ROZDZIAŁ 60.

SYRIUSZ I REMUS

Od pamiętnej randki minął tydzień. Tydzień bardzo ciężkiej pracy. Dla Remusa oznaczający ciągłą naukę, a dla Syriusza i Jamesa ciągłe treningi. W końcu nadszedł ostatni dzień kwietnia. Mecz z krukonami. Najważniejsze wydarzenie dla gryfonów. Przez ostatnie wydarzenia nie byli w stanie zdobyć punktów dla domu, by zyskać na koniec roku puchar domów, ale mieli nadzieję, że przynajmniej zdobędą puchar Quidditcha. Ashley dawała z siebie jako kapitan wszystko, a jej drużyna słuchała każdego polecenia i choć pot lał się z och ciał, a zmęczenie nie dawało o sobie zapomnieć to i tak nie przystopowywali. Syriusz i Hamish zakopali topór wojenny, szczególnie na boisku. Może nie była to przyjaźń, ale stali na polu obojętności bez przemocy i chęci ukatrupienia tego drugiego, byle tylko mieć Remusa dla siebie. Chociaż mieć Remusa teraz wyjątkowo nie miało sensu. Szatyn z Syriuszem widział się tylko na zajęciach i po kolacji w pokoju, a i tam siedział nad książkami. James, Peter i Syriusz także przykładali się do nauki, ale nie w takim stopniu jak Lupin, który chyba dał sobie za punkt honoru zdać SUMy z wysokimi wynikami z każdego przedmiotu. Jego ojciec pracował w Ministerstwie i mimo, że przez likantropie nie zdołałby tam pracować to i tak chciał dać z siebie wszystko, by wszystkim pokazać, że nie jest inny. Całe życie próbuje to pokazać i zarazem ukryć swoją prawdziwą naturę. Według Cartera mógłby być nauczycielem, nie ma rzeczy której by nie umiał, szczególnie z OPCM. Syriusz trochę oburzony brakiem wspólnie spędzonego czasu za każdym razem komentuje to jak nauka go pochłania. Remus czasem zastanawia się czy tylko on i Lily biorą się za naukę do egzaminów na poważnie, irytuje go zachownaie przyjaciół, którzy nie widzą nieczego poza zabawą i robieniem sobie ze wszystkiego żartów.

Remus nie odpuszczał w nauce chodźby jednej godziny, podobnie było dzisiaj, w dzień meczu. Wstał jak zwykle przed resztą i siedział na łóżku jedząc czekoladę i czytając o tym jak najlepiej pokonać bogina i inne stworzenia. Za światło miał wschodzące słońce, a za przyjaciela ciszę. No może nie dosłownie ciszę, ponieważ Potter i Pettigrew wyjątkowo głośno chrapią. Remus w tym momencie słysząc kolejny dźwięk z ust Jamesa pomyślał, że jeśli jednak zdobędzie Lily to rudowłosa będzie miała przekichane spać z nim w jednym łóżku. Z tą myślą wrócił do czytania. Po dłuższej chwili usłyszał budzik Petera i jęki Pottera i Blacka, ale szczególnie się tym nie przejął. "Zwodniki opisywane jako stworzenia z jedną nogą, wiotkie, niewielkie i zwiewne, a ich ciało wygląda jakby było z dymu. Zwodnik w dłoni ma lampkę, która swoim światłem zwabiała wędrowców na trzęsawiska, gdzie demon atakuje swoje ofiary." czytał po raz chyba dziesiąty. Nawet nie poczuł jak jego łóżko się ugina pod jakimś innym ciężarem. Ocknął się dopiero jak Syriusz wszedł między niego,@ książkę i go pocałował.

- Znowu się uczysz? - mruknął Black spoglądając na książkę. - Znasz to na pamięć.
- Nie, nie znam. - burknął w odpowiedzi Lupin. - Możesz uprzejmie nie przerywać mi nauki?
- Nie mogę. Nudzi mi się. - jęknął i ostentacyjnie rozłożył się na nogach Remusa.
- Brakuje ci atencji? - zapytał szatyn unosząc jeden kącik ust.
- Raczej miłości własnego chłopaka. - skomentował i zrobił grymas na twarzy, Remus się cicho zaśmiał.
- Jak dziecko. - skomentował szatyn i pochylił się by pocałować bruneta.

