Rozdział 1

niesprawdzony, z resztą jak zawsze ;)

Logan

Pochylam się nad stertą papierów walających się po blacie mojego biurka, kiedy nagle drzwi do mojego gabinetu stają otworem, a do środka bez pukanie, wpada mój przyrodni brat, Maks. Albo raczej Maksymilian jak zwracał się do niego jego ojciec, a mój były ojczym.

-Uwielbiam twoje odwiedzimy – sarkam, nawet nie unosząc wzroku – zwłaszcza wtedy gdy wchodzisz tu jak do siebie- warczę zirytowany, bo ten jego odwieczny nawyk, działa mi cholernie na nerwy, zwłaszcza dziś kiedy mam do przejrzenia masę umów, które muszę podpisać.

-Logan, ty to zawsze wiesz jak spieprzyć człowiekowi humor swoimi fochami- ripostuje niewzruszony i nonszalancko rozsiada się na fotelu naprzeciw mnie.- Poza tym jakby nie było jestem u siebie, bo obaj jesteśmy właścicielami tej firmy- dodaje luzacko, podwijając mankiety koszuli, a ja w duchu modlę się o cierpliwość, której przez nawał roboty dziś mi brakuje.

Owszem, razem założyliśmy ten interes i po prostu podzieliliśmy się zadaniami. Z nas dwojga to on, jako adwokat z wykształcenia, dba o prawną stronę naszej korporacji, pilnując by wszystko się zgadzało, a ja skupiam się na zarządzaniu i podejmowaniu ostatecznych decyzji.

Co oczywiście w chwili obecnej umiejętnie mi utrudnia, wpraszając się tu ze swoim nieznośnym tyłkiem.

-Ale ten właśnie gabinet jest mój - zaznaczam stanowczo, odrzucając pióro na blat i patrząc wymownie na mojego braciszka - a ty swój masz po drugiej stronie korytarza. – dodaję nie szczędząc mu wrednej nuty w moim tonie – wiesz, przypominam na wypadek, jakby ci się kierunki pomyliły – ironizuję rozdrażniony.

On natomiast nie przejmując się moim zrzędzeniem – co również stanowi jego irytujący nawyk - macha lekceważąco ręką.

-Nie czepiaj się szczegółów - zbywa mnie swobodnie.

Wzdychając z frustracji, odkładam plik kartek, na stos dokumentów przede mną i rozsiadam się wygodnie na fotelu, lustrując wyczekująco brata, by w końcu przyznał się czemu to zawdzięczam tę nieplanowaną przerwę i jego niepożądane obecnie towarzystwo.

-Dobra – rzucam, mierząc go oceniającym spojrzeniem - przejdźmy od razu do tego co cię tu sprowadza i nie traćmy mojego cennego czasu.- pospieszam go, niecierpliwym gestem przeczesując palcami włosy.

-Musisz mi na starcie podcinać skrzydła swoim marudzeniem? – burczy, krzywiąc się, ale ja dobrze wiem, że jedynie gra obrażonego.

Znamy się jak stare wygi, więc może sobie darować ten teatrzyk. Uzupełniamy się na polu zawodowym i mimo różnic jakie nas dzielą działamy zgodnie jak trybiki w szwajcarskim zegarku. Poza pracą również się dogadujemy, a on oprócz tego, że jest moim bratem przyrodni, to też przyjacielem.

Właśnie dlatego nasze drogi się nie rozeszły mimo faktu, że moja matka i jego ojciec rozwiedli się jakieś dziesięć lat temu. Oni darli ze sobą koty, a my dalej się wspieraliśmy tak jak to robiliśmy od chwili kiedy w wieku sześciu i siedmiu lat zostaliśmy rodzeństwem, bo nasi rodzice postanowili wziąć ślub. Ich małżeństwo trwało w zgodzie przez kolejny pięć lat, a później zaczęły dziać się rzeczy, które stanowczo zakłóciły nasza domową sielankę.

Jednak my z Maksem przetrwaliśmy ten okres kiedy to nasi rodzice stawali się swoimi największymi wrogami, do momentu kiedy to krótko po siedemnastych urodzinach mojego starszego brata, jego ojciec wiedziony alkoholowym hajem sprowadził sobie do domu panienkę starszą od nas o zaledwie trzy lata, a moja matka przyłapała ich jak pieprzył ją związaną w swoim domowym gabinecie. Myślicie, że była to dla nas trauma? O nie, razem z Maksem widzieliśmy gorsze rzeczy, jakich dopuszczał się mój ojczym...

