ROZDZIAŁ 18.
SYRIUSZ I REMUS
Syriusz wstał rano, a razem z nim myśli o wczorajszej rozmowie z Potterem. Czy naprawdę był w stanie zrezygnować z uczucia, którym darzył szatyna? Czy mógł po prostu zapomnieć o nim i skupić się na kimś innym? Czy w ogóle było to możliwe?
- Łapo wstawaj! - krzyknął na cały pokój Potter wyrywając całkowicie szarookiego z rozmyślań.
- Przecież nie śpię! - oburzył się chłopak.
- Ale dalej leżysz w łóżku. Wstawaj! Dzisiaj po zajęciach pierwszy trening nowej drużyny. - mówił podekscytowany okularnik.
- To tylko trening. - powiedział Black, zsuwając się powoli z łóżka na podłogę.
Przetarł zaspane oczy i przeczesał palcami włosy. Gdy w końcu przestał mieć czarne mroczki rozejrzał się po pokoju. Potter... Nie tego nie chciałby nikt widzieć... Potter stał na swoim łóżku w lekkim rozkroku opierając dłonie na biodrach... Był ubrany w czerwone bokserki z jego nazwiskiem, które powinno być tam gdzie jest pionowy uśmiech i gdzie słońce nie dochodzi. Dodatkowo na nogach miał swoje skarpety w znicze. To był jego strój.
- Twoje gacie są źle założone. Wydaje mi się, że ten lew powinien być z przodu. - odezwał się Remus, który także dopiero co wstał.
Lupin zazwyczaj wstawał wraz ze wschodem słońca, jednak dzisiaj pozwolił sobie na dłuższy sen przez lekki ból głowy. Szatyn siedział na swoim łóżku opierając się o zagłówek i spoglądając na okularnika z mieszaniną wstrętu, zaskoczenia i pełnej przyzwyczajenia miny. Peter jeszcze słodko spał, a Syriusz... Oh Syriusz właśnie mu się przyglądał. To była prawda. Odkąd sztayn się odezwał, brunet zaczął go obserwować. Największym zdziwieniem był brak zawstydzenia, gdy Potter stał przed nimi półnagi. W końcu Remus należał do tych, których takie rzeczy gorszą. Patrząc sobie w oczy, Syriusz mógłby przyznać, że akcja "tylko przyjaciele" będzie wymagała od niego więcej zachodu niż wszystkie inne jego pomysły.
- O kurde faktycznie! - do rzeczywistości obu gryfonów przywrócił głos Pottera. - Dobra zajmuję łazienkę, a wy obudźcie Glizdka.
- Chciałbym mieć tak mocny sen jak Pettigrew. - odezwał się Syriusz gdy Potter wbiegł do łazienki i zamknął drzwi.
- To mogłoby być przydatne... - powiedział Remus rozmasowując sobie skronie, by pozbyć się uporczywego bólu, nie uszło to uwadze Syriusza.
- Wszystko okej Remi? - zapytał i wstał z miejsca.
- Tak wszystko okej. Dobra obudź Petera, a ja się przebiorę. - powiedział i zasłonił sobie łóżko.
Syriusz martwił się trochę o swojego przyjaciela, ale nie chciał go dopytywać. Podszedł do blondyna i uderzył go poduszką.
- Pobudka Glizdogon! - krzyknął na całe gardło.
- O mamo! Nie śpię, ja wcale nie śpię! - Pettigrew wstał gwałtownie i spojrzał na powód zamieszania. - Czy ty jesteś normalny? - zapytał oburzony rodzajem pobudki.
- Raczej nie. Wstawaj, zaraz idziemy ja śniadanie.
- Ooo Pete, obudzili Cię? - zapytał James wchodząc do pokoju.
- Jak widać. - skomentował blondyn i zwlókł się z łóżka.
Remus w tym czasie szukał czegoś w kufrze. Jego koszula nie była jeszcze zapięta i ku zadowoleniu Syriusza ukazywała jego umięśniony brzuch. James złapał Blacka na podglądaniu szatyna, a gdy ten spojrzał na niego to brwi okularnika podniosły się kilka razy w górę.
- Yyy to... to teraz ja za... zajmuję łazienkę. - jąkał się szukając jakichś ubrań po czym w pośpiechu wyszedł do łazienki.
Cała czwórka gdy już w pełni się ogarnęła ruszyła na śniadanie, jednak tylko Remus wziął ze sobą książki (takie jego przyzwyczajenie). Usiedli na swoich miejscach i bez zbędnych rozmów zaczęli sobie nakładać jedzenie. Wszyscy oprócz Remusa, którego znowu dopadł brak apetytu. Czuł się dzisiaj źle i nie wiedział dlaczego. Skutki byłej pełni już dawno powinny ustąpić, a te przyszłej jeszcze nie powinny się objawiać.
- Znowu nie jesz? Chcesz moją konapkę? - zapytał lekko zmartwiony Syriusz.
- Nie jestem głodny. - urwał szatyn i wypił kubek soku dyniowego, a potem wstał z miejsca. - Idę jeszcze do biblioteki, spotkamy się na zajęciach.
- Ale... - krzyknął za nim szarooki jednak chłopak zdążył już wyjść z Wielkiej Sali.
SYRIUSZ
- Wiecie co z nim? - zapytał Syriusz pozostałą dwójkę gryfonów.
