ROZDZIAŁ 14.
REMUS
- Ten komentarz to faktycznie mogłeś sobie darować. - powiedziała ruda gdy zbliżali się do cieplarni.
Remus nie musiał tego słuchać, już sam wystarczająco czuł się winny. Przesadził i to ostro. Nie mógł teraz tego cofnąć mimo, że bardzo chciał. Musiał jak naszybciej przeprosić Syriusza, nawet jeśli ten ma całkiem inne podejście do tej sprawy. Nie odpowiedział rudowłosej. Gdy weszli do środka pani Sprout ich zaskoczyła.
- Dzisiaj nie mamy zajęć. Dyrektor i profesor McGonagall postanowili, że będziecie mieć dziś lekcje tańców na zbliżający się bal. Także bierzcie swoje rzeczy i szybko do Wielkiej Sali. Do zobaczenia na następnych zajęciach i miłej próby. - powiedziała i miło się usmiechnęła, jej było na ręke odpocząć przez ten czas.
Gryfoni zszokowani ruszyli z powrotem do zamku. Po kilku minutach byli już w Wielkiej Sali. Lily szturchnęła w bok Remusa.
- Rozumiesz coś z tego? - zapytała.
- To tylko próba. Dyrektor coś o tym mówił. Ciekawe jaki będzie taniec.
- Taniec? Pewnie walc jak zwykle.
- Mam dwie lewe nogi. To będzie koszmar. - odezwał się cicho.
Nikt tego nie zauważył, ale od początku zajęć Remus rozglądał się za trójką Humcwotów, których nie było w cieplarni i teraz nie ma ich tutaj. Zastanawiał się czy coś im się nie stało, czy tylko zrobili sobie wolne. Jego rozmyślenia na szczęście przerwało głośne otwieranie drzwi i wbiegnięcie zagubionych w akcji gryfonów.
SYRIUSZ
Przeszli szybko przez błonie i już po kilku minutach byli przed cieplarnią. Zdziwili się gdy nie usłyszeli żadnych rozmów. Weszli cicho do pomieszczenia, a którym była tylko nauczycielka.
- A wy co tu robicie? - zapytała.
- Jak to co? Mamy zajęcia. - odezwał się zdezorientowany okularnik.
- Dzisiaj macie próbę tańca w Wielkiej Sali. Szybko biegnijcie, a jak będziecie mieć problemy to powiedzcie, że musiałam z wami porozmawiać i was trochę przetrzymałam. - powiedziała i machnęła i ręką.
- Dziekujemy pani profesor i do widzenia. - powiedzieli razem i wybiegli z pomieszczenia.
Wręcz sprintem (no z wyjątkiem Petera) pognali do zamku. Wpadli na drzwi do Wielkiej Sali robiąc nie mały hałas i szybko weszli do środka. Wszyscy gryfoni już byli. Każdy rocznik. Od najmłodszych po najstarszych. Syriusz jednak nie zwrócił na nich uwagi. Szukał wzrokiem jednej konkretnej osoby.
SYRIUSZ I REMUS
Remus usiadł na parapecie razem z Lily, Marlene i Dorcas. Syriusz nie zauważył go i sam z Peterem i Jamesem usiadł na ławce kilka metrów od niego. Na środek trochę głośnej sali wyszła McGonagall.
- Witam was uczniowie na pierwszej próbie tańca balowego. Jak każdy wie stawiam ponad wszystko jakość. Dom Godryka Gryffindora to przede wszystkim charyzma i gracja...
- Gracja? To chyba nie o mnie. - powiedział cicho Remus, a Lily się zaśmiała.
-... Podstawowe kroki walca są bardzo łatwe. Potrzebuje chętnej osoby do ich pokazania. - kontynuowała profesor.
- Teraz żałuję... - Remus zaczął gdy McGonagall spojrzała prosto na niego. - Że usiedliśmy tak wysoko na widoku.
- Panie Lupin! Jako jeden z lepszych uczniów i prefekt idealnie nadasz się do prezentacji. - powiedziała i machnięciem ręki zaprosiła go na środek.
- Pani profesor ja nie umiem tańczyć. - powiedział, ale posłusznie podszedł do nauczycielki.
Dumbledore nie odzywał się ani słowem. Gdyby nie jego wykątkowo wyróżniający wygląd mało kto by wiedział, że w ogóle jest w pomieszczeniu. Uśmeichnął się gdy na środek wyszedł przerażony szatyn.
- Oj tam. Każdy umie. A teraz proszę położyć jedną rękę na mojej talii. - powiedziała.
Remus posłusznie wykonał zadanie, nie przejmował się nawet pogwizdywaniem od strony starszych uczniów.
- Jest pani pewna, że nie chce lepszego tancerza do pokazu? - zapytał cicho.
- Jestem pewna. A teraz powtarzaj za mną. Przesunięcie w lewo. Dobrze teraz lewa stopa do przodu a prawa góra, prawo, góra.
- O tak? - pokazał krok.
- Nie. Jeszcze raz. Krok w lewo. Lewa noga do prodzu, a prawa rysuje lekką literę "s" i ląduje pół metra od lewej nogi. O tak. - pokazała krok.
Syriusz, Peter i James byli jednymi z tych którzy zagwizdali gdy Remus objął McGonagall. Black przyglądał się jak Remus próbuje zwalczyć swój stres i brak talentu tanecznego. Uważał, że pani profesor trochę za ciężko tłumaczy.
- Może trochę łatwiej trzeba to tłumaczyć. - powiedział głośno, a całą sala zwróciła wzrok na niego.
- To znaczy panie Black? - zapytał Dumbledore.
- Bez obrazy oczywiście, ale pani profesor trochę za bardzo to komplikuje.
- To może pan tu przyjdzie i wyjaśni łatwiej? - zapytała McGonagall.
Nie spodziewała się, że Syriusz naprawdę wstanie z miejsca i podejdzie do niej i Remusa. Stanął przed chłopakiem i panią profesor.
- Mogę? - zapytał wyciągając rękę do Remusa i patrząc na McGonagall.
Remusowi było cholernie słabo i gorąco. Wszystko się podwoiło gdy Syriusz podszedł, a potem potroiło gdy poprosił go do tańca i McGonagall się odsunęła. Po długiej sekundzie złapał dłoń Syriusza. Cała sala zainteresowała się tym co może się stać. Już było wiadomo, że ta dwójka potrafi wywoływać różne akcje. Syriusz wyciągnął dłoń natalię Remusa, a drugą złączył z jego dłonią.
