12. Sukces wreszcie nadchodzi

Wystarczył mniej niż miesiąc, aby ludzie zwalali się do nas tłumnie i prosili o przeprowadzenie testów. Taka passa się utrzymywała, dzięki kolejnym osobom, które chciały co chwila sprawdzać wierność swoich partnerów. A byli to głównie zdradzający się małżonkowie, albo sekretni kochankowie, obawiający się mieć dziecko z kimś innym niż ich żona, czy mąż. Wobec czego już wiedziałam, że testy zostaną tak sławne, tak przez bardzo długi czas.

W dodatku przyjaciele Bartolomeo wpadli na wspaniały pomysł, jak przeprowadzanie takich testów bez udziału obu rodziców (przynajmniej po poprawieniu błędów), więc było dużo łatwiej. Wystarczyło coś takiego, jak włosy, paznokcie, skóra. Wobec czego dość szybko okazywało się, że zapotrzebowanie na coś takiego jest olbrzymie. Zwłaszcza, że teraz kochanka lub kochanek nie musieli przychodzić ze swoją drugą połówką.

Pomimo takiego popytu, testy dalej były dość kosztowne. Przynajmniej na razie. Później, gdy staną się bardziej dostępne, cena za pojedynczy test spadnie, więc korzystaliśmy jak się dało, byleby zarobić jak najwięcej.

W tym wszystkim nikt nie wiedział kim był sam pomysłodawca. Magowie jedynie pisali – raz po raz, nieustępliwie – że znów o mnie pytano lub też chciano się ze mną spotkać. Jednak – ku ich zawodzie – odmawiałam, ponieważ nie mogłam dopuścić, aby słowo się rozniosło. Nie teraz, kiedy ojciec dopiero zaciekawił się całym tym przedsięwzięciem. Na pewno już słyszał o wiadomości istnienia testów lub że niektórzy wykonywali je dla żartów (a należy powiedzieć, że wtedy wychodziło różnie, czasami nawet byli dość zaskoczeni wynikami). W tej grupie znajdowali się przyjaciele ojca, który proponowali również i jemu spróbować. Dodając, że to po to, by sprawdzić, czy jego żona pozostawała mu całkowicie wierna. I tu powinno aż wyraźnie zauważyć aluzję do mojej osoby.

Nie, nikt nie zauważyłby ani podtekstu, ani ich sekretnych spojrzeń w moją stronę. Zupełnie!

To dało mi pewien pomysł. Tym razem nie było to takie niszczycielskie, jak testy, które zwyczajnie były mi potrzebne do przeprowadzenia szybkiej ucieczki z domu. Ani tak twórcze, jak pomysły Malty. Chodziło bardziej o tworzenie przedmiotów codziennego użytku. Jednak tu wchodziła również magia (przynajmniej początkowo), wobec czego należało się najpierw skonsultować z Bartolomeo. Chociaż przypuszczałam, że będzie zachwycony, jak też większość jego przyjaciół (słyszałam nawet, że robię się popularna w miejscu, w którym się uczą).

Byłoby to coś na zasadzie...

- Elmira! – ktoś krzyknął na korytarzu.

Drgnęłam zerkając w stronę drzwi do mojego pokoju, jednak zatrzymałam się na środku i obróciłam. Wiedziałam, że myślenie idąc ku swojej przestrzeni było złym wyjściem. W takich właśnie sytuacjach najczęściej łapali mnie ludzie, przez których nie chciałam być łapana. Szczególnie, że tym razem padło na ojca. Mężczyzna niemal biegł w moją stronę, śledzony przez głównego kamerdynera (chyba nie muszę dodawać, że ten konkretny uwielbiał resztę mojego rodzeństwa, więc za mną nie przepadał). Obaj pruli w moim kierunku tak szybko, jak mogli, zaś ja stałam spokojnie, czekając na nich i zastanawiając się, czy też chodzi o to o czym myślę.

- Mam ich odgonić, moja pani? – spytał Lionel ze znużeniem.