Syriusz uśmiechnął się oddając pocałunek. Nim zdążył jednak jakoś go pogłębić Remus wymknął się spod jego ciężaru i wstał z łóżka.

- Widzę, że już gotowi, to idziemy na śniadanie? - zapytał specjalnie unikając morderczego wzroku Blacka.
- A z Łapą skończyliście? - zaśmiał się James.
- Nawet nie zaczęliśmy! - jęknął oburzony Black ostentacyjnie opadając na poduszki.

James, Peter zaśmiali się, a Remus wywrócił oczami, zaczęli zbierać się do wyjścia. Remus oczywiście wziął ze sobą książkę. W końcu i Syriusz podniósł się z łóżka i wlókł za resztą Huncwotów do Wielkiej Sali. Prawie cała drużyna siedziała obok siebie.

- A ty gdzie? - zapytał Syriusz widząc, że Remus nie siada obok niego.
- Idę do Hamisha. Siedzi oboj dziewczyn. - wyjaśnił, widząc cień przechodzący przez twarz szarookiego.
- To... - mówił przez zaciśnięte zęby. - Niech do nas dołączy?
- Wybacz Syri, ale lepiej nie. Widzę u was poprawę, ale nie mam zamiaru ryzykować. - odezwał się i pocałował w policzek bruneta po czym ruszył do Fratera.
- Black mówię coś! - krzyknęła do niego Ashley odwracając uwagę od szatyna.

Syriusz skupił się na rozmowie o taktyce, ale spoglądał też na Remusa, który otworzył książkę i tylko od czasu do czasu zamieniał z dziewczynami lub Hamishem jakieś słowo. W końcu śniadanie się skończyło i wszyscy ruszyli do swoich domów, by przygotować się do meczu, mieli na to kilka godzin, ponieważ dyrektor zarządził mecz dopiero po obiedzie. Remus dogonił resztę Huncwotów przy schodach prowadzących do ich Wieży.

- Co Cię zatrzymało? - zapytał James.
- Albo kto? - wtrącił cicho Syriusz.
- To... Nic takiego. Idziemy? - Remus nerwowo przeczesał włosy.

Razem z chłopakami ruszył po schodach. Prawda była taka, że zatrzymała na początku rozmawiał z Lily, czy na trybunach podczas meczu usiądą obok siebie, a później podszedł do nich Severus patrząc na Remusa z góry typowym oceniającym wzrokiem. Nic nie powiedział, a Lupin i tak czuł się jakby miał tam zapaść się pod ziemię. Nie chciał, przynajmniej narazie o tym z nikim rozmawiać. Musiał zastanowić się czy Snape przypadkiem nie odkrył jego tajemnicy. Z tą myślą wchodził na górę przed sobą obserwując lekko spięte plecy Syriusza. Po paru godzinach siedzenia i grania w eksplodującego durnia, a w przypadku Remusa czytania książki, później szybkim obiadzie i powrocie do pokoju by się przebrać, byli gotowi do wyjścia. Mimo końca kwietnia i słońca było na tyle zimno, że Remus postanowił wziąć kurtkę. Szaliki z barwami były podstawowym wyposażeniem stroju Petera i jego, natomiast James i Syriusz założyli specjalne stroje do Quidditcha. Wyszli do Pokoju Wspólnego, gdzie czekali na nich Carter i dziewczyny. Lupin ominął ich i podszedł do Hamisha, który stał przy ścianie sam.

- Cześć. - odezwał się Remus stając obok Hamisha przy ścianie.
- Hej. - odezwał się chłopak. - Wiesz, że Black nam się przygląda?

To była prawda, Syriusz gromił ich wzrokiem, nie wiedząc czemu i kiedy Remus odszedł od nich by pogadać z Fraterem.

- Wiem i co z tego? - zapytał Remus.
- Prowokujesz nasz konflikt. - zaśmiał się Hamish.
- Przyszedłem ci życzyć powodzenia. - wyjaśnił Remus.
- Dziękuję.
- To twój ostatni mecz, jesteś pewny swojej decyzji o rezygnacji z Quidditcha? - zapytał szatyn.
- Coś się kończy, coś zaczyna. To tak jak ze związkami. - zaśmiał sie nerwowo.
- Lepiej tego nie skomentuje badąc w związku. - odpowiedział i spojrzał na Syriusza, ich spojrzenia się spotkały i Lypin ciepło się uśmiechnął. - Pójdę już, jeszcze raz powodzenia.