- Pozwolisz, że będę mężczyzną w tym tańcu? - zapytał zarumienionego szatyna, który był w stanie tylko kiwnąć głową.
Patrzyli sobie prosto w oczy. Czuli swój smutek i żal, ale nie chcieli tym teraz zbyt się przejmować. Liczyła się tylko ta chwila. Lily i James wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Dumbledore uśmeichnął się, a cała sala zastygła w bezruchu. Syriusz jeszcze bardziej przybliżył się do chłopaka.
- Teraz kroki. - powiedział wystarczająco głośno, by cała sala mogła go usłyszeć. - Mężczyzna daje krok do przodu, a swą prawą stopę ustawia między stopami partnerki, lewą nogę przesuwa do przodu i w bok, prawą nogę dołącza się do lewej.
Mówiąc to pokazywał jak wygląda to w praktyce.
- Kolejny ruch mężczyzna wykonuje od lewej nogi, którą przesuwa do tyłu, a kobieta wykonuje kroki do przodu. Wszystkie kroki do przodu stawiamy od pięty, kroki do tyłu od palców, a kroki boczne na podeszwach. - mówił powoli i donośnie, by każdy mógł usłyszeć.
Spojrzał na Remusa i zadał mu bezgłośne pytanie o to czy jest gotowy, by spróbować. Temus kiwnął głową. Powtarzał odwrotnie kroki do Syriusza. Przez pierwsze dwa razy lekko się mylił, ale w końcu powoli łapał o co chodzi. Tańczył! Tańczył walca z Syriuszem. Przez całym domem, McGonagall i dyrektorem. James i Peter pogwizdywali, dziewczyny cicho wzdychały i chichotały, a pani McGonagall mimowolnie się uśmeichnęła. Podeszła do bardzo starego magnetofonu i położyła igłe na płycie. Po kilku sekundach poleciał muzyka - "Blue Danube Waltz" Johanna Straussa II. Zrobili kilka powtrórzeń tych kroków, McGonagall w tym samym czasie tworzyła kolejne pary i prosiła by wzorowano się na panie Blacku i Lupinie. Remus był tak zapatrzony na Syriusza, że nie zwracał uwago na innych. Sam skupiał się na tym co robi on i co robi Syriusz. Z każdym krokiem wychodziło im coraz lepiej. W Wielkiej Sali było coraz wiecej par. Nie zwracano większej uwagi na płeć. Chłopak tańczył i z dziewczyną i chłopakiem, tak jak dziewczyny z dziewczynami. Dumbledore i McGonagall przechodzili pomiędzy parami i poprawiali pojedyncze błędy. W pewnym momencie McGonagall zastopowała muzykę i poprosiła o miejsce dla początkowej pary.
- Dobrze. Podstawowy krok już mamy. Teraz czas na obrót. Pan Black zechce wytłumaczyć? - zapytała McGonagall.
- Jeśli trzeba. - powiedział, ale cieszył się, że powierzono mu to zadanie. - Remus mogę? - zapytał wyciągając rękę.
Remus już nie myślał. Bez tego jak najszybciej podał dłoń brunetowi. Nie patrzył mu w oczy. Dalej czuł żal po poranku, ale nie chciał też rezygnować z jego bliskości. Syriusz też powoli plątał się w swoich uczuciach. Z jednej strony chciał być blisko chłopaka, z drugiej jak najdalej. Było to nieznośne dla obu.
- Mężczyzna prawą nogą daje krok do przodu, kobieta lewą do tyłu, partner lewą nogę wysuwa do przodu ze skrętem w prawo - tłumaczył i odrazu pokazywał. - Krok do boku, a partnerka prawą nogę wysuwa do tyłu ze skrętem w prawo (mały krok do boku), mężczyzna prawą nogę dostawia do lewej, kobieta lewą do prawej, następnie mężczyzna wykonuje te ruchy, które wcześniej wykonywała kobieta i odwrotnie. - teraz pokazał to w zwolnionym tempie.
- Chyba mamy najlepszego tancerza w domu. - zaśmiał się Richard Carter - chłopak starszy od nich o rok.
- Dobrze uczniowie próbujemy nowych kroków razem z obrotem. Przećwiczymy to i na dzisiaj koniec. - powiedziała i włączyła muzykę.
Remus położył dłoń na ramieniu Syriusza, a brunet objął szatyna na talii. W walcu można było położyć tylko delikatnie dłoń na plecach, ale Balcka to nie obchodziło. Chciał być jeszcze bliżej szatyna i jeszcze mocniej go przy sobie trzymać. Zaczęli od podstawowego kroku, później zrobili obrót. Wychodziło im to dobrze. Inne pary lekko się plątały co McGonagall i Dumbledore statali się na bieżąco korygować. Syriusz i Remus robili kolejny obrót, gdy wrócili do podstawowego kroku Syriusz w końcu nie wytrzymał.
- To na lekcji było o mnie? - zapytał ciągle tańcząc.
- Może. - odezwał się Remus i spojrzał mu w oczy.
- Naprawdę uważasz że jestem nikim? - zapytał.
- Tego nie powiedziałem. To prawda, śmiałem się z twojego powodu, ale nigdy nie przyznałem, że jesteś nikim.
- Czyli jednak się ze mnie śmiałeś.
- Nie z Ciebie. W rozmowie Dorcas coś się wspomniała o tobie i zaśmiałem się, że jeśli chce to mogę jej jakiś tekst na podryw podrzucić. Tylko tyle.
- Tylko? Jaki to miałby niby być tekst? Nie byłaby w stanie mnie wyrwać na żaden.
- Oczywiście. Jesteś taki niedostępny. - skomentował szorstko Lupin.
- Za to Ci coraz bardziej podoba się bycie zauważanym prawda? - zapytał też lekko się spinając.
- Znowu zaczynasz? - zapytał i zatrzymał się w miejcu puszczając się bruneta.
- Ja znowu zaczynam? To ty zachowujesz się jakbyś był kimś innym.
- Innym tak? Bo co? Bo nie daje się obrażać i wypominać nie moich pomysłów? - mówił lekko podnosząc głos.
