=^.^= !WRACAM! =^.^=
..a przynajmniej tymczasowo ;) właśnie siedzę w autobusie wiozącym mnie prosto do Krakowa a co za tym idzie... MAM TELEFON! "Mój sssskarb, mój ssssskarb"! Tak więc na czas wyjazdu postaram się wrzucić jakieś rozdziały a ten macie jako przypieczętowanie tych słów ^^ Trzymajcie za mnie kciuki na kursie cukierniczym bo znając mnie i moje szczęście przyda się 😂
(Armin)
Gdy tylko usłyszeliśmy szkolny dzwonek, razem z Natanielem skierowaliśmy się do pokoju nauczycielskiego. Dyrektorka wyszła z Kikim do ogrodu, z kolei nauczyciele siedzieli w stołówce gdzie zwykle o tej porze piją kawę co tworzyło jedną z niewielu okazji wejścia tam bez niczyjej wiedzy. No i załatwić to, co akurat mieliśmy do załatwienia.
- Ale jak to możliwe, że do tej pory nie masz do niej numeru? - Zapytał chyba już po raz setny Nat, co powoli zaczynało mnie już irytować.
- Tak wyszło, już mówiłem! Nie było na to czasu.
- "Nie było czasu"? Czy ty w ogóle siebie słyszysz?
- Niby o co ci chodzi?
- Ile czasu zajmuje przepisanie numeru do telefonu? Minutę? Dwie?
- Nie gadaj tylko otwieraj zanim Peggy nas przyczai. - Odparłem, wchodząc z nim do pokoju nauczycielskiego do którego miał na szczęście zapasowe klucze. Jednak przydaje się mieć tego typu znajomości, kto by pomyślał?
Gdy już znaleźliśmy się w środku, otworzyliśmy szafkę z dokumentami która to była celem naszej misji. Żaden z nas nie wiedział co się dzieje, ale musieliśmy jakoś skontaktować się z tą rudą lisicą która najwyraźniej bez żadnego uprzedzenia postanowiła urwać się z zajęć zaraz po tym, gdy dyrektorka ledwie dała się ubłagać by wstrzymać jej zawieszenie w prawach uczniowskich. Najdziwniejsze w tej historii było jednak to, że w jej obronie stanął.. Kastiel! Gdy Delaney, sprawdzała obecność i zauważyła jej brak, ten jak gdyby nigdy nic oznajmił, że Hikari ma jakieś problemy rodzinne i musiała wrócić do domu. Musiałem się upewnić o co chodzi w tej historii, jednak gdy na następnej przerwie go "przesłuchiwałem", odparł że miał u niej jakiś dług który w ten sposób spłacił. Poza tym dodał, że ostatni raz widział ją na zewnątrz obok szkolnej bramy. Przecież ona nie znosi zimna! Nie możliwe, żeby wysiedziała tam za długo, nawet ostatnio, gdy wracaliśmy do domu ciągle klęła na niską temperaturę której delikatnie rzecz ujmując nienawidzi.
- Dobra, znalazłem. - Odezwał się po pewnym czasie Nataniel, wyciągając teczkę rudowłosej, po czym umiejętnie przekartkował dokumenty znajdując ten z danymi kontaktowymi. - Dzwoń.
- Może lepiej ty to zrób? Coś czuję, że gdy tylko odbierze na zwykłej wymianie zdań się nie skończy.
- ..Fakt. W końcu, nie chcemy zwracać na siebie niczyjej uwagi, a krzyki jak najbardziej nie są wskazane.
Szybko zapisał numer w telefonie, po czym wcisnął zieloną słuchawkę nawiązując połączenie z naszą uciekinierką. Ciszę panującą w pomieszczeniu przerywał irytujący odgłos połączenia, który zagłuszony został przez dobrze znane mi granie na czekanie.