- Nie. - odpowiedzieli wspólnie.
Syriusz zastanawiał się czy miało to związek z ich wczorajszą rozmową, albo z samopoczuciem szatyna. Obie kwestie nie były zbyt uspokajające. Musiał dowiedzieć się o co chodzi. Miał już wstać i wyjść gdy w Wielkiej Sali zjawiły się dziewczyny na czele z Lily.
- Evans! - krzyknął Syriusz, a gdy dziewczyna do niego podeszła dodał. - Widziałaś Remusa?
- Tak. Minęłam się z nim na schodach, nie wyglądał za dobrze, jest chory? - mówiła rudowłosa martwiąc się o kolegę.
- Mówił coś?
- Nic, tylko, że idzie do biblioteki. Marlene poszła z nim.
- Marlene? Że McKinnon? - zapytał zaskoczony Syriusz.
- A znasz inną? Ta Marlene. Jest w dobrych rękach, a teraz przepraszam, ale chce zjeść śniadanie.
Wtedy Lily wyminęła chłopaka i usiadła przy stole gryfonów. Syriusz spojrzał po swoich towarzyszach i także opadł na ławkę. Byli w podobnym szoku co on. Czyżby szatyn źle się czuł i to przed nimi ukrywał, a zgodził się spędzić czas z dziewczyną? To bardzo, bardzo nie podobało się brunetowi.
- Idziemy do biblioteki. - odezwał się.
- Skoro nie zaprosił nas tylko Marlene to może lepiej się nie mieszać? - zapytał cicho Peter.
- Nie! Musimy iść! - mówił Syriusz lekko podniesionym głosem i wstał z miejsca.
- Nie. - powiedział James podnosząc się z miejsca i kładąc dłoń na ramieniu bruneta. - Łapo może Remus chce pobyć trochę sam, jeśli nam nic nie mówi? Wiesz jak z nim jest. Lepiej nie naciskać.
- A co jeśli się źle czuje?
- Na pewno nam powie jak będzie źle. Dobra kończ jeść i idziemy do dormitorium po książki, a potem na Zielarstwo.
- Nie podoba mi się to. - powiedział cicho Syriusz, tak by nikt go nie usłyszał.
REMUS
Remus wyszedł z Wielkiej Sali. Nie chciał by jego przyjaciele traktowali go jak chorego, bo tylko bolała go głowa. Musiał odpocząć, a jednym z niewielu sposobów, które mu pomagały były wizyty w bibliotece. Tak więc wchodził właśnie po schodach gdy natknął się na dziewczyny.
- Remus? A ty nie na śniadaniu? - zapytała Marlene.
- Jak widać. - chłopakowi naprawdę nie chciało się z nikim rozmawiać.
- Dobrze się czujesz? Źle wygladasz. - odezwała się Lily patrząc na przyjaciela zmartwionym spojrzeniem.
- Jest okej. - odezwał się i zrobił delikatny uśmiech.
- Gdzie idziesz? - zapytała Dorcas.
- Do biblioteki.
- Oh.. mogę iść z Tobą? Muszę sprawdzić jedną książkę.
- Doprawdy? Jaką? - zapytała Lily wiedząc, że żadnej książki nie ma, no chyba że o tytule "Remus Lupin".
- Nieważne Lily. Zobaczymy się na zajęciach. - odezwała się dziewczyna i pociągnęła za rękę zdezorientowanego szatyna w stronę biblioteki.
Remus nie protestował. No dobra. Nie miał nawet jak protestować. Wpadli do biblioteki i przywitał się tylko z bibliotekarką, a potem został zaprowadzony do stolika w środku biblioteki - jedynego, którego tak bardzo nie lubił. O tej porze zawsze to miejsce było puste, dopiero po lekcjach albo na dłuższych przerwach uczniowie się tu pojawiali. Usiadł i wyjął książki.
- Zamierzasz się uczyć? -- zapytała Marlene.
- Jak widać. - odpowiedział i zlustrował ją wzrokiem. - A ty?
- Ja? Oh ja chciałam pogadać o... o balu. - mówiła i się lekko zarumieniła.
- Co z nim? - zapytał od niechcenia i chęci pozbycia się ludzi dookoła.
- No bo ja... ja mam już strój... i wiesz... chciałam byś się do niego jakiś dopasował.
- A nie sądzisz, że powinniśmy takie rzeczy uzgodnić przed dobraniem jakiegokolwiek stroju?
- Tak, ale tak mi się spodobał, że nie mogłam go nie kupić.
- Więc co to za strój?
- Coś na styl feniksa. Czerwona sukienka z dorysowanymi płomykami i krótki tren z tyłu przypominający skrzydła.
- Co to tren? - tylko tyle zdołał wyciągnąć z całej wypowiedzi, czuł się coraz gorzej.
- To materiał przedłużający suknie.
- Oh. Dobrze Marle. Postaram się dopasować strój do twojego, a teraz przepraszam, ale muszę... - spróbował wstać, ale zakręciło mu się w głowie i upadł obok stolika.
- Remus? Wszystko okej? - zapytała lekko zaniepokojona podchodząc szybko do szatyna.
- Co to za krzyki? - podeszła do nich pani Pince, a gdy zauważyła Remusa szybko do niego podbiegła. - Wszystko dobrze chłopcze?
- Trochę źle się czuję.- odpowiedział ledwie kontaktując.