Kilka osób z sali przerwało taniec i spojrzało na dwójkę gryfonów. Lily tańcząca z Marlene spojrzała na znowu kłócącą się dwójkę, a później na Jamesa, dając mu wzrokowo znak, że to skończy się źle.
- Skoro Ci nie odpowiadają moje pomysły, to czemu się na nie zgadzasz? - zapytał Syriusz.
- Właśnie nie wiem. Chyba muszę to zmienić.
- Chyba musisz. Jesteś w końcu zbyt "fajny" na tak durne zakłady i układy.
- O co Ci chodzi Łapo? Chyba wyjaśniłem Ci już, że nie potrzebuje atencji w porównaniu do Ciebie. Weź się ogarnij i nie udawaj gwiazdy, którą jesteś tylko z imienia. - powiedział i odszedł do parapetu po swoje rzeczy.
McGonagall wyłączyła muzykę. Widać było, że czeka na moment by wkroczyć, ale była powstrzymywana przez dyrektora tłumaczącego jej, że trzeba poczekać i wkroczyć tylko w bardzo złym momencie.
- Udawaj gwiazdy tak? A kto tu udaje? Może ty? - zapytał przechodząc obok małej grupki gryfonów.
- Ja? A czy to ja wypominam komuś zainteresowanie jego osobą albo nauczycielowi brak odpowiedniego tłumaczenia tańca? Czy to ja sam z dumnie uniesioną głową wychodzę na środek popisywać się umiejętnościami tanecznymi? I kto tu gwiazdorzy Black. Chyba tylko ty. - powiedział i udał się do wyjścia, za nim pobiegła Lily.
Syriusz chciał iść za nim i coś jeszcze mu powiedzieć, ale powstrzymała go ręka Jamesa na jego ramieniu.
- Zostaw, bo jeszcze bardziej to rozwalisz. Odpuść. - powiedział spokojnie.
- Może mi powiesz, że znowu ja zacząłem? - zapytał odwracając się do okularnika.
- Nic nie powiem. Wystarczy byś się trochę uspokoił. - powiedział.
Syriusz podszedł do ławki i na niej usiadł, ukrył twarz za włosami. Obok usiedli Peter, James i nie wiadomo po co Dorcas.
- Na dzisiaj koniec. Zapraszam na zajęcia. - powiedziała McGonagall.
- Musimy przeprowadzić z nimi poważną rozmowę. - powiedział do niej cicho Dumbledore patrząc na Blacka.
- Dobrze. Mam z nimi porozmaiwać?
- Nie. Porozmawiaj tylko z Syriuszem, ja porozmawiam z Remusem.
- Dobrze dyrektorze.
Syriusz razem z innymi wyszedł z Wielkiej Sali i udał się do lochów na Eliksiry. Były to dwie godziny zajęć przed przerwą na obiad. Zastanawiał się kiedy tak naprawdę zaczął tak bardzo nie dogadywać się z szatynem i czy to była w pełni tylko jego wina. James próbował z nim rozmawiać i pocieszać, ale nie przyniosło to efektu. Przez resztę lekcji tego dnia nie patrzył już nawet na Remusa. Skupiał się na lekcjach jak nigdy albo rozmawiał z Peterem i Jamesem o takich rzeczach jak Quidditch, a także o kawale na Snapie, którego tak dawno nie gnębili. Dlatego po lekcjach udali się do dormitorium, by zaplanować żart.
REMUS
- Remus! Remus zaczekaj! - Lily biegła za chłopakiem i próbowała go zatrzymać.
- Czego chcesz? - zapytał, ale gdy poczuł że zabrzmiało to zbyt szorstko szybko dodał. - Bez obrazy, ale nie chce o tym rozmawiać Lily.
- To nie rozmawiajmy o tym.
- Serio?
- Serio. Idziemy na zajęcia czy robimy sobie wolne? - zapytała.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Lily Evans? - zapytał zszokowany.
- Oj to nic. Czasem mi się zdarza.
- Nie potrzebuje unikania Syriusza. Możemy iść na zajęcia bez problemu.
- Skoro tak uważasz. Tylko Remus.
- Hm?
- Nie rób czegoś, czego później będziesz żałować.
- Już żałuję Lily. Chodźmy na eliksiry.
Przeszli przez korytarz, potem weszli do sali. Lekcje eliksirów minęły im szybko, Marlene, która siedziała obok Remusa, ukrywała się pod stołem za każdym razem gdy Slughorn przechodził obok ich stolika. Nie zwracał nawet najmniejszej uwagi ma Syriusza. Skupiał się na tym by dobrze uwarzyć eliksir. Po lekcjach i obiedzie, na których siedział z dziewczynami i Hamishem, z którym bardzo się polubił wrócił do dormitorium odłożyć książki. Niestety ku jego niezadowoleniu byli tam James, Peter i niestety Syriusz. No tak. Czego miał się spodziewać? W końcu dzielą razem pokój. Wszedł cicho do pokoju.
SYRIUSZ I REMUS
Syriusz zauważył kątem oka jak Remus wchodzi do pokoju. Nie odwrócił się jednak tylko popatrzył na mapę leżącą przed nim.
- Cześć Luniek. - odezwał się James.
- Cześć James, hej Peter. - powiedział cicho Remus podchodząc do swojego łóżka i odkładając torbę z książkami.
- Cześć Lunatyku. - odpowiedział Peter.
Remus czuł się nieswojo. Atmosfera zdecydowanie mogłaby być lepsza. Szatyn chciał jak najszybciej wyjść. Wyjął z torby książkę od eliksirów i siegnął do szafki po kilka pergaminów z notatkami z tego przemdiotu. Wstał, założył na koszulę bordowy sweter, wziął maszykowane przedmioty i zaczął iść w stronę drzwi.
- Wychodzisz gdzieś? - zapytał James.
- Tak. - odpowiedział krótko.
- Gdzie? - zapytał Peter.
- Obiecałem Marle i Lily być w bibliotece.
Syriusz wzdrygnął się na zdrobnione imię pierwszej dziewczyny. Odwrócił się, by spojrzeć w oczy Remusowi jednak ten patrzył na Jamesa.
- O której będziesz? - dopytywał James. - Mamy pewien kawał dla slizgonów i może chciałbyś się dołą...
