ROZDZIAŁ 31.

SYRIUSZ I REMUS

Remus i Syriusz w końcu nie wyrobili się na śniadanie, jednak zbytnio tym się nie przejmowali. Lekcje mijały im zaskakująco szybko. Remus postrał sie nie skupiać na patrzeniu na Syriusza, a na wyciąganiu wiedzy z lekcji, natomiast brunet bezwstydnie nie widział niczego poza szatynem i nie zwracał zbytnio uwagi na to co dzieje się na świecie. Cały dzień spędzili na ostatnich przygotowaniach do jutrzejszej zabawy. Po ostatnich lekcjach, tuż przed kolacją Huncwoci udali się do dormitorium zostawić rzeczy. James i Peter ruszyli odrazu do Wielkiej Sali, a Syriusz został zaciągnięty do biblioteki, by Remus mógł oddać książki. No w sumie nie zaciągnięty. Sam tego chciał. Potem odrazu ruszyli na kolację. Wchodząc już do Wielkiej Sali oczywiście spóźnieni niespodziewanie wpadli na brata Syriusza, który z szybkim "przepraszam" chciał ich wyminąć, jednak starszy Black szybko złapał go za rękaw szaty i pociągnął do oddzielnego korytarza.

- Zostawię was samych. - powiedział Remus i sam ruszył do Wielkiej Sali.

Gdy odszedł Syriusz w końcu puścił szatę brata. Spojrzał z chęcią mordu w oczach. Regulus miał tak samo wrogie spojrzenie jak on.

- Co robiłeś wtedy w sali? Z Smarkeusem? - zapytał przez zaciśnięte zęby starszy z braci.
- Myślę, że już sam się domyśliłeś. - odpowiedział mu bez emocji.
- Ty myślisz? Po ostatnich twoich wybrykach szczerze w to wątpię.
- Zaciągnąłeś mnie tu, by mnie obrażać?
- By przemówić ci do rozumu. Rosier, Avery, Mulciber, Wilkes, a nawet Snape to nie jest ekipa dla ciebie.
- Bo ty tak mówisz? Nie znasz ich.
- Znam wystarczająco, by wiedzieć, że najważniejsze jest dla nich służenie Sam Wiesz Komu i bawienie się czarną magią. To oni cię do tego zmusili?
- Do niczego nikt mnie nie zmusił. Sam wybrałem! Rodzice uważają podobnie jak oni!
- Rodzice tak? Czyli jak oni ci będą kazać dołączyć do Śmierciożerców to dołączysz?
- Jestem pewny, że rodzice nie mieliby nic przeciwko. Powinieneś być posłuszny regułom naszej rodziny i także to zaakceptować. - mówił, a Syriusz powoli przestawał poznawać własnego brata.
- Co ty pieprzysz? Może mi jeszcze powiesz, że zabicie tych mugoli i czarodziejów było dobrym pomysłem.
- Jest to dość brutalny sposób, ale chyba jedyny, by oczyścić świat ze zdrajców krwi.
- Kim jesteś? - zapytał czując, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa. - Co zrobiłeś z moim bratem?
- To ciągle ja. Przymykałem oko na twoje zachowanie, ale rodzice mają rację. Czas twojego buntu powinien już się skończyć. Czemu nie możesz zaakceptować tego kim jesteś i kierować się zasadami rodu Blacków albo Sam Woesz Kogo?
- Czemu? Jeszcze pytasz? Myślisz, że pozwolę by niewinni zostali zabici, bo jakiś chory zwyrol stwierdził, że świat musi pozbyć się nieczystości krwi?
- Czyli wybrałeś już stronę. - powiedział smutno.
- Wybrałem i mam nadzieję, że ty wybierzesz taką samą. Nie chcę stracić brata.
- Już dawno mnie straciłeś. Chciałeś żyć jak chcesz i niczym się nie przejmować. Rodzice mieli rację.
- No tak. Zawsze wierny rodzince. Nawet nasi rodzice nie są tak głupi by przystać do świty Śmierciożerców. Najwidoczniej myliłem się, że przejrzysz na oczy i uda mi się ciebie sprowadzić na ziemię.
- Łazisz ze szlamami i chcesz mnie pouczać? Myślisz, że fajnie widzieć jak gadasz z tą rudą Evans. Albo nawet jak latasz za tym półkrwi kujonem, Lupinem? Jesteś typowym zdrajcą krwi!
- Nie wciągaj w to moich przyjaciół. Szczególnie Remusa. Nie masz prawa o nim mówić. Gadaj czego szukałeś wtedy w klasie. - mówił Syriusz przypierając Regulusa do ściany.
- Dowodów, że nie jest taki jak każdy uważa. Snape myśli, że ukrywa coś przed innymi. Te zniknięcia, choroby, sam wiesz, że to podejrzane.
- Ma chorą matkę.
- Ta. Oszukuj się dalej. Snape na pewno dowie się prawdy.
- Zostawcie... Go... W spokoju. - mówił przez zaciśnięte zęby jeszcze bardziej przygniatając Regulusa do ściany.
- A co? Może się zakochałeś? Nie od dziś wiem, że nie tylko dziewczyny Cię interesują. Nie dość, że buntownik to dodatkowo pedał. - kontynuował.
- Nawet jeśli, to o żadnym z moich przyjaciół nie masz prawa powiedzieć złego słowa. Możesz sobie wierzyć w to co ci rodzinka, Rosier czy inni zwolennicy tego idioty wmawiają, ale wiedz, że będziesz tego żałować. - powiedział i puścił go.
- Nie. - mówił rozmasowywując sobie skronie. - To ty Syriuszu będziesz żałować.