- Trzeba zabrać go do skrzydła. Ty wracaj na lekcje, powiadomie kogo trzeba, czemu pana Lupina nie ma na zajęciach. - powiedziała i wyciągnęła różdżkę. - Mobilicorpus!
- Mogę iść sam! - powiedział szatyn unosząc się kilka stóp nad ziemią.
- No dobrze. - powiedziała bibliotekarka i opuściła go delikatnie na ziemię. - Jednak będę Cię asekurować.
Wzięła szatyna pod ramię i wyszła razem z dwójką gryfonów z biblioteki. Przeszli przez korytarze. Uczniowie, których mijali patrzyli się na nich dziwnie, ale nic nie mówili. Na schodach Wieży Szpitalnej, szatyna i bibliotekarkę opuściła Marlene, która pobiegła na zajęcia. Pani Pince wprowadziła chłopaka do skrzydła i tam odrazu podeszła do nich pani Pomfrey.
- Pan Lupin? Co tym razem? - zapytała.
- Zasłabł w bibliotece i dodatkowo ma wysoką gorączkę.
- Połóż się na łóżku, dziękuję Irmo za przyprowadzenie go. - odezwała się i wyciągnęła różdżkę, by sprawdzić zaklęciem jakie ma objawy.
Bibliotekarka wyszła z sali, a pani Pomfrey po krótkim badaniu stwierdziła, że wygląda to na zapalenie po urazie głowy. Pogała mu kilka eliksirów, potem użyła jakiegoś zaklęcia. Remusowi odrazu zrobiło się lepiej.
- Muszę tu zostać? - zapytał pielęgniarki.
- Powinien pan odpocząć, ale widzę, że chce pan wracać do przyjaciół. Dam panu na wszelki wypadek eliksir pieprzowy, gdyby pojawiły się objawy grypy.
- Dziękuję pani. - powiedział i wstał z łóżka.
Po dostaniu eliksiru i wzięciu swoich rzeczy wyszedł ze skrzydła. Nawet nie odczuł, że był tam prawie dwie godziny, co oznaczało, że ominęły go dwie lekcje Zielarstwa i teraz miał Transmutację. Musiał się pośpieszyć, bo lekcja już się zaczęła. Szybko przeszedł przez korytarze i w końcu stanął przed salą. Złapał za klamkę.
SYRIUSZ
Po śniadaniu udali się do dormitorium wziąć książki i ruszyli do cieplarni na zajęcia. Po chwili marszu byli już na miejscu. Syriusz rozglądał się za ich przyjacielem, jednak nie widział nigdzie ani jego, ani Marlene. Zaczął się niepokoić akurat w momencie" gdy dziewczyna wbiegła do sali z krótkim "Przepraszam za spóźnienie" i podeszła szybkim krokiem do nich. Spojrzała na Huncwotów z lekkim zmartwieniem, co według Syriusza nie zwiastowało niczego dobrego.
- Remus zasłabł i pani Pince wzięła go do skrzydła. - powiedziała najspokojniej jak umiała.
- Jak to zasłabł? - zapytał James, bo Syriusz był tak wstrząśnięty, że nie dałby rady wymusić z siebie jakiegokolwiek słowa.
- No siedzieliśmy i rozmawialiśmy i gdy próbował wstać to upadł i pojawiła się bibliotekarka. Zabrała go do skrzydła a mi kazała wracać na lekcje. - mówiła.
- I ty tak normalnie wróciłaś? - zapytał Syriusz oburzony, że nie był na jej miekscu i nie mógł być przy szatynie gdy ten źle się czuł.
- A co miałam zrobić? - zapytała lekko zdenerwowana tonem Blacka.
- Cokolwiek. - powiedział chłopak.
Dziewczyna w odpowiedzi fuknęła i odeszła do Lily, Dorcas i Mary. Syriusz sięgał już po rzeczy. Chciał jak najszybciej pójść do chłopaka.
- Zostań. - powiedział James zdejmując brunetowi torbę z ramienia. - Pomfrey i tak Cię nie wpuści.
- I mam tak siedzieć? - zapytał oburzony.
- A masz inne wyjście? Lepiej poczekać. - odezwał się okularnik.
- Po lekcjach go odwiedzimy. - odezwał się Peter.
Syriusz nie był zadowolony z ich pomysłu, ale kiwnął na zgodę głową. Nie skupiał się wcale na Zielarstwie. Nie słuchał nauczycielki, nie uczestniczył w zajęciach. Ciągle przejmował się szatynem. Gdy szli na Transmutację nawet słowem się nie odezwał do przyjaciół. Głowę zajmowały mu myśli o jego przyjacielu. Weszli do sali i usiedli w ławkach. Peter i James w ostatniej, a Syriusz sam przed nimi.
- Stary przestań się zadręczać. Pewnie się przeziębił i tyle. Dostanie od Pomfrey pieprzowego i wróci na lekcje. - odezwał się w końcu James.
- A co jeśli to coś poważnego? - zapytał.
- Na pewno nie. Dobra cicho, bo Minnie idzie.
McGonagall weszła do sali z lekko zmartwioną miną. Właśnie dowiedziała się od dyrektora, że Remusa może nie być na lekcjach, bo leży w skrzydle. Martwiła się o swojego jednego z najlepszych uczniów. Jednak musiała poprowadzić lekcję. Dzisiaj mieli nauczyć się jak sprawić, by jakieś zwierzę stało się niewidzialne. Na każdą ławke położyła pudełko z dwiema myszami. Syriusz przyglądał się zwierzątkom i cichp zaśmiał, po czym odwrócił do Petera.