- Nie James, ale dzięki za propozycje. Nie wiem, o której będę. No to ten. Cześć. - powiedział i wyszedł z ich sypialni.
REMUS
W Pokoju Wspólnym siedziały dziewczyny obok kominka, więc do nich podszedł. Przywitał się z nimi i po krótkiej wymianie zdań wyszli razem (Dorcas zdecydowała w końcu z nimi pójść) do biblioteki. Po przywitaniu się z panią Pince usiedli na ich ulubionym miejscu.
- Więc Marle, z czym masz problem? - zapytała Lily.
- Teraz to z barwami wywarów. Slughorn uważa, że specjalnie je mylę.
- Czyli zwykła pamięciówka składników? To na luzie. - odpowiedziała Dorcas.
- Nie byłbym taki pewny. Każdy eliksir się od siebie różni proprocjami, sposobem i przez to kolorem.
- Co proponujesz Remus? - zapytała załamana Marlene.
- Ma taki pomysł. Może spróbujemy każdy kolor eliksiru powiązać z czymś łatwym do zapamiętania? Na przykład Felix Felicis ma kolor płynnego złota, to myśl o tym, że szczęście jest największym bogactwem. Albo Amortencja perłowy połysk i różowa wirująca piana, to może...
- Miłość, albo zwykłe zaurocznie. - dopowiedziała Lily.
- Dobry pomysł. A jak opisać Veritaserum? - zapytała Marlene notując propozycje Remusa i Lily.
- Jest bezbarwny. To może czysty jak prawda. - stwierdził Lupin.
- Okej. - zapisała Marlene.
Siedzieli kilkanaścir minut zapisując wszystkie elksiry z lekcji i dopisując do nich przykładowe nawiązania. Później pomogli napisać Marlene wypracowanie na temat Eliksiru Wielosokowego. Siedzieli w bibliotece już dorbą godzinę i za chwilę miała zacząć się kolacja.
- Dzięki wam wielkie. - powiedziała Marlene pakując swoje rzeczy.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziała Lily.
- Zawsze służymy pomocą. - dodał Remus.
- I towarzystwem. - skomentowała Dorcas.
Wzięli swoje rzeczy i wyszli z biblioteki. Lily rozmawiała o czymś z Dorcas, a Remus szedł z Marlene za nimi. Szatyn zauważył zmartwienie dziewczyny.
- Wszystko okej? - zapytał.
- Co? A tak. Tylko... - zaczęła Marlene.
- Tylko?
- Przypomniały mi się dzisiejsze tańce i tak myśle o tym balu.
- Coś z nim nie tak?
- Nie po prostu dziwnie mi wiedzieć, że Mary i Lily mają już towarzyszy. Dorcas też pewnie już kogoś sobie znalazła.
- A Ciebie nikt nie zaprosił? - zapytał szatyn.
- Nie. Myślałam, że zrobi to Frank z siódmego roku, ale on zaprosił Alicję.
Remus przypomniał sobie rozmowę Jamesa i Syriusza o tym, że ktoś chce go zaprosić na bal. Może to była właśnie Marlene. Pomyślał, że lubi tą dziewczynę i nie miałby nic przeciwko. Przypomniał sobie zaproszenie Syriusza. Teraz nie wydawało się to takie wspaniałe. Może pod wpływem emocji, albo po prostu przez gupią empatię coś zabłysnęło w głowie Remusa.
- Wiesz co Marlene?
- Co takiego?
- Może chcesz iść ze mną? Wiesz. Jako przyjaciele. - powiedział.
- Z Tobą?
- No tak. Oczywiście jeśli chcesz.
- Ale naprawdę chcesz iść ze mną? - dopytywała uśmiechnięta.
- Myślę, że to będzie fajne. To co? Zgadzasz się? Chcesz iść ze mną na bal?
- No pewnie, że chcę! Jesteś najlepszym przyjacielem! - mówiła uradowana, a Dorcas i Lily odwróciły się do nich.
- Co Cię tak cieszy Marle? - zapytała Dorcas.
- Remus właśnie zaprosił mnie na bal! - krzyknęła.
- Naprawdę? - zapytała Lily patrząc porozumiewawczo na Remusa.
- Naprawdę! To wspaniale prawda? - zapytała.
- No raczej! Bardzo miło z twojej strony Remi. - powiedziała Dorcas.
- Remus. - poprawił ją i dopiero później zdał sobie sprawę, że tak zawsze robił Syriusz.
- Chodźmy jeść. - powiedziała Lily dalej nie dowierzając, musiała o tym pogadać z Remusem na dzisiejszym obchodzie.
SYRIUSZ
Syriusz, Peter i James wpadli na pomysł żartu na Snapie gdy byli na Elikisrach. Rozmawiali z Slughornem o działaniu warzonego przez niego eliksiru dla starszych klas. Był to Eliksir Bujnego Owłosienia. Postanowili podebrać jedną fiolke gdy Slughorn był po drugiej stronie sali zajęty tłumaczeniem czegoś Hamishowi. Szybko schowali fiolkę do torby Syriusza i wrócili na swoje miejsca. Teraz w dormitorium planowali jak możliwie wlać mu to do napoju. Najbardziej trudne było zniwelowanie zielonej barwy. Na mapie przyglądali się gdzie jest Snape. Gdy przyszedł czas na kolacje potajemnie wzięli ze sobą mapę i pelerynę niewidkę. W pustym korytarzu obok Wilekiej Sali założyli na Syriusza materiał i podali mu fiolkę. Miał ją dolać do napoju Snape'a i jeśli zostanie to do kilku innych kubków ślizgonów. Jame i Peter poszli zająć im miejsce, a on sam czekał przy wejściu, na to by Snape wybrał sobie miejsce. Nim jednak wszedł za ślizgonem do sali usłyszał dobrze znane mu głosy. Zauważył Remusa idącego z bardzo zadowoloną Marlene oraz Dorcas i poważną Lily. Rozmawiali o jedzeniu, więc Syriusz się tym nie zainteresował i zaczął dokonywać ich plan. Podszedł do stołu slizgonów, wlał trochę eliksiru do kubków Snape'a, Mulcibera i Averego, a także resztę elisiru do ponczu na ich stole. Cieszył się, że jego brat postanowił dzisiaj usiąść ze swoim rocznikiem z dala od nich. Według planu wyszedł z sali zdjął potajemnie pelerynę i jak gdyby nigdy nic wszedł z powrotem, kierując się do Jamesa i Petera. Remus siedział kilka miejsc od niego. Usiadł naprzeciwko Jamesa.