- "Torero"? - Zdziwiłem się, spodziewając raczej jakiegoś openingu z anime albo innego japońskiego kawałka. Co więcej, gdzieś już kojarzyłem ten sygnał.
- Co? - Zdziwił się Nat, na co jedynie machnąłem ręką tłumacząc, że to taki jeden hiszpański kawałek. Po dłuższej chwili w końcu odezwała się poczta głosowa dając nam do zrozumienia fakt, iż dziewczynie albo nie chce się sięgnąć po telefon, albo najwidoczniej jest zajęta. Tak czy owak, ma nas gdzieś. - No, i co teraz?
- Niech no tylko lekcje się skończą już ja jej przemówię do rozsądku gdy tylko wróci do domu niech sobie nie myśli że od tak może sobie urządzać takie akcje gdy my tu dla niej karku nadstawiamy i niech się tylko dowiem co Kastiel ma z tym wspólnego zaraz skończy się bycie miłym..
- Armin!
- CO?!
- Brzmisz jakby cię opętało!
- Trudno! Jestem zły, nie widać?!
- Nie wrzesz tak bo inaczej!....
- Ktoś tu jest?
Wystraszeni momentalnie przykucnęliśmy pod biurko dyrektorki, zaraz po tym jak Frazowski bez ostrzeżenia wparował do pokoju nauczycielskiego. Słyszeliśmy jego ciche, powolne kroki kierujące się w stronę naszej kryjówki, a co za tym idzie, nas.
- ..I co teraz? Zabiją nas za wchodzenie tu bez pytania!... - Wyszeptał Nataniel, na co odruchowo trąciłem go łokciem w żebra, jak to zwykle sam dostawałem od Hikari. Już wiem czemu to robi, faktycznie sprawdza się skutecznie przy uciszaniu innych.
- ...Jesteś przewodniczącym, nie panikuj! Niby po co dawali ci klucze skoro nie możesz z nich korzystać?....
- Ale w takiej sytuacji i bez wcześniejszego omówienia tego z nimi....
- ...Cicho!....
Oboje wstrzymaliśmy oddech, zdając sobie sprawę z tego, że nauczyciel stoi tuż za nami, a jedyną rzeczą oddzielającą go od niego jest drewniana belka mebla. Słyszeliśmy jakieś dziwne szmery i odgłosy dochodzące znad naszych głów, jednak gdy rozległ się odgłos zamykanej szafki dotarło do nas, że zostawiliśmy dokumenty na wierzchu a ten po prostu uprzątnął je na miejsce.
- Wydawało mi się, że zamykałem pokój.. - Odrzekł sam do siebie swoim smętnym tonem, podczas gdy ja ledwie powstrzymywałem uśmiech na myśl, że jednak nam się upiecze. Słyszałem jego oddalające się kroki, które z każdą chwilą zbliżały się w stronę drzwi.
Jeszcze chwila. Kilka sekund....
- O, zapomniał pan czegoś?
Mogiła.
Wraz z Natanielem pobledliśmy jak ściana, słysząc głos Dyrektorki która najwyraźniej DZIŚ postanowiła nieco skrócić swój spacerek z tym małym wcieleniem diabła.
- N-Nie.. właściwie, to chyba zapomniałem zamknąć pomieszczenie...
- Znowu? Nie chce pan chyba, żeby powtórzyła się historia ze skradzionymi dokumentami!
Spojrzałem pytająco na Nataniela, który wyglądał jakby miał zamiar zapaść się pod ziemię ze wstydu i zażenowania. Wniosek był prosty, Amber miała z tym coś wspólnego. Jednakże, los postanowił spłatać nam kolejnego figla w postaci.. Kikiego.
Zastygliśmy w bezruchu, spoglądając na psa wlepiającego w nas swoje czarne jak studnie ślepia. Mimowolnie wstrzymałem oddech, wiedząc, że jeśli ten piej choćby piśnie to będzie nasz koniec. Nie chciałem jeszcze umierać! Miałem jeszcze tyle rzeczy do zrobienia przed śmiercią! Jak choćby.. no nie wiem.. nawrzeszczenie na to rude coś przez które wraz z przewodniczącym tkwiłem w pokoju nauczycielskim pod biurkiem dyrektorki.