Powiedział i wyminął go. Czyli tak to miało wyglądać? Chciał porozmawiać z bratem. Wyjaśnić wszystko na spokojnie. Nie tylko okazało się, że pomagał wtedy Snape'owi, ale też był zwolennikiem Voldemorta. Jakim cudem nie zauważył tego wcześniej? Zawsze był z bratem blisko. Kochał go. Kiedy zaczął go tracić? Czy właśnie całkowicie go stracił? Po raz kolejny pozwolił kilku pojedynczym kroplom łez upaść na posadzkę. Otrząsnął się w miarę i z wewnętrznym załamaniem ruszył do Wielkiej Sali. Wszedł i odrazu został zauważony przez gryfonów, on natomiast szedł przed siebie.

- Black jak tam rozmowa z braciszkiem!? - krzyknął do niego od stołu ślizgonów Evan Rosier.

Syriusz wyminął przyjaciół i ominął całkiem stoły kierując się do tego ślizgonów. Nauczyciele zaniepokojeni widząc gdzie zmierza uczeń zaczęli wstawać z miejsc. Tak samo postąpili James, Peter i przede wszystkim Remus, który już zdążył powiedzieć im o tym, że Syriusz poszedł rozmawiać z bratem. Szatynowi nie podobało się zachowanie bruneta i jak najszybciej musiał dowiedzieć się jak poszła rozmowa. Syriusz nie widział i nie słyszał niczego. Był tak wściekły, że nie był w stanie nad sobą zapanować. Przy stole ślizgonów nie było jego brata, co w sumie miał gdzieś. Podszedł do ich stołu, a gdy Rosier go zauważył, wstał z nieodgadnionym wzrokiem (czyżby dumny z pokłócenia braci?). Remus, James, Peter i nauczyciele byli w połowie drogi, między uczniami atmosfera gęstniała. Cała sala zastygła patrząc na dwójkę uczniów stojących naprzeciw siebie. Syriusz nie silił się na rzucanie zaklęć, nawet nie raczył wyjąć różdżki z kieszeni. Chciał to załatwić tu i teraz. Zamachnął się prawą ręką złożoną w pięść i z całym impetem wymierzył cios w twarz Evana Rosiera. Chłopaka aż odepchnęło do tyłu i upadł na ziemię. Wszyscy uczniowie wstali ze swoich miejsc, niektórzy pisnęli inni zaczęli dopingować. Nim nauczyciele zdążyli do nich podejść, Rosier zdołał otrząsnąć się z szoku i wstać na nogi. W jego oczach była istna furia. Wyjął z kieszeni różdżkę i wycelował w bezbronnego Syriusza.

- Dręt.... - zaczął.
- Expelliarmus! - krzyknął i machnął różdżką Remus, który razem z Jamesem i Peterem zdążył dotrzeć do bruneta.

Różdżka wyleciała z ręki ślizgona i łukiem w powietrzu poleciała do szatyna, który bez problemu ją złapał. W tym właśnie momencie do grupy uczniów podbiegli nauczyciele z dyrektorem na czele. Rosier chciał rzucić się na Blacka, ale został zatrzymany przez nauczyciela od eliksirów.

- Panowie Black i Rosier natychmiast do ganinetu! - huknął na całe gardło dyrektor, widać że był zdenerwowany.

Dwójka uczniów została wyprowadzona przez nauczycieli, którzy pilnowali, by byli zdala od siebie. Remus patrzył przerażony na Syriusza. Nie wiedział czy był dumny, wściekły czy załamany jego zachowaniem. Nawet zapomniał o tym, że dalej trzyma różdżkę Rosiera. Wybiegł z Wielkiej Sali chcąc dogonić nauczycieli i zwrócić im własność ślizgona. Dopiero na Korytarzu Gargulca na drugim piętrze. Dziękował sobie za to, że doskonale wiedział gdzie znajduje się gabinet dyrektora. Przy wejściu do gabinetu obok gargulca stali Rosier, Black, dyrektor i opiekunowie domów lwa i węża - McGonagall i Slughorn.