Remus nie spodziewał się, że Hamish go przytuli. Stał jak wryty nie odwzajemniając gestu dalej patrząc na Syriusza, którego ręce ściśnięte były w pięści. Frater pochylił się do ucha Remusa.

- Pamiętaj co mówiłem, czasem koniec jest początkiem czegoś lepszego. Z kimś lepszym. - skomentował Hamish i ruszył do wyjścia.

Remus stał w miejscu odprowadzając wzrokiem Fratera, który przeszedł obok Syriusza z uśmiechem na ustach. Szatyn powoli podszedł do Blacka.

- Co to było? - zapytał szarooki.
- Yyy... Szczerze? Nie mam pojęcia. - skomentował Remus dalej zaskoczony słowami Fartera, Syriusz patrzył na niego badawczo.
- Black idziesz? - krzyknął Carter stojący obok reszty drużyny.
- Idziemy! - odkrzyknął mu Remus i pociągnął Syriusza za rękaw swetra.

Syriusz bardzo chciałby wiedzieć o czym rozmawiali, ale znając Remusa nie powie mu, albo nie powie całości, zatajając najważniejsze kwestie. Postanowił skupić się na meczu. Niepotrzebnie się stresuje. Po drodze złączył dłonie jego i szatyna i ruszył w stronę boiska. Trybuny były pełne, na mecz przyszli nie tylko krukoni i gryfoni, ale też ślizgoni i puchoni, nauczyciele rozmawiali na swoich miejscach, a drużyny ruszyły w stronę szatni omówić ostatnie kwestie. Syriusz też chciał tam iść, ale został pociągnięty do tyłu. Odwrócił się do uśmiechniętego Remusa, który go pocałował. Krótki, ale czuły pocałunek upewnił Syriusza w tym, że nie ma się czym stresować.

- Powodzenia. - odezwał się Remus.

Remus chciał już odejść, ale tym razem to on został pociągnięty do Syriusza. Ten pocałunek był zdecydowanie dłuższy i bardziej namiętny. Może nie powinni przy reszcie szkoły, ale się tym nie przejmowali.

- Black rusz dupę! Wszyscy czekamy, Lupin Ci nie ucieknie! - krzyknął do nich Carter stojąc w progu szatni.

Syriusz spojrzał w jego stronę, a potem znowu wrócił do Remusa. Uśmiechnął się przepraszająco.

- Muszę iść.
- Musisz.

Syriusz kiwnął głową i przeczesał sobie włosy po czym pobiegł do Cartera, a Remus udał się na trybuny, gdzie usiadł obok Lily i Petera, który już zdążył zjeść kilka czekoladowych żab.

- Remus musimy porozmawiać. Severus... - zaczęła Lily.
- Wiem, słyszałem co powiedział wtedy w księgarni. Porozmawiamy o tym dzisiaj na obchodzie. - odezwał się Remus.
- Dobrze.

Remus czuł, że zaczęły mu się poczuć dłonie, a serce przyśpieszyło rytm. Widział wylatując i ustawiających się w okręgu nad panią Hooch drużyny, ale nie mógł się szczególnie na tym skupić. Trybuny wiwatowały, jednak i te dźwięki były przyciszone. Remus czuł się jak w dźwiękoszczelnej kuli. Tylko on i jego lęki. Mecz rozpoczął się, a szatyn widział tylko czerwone i niebieskie plamy latające od lewej do prawej. Komentator krzyczał kto zdobył punkt. Po kilkunastu, a może kilkudziesięciu minuatch usłyszał, że szukający gonią znicz. Remus zamknął na chwilę oczy i odetchnął głęboko. Otworzył oczy gdy ktoś zaczął krzyczeć. Jak się okazało na ziemi leżał jeden krukon i Hamish.

- Co się stało? - krzyknął Remus do Lily.
- Nie widziałeś? Wlecieli w siebie, gdyby nie Syriusz to Hamish spadłby z takiej wysokości, że to by groziło złamaniem kręgosłupa. - wyjaśniła rudowłosa.
- Nic im nie jest?
- Nie wiem. Pani Hooch zarządziła przerwę.

