"Chronić rodzinny biznes"

Dedykacja dla Zorororo... Mam nadzieję, że moja '' zapominajka'' zostanie wybaczona 😘😘

Drake

- Tatusiu - woła Noelle. Nie reaguję, znacznie bardziej interesuje mnie moja gazeta motoryzacyjna niż mały problemik mojej czteroletniej córki. - Tatusiu - szatynka siada niezdarnie na kanapie. - Tatusiu!

- Mmm? - niezła oferta, taki samochód nam się przyda na wyścigach. No może kolor zielony jest do bani, no ale zawsze można przemalować całą karoserię.

- ..... Mogę?

- Tak. - odpowiadam bez zastanowienia. Czekaj, na co ja się zgodziłem?

- KOCHAM CIĘ! - piszczy i zeskakuje z kanapy. - Mamusiu! Tatuś zgodził się na pieska! - co? Ja? Kiedy się niby zgodziłem? Cholera, cholera, cholera.

- Drake, naprawdę? - pyta Vivi. - Zgodziłeś się na psa?

- Chyba - wzruszam ramionami. - Nie słuchałem o co mnie pyta.

- No to teraz musisz kupić psa!

- Może zapomni?

- Noelle? - śmieje się. - Prędzej osiwiejesz niż ona zapomni o czymkolwiek.

- Racja - odkładam gazetę na stolik. - Nie mamy wyjścia. Musimy kupić psa. Dom wariatów.

- DRAKE!

- Właśnie o tym mówiłem - wzdycham i w tym samym momencie do salonu wpada dziadek razem z ojcem. Ooł. Co jest? Czyżbym znów źle zaparkował samochody w garażach? - Super, że pukacie.

- Nie pyskuj, hieno - wtrąca dziadek. - Wszędzie wchodzę jak do siebie! Zapamiętaj.

- Tato, są ważniejsze sprawy. - mówi ojciec. - Musimy dać nauczkę nie tylko Liamowi, ale jego ojcu również.

- Bo?

- Bo to on chciał przejąć nasz tor wyścigowy. Dzisiaj kręcił się po trybunach i wszystko bacznie obserwował. Ba! Nawet fotografował. - oburza się dziadek. - Ten tor wyścigowy zostanie w naszej rodzinie na zawsze! Po tobie przejmie go Will Junior, albo Dwayne i Dorian. Obiecałem panu Stewardowi, że zadbam o jego ukochany tor i słowa dotrzymam, a pieprzony John Davies nie będzie mi wchodził w paradę!

- To chcecie zrobić?

- To co Collinsowie robią zawsze - śmieje się dziadek. - Szykuje się wpierdol.

****

Dziadek dzwoni dzwonkiem do drzwi pana Daviesa. Stoję po jego prawej stronie, a ojciec po lewej. Oboje wyglądamy trochę jak ochroniarze naszego seniora.

- Tak? - na nasze szczęście na progu pojawia się cudowny ojciec Liama. Ciekawe, czy wie, gdzie teraz podziewa się jego syn? Przecież całą noc nie dał o sobie znać. Raczej

- Ty chory sukinsynie - nakręca się dziadek. - Chcesz mój tor wyścigowy?

- Tak, bo co? - John Davies unosi brew i opiera się o framugę.

- Po moim trupie! Gówno dostaniesz!

- Po twoim trupie, powiadasz? - facet drapie się po po brodzie, czym doprowadza mnie do szału. Odpycham dziadka od faceta, a sam chwytam go za poły jego ohydnej koszuli w jakieś ciapki i siłą wyprowadzam go na ganek i przyciskam go plecami do ściany.

- Coś ty powiedział? W twojej pustej główce rodzi się jakiś plan zabójstwa? Tak jak twojemu synkowi?

- Puszczaj mnie, sukinsynie! - wierzga się.

- Drake, ja to załatwię - obok pojawia się dziadek.

- Dziadku uważaj, bo ci jeszcze dysk wypadnie. - nabija się Davies. Oj, błąd. Nie warto się nabijać z dziadka, bo skończy się to dla ciebie tragicznie, kmiocie.

- Ten dziadziuś jeszcze się nie rozkręcił. - śmieje się dziadek. Puszczam faceta, a ten traci na moment równowagę, co daje przewagę dziadkowi, który wymierza swoje uderzenie, mordercę. Czyli prosto w krocze przeciwnika. Wspomnę jeszcze, że specjalnie ubrał górskie buty z metalem w środku.