- Profesor McGonagall! - krzyknął gdy wszedł na korytarz.
- Remus? - zapytał cicho Syriusz i odwrócił się by na końcu korytarza zobaczyć szatyna.
- Panie Lupin, co pan tu robi? - zapytał zdumiony i zdziwiony dyrektor.

Syriusz był tak samo zaskoczony jak reszta grupy. Rosier był zdziwiony, że widzi tu Lupina, w końcu umiejcowienie gabinetu dyrektora było tajemnicą. Szarooki ciągle patrzył na szatyna, jednak ten nie raczył go teraz spojrzeniem. Cicho tylko podszedł do nauczycieli i wyciągnął różdżkę Rosiera.

- Dobrze, że tak szybko zareagowałeś wtedy z zaklęciem rozbrajającym. - odezwała się McGonagall i odebrała od szatyna różdżkę Evana. - A teraz wracaj do pokoju, dzisiaj nie macie z Lily obchodu.
- Muszę przyznać, że zadziałanie wtedy zaklęciem było wyjątkowo mądre. Dlatego przyznaję 5 punktów Gryffindorowi. - dodał dyrektor i mrugnął do niego jednym okiem.

Remus uśmiechnął się ciepło, jednak uśmiech ten był bardziej wymuszony. Ciągle przejmował się Syriuszem. Spojrzał na chłopaka, który patrzył na niego, ciepło i pokrzepiająco się uśmiechnął.

- Do widzenia i dziękuję. - odpowiedział dyrektorowi i nauczycielom po czym ruszył schodami w dół.

Reszta po wypowiedzeniu hasła przez dyrektora udała się spiralnymi schodami na górę. Dyrektor wpuścił ich do pomiesczenia i oparł się o biurko patrząc wyzywająco na dwójkę uczniów.

- Kto chce zacząć? - zapytał sięgając po cytrynowego dropsa.
- Panie dyrektorze. - odezwał się Rosier. - To ten tu się na mnie rzucił bez powodu.
- Sprowokowałeś mnie. Wiedziałeś, że rozmawiam z bratem i że się pokłócimy.
- Nic takiego nie zrobiłem. - krzyknął. - Było liczyć się z tym, że Reg przejrzy na oczy.
- Przejrzy na oczy? To znaczy, że przyłączy się do zwolenników tego zwyrola i będzie wam dupę lizał?
- Panie Black słownictwo! - upomniała go McGonagall.
- On przynajmniej nie wstydzi się swojego rodu.
- Wstydzę się, bo ich ideały są obrzydliwe i niegodne naśladowania.
- Proszę o spokój. Jeszcze raz. O jaką rozmowę chodzi Syriuszu? - zapytał dyrektor.
- Rozmawiałem z bratem o pewnej sytuacji i jego zachowaniu i o tym, że Rosier, Avery, Mulciner, Snape i Wilkes to nie jest towarzystwo dla niego. Wściekł się i powiedział bym nie wtrącał się, bo sam jestem zdrajcą krwi.
- A niby nie jesteś? Zadajesz się ze szlamami. - stwierdził Rosier nie zważając na nauczycieli.
- Panie Rosier minus 10 punktów. Nie tolerujemy w tej szkole stawiania czystości krwi ponad wszystko. - odpowiedziała mu McGonagall.
- Pf. - prychnął w odpowiedzi.
- A potem był ten komentarz Rosiera na całą Wielką Salę i po prostu nie wytrzymałem. Trzeba mu było wyprostować ten krzywy ryj. - odezwał się.
- Zamkij się pedale! - krzyknął do niego i gdyby nie Slughorn to by się na niego rzucił.
- Nie o kwestii orientacji jest mowa. - upomniał chłopaka dyrektor i spojrzał znacząco na Syriusza. - Bójka nie jest rozwiązaniem. Tak samo rzucanie zaklęć na bezbronnych panie Rosier. Musimy wyciągnąć konsekwencje. Minus 50 punktów dla każdego za brak poszanowania zasad regulaminu i naganne zachowanie. Szlaban przez tydzień, pan Rosier z naszym woźnym - Argusem Filchem, a pan Black z naszym klucznikiem i gajowym - Hagridem.
- I myśli pan, że odpuszczę temu pedałowi? - oburzył się Evan.
- Upominałem już pana. Temat orientacji pana Blacka nie jest teraz najważniejszy.

