo jak oni. Nie powinienem być idolem nikogo rozumiesz? Nie powinienem być idolem ani jednej osoby na tym popieprzonym świecie! Boże – przejechał dłonią po swoich włosach, odgarniając je z czoła – jestem zwykłą ofiarą i każdy, kto ma trochę oleju w głowie, jest wstanie to dostrzec, doskonale o tym wiesz Lou. Jestem facetem, który tnie się, kiedy ma złe samopoczucie, głodzi się przez większą część czasu i nawet nie potrafi porozmawiać ze swoim ojcem. Izoluję się od wszystkich, mam na swoim koncie próbę samobójczą, nie mogę patrzeć na siebie w lustrze i nawet nie mogę powiedzieć, że lubię się w minimalnym stopniu, ponieważ będąc szczerym, to sam się siebie brzydzę. Wiesz, jakie to uczucie, kiedy nienawidzisz siebie tak bardzo, że chciałbyś przestać istnieć? Kiedy patrzysz na innych i widzisz jacy są mądrzy, poukładani w swoim życiu, a ty jesteś tylko chodzącą porażką, która unieszczęśliwia swoich rodziców? Nie masz pojęcia, jak to jest, kiedy myślisz o tym, że mamie lepiej byłoby bez ciebie, że cała rodzina mogłaby odpocząć i nareszcie żyć szczęśliwie, ponieważ jestem tylko niepasującym elementem całej układanki. Czasami chcę mi się tylko płakać, kiedy słucham ludzi dookoła, a czasami mam ochotę krzyczeć. Jestem popieprzony Louis, czy tego chcesz czy nie. Ja nie jestem normalną osobą. Mam tyle problemów, że nawet nie potrafię ci ich wszystkich wymienić. Są dni, kiedy nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jak to jest czuć się szczęśliwym. Nie potrafię przywołać żadnych dobrych wspomnień, jestem tak pusty i pozbawiony emocji. Czasami jedyne co czuję to smutek, który przygwożdża mnie do ziemi i trzyma w miejscu, a ja nie mogę nawet uciec od myśli, które są w mojej głowie i nie pozwalają mi zapomnieć, jakim jestem problemem. To takie wykańczające, kiedy czuję to wszystko, a czasami nie czuję nic zupełnie nic. Ludzie powinni wiedzieć, jaki jestem. Wtedy nie byłbym idolem, stałbym się wyrzutkiem, czyli kimś, kim powinienem być – zamilkł i patrzył na Louisa, a jego spojrzenie pierwszy raz było tak rozemocjonowane i udręczone, na policzkach miał dorodne rumieńce. Wydawało się, że teraz, kiedy wyrzucił z siebie wszystko, ciężar zniknął z jego ramion, był bardziej zrelaksowany, a nie spięty tak, jak chwilę temu.

-Harry – szatyn odchrząknął, dając sobie chwilę na pozbieranie myśli. Nigdy nie spotkał osoby z takimi problemami, był w tym nowy, ale nie mógł zostawić go samego z tym wszystkim – nie miałem o tym pojęcia, ale cieszę się, że mi o tym powiedziałeś.

-Niby czemu? – burknął loczek, ale na jego twarzy nie było złości, ale poczucie ulgi.

-Ponieważ teraz będziemy mogli poradzić sobie z tym wszystkim razem, ty i ja, a przecież dobrze wiemy, że świetna z nas drużyna – posłał mu lekki uśmiech i uścisnął jego dłoń, spoczywającą swobodnie na kanapie. – Damy sobie radę, ale od dziś musisz ze mną rozmawiać o tym wszystkim, dobrze?

-To nic nie da – powiedział loczek, przygryzając wargę i zerkając na Louisa niepewnie.

-Nie wierzysz w moje umiejętności Słowiku, jeszcze wspomnisz moje słowa i będziesz mi dziękował. Nie ma takiej rzeczy, z którą nie poradziłby sobie Louis Tomlinson – uśmiechnął się radośnie i poklepał młodszego chłopaka po kolanie. – Rozchmurz się Hazz, wiem że masz problemy. Wiem, że jest ci ciężko, ale obiecuję, że dłużej nie będziesz z tym sam. Masz moje słowo.

