ROZDZIAŁ 38.
SYRIUSZ I REMUS
Listopad i prawie cały grudzień Huncwotom minęły naprawdę szybko. Zanim się spostrzegli, śnieg przykrył Hogwart i zima opatuliła wszystko dookoła. Nadeszły święta. Nadeszła zima. Przez cały ten czas Remus i Syriusz mieli dla siebie mało czasu, głównie dlatego, że Black miał treningi, a Remus uczył się pilnie do SUMów. Dla Lupina jednak był jeszcze jeden powód. W Hogwarcie były dwie strony, ci którzy akceptowali ich związek, ale także ci co go negowali mówiąc, że to chore, nienaturalne, czy haniebne. Remusa mocno dotykały te słowa. W pewnym momencie zaczął coraz rzadziej okazywać uczucia publicznie. Kochał Syriusza i chciał z nim być mimo wszystko, ale jednak zawsze męczyła go myśl o tych, którzy uważają ich za chorych. "Taka miłość to nie choroba!" twierdzili jego przyjaciele, ale on w głębi czuł, że nie jest to łatwe do zaakceptowania, a nawet zwykłego tolerowania. Tak z każdym dniem coraz częściej zagłębiał się, a nawet chował przed innymi w bibliotece starając się nie spędzać czasu z Syriuszem i nie podsycać kolejnych plotek osobom im nie sprzyjającym. Black nie rozumiał jego zachowania. Mimo kilkunastu prób rozmowy nie był w stanie pojąć co się dzieje z Lupinem. Bolało go odtrącenie ze strony chłopaka. Ba! Nawet zaczął się obwiniać i starać jeszcze bardziej, bojąc się, że Remus przestał go kochać. Lupin zaprzeczał tym bzdurom nie raz nie dwa, ale nie chciał przyznać się swojemu chłopakowi, że czuję się przytłoczony wszystkim co go otacza. Z jednej strony miłość jego życia, z drugiej akceptacja i tolerancja innych. Chciał podążać za swoim sercem, ale czuł jak rozum dosadnie przytrzymuje go przy ziemi blokując wszystkie możliwe ruchy. Rozmawiał o tym z Lily, ale ta tylko mówiła, że to normalne i inni w końcu się przyzwyaczają, że musiał im dać trochę czasu. Czasu... To dudniło w głowie szatynowi. Oh. Miał czas. Naturalnie. Każdy go ma. Remus po prostu nie był w stanie go dobrze wykorzystać. Z jego biegiem zaczynał jeszcze bardziej zamykać się w sobie i zacierać granice jego lęków i strachu przed samotnością. W końcu samotność bierze się z braku ludzi mi ważnych. Brak ludiz bierze się z braku tolerancji i akceptacji. Remus tłumaczył sobie, że te okrutne myśli przejdą, że inni ich zaakceptują, że problemy się skończą, ale świat nie był tak kolorowy. Na tęczy często pojawiały się ciemne plamy. Całe to nieporozumienie z duszą szatyna podsycał jeszcze dodatkowo pewien osobnik, który zaczął intensywnie interesować się jego życiem. I o dziwo nie była tu mowa o jego Syriuszu, a o kimś, kto uważał się za takiego, który może wtrącać się w życie innych. Dogłębnie wnikał, sprawdzał, analizował i podejrzewał, przez co Remus naprawdę zaczął obawiać się nikogo innego jak Severusa Snape'a. Bo chodź ten nigdy nie był kimś strasznym, o tyle gdy zaczął sie zbytnio interesować w głowie Remusa zapaliła się czerwona lampka. Starał się unikać konfrontacji, nie dawać kolejnych powodów do złudzeń. Było to trudne. Szczególnie w czasie pełni. W końcu nie zmieni już swojej natury. Jego choroba nie zniknie. Huncwoci za wszelką cenę ukrywali prawdę przed światem i według Jamesa takim kimś jak Smarkeus nie warto było się przejmować. Tylko Remus miał z tyłu głowy, by być jeszcze bardziej ostrożnym. Nawet na wszelki wypadek kilka dni temu postanowił sam przejść przemianę w czasie pełni, bez pomocy gryfonów. Ci, a szczególnie jeden z szarymi oczami, kategorycznie się na to nie zgodzili. Tak też Remus musiał przystać na ich nie prośby, a rozkazy i zaakceptować, że go nie opuszczą. Syriusz z dnia na dzień coraz bardziej martwił się zachowaniem swojego wilczka. Co mogły oznaczać jego humorki? Czy jego zachownaie miało coś szarookiemu uzmysłowić? Na te pytania brunet jak najszybciej musiał znaleźć odpowiedzi, a to oznaczało poważną rozmowę, której obawiał się jak niczego innego. Gdy para, o której mówiło