Wydawał się powoli zmęczony atakami mojej rodziny na mnie oraz tym, jak musiałam się przed nimi – momentami – ukrywać. Czasami miał ten pytający wyraz twarzy, jakby zastanawiał się w jaki sposób udało mi się przetrwać tyle czasu z tą moją rodziną. Nawet nie potrafiłabym odpowiedzieć na to, bo sama dziwiłam się, że udało mi się przeżyć tyle lat.

- Chcesz podpaść panu? – syknęła Sabaa. – Jeśli tak to w to nie włączaj nas. Bo kara za coś takiego może być bardzo sroga.

- Sabaa, chyba przesadzasz. On jest za mało pomysłowy, żeby wpaść na coś zaskakującego i meczącego – parsknęłam przyglądając się ojcu. – Dzięki za propozycję Lionela, ale tu może chodzić o coś innego, dlatego posłucham czego to ode mnie chce mój wspaniały ojciec.

Kamerdyner pokiwał głową, obserwując mnie uważnie. Zapewne nie wierzył, żeby to mogło być coś istotnego lub na tyle ważnego, aby czekać na tego typu człowieka. Niemniej, jeśli dziś powie to na co tak bardzo czekałam... Warto było znieść wszelkiego rodzaju krytykę. Bo gdy padną te słowa, będę mogła wysłać list Malcie i powiedzieć jej, że ma rozpocząć przygotowania. Przygotowania do wyjazdu. Ja sama już teraz miałam w zapasie dwa powozy (ukryte w lesie), jeden dla nas, zaś drugi na nasze rzeczy. Sekretnie nawet wynosiłyśmy z Sabaa moje ubrania, aby potem jedynie przynieść tam resztę i wyjechać.

Kupiłam w dodatku małą rezydencję, pół godziny drogi ze stolicy. Była ona w dobrym stanie, choć nie mogła równać się z domami, w których się wychowałyśmy. Niemniej nada się wręcz wyśmienicie, zwłaszcza że dużo i tak nie mogłam wydać. Potrzebowałyśmy jakiegoś arsenału pieniędzy na czarną godzinę.

- Elmira – ojciec stanął przede mną, ciężko łapiąc oddech. Jego szare oczy przesunęły się po mnie, niczym ostrze miecza. – Widziałaś to? – prychnęłam cicho pod nosem, widząc ulotkę, którą sama projektowałam przez długi czas. Chociaż nie to mnie zabolało, zabolało mnie to, że naprawdę sądził, iż nie byłam jego dzieckiem. To tylko pokazywało, jak nieistotne były dla niego portrety zgromadzone w galerii. Portrety rodziny Sliver, gdzie mnie nie było. A wystarczyło przyjrzeć się przodkini. – Chcę żebyście wszyscy udali się na ten test i przynieśli mi jego wyniki. Matka o tym nie wie – dodał mrucząc pod nosem. Zaraz potem chrząknął. – Umówiłem was na za tydzień, dlatego do tego czasu będziesz siedzieć w domu.

Żebym przypadkiem nie uciekła, zamykasz mnie w pokoju. Jak miło z twojej strony, ojcze.

Wzruszyłam ramionami, zerkając na Sabaa. Był to znak, który ustaliłyśmy, oznaczający, że czas na ostatnie przygotowania. W tym posprzedawanie tego, co mi się nie przyda.

- Rozumiem. Będę czekać grzecznie w pokoju – parsknęłam, odwracając się i ruszając do pokoju.

- Elmira!

- Coś jeszcze? – spytałam zerkając przez ramię. – Mam nie wychodzić z pokoju przez ten tydzień? A może umrzeć do tego czasu?

- Elmira! Jak możesz tak do mnie mówić?!

- Och! To nie to? – udałam zdziwienie.

- Masz nie kombinować, czekając na wieści – powiedział niemal warcząc. – Siedź w domu.

- Wedle rozkazu!

- Co za dzieciak – mruknął główny kamerdyner, patrząc na mnie z odrazą.

Byłam dość ciekawa jego późniejszego zachowania, gdy już się dowie, że byłam dzieckiem jego pana. Podejrzewałam, że przypomni sobie wszystkie sytuacje, w których zachowywał się paskudnie. I zacznie robić wszystko byleby „naprawić" swój błąd. Co ani mu, ani reszcie służby się nie uda.