Remus przyglądał się jak obok już siedzących uczniów stoi pani Hooch i pani Pomfrey. Później okazało się, że krukon może grać dalej, natomiast Hamish ze złamaną ręką musi zrezygnować i udać się do skrzydła. Ashley szybko zarządziła zmianę i po chwili na boisku pojawił się Gideon Prewett. Mecz został wznowiony. Remus spojrzał na wynik, gryfoni mieli przewagę, ale wszystko zależało od tego czy Ashley złapie znicz. Gra toczyła się przez kolejne cenne minuty, Remus obserwował od czasu do czasu Syriusza. Zwrócił też uwagę na Gideona, który jak się okazało całkiem nieźle sobie radził. Kolejne godziny, Quidditch ma to do siebie, że zakończy się dopiero wraz ze złapaniem znicza, na co się nie zapowiadało. Tłum przytłumił trochę okrzyki zmęczony po wielogodzinnych zmaganiach, podobnie drużyny, stały się wolniejsze, ale ciągle tak samo uparcie dążące do zdobycia nowych punktów. Za niecałą godzinę ma odbyć się kolacja, Remus nawet nie wiedział kiedy minął cały ten czas. W końcu nowe i głośne krzyki, wiwaty i aplauz ze strony gryfonów uświadomił szatyna, że Ashley udało się załapać znicz.

- Wygraliśmy! - krzyknął Peter.
- Gryffindor zwycięża! - słychać było głos komentatora.

Reszta była tylko serią ciągłych zdarzeń, których Remus szczególnie nie pamiętał. Drużyna wyprowadzona w świetle chwały, okrzyków i wiwatu, Remus szedł bok Blacka i Pottera ciesząc się z wygranej gryfonów, do ostatniej chwili szanse były wyrównane. Ashley zakończyła swoją karierę z największym sukcesem, a Syriusz i James na pewno będą o tym mówić przez najbliższy miesiąc. Cały tłum uczniów i nauczycieli wrócił do zamku. Po szybkiej kolacji w krzykach euforii i pochwałach dla drużyny udali się do Pokoju Wspólnego. Gryfoni oczywiście nie odpuściliby świętowania wygranej, szczególnie, że zdobyli puchar. Remus mimo tego, dalej nie zamienił żadnego słowa z Syriuszem, a nawet nie zauważył kiedy się rozdzielili, chociaż doskonale wiedział, że znajdzie go w centrum zabawy. Jednak teraz przejmował się czymś innym. Podszedł do Lily, która gratulowała właśnie Ashley, Alicji i Dorcas świetnej gry.

- Lily musimy już iść. - odezwał się spokojnie.
- No tak... Jeszcze raz gratuluje. - odezwała się i ruszyła za Remusem do wyjścia.

SYRIUSZ

Syriusz nie ukrywał zdziwienia gdy odkrył, że nie ma obok niego Remusa gdy wszedł z resztą do Pokoju Wspólnego. Od meczu nie odezwał się do Remusa, podobnie jak Remus nie odezwał się do niego. Cieszył się zwycięstwem, ale zastanawiał sie czy przypadkiem Remusowi się coś nie stało, jego ciche zachowanie nie było czymś normalnym. Podczas zabawy, picia i znowu zabawy starał się go znaleźć, ale nigdzie go nie było. Podszedł do Dorcas, Marlene, Ashley i Alicji.

- Cześć dziewczyny. - uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób.
- Hej Syri. - zaśmiała się już wstawiona Dorcas. - Przyszedłeś do mn.. Do nas?
- Syriusz. - poprawił ją chłopak. - Jesteście uroczym towarzystwem, ale ja szukam Remusa. Widziałyście go?
- Udał się z Lily na obchód. Był jakiś dziwny. Pokłóciliście się? - odezwała się Marlene.
- Co? - zapytał Syriusz. - Nie! Też zauważyłem, że jest jakiś nie swój. Jak go zauważycie to powiecie mu, że go szukałem?
- Nie ma sprawy Black. - zaśmiała się Ashley. - A i... Dobrze się spisałeś. Gdybyś nie zareagował, Hamish pewnie miałby połamany kręgosłup, a nie tylko rękę.
- Zadziałałem instynktownie. A i Ash... - zaczął Syriusz. - Cieszę się, że byłaś naszym, że byłaś moim kapitanem. Będzie Cię w następnym roku brakować.

