mizisua
To jest praca z maja napisana na urodziny mojego partnera, ale zauważyłem ostatnio duże poruszenie pod moimi Alien Stage fanfikami i uznałem, że warto opublikować. Runda 7 zniszczyła życie na wszystkim, pora na coś słodkiego.
***
Mizi była absolutnie zakochana w widoku Suy od kiedy tylko pierwszy raz ją zobaczyła. Może nie była jeszcze wtedy pogrążona w romantycznym uczuciu, ale już kochała patrzenie na z nią. Sua była niezwykłym widokiem, czarowała swoją urodą i wyglądem, patrzenie na nią potrafiło zapierać dech w klatce piersiowej... A mimo tego Mizi najbardziej podobała się zwykła ludzkość Suy, to co czyniło ją osobą. Mogłaby pokochać wszelkie jej nieidealności, za sam fakt tego, że Sua była Suą. To właśnie było takie czarujące, to właśnie było takie wielkie i boskie, to właśnie było najlepszym co można było admirować.
Ukochana była dla niej największym szczęściem w zarówno wielkich i drobnych kwestiach, była dla niej dobrym najwyższym, radością, która dogłębnie ją przenikała. Ich więź wykraczała ponad więzi, którymi były połączone inne osoby, jakie znały. Ich złączenie dusz wydawało się wręcz namacalne, tak wielkie, że mogłoby fizycznie istnieć i dałoby się je złapać, a jednocześnie tak dalekie, sekret pomiędzy nimi dwoma. O swojej miłości mogłyby odpowiedzieć tylko we wspólnej piosence, w formie sztuki, jaką musiała być też ich uczucie.
Pomimo swojego tak niezwykłego połączenia, w ich miłości do siebie była ważna też ich codzienność, zwykłe postrzeganie siebie nawzajem. Sua była dla Mizi idealna w najmniejszych gestach, w nuconej melodii, w śmiechu, gdy jej ukochanej udało się ją rozbawić, czy tak jak teraz, w leżeniu razem na trawie, wyciągając twarz ku niebu. Sua miała zamknięte oczy i Mizi nie była pewna, czy aby na pewno była świadoma, czy może już zasnęła. Ona sama też była senna, ale pomimo, że próbowała, nie mogła teraz zasnąć. Nie narzekała na to jednak, gdy mogła nie robić nic, a tylko leniwie przyglądać się pięknej twarzy i podziwiać każdy jej rys, zapamiętywać w najmniejszym szczególe. Sua była dla niej tak pociągająca... Mizi nie mogła się powstrzymać i splotła palce z tymi jej dłoni, którą jej dziewczyna odrzuciła gdzieś do tyłu, gdy zasnęła.
Niespodziewany dotyk obudził Sue, która otworzyła swoje oczy, którymi niepewnie teraz mrugała, potrzebując chwili na zrozumienie, co się dzieje. Mizi może powinna była poczuć się winna za wyrwanie jest z tak anielskiego snu, ale szczerze mówiąc, nie umiała czuć w tej sytuacji choćby cienia skruchy. Gdy Sua wpatrywała się w nią, nie było niczego, czego można byłoby żałować.
— Przepraszam, przepraszam — zachichotała więc tylko pogodnie, nie mając namyśli prawdziwych, poważnych przeprosin i wiedząc, że nie są od niej wymagane. — Po prostu patrzenie na ciebie jest takie miłe i bardzo chciałam cię też dotknąć.
— W takim razie mogłaś mnie obudzić — uśmiechnęła się Sua lekko. Najwyraźniej nie przejmowała się tym, że już dłużej nie spała i że z tego snu została w taki sposób wybudzona. Spojrzała na ich złączone dłonie, a następnie sama też zacisnęła palce, by mogły trwać w wspólnym uścisku.
— No i to właśnie przypadkiem zrobiłam — roześmiała się Mizi i uniosła się lekko z zajmowanej do tej pory pozycji leżącej, by pochylić się nad Suą. Wolną dłonią pogłaskała jej policzek, jednak szybko się cofnęła, jakby ten drobny gest był jedynym, co mogła teraz dać. Z całą pewnością mogła i chciała dać więcej, ale takie droczenie się było całkiem zabawne dla nich obu i zachęcało do wzajemnego wymieniania się uwagą i pieszczotami.