-Louis – zaczął niemal szeptem Harry, spuszczając wzrok na swoje dłonie, unikając oczu mężczyzny.

-Tak?

-Proszę, nie mów nikomu o tym, co powiedziałem. Nikt nie może się dowiedzieć. - Po chwili jego zielone tęczówki patrzyły wyzywająco na Louisa. – Obiecaj. Obiecaj, że nikomu nie powtórzysz tego, co powiedziałem.

-Obiecuję, masz moje słowo. Nikt się o tym nie dowie – przyrzekł Louis, ale w myślach dopowiedział: o ile nie uznam, że nie jestem w stanie pomóc ci w pojedynkę.

***

Louis był niezadowolony delikatnie mówiąc, ponieważ gdyby miał przyznać, co czuję tak naprawdę, to użyłby wielu niecenzuralnych słów. Mimo wszystko starał się zachowywać pozory i uśmiechał się tak, jak zawsze. Zagadywał Harry'ego i śledził uważnie wzrokiem poczynania chłopaka, który właśnie szykował się do wyjścia. Tak, Harry przebierał się w wyjściowe ubrania i poprawiał swoje długie włosy. Lou nie przyznał się nawet przed sobą, że denerwują go starania loczka. Nie rozumiał, dlaczego Stylesowi tak zależy, żeby dobrze wyglądać na tym całym spotkaniu. Kolejną rzeczą, której nie potrafił ogarnąć swoim umysłem, było to, że matka chłopaka umówiła go na randkę bez jego wiedzy i zgody. Harry był dorosły, a Anne tak po prostu postanowiła zorganizować mu randkę z jakimś nieznanym facetem. To drażniło Louisa i sprawiało, że nie cierpiał kobiety jeszcze bardziej niż dotychczas. To, co zaskoczyło go najbardziej, to zachowanie Stylesa. Louis nigdy nie podejrzewałby, że chłopak zareaguję tak nijako na obecną sytuację. Spodziewał się wszystkiego, zaczynając od płaczu, po wściekłość i bunt, ale na pewno nie to. Harry przyjął to do wiadomości, zapytał tylko o godzinę i miejsce spotkania po czym mruknął cicho, że będzie na pewno i na tym skończyła się jego rozmowa z matką. Gdyby jego mama umówiła go na randkę, to mimo całej swojej miłości do niej, wyzwałby ją na czym świat stoi, a już na pewno nie zgodziłby się wyjść z jakimś typem o którym nie miał zielonego pojęcia. Cóż, Harry nie był nim i właśnie dlatego znaleźli się w takiej sytuacji. Louis nie miał zamiaru puścić go samego bez ochrony, więc również przebrał się w coś wyjściowego i przywołując na twarz uśmiech, wyszedł z mieszkania za Harrym.

***

Usiadł przy jednym ze stolików, w niewielkiej odległości od Stylesa tak, by nie podsłuchiwać, ale mimo to mieć chłopaka na oku. Zamówił tylko wodę, nie miał głowy do tego, by zastanawiać się nad jedzeniem. Chciał tylko skupić się na loczku, by móc zainterweniować, jeżeli ten będzie czuł się źle przy obcym mężczyźnie. Zauważył jakiś ruch przy wejściu i po chwili do pomieszczenia wszedł wysoki, elegancko ubrany mężczyzna, który od razu skierował swoje kroki w stronę Harry'ego. Louis zmierzył go od stóp po czubek głowy, typ od razu nie przypadł mu do gustu. Był wyniosły i miał arogancki wyraz twarzy, pełen samozadowolenia i dumy. I jak niby ktoś taki miał spodobać się Harry'emu? Prychnął pod nosem, ale zaraz przywołał się do porządku i skupił na mężczyźnie, który pochylił się i pocałował policzek loczka, po czym usiadł naprzeciw niego odpinając jeden guzik swojej marynarki. To będzie niezwykle długi wieczór.