- To twoja rodzina Glizdek? - zapytał i cała trójka zaczęła sie śmiać.
Już McGonagall miała zacząć im tłumaczyć na czym to polega, gdy usłyszeli uchylanie się drzwi i do pomieszczenia wszedł nikt inny jak Remus Lupin, a serce Syriusza zrobiło pełny obrót.
SYRIUSZ I REMUS
Remus niepewnie wszedł do sali i spojrzenie wszystkich padło na niego. Podszedł na początek do McGonagall chcąc wytłumaczyć swoje spóźnienie
- Przepraszam za spóźnienie, byłe...
- Dobrze się pan czuje? - weszła mu w słowo zaskoczona widokiem swojego ucznia na lekcji.
- Tak pani profesor.
- No skoro tak, to proszę siadać. Cieszę się, że panu nic nie jest. - powiedziała, a gdy szatyn odchodził uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
Remus niepewnie przeszedł obok ławek. Czuł wzrok wszystkich na sobie, jednak nie wiedział, że jedna para oczu obserwuje go bardzo, bardzo uważnie. Szatyn minął kilka stolików i zatrzymał się przy tym Syriusza. Spojrzał mu prosto w oczy.
- Mogę? - zapytał niepewnie wskazując na puste miejsce.
- Przecież to twoje miejsce. - brunet zaśmiał się nerwowo.
- No niby tak, ale...
- Panie Lupin proszę siadać i przestać rozmawiać z panem Blackiem.
Szatyn zarumienił się lekko i usiadł na miejscu. Starał się nie patrzeć na Blacka i słuchać o czym mówi McGonagall, jednak było to trudne, bo szarooki wcale nie krył się ze swoim jawnym obserwowaniem jego. W końcu po kilkunastu minutach lekcji nie wytrzymał i odwrócił swój wzrok w jego stronę.
- Musisz się tak gapić? - zapytał szeptem.
- Co to miało być? - brunet odpowiedział mu pytaniem pochylając się trochę w jego stronę.
- Co takiego? - zapytał zdezorientowany.
- To. Co tu robisz? Jak się czujesz? Czemu mi nie powiedziałeś? Czemu zasłabłeś w bibliotece?
- Czego Ci nie powiedziałem? - tylko to zainteresowało go z całej listy pytań.
- Że chcesz iść do biblioteki z Marlene.
- Że co? - powiedział trochę głośniej szatyn za co został spiorunowany wzrokiem pani profesor.
- To. Dlatego się tak dziwnie zachowywałeś na śniadaniu?
- O co Ci chodzi? Spotkałem dziewczyny po drodze, Marlene spytała czy może iść ze mną...
- A ty się zgodziłeś. - powiedział a w jego głosie można wyczuć było napięcie.
- Miałem odmówić?
- Na śniadaniu mówiłeś, że chcesz iść sam.
- Ale zmieniłem zdanie.
- Panowie Lupin i Black! Proszę o ciszę. - odezwała się McGonagall.
- Zmienny jesteś. - skomentował brunet i zwrócił wzrok na tablicę.
- A ty... - odezwał się Remus dźgając palcem w bok bruneta. - Zazdrosny.
- Jeszcze raz któregoś usłyszę, a was rozsadzę! - podniosła głos McGonagall.
Syriusz patrzył niedowierzając na Remusa. Serio to powiedział? Serio tak uważa? Brunet może nie przyznał mu racji, ale w głębi duszy czuł, że to prawda. Był zazdrosny i to cholernie.
- Nie jestem zazdrosny tylko zły, a to co innego.
- Oczywiście. - powiedział szatyn z ironią w głosie i skupił się na lekcji.
Syriusz chciał coś jeszcze dodać, ale nie wiedział co, tylko otwierał i zamykał usta. W końcu lekcja minęła i gryfoni szybko zaczęli pakować swoje rzeczy. Remus nawet nie rozpakował się, więc jako jeden z pierwszych wstał i ruszył w stronę wyjścia.
- James weź moje rzeczy. - krzyknął Syriusz nie pakując się tylko wybiegając za chłopakiem.
Remus szedł szybkim krokiem na kolejną lekcję, którą były Eliksiry. Schodził właśnie po schodach gdy został zatrzymany przez pociągnięcie za jego szatę. Odwrócił się do sprawcy i stanął oko w oko z Syriuszem, którego mina wyrażała bardziej troskę niż złość.
- Masz rację Remi. - odezwał się brunet uporczywie patrząc w zielone oczy. - Jestem zazdrosny. Nie chciałeś iść z nami, a wziąłeś Marlene. Wiem to głupie, ale serio poczułem jakbyś nas zdradził.
- Zdradził? - zapytał szatyn i zaśmiał się. - Syriusz ona chciała iść tylko do biblioteki, przecież jej nie zabronię, bo sam tam idę.
- Wiem... - powiedział spuszczając głowę. - Przepraszam, że na Ciebie naskoczyłem.
- Łapo. - szatyn teraz już nie hamował swojego śmiechu. - Jesteś idiotą.
- No dzięki. - powiedział znowu patrząc na szatyna i mimowolnie się uśmiechnął na widok ucieszonego Remusa.