- I jak? Udało się? - zapytał James pochylając się do chłopaka.
- Udało. Wlałem jeszcze Mulciberowi i Averemu, a reszte do ponczu na ich stole.
- O kurde to będzie niezłe. - zaśmiał się Potter.
- Dobra cicho, piją. - powiedział Peter obserwując ślizgonów.
Syriusz nie mógł odwrócić się, bo by było jasne, że to ich sprawka. Cała trójka wypiła swoje napoje, a także kilka innych osób wypiło trochę ponczu z eliksirem. James patrzył kątem oka na Snape'a, a Peter psotanowił przed apogeum wściekłości ślizgonów coś zjeść. Przez chwilę nic się nie działo. Dopiero po kilku minutach na całych ich ciałach zaczęły pojawiać się ciemne włosy. W kilka minut byli owłosienie jakby mieli jakąś chorobę. Kilka uczniów w końcu ich zauważyło i zaczęło się śmiać. Same ofiary spojrzały na siebie i nie kontrolowanie zaczęli przeklinać. Wstali z miejsc.
- Wy idioci! Nie daruje wam tego! - krzyczał Avery.
- Zabije was! - dołączył do niego Mulciber.
- Teraz to się doigraliście. - skomentował Snape.
Nauczyciele zaczęli wstawać z miejsc i iść w stronę zamieszania. Mulciber, Avery i Snape przeszli pod stołem i zaczęli podchodzić do stołu gryfonów. Avery wyciągnął różdżkę.
- Nawet nie próbuj panie Avery! - powiedział Slughorn rozkazując by opuścił natychmiast różdżkę.
- Panie profesorze! To oni! To oni nam to zrobili. - krzyczał Snape wskazując na Huncowtów, w tym z niewiadomych przyczyn też na Remusa.
- To już my ustalimy. A teraz proszę iść z panią Pomfrey do skrzydła. Zaraz dostaniecie antidotum. - odezwał się dyrektor wychodząc przed tłum gapiów.
Owłosieni nadmiernie ślizgoni wyszli za pielęgniarką z Wielkiej Sali. Śmiechy powoli cichły a do stołu gryfonów przybliżyli się Dumbledore, Slughorn i McGonagall.
- To wasza robota? - zapytał zdenerwowany dyrektor.
- Panie dyrektorze nasza!? My byśmy takiego czegoś nie zrobili! - mówił Syriusz.
- Dojdziemy do tego kto to zrobił. Lepiej byście się teraz przyznali i mieli mniejsze konsekwencje. - popatrzył na znowu wszystkich Huncwotów, co nie obeszło uwadze Syriusza.
- On nic nie zrobił. - odezwał się Black patrząc to na Dumbledora to na Remusa.
- To prawda dyrektorze. To my. To miał być zwykły dowcip. - zaczął tłumaczyć się James, a Peter tylko kiwał lekko spuszczoną głową.
- To prawda panie Lupin? Nie brał pan w tym udziału? - zapytała McGonagall.
- Pani profesor Remus był z nami w bibliotece. Możemy potwierdzić. Pani bibliotekarka nas widziała. - mówiła Lily.
- Tak to prawda, byłem z Lily, Marlene i Dorcas w bibliotece. - odezwał się w końcu zdezorientowany szatyn.
- Dobrze. Pan Lupin jest niewinny. Zatem tylko panowie Black, Potter i Pettigrew dostaną karę. Myślę, że będzie uczciwie gdy wymyślą ją wspólnie opiekunowie Gryffindoru i Slytherinu. Panowie Avery i Mulciber także mają dostać karę za groźby słowne i celowanie do kogoś różdżką bez zgody. A teraz do łóżek! - powiedział na całą salę dyrektor i pośpiesznie wyszedł.
Syriusz jeszcze raz spojrzał na Remusa po czym razem z Jamesem i Peterem wyszli z sali.
REMUS
W połowie posiłku zaczęła się ta akcja ze ślizgonami. Remus dalej niedowierzał, że został o to posądzony razem z Huncwotami. Dobra może brał udział w różnych ich dowcipach, ale z tym nie miał nic wspólnego. Ba! Przecież nawet widać, że nie chodzi i nie rozmawia ze swoimi przyjaciółmi, mimo że zły i smutny jest tylko z powodu szarookiego. Jak nauczyciele i dyrektor zaczęli mówić o karze i dołączyli do grona winnych jego naprawdę był zaskoczony. Jednak jeszcze większym zaskoczeniem było zachowanie Syriusza. Chłopak przyznał się do winy, by udowodnić, że szatyn nie brał udziału w tym żarcie. Remus nie mówił tego głośno, ale naprawdę byl2 dumny ze swojego przyjaciela i cieszył się, że potrafił przyznać się, by tylko Remusa dobre imię nie zostało wystawione na próbę. Jak dyrektor wszedł już z sali Remus spojrzał ja Syriusza, który już wychodził z sali z Jamesem i Peterem. Lily złapała go za ramię.
- Idziemy na obchód? - zapytała.
- No raczej musimy. - powiedział i wyszedł razem z nią na korytarz po czym znowu się odezwał. - Rozumiesz coś z tego co właśnie się stało?
- To co zwykle. Badziewne żarty Blacka i Pottera. Nie odpuszczą naśmiewania się z Seva.
- Przepraszam za ich zachowanie. Wiesz, że ja nawet jeśli coś im powiem to i tak zrobią po swojemu.
- Wyjaśnialiśmy już to sobie dwa lata temu. Wiem, że nie jesteś taki jak oni i tylko z czystej przyjaźni z nimi chodzisz i pilnujesz, by ich żarty nie były tragiczne w skutkach. Rozumiem to Remus i nie musisz za tych idiotów przepraszać.
- Z jednym z tych idiotów idziesz na bal.
- Właśnie, bal! Co to na Merlina było!? Jak mogłeś zaprosić Marlene? - pytała podnosząc głos.
- Oh to. No wiesz, widziałem, że jest smutna i przjemowała się, że nikt jej nie zaprosił, więc zadziałałem pod wpływem impulsu.
- Przecież idziesz z Syriuszem. A raczej miałeś iść. Chciałeś z nim iść.