Dziewczyna uśmiechnęła się i lekko zarumieniła. Wstała i przytuliła Syriusza. Przytuliła jak przyjaciela albo młodszego brata.

- Dziękuję, ale podlizywanie mi się nie sprawi, że wybiorę Cię na mojego zastępcę. - zaśmiała się odsuwając.
- Nawet się nie waż! Zrujnowałbym drużynę. - zaśmiał się Black. - Pottera sobie wybieraj albo Cartera, albo dziewczyny.
- Rozumiem w takim razie, że nie mam brać Cię pod uwagę w wyborze?
- Nie. Jako kapitan już całkiem nie miałbym czasu...
- Czasu dla swojego chłopczyka? - zaśmiała się dziewczyna. - Myślę, że Lupin by zrozumiał.
- On wszystko rozumie, ale jednak wolę być tylko członkiem drużyny jako pałkarz.
- Skoro tak mówisz.

Syriusz skinął jej głową i ruszył z powrotem do Cartera i Pottera. Czy nadawałby się na kapitana? Z tym jego wybuchowym charakterem i brakiem dyscypliny? Zdecydowanie to zadanie dla kogoś innego. Pozostawała kwestia Remusa. Brunet zastanawiał się co właściwie się stało.

- O Łapo! Chodź do nas! - krzyknął James.

Syriusz uśmiechnął się szeroko i mimo troski o Remusa ruszył do przyjaciół już po drodzę sięgając po ognistą. To będzie długa noc, a rozmową z Remusem zajmie się później.

- Zdrowie Sanders! - krzyknął unosząc do góry butelkę, reszta w sali powtórzyła.

REMUS

Remus szedł przez korytarze w ciszy i Lily wyczuwała, że jest zestresowany.

- Remus. - zaczęła cicho. - Severus...
- Czy on wie? - zapytał po prostu.
- Nie, domyśla się czegoś, ale nie wie.
- Ale wtedy w księgarni...
- Powiedział, że chyba wie. Okazało się, że podejrzewa jakieś choroby, ale nic konkretnego. Wytłumaczyłam, że znikasz co miesiąc przez wyjazdy do chorej mamy, ale on jest na to za mądry.
- Wiem. Muszę bardziej uważać. Jeśli on odkryje prawdę to dowiedzą się wszyscy.
- Nie dowiedzą. - położyła mu dłoń na ramieniu.
- Jeśli się dowiedzą to nie będą mógł się tu uczyć. - Remus czuł, że pieką go oczy. - Stracę to co kocham.
- Nie mów tak. Będzie dobrze. - dziewczyna przytuliła szatyna.

Remus odwzajemnił uścisk. Miał nadzieję, że to prawda, że Severus nie podejrzewa tej konkretnej choroby. Lupin nie wyobrażał sobie już życia bez Hogwartu, bez swoich przyjaciół, bez Syriusza. Jedna zła spłynęła mu po policzku, jednak szybko ją wytarł. Uśmiechnął się blado i odsunął od Lily.

- Musimy iść. Sprawdzimy sale i wracamy. Jestem pewny, że James i Richard już tańczą na stole. - zaśmiał sie gorzko.
- Albo śpiwają razem z Blackiem. - dodała dziewczyna.

Ruszyli przed siebie wspominając co jeszcze potrafią zrobić pod wpływem alkoholu. Śmiejąc się sprawdzili wszystkie sale na korytarzu. Były puste. Jedynym spotkanym uczniem okazał się Hamish, którego pani Pomfrey dopiero wypuściła. Razem z nim zaczęli wracać do ich Pokoju Wspólnego.

- Jak się czujesz? - zapytała Lily.
- Dobrze. Gdyby nie Black to mogłoby się skończyć gorzej. - jęknął Hamish dalej czując ból w ręce.
- Kto by pomyślał. Może jednak Black faktycznie się zmienił? - skomentowała Lily.
- Dobrze, że zareagował. - odezwał się Remus.
- Powinienem mu podziękować. - odpowiedział im Hamish.

Weszli do Pokoju Wspólnego gdzie było tak głośno, że początkowo Remus odruchowo zasłonił uszy. Ruszyli na środek całego zamieszania, gdzie tak jak z Lily podejrzewali, James i Richard tańczyli na stole. Syriusz siedział z Peterem na kanapie, Marlene, Mary i Dorcas tańczyły z innymi gryfoni, a Alicja tańczyła z Frankiem.