Pies wpatrywał się centralnie na nas, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż oboje jesteśmy na jego łasce.
*********
(Hikari)
Ile sił w nogach biegłam przez miasto, chcąc zdążyć do domu przed matką. Nieco się zasiedziałam, a co gorsza zostawiłam w szkole torbę z książkami po którą musiałam wrócić jednak.. nie znalazłam jej. Czyżby ktoś ją wziął? Może Armin? Tak, na pewno!
Momentalnie stanęłam jak wryta. Przecież on mnie zabije! Na dodatek, urwałam się z lekcji...
Jestem trupem. Jak nie przewodniczący i Armin mnie zabiją, to matka!
Wzięłam kilka głębokich oddechów wiedząc, że nie mogę teraz spanikować. Musiałam przede wszystkim wszystko przeanalizować. Matka nie dzwoniła, prosty wniosek, nic nie wie. To z kolei świadczy o tym, iż nauczyciele nie dzwonili. Pytanie: czemu? No i ten numer który do mnie dzwonił.. to był ktoś inny, kto wcześniej do mnie nie dzwonił. Ale równie dobrze to mógł być ktoś inny z paczki.. cholera, było odebrać!
Ale dobra, teraz miałam inne sprawy na głowie, a mianowicie, odzyskanie torby. Armin pewnie jest wściekły, więc lepiej na razie nie pokazywać się mu na oczy więc... pozostała mi tylko jedna opcja.
Gdy dobiegłam do domu, ostrożnie rozejrzałam się po okolicy, i gdy upewniłam się iż matki nie ma jeszcze w domu a nikt z sąsiadów nie plącze się o tej porze na dworze, z wielką, mega wielką niechęcią zdjęłam ciepłą, puchatą kurtkę którą następnie ukryłam w krzakach matki i już nie tak samo zwinnie jak kiedyś przeskoczyłam przez ogrodzenie sąsiadów. Zdecydowanie podupadłam na kondycji bez ciągłego mieszania się w afery i uciekania przez miasto z kolegami, co w najbliższym czasie postanowiłam zmienić. Ostatni raz spojrzałam stronę ukochanej kurtki, jednakże sprawiałaby za dużo hałasu a mi zależało na jak największej dyskrecji. A na wieszaku u sąsiada raczej nie mogłabym sobie jej od tak powiesić bez wzbudzania cudzych podejrzeń!
Ostrożnie, unikając świateł ulicznych latarni przebiegłam betonowym chodnikiem pod drzwi, które następnie ostrożnie uchyliłam zaglądając do środka. Miałam szczęście, nikogo nie było, jednak z kuchni dało się słyszeć hałasy świadczące o obecności co najmniej jednej osoby. Nieco zagryzłam wargę, czując dobrze znaną mi w takich sytuacjach adrenalinę która jednocześnie była pozytywna, jak i negatywna przez towarzyszące jej nerwy. Ostrożnie stawiałam każdy krok, a gdy tylko zbliżyłam się do przejścia prowadzącego do kuchni moim oczom ukazała się pani Viktoria zajęta myciem naczyń prawdopodobnie pozostawionych po kolacji. Jednym, długim susem przebyłam dystans dzielący mnie od dalszej części korytarza, po czym wbiegłam na schody prowadzące na piętro. Już niemal byłam na półpiętrze, gdy usłyszałam odgłos kroków z samej góry. Spanikowana zeskoczyłam na dół, a że nie miałam za bardzo jak uciec bez narażania się na czyjekolwiek zauważenie schowałam się za pobliskimi drzwiami prowadzącymi do nieznanego mi pomieszczenia po czym wstrzymałam oddech czekając na ciąg dalszy wydarzeń. Ostrożnie uchyliłam drzwi modląc się by te przez przypadek nie zaskrzypiały, gdy ktoś oparł rękę o ścianę tuż obok mojej głowy.