- To prawda. Chciałem. Ale po dzisiaj trochę się zmieniło.
- Co się zmieniło? Czujesz coś jeszcze do niego?
- Czuję. Tego tak łatwo się nie pozbędę, ale nie chce teraz z nim się bardziej integrować i myślę, że Marlene trafiła się mi w idealnym momencie.
- Idealnym momencie? Chyba w najgorszym. - powiedziała Lily zastanawiając się co teraz będzie z relacją Lupin-Black.
- Lily proszę Cię. Dobrze wiemy, że Łapa zaprosił mnie tylko dlatego, by nie było że idę sam. Pewnie miał zamiar zaprosić Dorcas albo inną laskę. Możemy już o nim nie gadać?
- Możemy. Wiesz, że przeszliśmy już dwa piętra rozmawiając i nie sprawdzaliśmy żadnych pomieszczeń czy ktoś się w nich nie ukrywa? Jesteśmy najgorszymi prefektami. - zaśmiała sie ruda.
- Żartujesz!? Jesteśmy najlepsi! - powiedział Remus dumnie poprawiając swoją odznakę.
Śmiali się, ale potem postanowili jednak faktycznie sprawdzić każde miejsce. Kilku uczniów musieli upomnieć, by wracali do swoich domów, ale nie mieli chęci i ochoty dawać im punktów ujemnych. Chodzili po korytarzach przez kilka godzin rozmawiając na różne tematy. Książki, muzyka, niedalekie rozgrywki Quidditcha, trochę o Petunii i trochę o dziwnym zachowaniu Severusa Snape'a. Kilka minut przed północą zdecydowali wrócić do Wieży Gryffindoru. Weszli do Pokoju Wspólnego gdzie już nikogo nie było. Jak zwykle pożegnali się przy schodach i Remus niechętnie wszedł do sypialni gdzie siedzieli Syriusz, James i Peter.
SYRIUSZ
Syriusz odrazu po kolacji poszedł razem z Jamesem do dormitorium, a Peter po kilka smakołyków do kuchni i później do nich dołączył. Rozmawiali o naborze do drużyny. To już pojutrze! Syriusz i James nie mogli się doczekać. Chcieli trochę polatać jutro na miotłach, by choć trochę poprawić i tak według nich doskonałą formę. Siedzieli i obmyślali najlepsze strategie, którymi będą mogli podzielić się z panią kapitan. Ashley została kapitanem w tamtym roku. Ten rok jest jej ostatnim w Hogwarcie, dlatego na pewno będzie się starać zdobyć puchar, by zakończyć swoją karierę w jak najlepszym stylu. Syriusz i James marzyli, by powtórzyć sukces M. G. McGonagall, który zdobył nagrodę w 1971 za niezwykłe wyniki w tej grze. Peter jak się przejadł ciastkami dyniowymi stwierdził, że położy się już spać. Natomiast Black i Potter poczekali aż chłopak zaśnie i zmienili temat rozmowy. Nie to, że Peter im w tym przeszkadzał albo nie chcieli z nim o tym gadać, ale Syriusz zawsze wolał rozmawiać o tym z Jamesem. Jak każdy może się domyślić tematem ich rozmów były relacje z innymi osobami. Syriusz chciał i musiał się komuś wygadać.
- Stary jeśli dalej ci na nim zależy to powinieneś się ogarnąć i przeprosić, a nie tak jak dziś na próbie, zagłębiać w kolejny konflikt. - mówił James.
- Zależy mi. Nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedział Syriusz.
- Schowaj swoją dumę w kieszeń i w końcu powiedz mu wszystko to co mówisz mi.
- Nawet to, że mam bokserki w pałki i tłuczki? - Syriusz zrobił znaczący uśmieszek i uniósł brwi.
- Dobra. Takie rzeczy możesz sobie odpuścić. To jest dziwne.
- Powiedział facet ze skarpetkami w znicze. - zaśmiali się obaj wystarczająco cicho, by nie obudzić Petera.
Gdy śmiali się do pomieszczenia wszedł temat ich rozmowy.
SYRIUSZ I REMUS
Remus był już zmęczony tym dniem. Nie odzywając się i nawet nie patrząc na swoich przyjaciół wziął ze swojego kufra piżamę i poszedł do łazienki. Syriusz zerkał na Remusa, a James co chwilę dawał mu kuksańca.
- Radzę ci, pogódź się z nim, bo Cię to zjada od środka. - powiedział Potter.
- Pogadam. Jeszcze nie teraz, ale pogadam. Dobra chodźmy spać. - powiedział i rzucił się na swoje łóżko.
- Jak tam chcesz. - powiedział James i sam zaczął przybierać się w piżamę.
Syriusz obserwował drzwi od łazienki i wsłuchiwał się w odgłosy. W pewnym momencie usłyszał głośny huk. No dobra, nie tylko on to usłyszał. James i Peter zerwali się na nogi i cała trójka popatrzyła po sobie. Z łazienki słychać było wiązankę bardzo niecenzuralnych słów Remusa. Po kilku minutach wyszedł z łazienki.
- Wszystko okej Lunatyku? Co tam się stało? - zaczął James.
- Okej. - powiedział oschle. - Poślizgnąłem się i wyje... Znaczy wywaliłem. - powiedział rozmasowywując sobie ramię.
- A czemu taki huk był? - zapytał Peter.
- Uderzyłem bokiem o krzesło i trochę je rozwaliłem. - powiedział szatyn.
- Nic ci nie jest? - zapytał nagle Syriusz, ku zaskoczeniu wszystkich.
- Nic. - powiedział trochę szorstko Remus.
Szatyn w łazience zamyślił się o jego sytuacji z Syriuszem i dlatego nie zauważył mokrej plamy na podłodze. Przeszedł na swoje łóżko i położył się z lekkim sykiem bólu przy żebrach. Podniósł się do siadu i odsłonił bluzkę by sprawdzić co tak go zabolało. Oprócz dużego sinego i zaczerwienionego miejsca miał ranę, z której chcąc nie chcąc leciała krew. Czemu on tego wcześniej nie poczuł i nie zauważył? Brunet gdy zobaczył to na swoje szare oczy pobladł i wstał z łóżka.
- Cholera Remus musi to zobaczyć pani Pomfrey. - powiedział podchodząc do chłopaka.