SYRIUSZ I REMUS

Podeszli do Syriusza, który spojrzał na Hamisha zaskoczony.

- Pomfrey Cię już wypuściła? - zapytał.
- Chciała mnie zatrzymać na noc, ale stwierdziłem, że jest to bez sensu, wystarczyło kilka maści, nastawienie kości i tyle. Gips to bardziej ozdoba. - wyjaśnił Frater. - Black?
- Tak?
- Dziękuję. Gdyby nie ty...
- Nie ma sprawy. Trzeba sobie pomagać. - Syriusz uniósł jeden kącik ust.
- Oh. - westchnął Remus, a reszta spojrzała na niego pytająco, więc szybko dodał. - Pierwszy raz normalnie ze sobą porozmawialiście.

Zaśmiali się, a Syriusz spojrzał na Remusa.

- To ja już pójdę. Mam odpoczywać. - odezwał się Hamish. - Miłej zabawy.

Syriusz skinął mu głową, a Remus uśmiechnął się ciepło. Frater ruszył do pokoju po drodzę chwaląc Ashley i gratulując wygranej.

- Łapo gdyby nie ty to Frater by umarł! - skomentował Peter.
- Mocno połamał, ale raczej by przeżył. - wyjaśnił Syriusz.
- Poleciałeś go niego jak błyskawica! Uratowałeś mu dupsko.
- Uratowałeś go. - odezwał się Remus.
- Idę do Rogacza, idziecie? - zapytał Peter.

Remus spojrzał na Syriusza, ten odwzajemnił spojrzenie. Nie trzeba było słów, by zrozumieć.

- Zostaniemy. - odezwał się Remus.

Peter pokiwał głową i ruszył do reszty a Remus usiadł obok Syriusza na kanapie. Szarooki objął go ramieniem i przyciągnął do siebie bliżej tak, że Remus stracił oparcie i opadł głową na nogi Syriusza. Spojrzał na niego z dołu i cicho się zaśmiał. Syriusz pochylił się i go pocałował. Remus wsunął mu dłoń we włosy. Na dłuższą metę jednak to nie była wygodna pozycja do pocałunku, więc Syriusz musiał się oderwać. Patrzyli na siebie.

- Co się stało? - zapytał Remus.
- Sam chciałbym wiedzieć. Od meczu jesteś nieobecny. Nie tylko ja to zauważyłem. - wyjaśnił Syriusz.
- Trochę się stresowałem i martwiłem.
- Czym?
- Rozmawiałem z Lily. Severus coś podejrzewa.

Syriusz mimowolnie się zaśmiał co Remusa zaskoczyło.

- Czemu się śmiejesz? - zapytał lekko urażony.
- Smarkerus nie jest groźny. Jeśli zacznie coś podejrzewać to damy mu popalić. - wytłumaczył Syriusz. - Poza tym brzmi zabawnie, jak mówimy o Wycierusie, przecież on nie umie myśleć.
- Nie lekceważ go. Dla Ciebie wszystko jest zabawne. - oburzył sie Remus.
- Nie wszystko, ale to prawda. Smarkerus jest żartem na dwóch nogach z tłustymi włosami.
- Przestań. - odezwał się Remus. - Nie musisz go obrażać.
- Jest ślizgonem.
- I co z tego? Twój brat też nim jest.
- Bronisz go nawiązując do mojego brata?
- Nie o to mi chodzi.
- Oni interesują się tym kretynem o którym nie możemy mówić. Interesuje się czarną magią. Nie warto nim sie przejmować. - wyjaśnił brunet.
- Nie zamierzam się dzisiaj kłócić. Możemy o tym nie rozmawiać? - zapytał szatyn.
- Możemy.

Skomentował Syriusz i znowu pocałował Remusa. Remus usiadł na kanapie i ponowił pocałunek, pozwalając Syriuszowi na jego pogłębienie. Mimo złości na bruneta za brak powagi, Remus nie mógł powstrzymać się od tej bliskości. W końcu po długiej chwili odsunęli się od siebie płytko oddychając i spoglądając na siebie. Syriusz czuł, że pali go całe ciało, ale wiedział, że Remus nie jest w humorze do prowokujących zabaw, więc musiał wymyślić coś innego na rozluźnienie atmosfery.

- Chodźmy się napić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top