- Możesz łaskawie mi wyjaśnić co TU robisz?
Ledwie powstrzymałam się od krzyku, a gdy się odwróciłam.. było jeszcze gorzej.
To był Armin. Co gorsza, właśnie się zorientowałam, że moją kryjówka była łazienka. Co gorsza, miał na sobie tylko ręcznik co oznaczało, że dopiero wyszedł spod prysznica.
- N-na pewno nie to co myślisz! - Krzyknęłam, odwracając się do niego plecami z twarzą o odcieniu co najmniej dorodnego pomidora. Dosłownie czułam, jak cała twarz mi płonie! - Ubierz się człowieku!
- Czyli mam rozumieć, że nie zakradłaś się tu w poszukiwaniu torby i nie kryjesz się przed domownikami? - Zapytał, podczas gdy ja z trudem powstrzymywałam się przed ponownym odwróceniem. - Daj mi 3 minuty, musimy pogadać. I to poważnie.
Był zły. Ton jego głosu był tak zimny, że mógł skutecznie obniżyć panującą w pomieszczeniu temperaturę. Szykowała się niezła awantura, czułam to w kościach a tego typu przeczucia jakoś nigdy mnie niestety nie zawodzą.
- Dobra, możesz się odwrócić. - Odparł, po pewnym czasie, jednak nadal stałam jak wryta woląc nie ryzykować. Momentalnie poczułam na ramionach jego dłonie, jednak nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować zmusił mnie do przejścia kilku kroków w bok odsuwając tym samym od drzwi. - I co panikujesz?
- A co ty byś zrobił w mojej sytuacji?!
- Przede wszystkim siedziałbym cicho żeby reszta domu o niczym się nie dowiedziała?
- ...
- Idziemy.
Złapał mnie za rękę, i zaprowadził po schodach na górę do swojego pokoju. Po drodze zdążyłam zauważyć, że przez ten czas nałożył na siebie jedynie ciemne bokserki i białą koszulkę którą zapewne założył jedynie ze względu na mnie. W końcu zdążyłam się już zorientować, że sypia raczej bez niej. Włosy z kolei nadal miał mokre, a z pojedynczych kosmyków nadal skapywała woda która następnie wsiąkała w koszulkę na której pojawiły się już większe, mokre plamy.
- Teraz gadaj. - Odparł, niemal wpychając mnie do pokoju zamykając za sobą drzwi. Tak wkurzonego go jeszcze nie widziałam, a przecież sama wrzucałam mu granaty przez okno! Więc coś chyba o tym wiem.
Co ja robię ze swoim życiem?....
- No.. em.. Sorry? - Tylko tyle udało mi się z siebie wydusić, ponieważ nie zwykłam przepraszać nikogo poza matką i ojcem gdy zapominałam przynieść mu fajki ze sklepu. Gdzie się podziały te piękne czasy gdy moim jedynym zmartwieniem była policja i.. no dobra, te czasy nie były aż takie piękne. Ale przynajmniej zabawne i bez tego typu sytuacji! A teraz do tego doszło że muszę przepraszać ludzi.. świat oszalał.
- "Sorry". Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Co ty tak właściwe wyprawiasz?! - "Zapytał", podniesionym głosem.
- No przepraszam bardzo, tak wyszło! - Starałam się jakoś obronić, jednak nie było to takie proste.
- "Tak wyszło"? Tak wyszło, że urwałaś się ze szkoły pomimo kłopotów z których ledwie udało ci się wybrnąć?! Gdyby nie Kastiel pewnie musiałabyś..
- STOP. Co Kastiel ma do tego?
- Nie wiem, liczyłem że ty mi to wyjaśnisz!