się bez przerwy w Hogwarcie, miała problemu i pomniejsze kryzysy, życie innych toczyło się według starych i utartych schematów. James nie przestał zabiegać o względy Lily Evans. Ta jednak, znowu w miarę pogodzona z Severusem, zbywała go i ignorowała, co okularnika niezmiernie irytowało, ale nie zamierzał się poddawać. Pod koniec listopada stała się rzecz niespodziewana i przez wszystkich w większym lub mniejszym stopniu obgadana. Mary zerwała z Peterem. Choć on sam upierał się, że była to decyzja ich obojga. Dziewczyna swoją decyzję tłumaczyła tym, że nie czuła tego czegoś. Była z nim, bo myślała, że uczucie troski, którym go darzyła było oznaką miłości. Okazało się jednak, że była to jej zwykła cecha. O każdego zamartwiała się i dbała tak samo, a to uciążliwe zmuszanie się do związku z Pettigrew, byleby kogoś mieć, zaczęło ją z czasem przytłaczać. Peter nie okazał większego smutku i zawodu. Albo cierpiał wewnętrznie, albo obeszło go to zerwanie i nie odczuwał żalu wcale. To wiedział tylko on. Nawet Huncwotom nie chciał wyznać jak jest naprawdę, tłumacząc, że "było minęło". Tak więc powoli czas płynął, a razem z jego nurtem toczyło się życie. W te najbliższe dni Huncwoci postanowili trochę odpocząć. W końcu były święta. Po uzgodnieniach z rodzinami, Remus i James zostali w szkole razem z Syriuszem. Tylko Peter nie dostał zgody od własnej mamy, a nawet dostał wyjca, że jak on sobie to w ogóle wyobrażał. Tak też po pożegnaniach z resztą uczniów, Potter, Black i Lupin ozsyali w szkole by spędzić miło razem święta. Siedzieli razem we trójkę właśnie w pokoju. Był wieczór. Nie chciało im się spać, więc zajadali się słodyczami i rozmawiali.
- Jak oni mogli tyle przesunąć nasz mecz? - oburzył się James.
- Normalnie. Nikt w taką pogodę nie organizuje takich rzeczy. - odpowiedział mu Remus.
- No ale... Dlaczego? - powiedział piskliwym głosem okularnik.
- Oj nie marudź Rogacz. To tylko gra. Weź się ogarnij. - skomenotwał Syriusz, który miał dzisiaj wyjątkowo zły humor.
- A ciebie co ugryzło? Zachowujesz się jakbyś miał kija w dupie. - odezwał się James.
- Nic. Wszystko w jak najlepszym porządku. - powiedział przez zęby.
Tak naprawdę nic nie było w porządku. Lupingo dzisiaj ZNOWU unikał. Zaczynało go to serio przytłaczać. Już chyba by wolał gdyby ten po prostu z nim zerwał, te ciche dni strasznie go irytowały.
- Na pewno wszystko okej? - zapytał po chwili niepewnie Remus.
- Ty mi powiedz. - nie mógł się powstrzymać od rzucenia takim komentarzem.
- To znaczy? - zapytali jednocześnie James i Remus zdezorientowani.
- Od ponad miesiąca zachowujesz się jakbym nie istniał. Unikasz mnie, a gdy pytam o co chodzi to zbywasz mnie. - odezwał się.
- To może ja pójdę zobaczyć czy Carter siedzi w Pokoju Wspólnym. - powiedział James nie chcąc się wtrącać w och sprawy, a widział, że coś jest na rzeczy.
James szybko wyszedł z pokoju, a pozostała dwójka gryfonów przez dłuższą chwilę się do siebie nie odzywała.
- Chcesz zerwać? - zapytał bez zahamowań Syriusz.
- Co!? - krzyknął Remus i wstał z podłogi patrząc zaskoczony na swojego chłopaka.
- Słyszałeś. - Syriusz unikał spojrzenia szatyna.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - oburzył się zielonooki.
- Skąd? Skąd!? Ty się jeszcze pytasz? Unikasz mnie, nie spotykamy się już, nie okazujesz uczuć. Jeśli znudziłem Ci się to mi to po prostu powiedz. - krzyczał Syriusz.
- Nie znudziłeś mi się do cholery! Wiesz co do Ciebie czuję! - odkrzyknął mu szatyn.
- Ja już nic nie wiem! Nic mi nie chcesz mówić! Zbywasz mnie za każdym razem gdy chce zacząć rozmowę!
- To nie prawda. Zresztą nieważne.
- Właśnie! Zawsze jest nieważne. Co ci jest? O co Ci chodzi.
- Ja... - zaczął Remus powstrzymując swoje załamanie.
- Co ty?
- Ja już tak nie mogę. - w końcu wyznał to co od dłuższego czasu go dusiło.
- Czego nie możesz? Być ze mną? Przestałeś tak nagle z dnia na dzień mnie kochać?