"Pies ogrodnika. Sam nie weźmie i nikomu nie da" - pomyśleli obaj jednak żaden nie powiedział tego na głos. Po niecałej minucie dogonili ich Peter z James, który targał dwie torby. Jedną z nich rzucił w Blacka.
- Nie jestem twoim tragarzem. - skomentował oburzony.
- Przecież jest tam tylko podręcznik od Transmutacji. - odezwał się Syriusz śmiejąc z miny okularnika.
- A reszta podręczników? - zapytał Remus.
- Reszta? Tylko Minnie potrafi się do mnie przyczepić, to u niej mam książkę. Reszta leży w kufrze. - powiedział szarooki i wzruszył ramionami.
- No pewnie. Po co nosić książki? - skomentował z ironią.
- No dokładnie. Po co? Przecież taki Remus zawsze chętnie się podzieli. - skomentował brunet i dał kuksańca w bok szatynowi za co Remus posłał mu złowrogie spojrzenie.
- Dobra chodźcie, bo zaraz się spóźnimy i Slughorn będzie zły. - odezwał się Peter.
Cała czwórka ruszyła na Eliksiry. Lekcja ta, jak i reszta z tego dnia minęła im naprawdę szybko. Remus skupiał się i starał się nie zwracać uwagi na wygłupy jego przyjaciół, którzy myśleli, że włożenie paznokcia trolla do ucha Petera, lewitujący wazon z kwiatami, pełny wody, albo rzucanie na kogo popadnie zaklęcia "Densaugeo" to fajny pomysł, by nie nudzić się na lekcjach. Tak więc gdy po zajęciach siedzieli w Pokoju Wspólnym czekając na trening Quidditcha oburzali się jak to mogli dostać aż trzy szlabany jednego dnia. Remus tylko wysłuchiwał ich marudzenia od czasu do czasu przewracając oczami. Sam przez nich oberwał, gdy próbował usunąć skutki zaklęcia "Densaugeo" z Petera, mimo że komentował, że z takimi zębami mu do twarzy śmiejąc się z blondyna. Dostał od Flitwicka szlaban za pomoc przyjacielowi. To się nazywa brak sprawiedliwości. Profesor bowiem uważał, że skoro Lupin celuje w twarz Pettigrew to na pewno to szatyn rzucił zaklęcie zmieniające długość zębów. Na Obronie Przed Czarną Magią przyszła do nich McGonagall z informacją, że jutro nie mają połowy zajęć z powodu próby tańca i dodała, że byłaby wdzięczna gdyby Remus i Syriusz poprowadzili dalej próbę jak uprzednio, na co oboje spalili buraka. Siedząc w fotelu pod kominkiem Remus przypomniał sobie o pierwszej próbie i mimowolnie się uśmiechnął co nie uszło uwadzę Syriusza.
- Co Cię tak bawi Luniaczku? - zapytał.
- Wasze oburzenie szlabanami, które dostaliście. - szybko skłamał. - Zdecydowanie sobie na nie zasłużyliście.
- Przypomniam, że ty jutro z nami idziesz sprzątak salę i gabinet Flitwicka. - odezwał się okularnik.
- Tak. Oberwałem, bo chciałem pomóc. - oburzył się szatyn.
- Oj nie dąsaj się tak Remi. - skometował brunet. - Rogaś chyba musimy się już zbierać.
- Ja dziś odpuszczę. - odezwał się Remus.
- Ale ty nigdy nie rezygnowałeś z podziwiania nas na miotłach. - odezwał się Syriusz.
- Wiem, ale obiecałem pani Pomfrey trochę odpocząć.
- Odpoczniesz w nocy. No Luniek! Nie daj się prosić. - James podniósł głos.
- Nie chce siedzieć sam. - odezwał się Peter patrząc błagalnie na Remusa, który westchnął i pokiwał głową.
- Co ja z wami mam? - zapytał lekko się uśmiechając.
- To znaczy, że pójdziesz? - zapytał Syriusz szczerząc się do chłopaka.
- A mam wybór? - zapytał.
- Nie masz. Dobra szybko po miotły Rogaś i lecimy. - powiedział Syrisuz i pognał na górę do dormitorium po sprzęt, za nim pognał okularnik.
Remus i Peter poszli na górę po ciepłe ubranie, mimo, że ostatni dzień września był ciepły, to Remus nie miał zamiaru skończyć z przeziębieniem tuż przed balem. Po kilkunastu minutach szli błoniami w stronę boiska do Quidditcha. Ashley postanowiła robić treningi po zajęciach do momentu gdy na dworze o tej porze jest jeszcze jasno. Potem zmieni pewnie godziny na te wcześnie rano na co jak zwykle usłyszy od drużyny oburzenie i pomruki niezadowolenia jednak będą wszyscy musieli to znieść. Weszli na boisko. Cała drużyna była już na miejscu, jeszcze nie przebrana w stroje. Kilku wytrwałych gryfonów siedziało na trybunach. Potter i Black pobiegli przywitać się z drużyną po czym ruszyli do sztani. Remus natomiast ruszył za Peterem na trybuny. Nim jednak do nich doszedł znowu poczuł to szapnięcie co po lekcji Transmutacji. Odwrócił się do uśmiechniętego Syriusza.
- Dzięki, że jednak zgodziłeś się przyjść. - skomentował szybko i pobiegł do szatni zostawiając Remusa w niemałym szoku.