..No dobra, tu mnie zagiął. Że niby Kas miał coś do powiedzenia w tej sprawie? Ta cała sytuacja z każdą sekundą robiła się coraz dziwniejsza.
- Dobra, nie wiem co ten dekiel ma z tym wspólnego, ale fakt, przegięłam, przyznaję się do błędu, żałuję za grzechy, oddasz torbę?
Nie odpowiedział, jedynie rozdrażniony przeczesał dłonią mokre włosy i wyciągnął zza biurka poszukiwaną przeze mnie rzecz.
- Dzięki, jesteś wielki! - Zawołałam, jednak gdy chciałam zabrać torbę.. ten nadal uparcie ją trzymał. - ..Już podziękowałam, możesz oddać.
- A jak tego nie zrobię?
- Człowieku, weź się zlituj! Matka wróci do domu lada chwila i jak mnie tam nie znajdzie będę miała przesrane bardziej niż tamtego dnia gdy.. ..dobra, nie ważne, ale będzie źle!
- Jakoś mi to nie przeszkadza.
Teraz, to mi powoli puszczały nerwy. Przesadziłam, przyznałam się do błędu, czego on jeszcze chce?!
- Nie przeginaj! Oddaj to! - Szarpnęłam mocniej za torbę, i najwidoczniej miał tego dnia naprawdę zły dzień, ponieważ puścił ją, a ja wylądowałam na łóżku które na szczęście zamortyzowało upadek. - Pogrzało cię?!
- Odezwała się. - Odparł, biorąc leżącą na ziemi torbę którą następnie po ludzku mi podał. - Wyjaśnisz mi chociaż, dlaczego zmyłaś się ze szkoły? Mam nadzieję, że było to coś ważnego skoro nie raczyłaś nawet odebrać komórki.
- Zaraz, to ty dzwoniłeś? Skąd masz mój numer? - Przynajmniej jedna sprawa się wyjaśniła.
- Nie ja, tylko Nataniel. Co do numeru, nie pytaj, to było piekło.
Ok, przyznam, teraz to mnie zaciekawił. Ale nie, powinnam być tą odpowiedzialniejszą. Nie będę wtykać nosa w nie swoje sprawy. Uszanuję jego prywatność.
- Zamieniam się w słuch.
..No dobra, kogo ja próbuję oszukać?..
- Nie, to naprawdę nudna historia. Bo kto chciałby słuchać o włamaniu do pokoju nauczycielskiego, chowaniu się przed Frazowskim i dyrektorką pod biurkiem a na końcu zdemaskowaniu przez diabolicznego psa?
- No ja chcę posłuchać! - Rozsiadłam się wygodniej na łóżku, porywając poduszkę którą mocno przytuliłam czekając na opowieść niczym jakieś małe dziecko. No bo kto mi zabroni? To wolny kraj.
- Niech ci będzie, ale pod jednym warunkiem. - Odparł, rozsiadając się w obrotowym fotelu, przybierając już mniej poważny wyraz twarzy. - Coś za coś, ja mówię co zaszło, ale ty tak samo.
No dobra, można było się tego spodziewać. Ale z drugiej strony, było sprawiedliwe więc nie mogłam narzekać. Chcąc nie chcąc przystałam na propozycję, wsłuchując się w historię o tym jak to z Natanielem weszli do pokoju nauczycielskiego by zdobyć mój numer telefonu.
- I co było dalej? Dostaliście naganę? - Zapytałam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu po wyobrażeniu sobie tej dwójki pod biurkiem nauczycielki. Ile bym dała, żeby to zobaczyć!
- To najlepsza część opowieści. To bydle już miało zacząć szczekać, gdy ktoś otworzył drzwi i.. nie zgadniesz.
- Zwiał.
- Dokładnie, a tuż za nim w pogoń rzuciła się dyrektorka pociągając za sobą Frazowskiego. Tu niestety nie było już tak różowo.