- Nic mi nie jest. - powiedział krótko.
- Tak nic. Oprócz dużej rany przy żebrach. - powiedział James także wstając ze swojego miejsca.
- Lepiej idź odrazu to sprawdzić. - powiedział Peter lekko przerażony poważnym stanem Remusa, ale nie chcąc pokazywać strachu.
- Nie wiadomo jak tam twoje żebra. I ta rana. - mówił spokojnie Syriusz.
- Nic mi nie jest, od kiedy się tak przejmujesz? - zapytał dalej chłodno.
- Od zawsze. - powiedział krótko Black patrząc prosto w te zielone tęczówki.
- Nie ma co. Idziemy i nie ma żadnych nie. Inaczej zaniesiemy Cię z Syriuszem i Peterem siłą. - powiedział James, ale w głębi duszy bardzo cieszył się z takiego wyznania Blacka, może jeszcze nie wszystko było stracone.
- Dobra pójdę sam. - powiedział gdy James zaczął do niego podchodzić.
Szatyn wstał i znowu syknął z bólu. Adrenalina chyba zaczęła ustępować, bo ból mocno nasilał się. Wszyscy wyszli z dormitorium, przeszli szybko przez obraz i zeszli po schodach. Przez całą drogę nie odzywali się. Mimo kłótni i spięcia między dwójką gryfonów, Syriusz szedł krok w krok obok Remusa ciągle patrząc na jego stan, gotowy do złapania go jeśli miałby tak jak niedawno na kolacji stracić przytomność.
- Jak się czujesz? - zapytał brunet gdy byli już przy drzwiach Skrzydła Szpitalnego.
- Jest... - zaczął, ale nie dokończył, bo z pomieszczenia wyszła ubrana w szlafrok i wystające papiloty spod dziwnego zielonego czepka, pani Pomfrey.
- Co mu się stało!? - krzyknęła gdy zobaczyła Remusa. - Szybko na łóżko.
Powiedziała i wypuściła chłopaka do środka. Myśleli, że spotkają tu slizgonów jednak jak zwykle przed sezonem Quidditcha było tu całkowicie pusto. Remus podszedł do łóżka wskazanego przez pielęgniarkę i na nim usiadł.
- Cholera, boli! - krzyknął gdy pani Pomfrey zdjęła jego koszulę i dotykała jego żeber.
- Oczywiście, że boli. Ma pan złamane żebra. Proszę się nie ruszać. - mówiła stanowczo i wyciągnęła różdżkę.
- Pani na pewno go wyleczy! - powiedział Peter blady jak sciana.
- Naturalnie, że wyleczę. Brackium Emendo! - powiedziała a coś w brzuchu Remusa jakby pękło i znowu się połączyło.
- I już? - zapytał zachwycony Potter. - Tylko jedno zaklęcie?
- Panie Potter jest to bardzo wymagające zaklęcie. Jeśli rzuca je osoba niedoświadczona może się to skończyć nawet całkowitą utratą kości. Panie Lupin proszę się jeszcze nie ruszać.
- Może trzeba się lepiej przyłożyć do lekcji z zaklęć? - zapytał cicho James Syriusza.
- Może się przydać. - skomentował cicho.
Syriusz nie słuchał Pottera, a raczej całkowicie się wyłączył patrząc na Remusa bez koszulki. Syriusz miał pecha. Byli niestety w tym wieku gdzie zaczynała się zwyczajna ciekawość i pociąg do innych osób w TEN sposób. Lustrował ciało Remusa jakby było ze szczerego złota. Z rozmyśleń wyrwała go dopiero pani Pomfrey.
- Ferula! - rzuciła zaklęcie pielęgniarka, a całą klatkę piersiową Remusa owinął biały bandaż, unieruchomiając ją tym samym. - A teraz gdy najtrudniejsze już za nami proszę powiedzieć kto mu to zrobił.
- Tym razem nikt proszę pani. - odezwał się Peter.
- To prawda, zwykły wypadek. - dopowiedział Syriusz.
- Jaki wypadek? - dopytywała.
- Poślizgnąłem się na mokrej posadzce w łazience i upadłem na krzesło. - mówił Remus.
- Gdzie pan miał oczy, by nie zauważyć wody na podłodze? - zapytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi. - Dobrze. Pan Lupin zostanie tu dziś na noc, a panów zapraszam biegiem do dormitorium.
- Na noc? Nie mogę iść z nimi? - zapytał lekko załamany Remus.
- Nie. Trzeba przygotować i podać panu kilka lekarstw.
- Uh no dobrze i dziękuję. - powiedział i położył się na łóżku.
- Możemy zostać kilka minut? - zapytał Syriusz patrząc bałagalnie na Pomfrey.
- Tylko kilka, a potem do pokoju. - powiedziała i wyszła do swojego gabinetu.
Syriusz stał kilka metrów od Remusa, na którego łóżku przysiadł James, a na krześle obok Peter. Remus spojrzał na bruneta i usmiechnął się pod nosem, musiał w końcu przyznać się do czegoś mu. W końcu obiecał Lily.
- Chłopaki mogę zostać na chwilę sam z Syriuszem? - zapytał i mimowolnie się zarumienił.
- Czemu? - zapytali jednocześnie Peter i James.
Syriusza prośba Remusa wbiła w ziemię i stał tam otwierając i zamykając usta.
- Chce z nim porozmawiać. Mogę? - zapytał trochę bardziej stanowczo.
- Możesz. - odpowiedział James i pociągnął Petera do wyjścia.
Syriusz w miarę się opanował, ale dalej stał w miejscu. Nie odważył się spojrzeć na szatyna. Bał się tego co chce mu teraz powiedzieć. Może chce zakończyć ich przyjaźń przez bezczelne zachowanie Blacka? Syriusz bardzo sie stresował tym momentem. Nim w pełni spanikował usłyszał cichy głos zielonookiego. Na pewno się nie spodziewał tego co Remus ma mu do przekazania.
- Łapo ja... - zaczął, ale nie wiedział jak to powiedzieć. - ja... Zaprosiłem kogoś na bal.
Syriusz w jednym momencie poczuł jakby palił się żywcem. Nie wiedział co ma zrobić. Co powiedzieć. Popatrzył błagalnie na szatyna jednak ten miał opuszczoną głowę.