Szatyn po jakiejś minucie patrzenia w miejsce, w którym stał szarooki w końcu zebrał się w sobie i ruszył za Peterem. Miał nadzieję, że nikt go nie widzi, bo czuł jak palą go policzki. Z uśmiechem na ustach usiadł obok Pettigrew i zaczął przyglądać się jak drużyna gryfonów wsiada na miotły. Drużyna ćwiczyła podstawowe podania, chwyty, zagrywki i triki, by już na pierwszym meczu wypaść jak najlepiej. Ashley donośnym głosem wydawała komendy, chwaliła albo upomniała. Remus przez cały trening skupiał się na jednym graczu, a gdy ten zupełnie przypadkiem patrzył na niego, szybko odracał wzrok. Po kilkudziesięciu minutach w końcu Sanders zarządziła koniec treningu i cała drużyna ruszyła do szatni, a gryfoni obserwujący zaczęli wracać do zamku. Remus i Peter czekali kilkanaście minut na swoich przyjaciół, którzy wyszli z szatni w towarzystwie Alicji i Dorcas. Ta druga była uwieszona na szyi bruneta, co lekko zdenerwowało Remusa. Nic nie odzywając się ruszył w stronę zamku, a Peter za nim. James i Syriusz zauważając ich pożegnali się z dziewczynami i pognali za nimi. Syriusz chcąc dowiedzieć się czemu nie poczekali na nich wskoczył na plecy Lupinowi.
- Złaź ze mnie! - krzyknął próbując zrzucić natręta.
- Było na nas poczekać. - skomemtował Syriusz śmiejąc się z nieudanych prób zrzucenia go przez szatyna.
- Ciężki jesteś!
- Sugerujesz, że jestem gruby? - zapytał dalej utrzymując się na plecach szatyna.
- Nie gruby, a cieżki. Złaź Pchlarzu.
- Ej! To mój tekst. - oburzył się James, który do tej pory razem z Peterem pękał ze śmiechu.
- Właśnie! - odezwał się brunet i pochylił do ucha szatyna. - Dla Ciebie jestem Syriuszkiem albo Łapcią.
- Dla mnie jesteś... - zaczął Remus cały już czerwony nie z wysiłku, a przez słowa bruneta. - ... Zbędnym balastem.
Remus stanął przy wejściu do zamku i ostatni raz spróbował zrzucić Syriusza. A udało mu się to idealnie. Wycelował w największą kałużę i ugryzł bruneta w rękę, na co ten odrazu go puścił i runął placami do wody. Siedząc w kałuży popatrzył złowrogo na całą trójkę gryfonów, która pękała ze śmiechu.
- Niech Cię tylko dopadnę. - skomentował brunet podnosząc się na równe nogi.
- Radzę Ci Luniak wiać. - odezwał się James i spojrzał dalej czerwony od śmiechu na ociekającego wodą Syriusza.
Remusowi nie trzeba było dwa razy mówić. Spojrzał na Syriusza i się ciepło uśmiechnął, po czym ruszył biegiem do szkoły. Syriusz pognał za nim w mordem w oczach, a James i Peter ciągle się śmiejąc starali się dotrzymać im kroku. Remus wiedział, że do kolacji mają jeszcze prawie godzinę, więc postanowił pobiec prosto do ich dormitorium. Biegł przez korytarze słysząc za sobą wściekłe komentarze Syriusza, który ciągle siedział mu na ogonie nie dając szatynowi nawet chwili wytchnienia. Uczniowie przez nich mijani patrzyli się jak na wariatów, albo śmiali, kilka dziewczyn jak zwykle zachichotało. Remus mało się tym przejmując gnał przed siebie. Szybko wbiegł po schodach Wieży Gryffindoru dziękując w duchu, że właśnie jacyś pierwszoroczni wychodzili przez Obraz. Szybko wskoczył do Pokoju Wspólnego i nie zatrzymując się pognał po schodach. Był już na ostatnim stopniu gdy poczuł mocne szarpnięcie i obie ręce przygwoździły go do ściany. Spojrzał z lekkim przerażeniem w szare oczy, a potem zjechał niżej, by zobaczyć najbardziej złowrogi i najbardziej seksowny z uśmiechów Syriusza.
- Mam Cię. - odezwał się brunet. - I co ja mam teraz z Tobą zrobić? - zapytał nachylając się do szatyna.
- Darować życie. - skomentował szatyn próbując wyswobodzić się z pułapki bruneta.
- Darować mówisz? Hmm... - zamyślił się na chwilę, agdy wpadł mu pomysł do głowy diabelnie się uśmiechnął. - Chyba mam już doskonały pomysł na karę.
Powiedział i pociągnął Remusa do ich pokoju, jednak nie zatrzymując się wciągnął go do łazienki pod prysznic. Remus patrzył na niego zaskoczonym i przerażonym wzrokiem, czekając na kolejny ruch bruneta. Black długo nie myśląc odkręcił lodowatą wodę i trzymając za ramiona Remusa postawił go pod strumień wody. Do pomieszczenia wbiegli Peter i James oddychając ciężko po tak szaleńczej pogoni. Remus krzyczał i szarpał się z Syriuszem, który przez pomyłkę poślizgnął się i wylądował w ramionach Remusa. Oboje zaczęli wrzeszczeć, ale przez niezdarne ruchy i śliską posadzkę dalej trwając w uścisku. W końcu po kilku próbach szatynowi udało się uwolnić i wyjść spod najbardziej lodowatego prysznica. Syriusz wyszedł zaraz po nim patrząc na niego demonicznie.