Och, to będzie piękne. Ich miny pozostaną w mojej pamięci na długo, a potem zrobię tak, żeby pożałowali. Nie będę miała w tym absolutnie żadnej litości. Odpłacę im się po stokroć za to, co sami robili.

Bez słowa ruszyłam w swoją stronę, zatrzaskując drzwi swojego pokoju za sobą.

- Rano przyszedł list od pana Bartolomeo – zakomunikowała Sabaa, jak gdybyśmy nie zostali właśnie zatrzymani przez pewną osobę. – Słyszałam też, że przyszła notka w sprawie tego tajemniczego gościa.

- Przyjeżdża? – spytałam, chwytając list.

- Nie, wystawił pana – Sabaa uśmiechnęła się złośliwie. – Napisał, że woli uniknąć dalszych kontaktów. Ponieważ nie pragnie współpracować z pewnymi ludźmi wykazującymi się niewskazanymi przez niego cechami. Cokolwiek to znaczy.

- Jak miło.

- Ja z kolei słyszałem, że za tydzień starszy pan Thomas wyjeżdża w sprawach służbowych – dodał Lionel. – Powiedzmy, że dowiedziałem się nieoficjalnie, wobec czego podejrzewam, że pani Malta nic o tym nie wie.

- Świetnie. Dziękuję za wieści.

Siadłam przed stolikiem z kartką papieru i piórem. Na razie zostawiłam otwarty list od Bartolomeo w spokoju. Najważniejsze było napisanie do Malty i powiadomienie jej o sprawie. Zamierzałam również wysłać Lionela do niej, aby osobiście powiedział dokładnie to samo, co przed chwilą mi. Oczywiście nie mogłam dać mu powozu, by od razu zabrać jej rzeczy, ale mogłam zrobić coś innego. Wystarczyło wysłać Lionela z biżuteriom i tandetnymi rzeczami, które otrzymałam od mało mną zajętej rodziny. Nawet jeśli była to rzecz używana, dobry kupiec zapłaci za to fortunę. Zaś ta fortuna będzie mi bardzo potrzebna. Zwłaszcza, że Lionel miał talent do targowania się.

Droga Malto!

Za równy tydzień udam się na test. Przewiduję wynik, wobec czego dzień później, rankiem, wyjeżdżam. Przyjadę po Ciebie i panią Thomas, niemal od razu.

Sekretnie zacznij się pakować. Jeśli będziesz chciała coś sprzedać, daj to mojemu kamerdynerowi. Sprzeda to i z Twoim pozwoleniem, założy Ci konto w banku na twoje imię. To tam zostaną dostarczone Twoje pieniądze, przez co nikt niczego nie będzie podejrzewać. Pamiętaj, to Twoja decyzja. Jedynie proponuję i tak wysyłając Lionela na taką misję.

Ach! Powiedz pani Thomas, że wszystko idzie zgodnie z planem i ogród jej się na pewno spodoba. Widziałam dom, który kupiłam, wobec czego jestem pewna, że jej się spodoba. Zadbałam o wszystko, nawet o wystrój, tak aby wam się spodobało. Zostawiłam w spokoju jedynie ogród, którym chciała zająć się Twoja teściowa.

Do zobaczenia za osiem dni!

Trzymaj się,

Ela"

Złożyłam list, pieczętując go i przekazując Lionelowi. Mężczyzna przewrócił oczami, w spokoju słuchając moich słów. Jednocześnie pozwalał mi pakować niepasującą do mnie biżuterię do trzymanego przez niego worka. Zdawał się mało zadowolony z zadania, niemniej nie narzekał. Robił to jedynie dlatego, że kilkanaście minut temu spotkaliśmy mojego ojca. Inaczej już dawno debatowałby nad moim pomysłem.