***

Harry słuchał z uwagą Jasona, bo tak przedstawił się wybranek mamy i zastanawiał się czym sugerowała się jego rodzicielka, przy wyborze kandydata na randkę. To nie tak, że Jason był nie w jego typie. Zresztą Harry sam nie wiedział, czy ma jakiś swój typ, ale z całym pozytywnym nastawieniem było mu ciężko polubić mężczyznę siedzącego naprzeciwko. Mimo to uśmiechał się miło i słuchał uważnie kolejnej historii z życia tego chirurga plastycznego. I cóż, w zasadzie to wiedział doskonale, dlaczego mama wybrała właśnie jego.

-Słyszałem kilka twoich piosenek – powiedział niespodziewanie mężczyzna, posyłając Harry'emu radosny uśmiech. – Nie są w moim stylu, ponieważ słucham czegoś... hmm bardziej wymagającego i mam wyszukany styl, ale śpiewasz całkiem w porządku. Jak dla małolat oczywiście – wpatrywał się w loczka, oczekując najwyraźniej jakiejś reakcji na swoje słowa, więc Harry nie miał zamiaru go rozczarować.

-Och dziękuję – rozpromienił się i pochylił w stronę mężczyzny – nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przesłuchałeś moje piosenki. – Posłał mu delikatny uśmiech i spuścił wzrok na swoje dłonie, chcąc wyjść na zawstydzonego i nieśmiałego.

-Nie ma za co, moja gwiazdo – powiedział brunet i ujął dłoń zielonookiego, splatając ich palce na co Harry wzdrygnął się nie oczekując takiego ruchu ze strony Jasona. – Twoja mama jest naprawdę uroczą kobietą, jesteście do siebie bardzo podobni, tak samo śliczni.

-Dziękuję – Harry miał dosyć tego wieczoru, nie chciał słuchać takich głupstw wygadywanych przez faceta, który w ogóle go nie zna, nie wie o nim zupełnie nic i nawet nie próbuję tego zmienić. Przez cały czas Jason mówił tylko o sobie, wymieniał swoje sukcesy zawodowe, później przeszedł do historii swojej rodziny i tak przez cały czas. Harry nie był zbyt wygadany, ale dziś nie miał nawet szans żeby wtrącić kilka słów. To wszystko było takie inne niż z Louisem. Kiedy był ze swoim ochroniarzem, ten zawsze czekał aż powie choć słowo. Zawsze zadawał mu pytania, zagadywał go w odpowiednich momentach. Louis po prostu go znał i świadomość tego, że ktoś wie o nim praktycznie wszystko, powinna go przerażać, ale było wprost przeciwnie, czyniła go spokojnym.

-Tak, ale dałoby się coś poprawić tu i ówdzie – mężczyzna patrzył na niego z uniesioną brwią, przekrzywiając głowę z jednej strony na drugą. – Hmm na przykład te dołeczki w policzkach, wcale nie dodają ci uroku, wyglądasz przez nie dziecinnie, ale moglibyśmy się ich pozbyć raz dwa, jeżeli tylko byś chciał. Dla mojego mężczyzny oczywiście w promocyjnej cenie – posłał mu zuchwały uśmiech i mrugnął okiem, na co Harry starał się odpowiedzieć czymś innym niż grymasem niezadowolenia. – Twoje włosy też można by trochę skrócić – stwierdził po chwili, bawiąc się jego loczkami – wyglądasz w nich tak niechlujnie.

-Tak myślisz? – Harry pochylił się w jego stronę, opierając ręce na stoliku i uśmiechnął się czarująco.

-Tak kochanie, dokładnie tak myślę - Jason przybliżył się na niewygodną dla niego odległość, dlatego odsunął się i oparł wygodnie. – Zaprosiłbym cię do siebie, ale twój służący jest razem z tobą, a nie chcę mieć go w pobliżu, kiedy będziemy robić różne ciekawe rzeczy. Jeżeli wiesz co mam na myśli – zaśmiał się z własnych słów na które Harry skrzywił się nieznacznie. – Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo w bardziej ustronnym miejscu – powiedział i podniósł się z miejsca. - Miło było cię poznać Harry – pochylił się i bez ostrzeżenia pocałował go krótko. – Do zobaczenia.