- Kogo? - zapytał cicho, mówiąc sobie w myślach, by się nie załamać albo nie zdenerwować.
- Marlene. - powiedział Remus i spojrzał w oczy Syriuszowi.
- Marlene? Serio!? Jak... Wiesz co ja chyba już muszę iść. - nie chciał rozmawiać teraz z Remusem, nie chciał niczego, nie miałoby to sensu.
- Syriusz! - Remus krzyczał za wychodzącym ze skrzydła chłopakiem jednak ten nawet nie uraczył go spojrzeniem.
Odczekał jeszcze kilka minut, ale nikt nie przyszedł. Ani James. Ani Peter. Syriusz już nie wrócił. Remus pozwolił sobie na płacz. Opanował się dopiero kilkanaście minut później gdy pani Pomfrey przyszła podać mu lekarstwo i eliksir słodkiego snu, by choć trochę odpoczął. Nie policzył nawet do 10, gdy oczy zaczęły mu ciążyć i zasnął z myślą o tym, że zrobił coś tak głupiego.
SYRIUSZ
Syriusz nie chciał, nie mógł słuchać Remusa, więc bez słowa i jednego spojrzenia wyszedł ze skrzydła. Na parapecie przed siedzieli Peter i James, a gdy zauważyli Syriusza szybko do niego podeszli.
- I co chciał? Pogodziliście się? - zaczął James.
- Nie. - powiedział krótko Syriusz, był na skraju załamania.
- To czego chciał? - zapytał zdziwiony Peter.
- Chciał mi przekazać, że zaprosił kogoś na bal.
- Co!? - krzyknął Peter.
- Kogo!? - zapytał James.
- Marlene. - odpowiedział cicho a jego oczy się lekko zaszkliły.
- Że co? Przecież to nie ma sensu. Zaraz Pójdę z nim to wyjaśnić. - powiedział okularnik i ruszył do drzwi, ale powstrzymała go ręka Syriusza.
- Zostaw. Skoro tego właśnie chce. Chodźcie wracajmy do dormitorium. - mówił bez emocji.
- Stary nie przejmuj się. - powiedział James dając kuksańca brunetowi.
- Co z tym zrobisz? - zapytał Peter i został zgromiony wzrokiem Pottera.
- Ja.... Ja nie wiem. Muszę to przemyśleć. - mówił cicho, po czym ruszył przed siebie, a Peter i James po spojrzeniu na siebie ruszyli za nim.
Przeszli drogę w grobowej ciszy. Gruba Dama upomniała ich o porze, ale nie wdawała się w większe dyskusje gdy zobaczyła smutek na twarzy Blacka. Weszli do pokoju i brunet odrazu rzucił się na łóżko. Chciał jak najszybciej zasnąć.
- Przebierz się chociaż w piżamę. - powiedział James nie mogąc patrzeć na smutek swojego przyjaciela.
- Mhm.
Mruknął i podniósł się ze swojego łóżka. Wziął piżamę i o dziwo poszedł do łazienki. Musiał wziąć naprawdę orzeźwiający prysznic. Po tym szybko się przebrał i wrócił do pokoju. James i Peter leżeli już w łóżkach, ale chłopak nie był pewny czy spali. Sam położył się na łóżku, wziął jedną poduszkę i przykrył sobie głowę. Nie zasnął przez godzinę. Ciągle myślał o tym co właściwie się stało. Był pewny, że Remus nikogo nie zaprosi dlatego postawił na ten układ, a tu takie zaskoczenie. I dlaczego Marlene? Czyżby coś do niej czuł? Bolało to Syriusza. Bardzo. Ale postanowił to zaakceptować, bo innego wyjścia nie widział. Musiał teraz szybko wymyślić z kim mógłby pójść sam. W końcu zasnął. Spał jednak krótko, bo zaledwie cztery godziny. Obudził się przed 6 i bez budzenia przyjaciół szybko ubrał i wyszedł z pokoju. Na jego nieszczęście wpadł na schodach na nikogo innego jak na Remusa.
SYRIUSZ I REMUS
Remus odraz z rana poprosił Pomfrey by wyjść przed śniadaniem. Zgodziła się, mówiąc by uważał i z każdym niepokojącym sygnałem zgłaszał się odrazu do niej. Idąc przez korytarze dużo rozmyślał o reakcji Syriusza. Czemu właściwie taka była? Przecież mieli układ. A ten układ jasno dawał do zrozumienia, że Remus może kogoś zaprosić. To prawda na początku bardzo chciał iść z brunetem, ale po ich kłótni nie uśmiechało mu się to. Działał pod wpływem chwili zapraszając Marlene i już nie mógł tego cofnąć. Z przemyśleń wyrwał go dopiero sam ich powód. Wpadł na schodach prowadzących do ich pokoju na Syriusza. Popatrzył w te szare oczy.
- Syriusz ja... - zaczął, ale nie wiedział co takiego mógłby powiedzieć.
- Rozumiem. Układ nie bronił Ci kogoś zaprosić. Mówiłem, że chciałem zaprosić Marlene to na złość ty ją zaprosiłeś. - mówił nie myśląc.
- To nie tak. Syriusz...
- Jak nie tak? Chciałeś to zaprosiłeś, ja nie mam nic do gadania. - mówił głośniej pewnie budząc pół ich domu.
- Wiesz, że to nie prawda.
- Nie wiem już... - zaczął ale urwał gdy usłyszał drzwi od pokoju dziewczyn, po chwili zeszła do nich Dorcas.
- Czemu tak głośno rozmawiacie? Wiecie która jest godzina? - mówiła dziewczyna.
- Wiemy i przepraszamy. - powiedział Remus i spojrzał na Syriusza, który patrzył z... z uśmiechem w stronę Dorcas.
- Meadowes zaprosiłaś w końcu Edgara na bal? - zapytał nagle.
- Ja... - zaczęła zdziwiona. - Nie. Idzie z jakąś puchonką, czemu pytasz?
- Chcesz iść ze mną? - zapytał szczerząc się, sam tylko wiedział, że fałszywie.
- Ja... Tak! Bardzo chce. - mówiła uśmiechając się jak głupia. - Mówiłeś wcześniej, że już kogoś zaprosiłeś.
- To... - spojrzał na Remusa pozbywając się uśmiechu. - ...nieaktualne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top