Jednak Sabaa była mi potrzebna do czegoś zupełnie innego. Musiałam spakować większość ubrań, które zostały. Gdyby udała się do centrum stolicy, wróciłaby dopiero wieczorem i nie zdążyłybyśmy niczego zrobić. A przecież to właśnie wieczorem będzie musiała wszystko poprzenosić do ukrytego powozu wraz z moim rycerzem. Lionel by tego nie zrobił, nie wiedząc gdzie są ukryte powozy. W dodatku byłam pewna, że z przyjemnością gadałby różne rzeczy, zwlekając, bo by mu się nie chciało tego robić.

Jedynie po załatwieniu wszystkiego, każdego najdrobniejszego szczegółu, będę mogła spać spokojnie. Zapewniona, że nic więcej naglącego nie ma.

- Ruszaj – ścisnęłam ramię Lionela. – Bezpiecznej drogi.

- Moja pani... - mężczyzna westchnął, zaraz potem kręcąc głową. – Bądź grzeczna.

- Tak, tak – machnęłam ręką.

- Nie strasz służby. Jest wystarczająco przestraszona – dodał przed wyjściem.

Wolałam nie słyszeć jego troski skierowanej w moją stronę. Ta nadzieja i pragnienie, aby został ze mną mogłoby być nie do zniesienia.

Dopiero po wyjściu mężczyzny, otworzyłam list od Bartolomeo zostawiając Sabaa wybór rzeczy do spakowania i wyniesienia. Uwielbiała się tym zajmować, więc mogłam poczekać aż będzie wrzucać je do zakupionych wcześniej walizek i torb (takich dla pospólstwa).

„Droga panno Elmiro!

Wszystko idzie zgodnie z planem. Po sfinalizowaniu umowy ze szkołą, jest więcej magów chętnych pracować dla mojej drogiej panny. Jestem pewny, że znajdziemy również sposób, aby takie testy odbywały się za pomocą urządzeń. To pomogłoby obniżyć koszty, a w tym zająć się innymi projektami.

Już teraz dostaję wiele pytań na ten temat, ponieważ każdy chce pracować z kimś tak twórczym, jak panna Elmira. Podejrzewam, że kusi ich bardziej pieniężna należność, niż coś innego, niemniej to zawsze coś.

Tak, jak myślałaś, pan Sliver przyszedł umówić na test swoje dzieci. To dobra wiadomość, bo stało się to wcześniej niż sądziliśmy. W ten dzień, po wskazaniu wyników, rozniesie się kim jest pomysłodawca. Może panna na mnie liczyć w tej kwestii.

W razie potrzeby, proszę pisać.

Zawsze czekający na panny zaufanie,

Bartolomeo.

PS. Proszę na siebie uważać"

Przez chwilę wpatrywałam się w list nim go spaliłam, podstawiając pod świeczkę. Nie mogłam pozwolić, aby jego treść wyszła na jaw. Tak było zresztą z prawie każdym listem, który nie lądował do sekretnej skrytki.

Podniosłam wzrok, zerkając w odpowiednie miejsce. Będę musiała zabrać stamtąd rzeczy, ale to dopiero na samym końcu.

- Kończysz? – spytałam Sabaa.

- Prawie, panienko.

- To idę ci pomóc – rzuciłam, wstając z miejsca.

Osobiście pogratuluję Bartolomeo, wręczając mu jakąś nagrodę. Jeszcze nie wiedziałam jaką, jednak na jakąś zasłużył. Podejrzewałam, że to nie spodoba się komuś innemu, ale Lionel...

Oblizałam wargi, kierując się ku Sabaa. Musiałam przestać myśleć o tym mężczyźnie. Inaczej sprawy mogły się zacząć komplikować.

Siadłam przed chmarą ubrań i rozpiętą walizką. Na kufry nie było czasu ani sił. W końcu należało zsuwać je z mojego okna na ziemię po sznurach.

- Trzeba będzie je przeprać, więc po prostu je powrzucać zwinięte, panienko – rzuciła Sabaa wygrzebując kolejne rzeczy.

- Wiem, Sabaa. Już to robiłam.

- Tylko przypominam.

Uśmiechnęłam się pod nosem, zaczynając robić tak jak mówiła. Żeby przestać myśleć i skupić się na czymś zupełnie innym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top