- Czemu? Chyba się wydostaliście.
- Dyrektorka narobiła mega zamieszania i wszyscy zbiegli się pod nauczycielski. Nie mieliśmy innego wyboru jak nawiać przez okno żeby nikt nas nie zobaczył.
Tego było za wiele. Niemal się popłakałam, na samą myśl o tej scenie, a to mi przecież niedawno blondyn groził wyrzucenie przez okno! Nataniel, niebiosa ci sprzyjają że mnie i mojego aparatu tam nie było. Ale spokojnie, jeszcze kiedyś będę miała okazję na uwiecznienie podobnej historii. Znaczy, mam nadzieję.
- Błagam, powiedz mi, że to nie koniec historii. - Poprosiłam, na co ten odbiegł wzrokiem gdzieś w bok. - Czyli jednak! Mów, kto wypuścił Kikiego?
- ..Peggy. Teraz oboje jesteśmy winni jej przysługę.
- Widzisz? Mama nie uczyła, że karma zawsze wraca? Pfff.. Karma. (pozdro dla fanów Assassination Classroom XD)
- I kto to mówi? A teraz TY koleżanko, jesteś winna przysługę naszej dwójce. - Odparł już nieco poważniej, co oznaczało że nadal jest na mnie obrażony. A miałam nadzieję, że się rozgada i zapomni.. Cholera.
- Zaraz, jaką znowu przysługę? Wam?
- To przez ciebie tam wylądowaliśmy, więc nie uważasz, że należy nam się jakieś odszkodowanie? Gdybyś nie nawiała, nie byłoby problemu.
- Ej, nikt wam nie kazał mnie niańczyć! Co wam strzeliło do głowy, żeby mi pomagać!?
- Jesteś naszą przyjaciółką! Ile razy nam pomagałaś? Myślałaś, że to działa tylko w jedną stronę? Najwidoczniej się myliłaś!
- A-ale mną nie należy się przejmować! - Zaprotestowałam, odrzucając na bok poduszkę i pod wpływem emocji wstając z łóżka. - Kłopoty to dla mnie nic nowego, pomyślałeś, jak ta akcja może zaszkodzić Natanielowi gdyby was złapali?! - Chciałam jeszcze na niego nakrzyczeć, jednak sama nawet nie zauważyłam gdy znalazłam się w jego szczelnym uścisku. - Z-zostaw!
- PO PIERWSZE. Jeśli jeszcze raz usłyszę tekst typu "nie należy się mną przejmować" to nie ręczę za siebie. - Odrzekł mocniej mnie obejmując, wprawiając tym samym mój rozum w totalne osłupienie. - PO DRUGIE. Obaj znaliśmy ryzyko, ale mieliśmy je gdzieś bo dla ciebie warto było je podjąć. A po trzecie, przestań w końcu być taka samolubna. Przestań wszystko zwalać na siebie, zapomniałaś o czy już wielokrotnie rozmawialiśmy? Mam ci to przypominać raz za razem gdy się widzimy?
W tej chwili, dosłownie odebrało mi mowę. Nie spodziewałam się, przez myśl mi nawet nie przeszło że oni.. jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć?! Przecież sama nazywałam ich przyjaciółmi, więc dlaczego!?.. jestem prawdziwą idiotką. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że patrzyłam na wszystko przez pryzmat moich starych znajomości. Podświadomie przez ten cały czas porównywałam ich do moich starych przyjaciół, ale to przecież nigdy nie będzie to samo! To dwa inne światy, zupełnie inne charaktery.. Nie zastąpią mi ich całkowicie, ale są ze mną, wspierają mnie.. a ja na swój sposób dystansowałam się od pewnych spraw związanych z przyjaźnią. Bałam się, że zrobię się wobec niej samolubna i po pewnym czasie odwrócą się ode mnie.
..Może to czas, żeby nieco się nad sobą zastanowić i nabrać do wszystkiego nieco dystansu?.. Oczywiście, tego pozytywnego!