Zgodnie z przewidywaniami Mizi, Sua nie zamierzała godzić się na taki układ, jednak zanim przeszła do rzeczy usiadła i rozejrzała się dookoła, próbując zorientować się gdzie były... Ach tak, położyły się na jednym z pagórków, po którym biegły, dopóki Mizi nagle nie przewróciła Suy, tak jak wtedy, gdy były dziećmi. Gdy leżały tak obok siebie razem na ziemi, było im tak ciepło, miło i dobrze, że po ostatecznym oddaleniu się od siebie, Sua pogrążyła się w śnie.
Teraz była już jednak obudzona i gotowa do działania. Chciała obdarzyć Mizi, która tak ją kochała swoją własną miłością. Tym razem to ona pochyliła się więc nad Mizi i odgarnęła różowe włosy z jej twarzy, przez którą na chwilę przemknęło drobne zaskoczenie, w ułamku sekund zamieniające się jednak w zachęcający uśmiech, który pchnął jej działania do przodu. Sua najpierw spojrzała na usta ukochanej, a nie słysząc odmowy, złożyła na nich pierwszy, delikatny pocałunek, w podziękowaniu za wcześniejsze okazanie jej czułości. Widząc, jak podoba się to Mizi pogrążyła ją w kolejnych, tym razem głębszych pocałunkach.
Ten gest był gestem największej bliskości, gestem całego tego oddania, które kumulowała w sobie Sua. Znała ona mnóstwo tajemnic, znała odpowiedzi na nawet najbardziej niejasne zagadki, a ciągle nie potrafiła zrozumieć tajemnicy miłości. Jedynym, co wiedziała, to że czuła to niezwykłe uczucie tylko i wyłącznie przy Mizi, jako że to ona była tym światłem, które potrafiło rozświetlić każdą ciemność. Z każdą myślą o tym, jak bardzo się kochały, Sua tylko pogłębiała pocałunek.
— Sua... — wyszeptała Mizi pomiędzy kolejnymi wdechami, na jakie miała niewiele czasu, by je nabierć, więc jej ukochana przerwała całowanie jej i uniosła głowę zmartwiona. — N-nie, nie przeszkadzaj sobie! Po prostu chciałam ci podziękować.
— Za co chciałaś mi podziękować? — Sua automatycznie zadała to pytanie, mimo że przecież znała odpowiedź i sama mogłaby również dziękować Mizi za absolutnie wszystko. Wolała jednak usłyszeć to bezpośrednio od swojej dziewczyny, by zrozumieć jej perspektywę i sposób postrzegania ich wzajemnego rozkochania w sobie.
— Za to że cię mam i za to że jesteś moim wszystkim! Najjaśniejszą gwiazdą mojego nieba — Mizi była bardziej niż chętna do odpowiedzi, wiedząc że Sua naprawdę była najlepszym, co jej się w życiu wydarzyło i mogąc bez końca opowiadać o wszystkim, co w niej dobre. Sama zazwyczaj cieszyła się życiem i wszystko potrafiła przekuć w dar, ale... Nie było w świecie większego daru niż Sua.
— Jesteś tym samym dla mnie. — odpowiedziała jej ukochana, a na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. — Ujęłaś to tak pięknie w słowa, że nawet nie wiem, co ja mogłabym jeszcze powiedzieć o tobie więcej, ale naprawdę czuję to samo. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą i zrobiłabym wszystko by ochronić skarb, którym jesteś.
Mizi poczuła się tak kochana dzięki zapewnieniom Suy, która chociaż powiedziała, że sama nie wiedziała, co mogła jeszcze dodać, to wyznała rzeczy tak szczere i piękne, tak cudowne. Powiedziała to, co mogła, a to topiło serce Mizi, tylko po to by odradzało się na nowo, aby znowu to usłyszeć w nieustającym cyklu, gdy przypominała sobie, że naprawdę tak jest i że sama też się tak czuje.