- Prysznic razem macie zaliczony. - skomentował Potter śmiejąc się.
Razem spalili buraka i unikali spojrzenia na siebie. Mimo takich akcji, nie byli źli. Trzeba przyznać, że bawili się świetnie. I co z tego, że ociekali wodą? Było warto. W końcu Black spojrzał na Lupina.
- Będziemy chorzy przez Ciebie. - skomentował, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Przeze mnie tak? - zapytał udając oburzenie i także nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- A kto wrzucił mnie do kałuży?
- A kto wepchnął mnie pod lodowaty prysznic?
- A kto... No dobra nie mam argumentu.
- Czyli wygrałem. - zaśmiał się szatyn za co dostał od bruneta kuksańca.
- Jak stare małżeństwo. - skomentował Peter, a dwójka gryfonów zgromiła go wzrokiem i znowu zrobiła się czerwona.
- Dobra. To małżeństwo musi się przebrać i iść z nami na kolację. - odezwał się okularnik.
Remus kiwnął tylko głową i chciał wyjść z łazienki razem z Syriuszem, ale zostali powstrzymani przez okularnika.
- Cieknie z was woda. Ja tam nie zamierzam po was sprzątać. Zaraz z Peterem przyniesiemy wam czyste ciuchy. - skomentował i wyszedł z Pettigrew.
Prawde mówiąc był to cichy plan Jamesa, by ta dwójka jeszcze chwilę spędziła tylko ze sobą i miał nadzieję, że się nie pozabijają. Remus oparł się o parapet i spojrzał z udawanym wyrzutem na Syriusza, który natomiast oparł się o umywalkę i z bananem na twarzy przyglądał się Remusowi.
- No co? - zapytał brunet.
- Patrzysz się.
- Nie często zdarza się oglądać Cię w mokrych ciuchach, przylegających do ciała. - Syriusz skomentował i by szybko uratować sprawę dodał. - Pewnie dziewczynom by się spodobało.
- Myślę, że by skupili uwagę na tobie. Każdy mięsień dokładnie podkreślony. - zaśmiał się nerwowo.
- No wiesz. - zaczął i zrobił swój najbardziej dwuznaczny uśmieszek i podszedł do chłopaka pod okno, zatrzymując się przed nim. - W końcu ociekam seksem.
Syriusz spodziewał się, że Remus zrobi się cały czerwony. Szatyn odkaszlnął znacząco i spuścił wzrok z szarookiego. By choć uratować jakoś swoją powagę musiał coś powiedzieć.
- Raczej wodą. - odezwał się po chwili.
- Co nie zmienia faktu, że dałeś komentarz na temat moich mięśni. Przyglądałeś mi się. - Syriusz nie mógł nie droczyć się z chłopakiem, który już był naprawdę dojrzałym pomidorem.
- Trudno nie patrzeć jak stoisz tuż przede mną. - powiedział szatyn.
- Skomentowałeś wcześniej. - droczył się bardziej. - Przyznaj, że przyglądałeś mi się.
- Mo... - zaczął Remus, ale przerwał mu okularnik.
- Ubrania! - krzyknął James wchodząc z Peterem do łazienki, a widząc ich tak blisko siebie z uśmiechem dodał. - Nie wystarczy wam bliskości na dzisiaj?
- Ja Cię chyba nauczę jak nie wpadać w nieodpowiednim momencie. - powiedział Syriusz zabierając od okularnika ubrania.
- Nieodpowiednim powiadasz? A co takiego przerwałem? - zapytał.
- Remus właśnie miał przyznać, że jestem sexy w mokrych ciuchach. - skomentował, a Remus zakrztusił się powietrzem.
- C..co? - zająknął się patrząc złowrogo na Syriusza. - Nie słuchajcie go.
- Spokojnie Luniek. Wariatów nie można słuchać. - skomentował Otter i potargał Syriuszowi mokre włosy. - No szybko się przebierajcie.
Syriuszowi nie trzeba było dwa razy powstarzać, szczególnie, że zaczynało mu się robić zimno. Zrzucił kurtkę na ziemię i zaczął rozpinać koszulę. Remus nie mógł oddychać. Patrzył na Blacka, a gdy został delikatnie przyłapany na podglądaniu szybko się odezwał.
- Tak przy was? Nie możecie wyjść? - zapytał.
- Właśnie. Trochę prywatności. - skomentował Black i spojrzał znowu z tym samym uśmiechem na Remusa, po czym zaczął wypychać Petera i Jamesa z łazienki.
- A ty? - zapytał Remus.
- Ja? Przecież też muszę się przebrać. - skomentował.
- Możesz przebrać się w pokoju. - odezwał się Peter za co został zgromiony wzrokiem.
- Właśnie. - podchwycił okularnik. - zostaw naszego Luniaczka, by mógł się przebrać w spokoju.