Dopiero teraz w głowie Syriusza zapaliła się lampka. Cholera. Rosier wiedział o nim i o Remusie. W sumie myśląc tak o tym stwierdził, że ma na to wywalone.

- Przepraszam za uderzenie tego idioty. - odezwał się po chwili Syriusz widząc wyczekujące miny nauczycieli i dyrektora.
- Nie trzeba używać ozdobników zdań panie Black. - odezwał się do tej pory siedzący cicho Slughorn. - A pan Rosier ma coś do powiedzenia?
- Nie mam. - oburzył się piorunując wszystkich spojrzeniem. - Mogę już iść?
- Podobne poczynania będą miały poważne skutki. Za takie zachowanie grozi wydalenie ze szkoły. Mam nadzieję, że panowie to rozumieją. - odpowiedział im dyrektor, a gdy pokiwali głowami dodał. - Może pan iść, a z panem Blackiem chcę jeszcze porozmawiać.

Evan Rosier nawet nie raczył nauczycieli zwykłym "do widzenia", tylko wyszedł z gabinetu trzaskając za sobą drzwiami. Syriusz patrzył jak McGonagall i Slughorn opuszczają pomieszczenie i przeniósł wzrok na dyrektora, który karmił jakimś nieznanym Syriuszowi zielskiem swojego feniksa. Gdy skończył spojrzał na chłopaka, który rozglądał się po pokoju i myśląc, że taka biblioteka na pewno przypadłaby Remusowi do gustu. Uśmiechnął się na tą myśl.

- Książki to skarbnice wiedzy. Dlatego niektórzy tak je uwielbiają. - odezwał się dyrektor zwracając na siebie uwagę chłopaka.
- O czym chciał pan ze mną porozmawiać? - zapytał niepewnie.
- Co miał na myśli pan Rosier używając zwrotu "pedał" do twojej osoby? - zapytał dyrektor siadając za swoim biurkiem.
- To co powinien. - powiedział cicho opuszczając głowę. - Lubię w ten sposób nie tylko dziewczyny, ale i facetów.
- I pan Rosier o tym wie? - zapytał sięgając po kolenego dropsa.
- Musiał się domyślić.
- I przejmujesz się jego zdaniem? - zapytał. - Jesteś mądrym czarodziejem, czy nie warto przymknąć na to oko?
- Dla mnie oczywiście. Tylko...
- Tylko? - powtórzył dyrektor gdy Syriusz się przez dłuższą chwilę nie odezwał.
- Tylko... Chodzi o to, że osoba, która dla mnie coś znaczy boi się braku akceptacji ze strony innych.
- Chodzi o pana Lupina prawda? - zapytał patrząc na chłopaka z nad szkiełek okularów.
- Skąd...
- Jestem dyrektorem, dużo widzę. Posłuchaj mnie. Jeśli uważasz, że jest to prawdziwe uczucie i jesteś go pewny, to nie musisz się obawiać. Tak samo powinieneś powiedzieć panu Lupinowi. - odezwał się i mrugnął mu jednym okiem.
- Czemu pan ze mną o tym rozmawia? - zapytał po chwili.
- Byś nie żałował czegoś, czego nie odważyłeś się powiedzieć bądź zrobić. A teraz uciekaj spać, jutro wielki bal. - powiedział zadowolony. - I nie angażuj się już w bójki.
- Wie pan, że nienawidzę rodziny i ich zasady czystości krwi. Nie umiem siedzieć cicho jak mój brat chce dołączyć do... - Syriusz nie musiał kończyć, dyrektor zrozumiał.
- Czasem nie ważne, że czegoś chcemy, czasem musimy się pogodzić, że to tracimy. - odpowiedział.

Syriusz tylko kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił do dyrektora.

- Dziękuję i do widzenia. - odezwał się i wyszedł.

Dumbledore patrzył jak drzwi się zamykają. Westchnął cicho i smutno się uśmiechnął. Spojrzał na swoją różdżkę. Czarna różdżka. Niby najpotężniejsza na świecie, a mu przynosząca tylko cierpienie i smutne wspomnienia. Otworzył tajemną skrytkę w swoim biurku, na której dnie leżał naszyjnik, który nie tylko był symboliczny, ale także przypominający, że pewne rzeczy, takie jak miłość nieważne jak stara, są niezniszczalne i niezapomniane, nawet jeśli człowieka wyniszczają powoli od środka. Ostrożnie wziął go do ręki.

- Nie ma większego smutku od wspomnienia prawdziwej miłości, gdy wiemy, że jest na zawsze utracona. - powiedział cicho, w dłoni trzymając srebrny łańcuszek z symbolem Insygniów Śmierci. - W końcu w życiu robimy wszystko Dla Większego Dobra.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top