***

Śledził uważnie każdy ruch mężczyzny, nie podobało mu się to wszystko. Drażniły go te uśmieszki i mrugnięcia okiem, te zalotne spojrzenia pełne dwuznaczności, ale ponad wszystko denerwował go Harry. Nigdy w życiu nie oczekiwałby, że loczek zacznie się tak zachowywać. On bezwstydnie flirtował z tym facetem. Uśmiechał się przez cały czas, potakiwał radośnie i wpatrywał się w tego całego Jasona z promienną, pełną ekscytacji miną. Nigdy nie widział go w takim stanie, nie myślał, że taki zapatrzony w siebie laluś spodoba się Stylesowi, ale wszystko o tym świadczyło, a już szczególnie ich splecione dłonie i to jak ten goguś bawił się włosami młodszego. Chciałby usłyszeć o czym rozmawiają i co tak rozśmieszyło Harry'ego, kiedy odchylił głowę do tyłu, eksponując całą swoją mlecznobiałą szyję. Myślał, że tylko on potrafi rozmawiać z Harrym, że tylko przy nim chłopak się otwiera, ale najwidoczniej mylił się i w tym momencie poznał nowe oblicze loczka. Tego, który czaruję, podrywa i pozwala się całować na pierwszej randce.

Był wściekły i kiedy tylko cudowny Jason zniknął z restauracji, podniósł się gwałtownie z miejsca i ruszył w stronę Stylesa. Nawet nie wiedział o co mu chodzi, nie wiedział, dlaczego jest tak zły. Przecież nie miał żadnego cholernego powodu, ale jednak czuł wyraźną złość. Podszedł do chłopaka i spojrzał na niego wyczekująco, ale ten zdawał się go nie zauważać.

***

-Długo masz zamiar tak stać i gapić się przed siebie? – ostry głos Louisa rozległ się tuż obok i Harry obrócił się szybko w jego stronę, chcąc znaleźć trochę spokoju i pocieszenia u szatyna, ale od razu wyczuł, że coś jest nie tak.

-Ja... przeprasza, możemy już iść – odparł i ruszył powoli w stronę wyjścia, czując Louisa depczącego mu po piętach.

Nie był dobry w swoich emocjach, często sam nie rozumiał o co mu właściwie chodzi, ale potrafił wyczuwać innych. Wiedział, że Jason chciał słuchać  pochwał na swój temat, więc nie szczędził mu ich. Za to Louis był zdenerwowany, można było wyczuć energię, która krążyła mu w żyłach. Tylko jedno było dla Harry'ego niewiadome, nie miał pojęcia co sprawiło, że nastrój mężczyzny zmienił się tak nagle. Nie wiedział, co zrobił źle, bo jednego był pewien, to na pewno była jego wina. Kiedy znaleźli się przy samochodzie, zatrzymał się niepewnie, ale lekkie szturchnięcie i głos Louisa otrzeźwiły go.

-Nie jestem twoim szoferem, nie mam zamiaru otwierać ci drzwi wielka gwiazdo – prychnął szatyn i sam wsiadł do samochodu, nie patrząc na Harry'ego, który skulił się nieznacznie po słowach mężczyzny. Usiadł obok niego, nie wiedząc co powiedzieć, nie chciał, by Louis był osobą, która traktuję go w ten sposób.

-Lou – zaczął cicho i odważył się spojrzeć na wyraźnie rozdrażnionego Tomlinsona.

-Słucham – odparł obojętnym tonem z twarzą obróconą w stronę okna.

-Nie nazywaj mnie tak – poprosił niemal szeptem, chcąc, by ten spojrzał na niego choć na moment.

-Niby jak? –szatyn obrzucił go krótko wzrokiem i widząc twarz Stylesa, natychmiast przywołał się do porządku. Zapomniał z kim rozmawia, zapomniał jaki jest Harry, a to wszystko przez tego kretyna Jasona.