Syriusz zlustrował ostatni raz Remusa i westchnął teatralnie, po czym ruszył za Peterem i Jamesem. Temu drugiemu mówił nieme "Nienawodzę Cię" na co dostał także niemą odpowiedź od okularnika "Też Cię uwielbiam". Zamknęli szatynowi drzwi i Syriusz migiem ściągnął mokrą koszulę. Przypomniał sobie jednak, że nie wziął ręcznika do wytarcia i bez jakiegokolwiek wcześniejszego przemyślenia wparował do łazienki. Spojrzenie szarych oczu spotkało się ze spojrzeniem tych zielonych. Te szare jednak nie zatrzymały się w miejscu i zjechały niżej. Okazało się, że Remus także zdążył zdjąć już koszulę i odsłonić klatę. "Nie patrz! Nie myśl o nim w ten sposób" upominał się w myślach Black.
- Ja... Ja tylko po ręcznik. - zająknął się, złapał szybko przedmiot i wyszedł z łazienki.
Szybko przebrał się w czyste ciuchy ciągle czując na sobie niezadowolone spojrzenie okularnika-świętoszka. Zapinał zamek od bluzy gdy z łazienki wyszedł zarumieniony lekko Remus ubrany w jeden ze swoich sweterków. A dokładnie w ten, w którym raz przez przypadek chodził Black, na co brunet nie hamował uśmiechu i oczywistego komentarza.
- Może faktycznie lepiej w nim wyglądasz niż ja. - skomentował wskazując na ubranie.
- Mhm. - tylko tyle zdołał z siebie wymówić, a potem głośno kichnął.
- Idziemy na ciepłą herbatę i żarcie! - odezwał się James, a raszta zgodnie pokiwała głowami.
Przejście do Wilekiej Sali zajęło im ttlko kilka minut. W środku było pełno ludzi, ale jak zawsze ich miejsca były wolne. Usiedli na nich i zaczęli nakładać sobie jedzenie. Gdy jedli Syriusz potajemnie przyglądał się Remusowi, a gdy ten zadrżał z zimna, szybko zdjął bluzę i założył na jego ramiona czym zasłużył na zaskoczone spojrzenie szatyna.
- Widzę, że się trzęsiesz z zimna. Będziesz chory. - mówił spokojnie szarooki.
- Ciekawe przez kogo. - skomentował Remus, ale ciepło się uśmiechał na gest Blacka.
- No dobra. Może trochę jest to moja wina. Pojde do pani Pomfrey po jakies lekarstwo.
- Tak się składa, że nie trzeba. Dostałem dzisiaj od niej takowe.
- Tak?
- Tak. Później wypijemy.
- Wypijemy?
- No tak. Lepiej żebyś nie był chory gdy macie treningi.
- Jak ty o mnie dbasz. - Syriusz teatralnie położył ręce na sercu.
Resztę kolacji spędzili w ciszy jedząc i popijając ciepłe napoje. Po skończeniu wrócili do dormitorium, mimo że Dorcas i inni zatrzymywali ich w Pokoju Wspólnym. Usiedli na łóżkach, a remus podzielił eliksir pieprzowy od pielęgniarki na dwie porcję i jedną podał Syriuszowi.
- No to na zdrowie. - powiedział Black, stuknęli w swoje naczynie i wypili lekko się krzywiąc.
Remus nie poczuł wielkiej różnicy, za to on, Peter i James mieli najwiekszy ubaw patrząc jak z uszu Syriusza idzie para. Śmiali się z niego kilka minut, dopóki efekt uboczny nie przestał działać.
- Nawet lekarstwo jest przeciwko mnie. - odezwał się Black.
- Oj nie marudź Pchlarzu. Nie wiem jak wy, ale ja idę spać. - skomentował Potter, który nawet nie wiadomo kiedy przebrał się w piżamę.
- Ja też. - odezwał się Peter, który był w połowie przebierania się, bowiem jego głowa zakryta był aprzez koszulę od piżamy.
- Ja idę wziąć, tym razem ciepły, prysznic. - odezwał się Remus wyjmując z kufra ubrania.
- Czy to propozycja? - zapytał Syriusz, na co Lupin spalił buraka.
- Ty idź spać. - skomentował i wbiegł do łazienki, tym razem dało się słyszeć przekręcanie kluczyka.
Syriusz tylko się uśmiechnął. To była jedna z wielu rzeczy jaką lubił w Remusie. Jego wstydliwość. Z tą myślą przebrał się w piżamę i położył na łóżku. Chciał poczekać aż wróci Remus i powiedzieć mu "dobranoc", ale nawet nie wiedział jak jest zmęczony. Dlatego gdy Remus wyszedł z łazienki usłyszał tylko miarowy oddech i pochrapywanie trójli gryfonów. Po krótkim namyśle cicho podszedł do śpiącego bruneta, który tak samo jak James nigdy nie zasłaniał zasłon i przy nim kucnął. Chłopak był tak spokojny podczas snu. Jego usta układały się w bardzo delikatny uśmiech. Pojedynczy kosmyk jego kruczoczarnych włosów opadł na twarz. Remus zawahał się czy poprawić je, jednak po chwili najdelikatniej jak potrafił założył kosmyk za ucho.
- Dobranos Syri. - powiedział szeptem zjeżdżając delikatnie dłonią po policzku.
Potem wstał i położył się na swoim łóżku, by po kilku minutach zasnąć z uśmiechem na ustach. Nie wiadomo co śniło się Syriuszowi, jednak wiadomo, że tą noc jego twarz będzie zdobić uśmiech od ucha do ucha. Kto wie może w snach pojawił mu się przystojny szatyn o zielonych oczach?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top