— Jeśli tak, to wspaniałe z twojej strony, dziękuję! — przytuliła Suę blisko siebie, nie chcąc już wypuścić ze swoich ramion. — Przy tobie u mojego boku zawsze będę czuła się bezpiecznie, bo wiem, że będziesz chciała dla mnie tylko tego, co najlepsze i że będziesz o mnie dbała. Ja o ciebie też będę, nie pozwoliłabym, by stało się tobie cokolwiek złego!
Mizi głaskała teraz twarz ukochanej z taką łagodnością i czułością, że ta po prostu się rozpływała, mimo że próbowała się skupić i znaleźć sensowną odpowiedź na to, co zostało jej powiedziane. Ich miłość była lepsza niż cokolwiek innego: umacniała je obie i była dla nich największą radością. Mizi wniosła różowe barwy do szarego świata Suy, która wcześniej była tylko jak lalka, jak stworzenie bez własnej woli, które słyszy i widzi zbyt wiele, które wie więcej niż inni, ale nic z tym nie może zrobić. Przy Mizi mogła być osobą, mogła coś czuć i to okazywać, coś tak głębokiego i pięknego, czym była miłość.
— Zrobiłabym dla ciebie wszystko — zapewniła więc Sua raz jeszcze, bo naprawdę tak właśnie myślała. Dla Mizi mogłaby poświęcić się w każdy sposób, bo naprawdę była pewna tego, że kocha ją ponad własne życie, ponad cały świat. Jeśli trzeba byłoby go poświęcić, to czemu nie? Nie było rzeczy, której nie zrobiłaby dla Mizi.
— Wszystko? — powtórzyła za nią ukochana, a chichotem pokazała, że wymyśliła już, co miałoby być tym wszystkim. Nawet nie traktowała tego poważnie, nie wymyślała strasznych 'co jeśli' scenariuszy, po prostu wiedziała, co chce od Suy i nie bała się jej tego w takim wypadku zaproponować. — W takim razie zaśpiewaj coś dla mnie. Uczyni mnie to najszczęśliwszą na świecie.
Sua nie wahała się więc i po chwili rozgrzewki głosu, zaczęła śpiewać spokojną piosenkę, której wcześniej obie się nauczyły. Była to usypiająca kołysanka, która opowiadała o słońcu i księżycu, który odbijał jego światło, sprawiając że słońce nigdy nie zwątpiło w sens swojego istnienia. Dawało jasność żyjącemu w ciemności księżycowi, który tworzył z słońcem perfekcyjne połączenie, niwelujące jego blask, gdy stawał się zbyt jasny i wyniszczający je same. Ich równowaga była idealnie, a dwa kosmiczne obiekty nie mogłyby zostać stworzone dla kogokolwiek innego, niż siebie nawzajem.
Mizi była absolutnie zachwycona i położyła głowę na kolanach Suy. Zdawała sobie sprawę, że głos jej dziewczyny stawał się coraz bardziej i bardziej cichy, prawdopodobnie przez zmęczenie, więc dołączyła do ukochanej w piosence, będąc dla niej wsparciem, drugim harmonijnym głosem. Śpiewana przez nie melodie niemiała w sobie nic z chaosu, który mógłby zapanować, gdyby śpiewały same, bo wspólną pomocą dopełniały swoje ewentualne braki. Nie było w tej piosence niczego złego, ponieważ zaśpiewały ją razem, pomagając sobie.
Mizi poczuła, że tym razem to ona pierwsza zaśnie, gdy śpiew zaczął wydostawać się z jej ust z mamrotem, gdy jej oczy oczy zamgliły się, a ostatnim widokiem przed ich zamknięciem, była twarz Suy, która samotnie kontynuowała dalsze zwrotki kołysanki, śpiewając swoim anielskim głosem. Jednak gdy zdała sobie sprawę, że jej dziewczyna już śpi, zakończyła śpiew i przełożyła jej głowę z własnych szorstkich kolan na miękką trawę, by było jej wygodniej i pocałowała jej czoło, po czym sama ułożyła się obok, wiedząc że może spać spokojnie, bo Mizi jest obok niej.
Będą miały naprawdę słodkie sny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top