- ..Dziękuję.
Poczułam, jak jego uścisk nieco zelżał. Zamierzałam odsunąć się kilka kroków w tył by utworzyć między nami choć niewielki dystans, jednak.. z jakiegoś powodu nie pozwolił mi na to, i w dalszym ciągu wpatrywał się we mnie nieodgadnionym dla mnie wzrokiem.
Czyżby nadal oczekiwał przeprosin?
Zupełnie go w tej chwili nie rozumiałam..
- Wybacz, po prostu nie sądziłam, że zrobicie coś takiego. I przepraszam za to, że jestem taką kretynką ale sam rozumiesz że..
- Co ci przed chwilą mówiłem?
- Oj no już daj spokój, nazywajmy rzeczy po imieniu.
- Twoje imię to Hikari, nie masz innego.
- Oj no wiesz o co mi chodzi. Poza tym, człowiek stara się ciebie jakoś przeprosić więc siedź przez chwilę cicho.
- A nie mogłabyś przepraszać bez zbędnego obrażania samej siebie? - Zapytał z niewielkim uśmieszkiem, co dało mi jasno do zrozumienia, że najzupełniej się ze mną drażni.
- Nie, nie mogłabym. Jestem po prostu szczera.
- Albo mnie nie słuchałaś, albo jesteś głucha.
- Kto chciałby słuchać takiego nudziarza?.. - Udałam zamyśloną, i gdy tylko jego czujność nieco osłabła zdołałam uwolnić się z "uwięzi" i w porę odskoczyłam na bok gdy próbował mnie ponownie złapać. - Nie tym razem.
- A założysz się? - Zapytał, na co momentalnie rzuciłam się do ucieczki chcąc uniknąć.. sama nie wiem czego, ale nie chciałam ryzykować załaskotania na śmierć jak ostatnio. - I tak nie masz dokąd uciec!
- A założysz się?! - Zawołałam, ledwie unikając schwytania przez Armina który okazał się być niezwykle trudnym przeciwnikiem. Wiedziałam, że nie mam z nim najmniejszych szans na tym terenie a ucieczka przez okno nie wchodziła w grę, dlatego postanowiłam nieco zmienić zasady gry.
Chwyciłam za klamkę by wybiec na korytarz, jednakże gdy tylko za nią pociągnęłam drzwi otwarły się na ościerz a do pokoju z hukiem wpadł.. Aleksy.
Zatrzymaliśmy się na widok chłopaka leżącego na dywanie, starając się ogarnąć co tak właściwie on tu robi, w tym samym czasie Aleksy nie spuszczając z nas wzroku wstał z ziemi, wycofał się powoli do korytarza i zamknął za sobą drzwi zostawiając nas samych w całkowitej ciszy której nie potrafiliśmy przerwać nie wiedząc za bardzo co zrobić.
- WIEDZIAŁEM!!! JUHUUUU!! WE ARE THE CHAMPIONS ROZA! WE ARE THE CHAMPIONS!!! - Wrzasnął na cały dom chłopak, przerywając panującą w nim ciszę. Armin momentalnie wybiegł za nim, w progu zatrzymując się i zerkając w moją stronę.
- Żeby nie było, jeszcze nie zakończyliśmy tej rozmowy. Zaraz wracam, muszę tylko kogoś zabić! - Ostatnie słowa chyba specjalnie wykrzyczał nieco głośniej rzucając się w pogoń za niebieskowłosym.
..I tyle go widziałam. Popędził korytarzem niczym strzała, i tylko krzyki obojga roznosiły się po mieszkaniu zapewne budząc okolicznych sąsiadów. Nie miałam za bardzo pojęcia co teraz zrobić, dlatego zgarnęłam torbę i korzystając z zamieszania wróciłam do domu zgarniając po drodze pozostawioną w krzakach kurtkę.
*********************
No, dojechałam! ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top