- To nie tak! Cholera Black kocham Cię okej? Kocham Cię jak nikogo innego. - odezwał się i podszedł do bruneta, złapał jego dłonie.
- Więc o co chodzi. - powiedział zrezygnowamy brunet.
- O to, że nie mogę tego znieść. Tych szeptów, pogłosek, plotek. Tego, że nas nie akceptują i nie tolerują. - prawie mu to wykrzyczał.
- Chodzi o to co mówią ślizgoni? Remus rozmawialiśmy o tym. Przecież zdanie innych Cię nie obchodziło. Czemu nagle ta zmiana? - zapytał patrząc mu w oczy.
- Bo... Bo ja... Ja się boję. Boję się, że znowu będę musiał ukrywać swoje uczucia. Że nie tylko swoją chorobę będę musiał chować przed innymi.
- Remus... - zaczął i położył mu dłoń na policzku. - Cokolwiek inni uważają, nie przejmuj się. Masz mnie i naszych przyjaciół. Możesz liczyć na nasze wsparcie. Wiesz, że Cię kocham.
- Wiem. I to mnie boli. Odtrącam Cię, unikam, bo nie chcę podsycać ich nastrojów. Gdy nas widzą razem odrazu zaczynają się szepty.
- Za bardzo dramatyzujesz. - skomenotwał i pociągnął go na łóżko.
Remus opadł na nie tuż obok Syriusza. Ten spojrzał na niego i delikatnie się uśmiechnął. Przejechał dłonią po policzku szatyna i zatrzymał się na wargach, kreśląc na tej dolnej małą linię kciukiem.
- Musisz mi zaufać. Skoro mówię, że nas w końcu zaakceptują to to zrobią, rozumiesz? - zapytał brunet.
Remus spojrzał na niego. Widać było, że się nad czymś chwilę zastanawia, po czym niepewnie kiwnął głiwą.
- Ufasz mi? - zapytał.
- Ufam. - odpowiedział mu szybko Remus.
- Kochasz mnie?
- Kocham.
- To mnie pocałuj.
Remus spojrzał na niego z politowaniem, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego się na twarz. Remus nachylił się i delikatnie musnął wargami usta bruneta. Syriusz nie tego się spodziewał. Takie coś? Za takie coś to powinno się być zamykanym w Azkabanie. Podniósł się na dłoniach, które szybkim ruchem przeniósł tak, by pomiędzy była głowa szatyna. Zawisł na nim i spojrzał na niego wnikliwym spojrzeniem. Remus uśmiechnął się ciepło. Syriusz nie czekając na żaden komentarz przywarł do niego ustami. Skradł mu bardzo gwałtowny, naprawdę namiętny i wyjątkowo długo pocałunek. Trwał by w nim dalej gdyby nie fakt, że brakowało mu powietrza, a poniżej podbrzusza poczuł lekkie łaskotanie i za bardzo się bał, że może pobudzić coś śpiącego do życia. Remus spojrzał na niego jeszcze raz i już był pewny, że ufał mu stu procentowo. Może faktycznie nie było czym się przejmować? W końcu przyjaciele, których cenił akceptowali ich związek.
- Lepiej? - zapytał Syriusz dalej widząc nad twarzą szatyna.
- Tak. Dziękuję Łapo. - odezwał się lekko zachrypniętym głosem, co Syriusza naprawdę obruszyło.
Przeszedł go przyjemny dreszcz i w duchu upomniał się za taką reakcję. Jeszcze chwilw i będzie miał pewien kłopot, z którym w tej sytuacji będzie sobie ciężko poradzić. Ostatni raz szybko cmoknął usta zielonookiego i podniósł się do siadu. Remus chwilę oddychał szybko widząc nowy błysk w oczach Syriusza. To nie były iskierki rozbawienia, czy zwykłe ciepłe uczucia. Widział taki wzrok tylko raz, gdy Syriusz pewnego razu pocałował go i chwilę później uciekł do łazienki, tłumacząc, że ma chory pęcherz, ale tak naprawdę Remus zauważył pewną niecodzienną zmianę w wyglądzie chłopaka. Mianowicie coś bardzo chciało się ujawnić w jego spodniach i właściciel raczej tego nie chciał. Na to wspomnienie Remus zaczerwienił się i spojrzał uważnie na Syriusza. Wiedział doskonale co to oznacza. Był w takim wieku, że te rzeczy zaczynały go interesować. I choć nadal nie był tego wszystkiego pewny, a przede wszystkim targały nim emocje i uczucia, to i tak wiedział jedno. Coś co go jednocześnie zaskakiwało, przerażało, ale także intrygowało i ciekawiło. Widział to w spojrzeniu bruneta. Remus nie był glupi, wiedział co oznacza ten błysk w oczach szarookiego. Jego chłopak, Syriusz Orion Black najzwyczajniej w świecie się podniecił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top