-Wielka gwiazda. Nie mów tak na mnie, nie ty, proszę.

-Boże Hazz – westchnął Lou i przesunął się na fotelu bliżej loczka, tak by móc objąć go ramieniem. - Przepraszam, zachowałem się jak dupek, przepraszam Słowiku, nie chciałem tego powiedzieć, wiesz, że wcale tak nie myślę prawda? – popatrzył na niego wyczekująco, ale Harry ukrył twarz w jego koszuli i wymruczał coś niewyraźnie. – Słucham? Nie zrozumiałem ani słowa okruszku – pogłaskał go po włosach, które teraz ponownie były splątane tak, jak lubił najbardziej.

-Powiedziałem, że w tym właśnie problem, że nie wiem. Nie mam pojęcia, co o mnie myślisz Lou, nie wiem tego – powiedział przygnębiony chłopak i nim Louis się zorientował znajdowali się pod apartamentem Harry'ego, który szybko wysiadł i zniknął za drzwiami bez słowa, nie oglądając się na szatyna.

Wbiegł po schodach i wszedł do mieszkania, zamykając cicho drzwi. Zrzucił buty i poszedł do sypialni loczka. Wiedział, że tam go znajdzie i nie mylił się. Kiedy tylko przekroczył próg, dostrzegł wokalistę siedzącego na parapecie, wpatrującego się w widok rozpościerający się za oknem.

-Harry musisz przestać mówić takie rzeczy, tyle razy zapewniałem cię jak cudowny jesteś i musisz mi w końcu uwierzyć, ponieważ nie wiem co zrobić, byś uwierzył w to jakim cię widzę. – Położył się na wielkim łóżku, nie zwracają uwagi na to, że należy do Stylesa, który teraz przyglądał mu się szeroko otwartymi oczami.

-Mogę zapytać o coś? – powiedział chłopak i przesunął się trochę na parapecie, siadając w wygodniejszej pozycji.

-O wszystko, przecież wiesz, że tak – zapewnił szatyn, gapiąc się w jedno miejsce na śnieżnobiałym suficie.

-Dlaczego zachowywałeś się w ten sposób? Nigdy nie byłeś tak... oschły w stosunku do mnie. Co się stało?

Pytania Harry'ego zawisły pomiędzy nimi, kiedy Louis zastanawiał się, co powinien odpowiedzieć. Nie miał pojęcia, dlaczego zachował się jak totalny kretyn. Chłopak nie zrobił nic złego, a on nagle postanowił wyżyć się na nim i dokładnie to zrobił. Wiedział, że musi jakoś wyjaśnić swoje poczynania, ale nie miał żadnego pomysłu, jak wybrnąć z tego z twarzą i godnością. Sam przed sobą, mógł przyznać, że wkurzył go widok Jasona, a jeszcze bardziej Harry'ego z Jasonem. To rozbudziło w nim jakieś dziwne uczucia, chciał uderzyć tego faceta za samo patrzenie się na Stylesa. Nie miał do tego prawa, ale po chwili przypomniało mu się, co tak bardzo go wkurzyło, co przychyliło całą szale.

-Cóż, zdenerwowałem się, kiedy zobaczyłem, jak zachowujesz się w stosunku do Jasona. Przez całą waszą randkę flirtowałeś z nim i bawiłeś tak dobrze, a przecież kiedy jesteś tutaj, zachowujesz się zupełnie inaczej. Pogubiłem się wiesz, bo nie mam pojęcia, co się dzieję, dlaczego z nim byłeś taki szczęśliwy, a ze mną tutaj wydajesz się tak kruchy i załamany. To dlatego tak się zachowałem. Przepraszam.