- Ha - prycha ojciec. - A teraz mów! Po co ci nasz tor wyścigowy?

- Po co? - syczy, zwijając się na posadzce. - Mam dość biedy, a wy macie hajsu jak lodu!

- Chyba sobie za dużo wyidealizowałeś - prycham. - Wiesz ile pochłaniają rachunki, paliwo, renowacja i konserwacja samochodów, wymiana nawierzchni toru? To wcale nie są małe pieniądze, skurwielu!

- Kłamiesz! - niezdarnie podnosi się z ziemi. - Liam miał ożenić się z Darcy! Planowałem to odkąd poszli razem do przedszkola, ale oczywiście ona musiała sobie znaleźć jakiegoś kochasia! - ojciec niespodziewanie chwyta go za koszulę i wyrzuca go za barierkę werandy. Ten ląduje prosto na krzakach ozdobnych. Uaa..Kolczaste.

- Odpierdol się od mojej córki! Nic nie dostaniesz, nawet nie wykupisz toru, bo on nie jest na sprzedaż!

- Naślę na was kontrolę!

- Proszę bardzo - śmieje się dziadek. - Działamy w stu procentach legalnie.

- Akurat - wygrzebuje się z drzewek ogrodowych. - Nie ma uczciwych biznesmenów.

- A wiesz co jest? - pyta dziadek.

- Co?

- Collinsowie - nachyla się nad Daviesem. - Z nami się nie zadziera, bo więcej stracisz niż zyskasz.

- Co mi niby możecie zrobić?

- My? - prycha ojciec. - Nic, ale policja już tak. Myślisz, że nikt nie wie o twoim lewym obywatelstwie?

- Co? - głos mu drży, a źrenice znacznie się poszerzyły. - Nikt o tym nie wie!

- Nie? - nabijam się. - A my? - wskazuję na naszą trójkę.

- Więc, posłuchaj - wtrąca dziadek. - Jeśli nie chcesz kłopotów, lepiej nie kombinuj, bo ta informacja trafi w odpowiednie miejsce.

- Kto ma informacje, ma władzę.- mówi ojciec. - Zapamiętasz? - facet kiwa potwierdzająco głową. - To dobrze. Nie chcę cię widzieć na naszym torze, ani nie chcę widzieć twojego syna w pobliżu mojej córki.

- Kapujesz? - dopytuje dziadek.

- Ta..ta..k.

- Doskonale - dziadek zaciera ręce. - Zapamiętaj jeszcze, że jak zaczynasz wojować, to pomyśl że nie masz szans z nikim wygrać. Jesteś zerem i twój chory plan nie miał szans wypalić, bo nigdy nie pozwoliłbym aby Liam był mężem mojej wnuczki. Nie pasuje do naszej rodziny. - po tych słowach wracamy do samochodu.

- No to załatwione - mówię.

- No to na piwo - zagaja ojciec.

- Meh, podwieź mnie do zoologicznego.

- Po co? - pyta dziadek. - Musisz obejrzeć długość węży, żeby upewnić się, że masz się czym pochwalić? Jak tak, to szanuję.

- Nie - prycham. - Muszę kupić psa.

- Psa? - nabija się tata. - Po co? Przecież mają już ciebie.

- Ha ha ha - pokazuję mu język. - Obiecałem Noelle psa, więc nie mam wyjścia. Muszę kupić.

- Oby cię pogryzł, hieno - marudzi dziadek.

- Wytresuję go tak, żeby ciebie przeganiał od mojej lodówki.

- E tam - wtrąca ojciec.- Niech odgania go od mamy.

- NIENAWIDZĘ CIĘ SYNU!

- Wiem, wiem. Laruś mnie zastępuję. - zerka na dziadka w lusterku wstecznym. - No ale to ja mam w żyłach twoją krew.

- Niestety - oburza się . - Laruś mnie przynajmniej rozumie.

- Musisz uchodzić za chorego psychicznie, gdy rozmawiasz z samochodem.

- Z niego mam więcej radości niż z ciebie, niewdzięczniku.

- No tak, mną się nie przejedziesz - prycha.

- Ale przejechać cię mogę.

- Szkoda tracić takie ciacho.

- No, szkoda żeby laruś miał zniszczony błotnik. Lepiej wrzucić cię pod kosiarkę. - wywracam oczami. Ta rodzicielska miłość od zawsze mnie zadziwia.

-----
Hej misie ❤️
Miłej niedzieli 😘😘
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top