-Naprawdę w to uwierzyłeś? – chłopak zsunął się z parapetu i usiadł na łóżku obok Louisa. – Myślałem, że zauważysz, że zrozumiesz – westchnął smutno i popatrzył w zaskoczone tęczówki szatyna – przecież to nie byłem ja Lou. Ja nie zachowuję się w ten sposób, nie lubię rozmawiać z obcymi ludźmi, szczególnie takimi z którymi nic mnie nie łączy. Wyjaśnię ci coś teraz Louis na przyszłość, ponieważ takie sytuacje będą się powtarzać. Taki właśnie muszę być podczas publicznych wyjść. Udaję radosnego, pełnego energii chłopaka, który uwielbia ludzi, by później w domu zamykać się w sobie i uciekać w głąb siebie, by odnaleźć choć trochę spokoju i zrozumienia. Moja mama od jakiegoś czasu serwuję mi takie miłe spotkania z nieznajomymi facetami i jak widzisz, nadal jestem sam – roześmiał się sztucznie z goryczą w głosie.

-Czyli nie umówisz się z nim już więcej? – zapytał, chcąc upewnić się, że ten typ nie zbliży się już więcej do loczka.

-Oczywiście, że nie – odparł, kładąc się na łóżku i przeciągając powoli – przecież on mnie nawet nie polubił.

-To cudownie! – wykrzyknął podekscytowany Louis. – To znaczy nie, że cię nie polubił – dodał, widząc wzrok Stylesa. - Cieszę się, że już się z nim nie spotkasz. To był dupek, taki laluś nie pasuję do ciebie ani trochę – stwierdził i przyciągnął do swojego ciała zaskoczonego Harry'ego, który pisnął cicho, ale przytulił się do niego. – Myślałem, że mu się spodobałeś. Dotykał cię w taki sposób, jakby chciał cię zabrać do domu okruszku.

-Nawet mu się nie spodobałem, co mnie nawet nie dziwi, ale wiesz nigdy nie sądziłem, że moje dołeczki są brzydkie – wymruczał śpiąco Harry.

-Co? Oczywiście, że nie są brzydkie, są urocze tak, jak ty – powiedział natychmiast Louis, głaszcząc go po policzku.

-I powiedział, że powinienem obciąć włosy, bo wyglądam niechlujnie – Hary nawet nie wiedział, dlaczego mówił to wszystko Louisowi, ale od jakiegoś czasu właśnie tak było, mówił mu dosłownie wszystko.

-W żadnym wypadku, on chyba był trochę ślepy, prawda Słowiku? Niedowidział czy coś. Chociaż nawet ślepiec dostrzegłby, jak cudowne są twoje loczki. Ja osobiście je kocham – wyznał z czułym uśmiechem, przyciągając Harry'ego jeszcze bliżej tak, że ten prawie leżał na jego ciele. Styles nagle zachichotał przyciągając tym uwagę Louisa. – Z czego się śmiejesz dzieciaku?

-Wiesz, on nazwał cię moim służącym – powiedział uśmiechnięty zielonooki, a na jego twarzy była tylko czysta radość i szczęście. – Totalny z niego głupek.

-Może miał trochę racji – zaśmiał się Louis. – A właśnie, zrobię nam kolację. Zauważyłem, że nie zjadłeś nic w restauracji i nawet ci się nie dziwię, widząc takiego faceta przed sobą, też nie dałbym rady jeść – mrugnął do loczka i pocałował go w czoło, nim odsunął się wstając z łóżka.

-Tylko zrób coś smacznego Lou, mój sługo. Ostatnio coś słabo ci idzie to gotowanie – zawołał za nim Hazz. – Raz, raz do kuchni – zachichotał, słysząc przekleństwa wychodzące z ust Louisa.

Czuł się dobrze, naprawdę dobrze. Myślał, że Lou zachowywał się tak, ponieważ nie spodobało mu się to, że umówił się z facetem, a nie z kobietą, ale teraz wiedział już, o co chodziło i wszystko było dobrze. Od dawna nie uśmiechał się tak szczerze, a gdy szatyn wszedł do sypialni z tacą pełną jedzenia i jakąś płytą z filmem pod pachą, wiedział, że ten dzień jeszcze się nie skończył i będzie tylko lepszy, ponieważ miał przy sobie Louisa. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top