W każdym razie nie odbiegając od tematu, życie nas do sobie zbliżyło i wywiązało między nami relację silniejszą niż więzy krwi. Co za tym idzie, patrząc po jego dzisiejszym zachowaniu, wiem, że stało się coś co go wyraźnie podekscytowało, co z kolei nie zdarza się zbyt często... dlatego też podejrzliwie mrużę oczy, nie dając się nabrać na jego kręcenie.

- Wpadłem sobie z tobą pogadać, a ty traktujesz mnie jak zwykłego intruza- skarży się, ale ja nadal nie łykam tego kitu, bo wiem, że jego wizyta ma jakiś konkretny cel.

-Dobra- odpuszczam, spuszczając z tonu. Przekomarzaniem się do niczego nie dojdziemy.- To o czym chciałeś pogadać? – pytam unosząc brwi.

-Wpadniesz dzisiaj do mnie na mecz wieczorem?

-Jasne. – odpowiadam, zachowując czujność, bo to nie mogło stanowić powodu jego odwiedzin.

-Zamówiłem już kwiaty na niedzielę- oświadcza, widząc, że czekam aż powie coś więcej.

I tym sprawia, że nieco porzucam swoją podejrzliwość. Jednak ten temat zawsze wytrąca mnie z równowagi...

-Świetnie. Rozliczymy się później. – mówię, nieświadomie spinając mięśnie - Ja stawiam obiad po wizycie na cmentarzu- dopowiadam, a on potakuje.

To nie tak że zapomniałem o rocznicy śmierci mojej matki, która zmarła dokładnie dwa lata i 359 dni temu, pokonana przez raka piersi. Po prostu staram się blokować sam fakt, że odeszła. Natomiast Maks radzi sobie z jej stratą, skrupulatnie pilnując by na jej grobie zawsze były świeże kwiaty i zapalone znicze. Jednak jedno nas łączy, oboje przyjęliśmy niepisaną tradycję, że każdego roku, 25 kwietnia wspólnie wybieramy się na cmentarz, a następnie jedziemy na obiad do restauracji do której matka zabierała nas w każdą niedzielę.

To był nasz zwyczaj do którego ona była wyjątkowo przyzwyczajona, bo mimo tego że jej synowie dorośli ona i tak chciała brać udział w naszym życiu, a te co tygodniowe wyjścia stanowiły dla niej okazję by być na bieżąco z tym co się u nas dzieje. Oczywiście nie ograniczaliśmy naszych kontaktów tylko do tych obiadków, bo choć każde z nas mieszkało osobno, to my razem z Maksem i tak wpadaliśmy do niej w odwiedzimy. I tak, zanim zaczną się Wam w głowach mnożyć pytania, moja mama pozostała matką Maksa, również po rozwodzie. Co więcej to ona przejęła prawa rodzicielskie nad nim, w chwili rozpadu małżeństwa. Dziwne? Pewnie i to jak cholera! Ale o tym później...

W każdym razie by uczcić pamięć naszej matki, w dniu rocznicy jej śmierci kontynuowaliśmy ten zwyczaj.

-Zrobiłeś już rezerwację?- pyta.

-Moja sekretarka miała tego dopilnować, a że jest skrupulatna to na pewno o to zadbała- zapewniam, bo Lana jest bardziej zorganizowana niż ja.

-Właśnie, a co do naszych pracowników – rzuca, zmieniając temat - to przyszedłem poruszyć z tobą temat ostatnich zmian kadrowych- wyjaśnia, stukając nonszalancko palcami o podłokietnik.

-Tak? -zagaduje szczerze zdziwiony – Stało się coś istotnego o czym powinienem wiedzieć? - marszczę brwi, bo brat rzadko wciąga mnie w takie sprawy. Co więcej jego rola ogranicza się do czuwania nad sporządzeniem odpowiedniej umowy. Sprawy wyglądają inaczej, jeśli rozchodzi się o personel wyższego szczebla, ale z tego co się orientuję, na tym polu nie było żadnych szarad.

-Może tak może nie. – kręci, przyjmując arogancki wyraz twarz. Aha, mówiłem, że coś kombinuje.- Mamy nową pracownicę w dziale marketingu i sprzedaży. Kelly przyjęła ją jako swoją prawą rękę. - oświadcza swobodnie, odnosząc się do naszej kierowniczki wspomnianego działu- i chciałem zapytać czy może zdążyłeś ją poznać.- dodaje patrząc na mnie przenikliwie, a ja bez problemu dostrzegam, że jego czarne tęczówki błyskają ekscytacją.

Coś jest na rzeczy i już mi się to chyba nie podoba...

-Nie, nie widziałem jej jeszcze - odpowiadam spokojnie, domyślając się, że nie spodoba mi się to rozumowanie mojego braciszka.

-No to sobie ją obejrzyj i daj mi znać co myślisz- oznajmia cwaniacko, po czym podnosi się zwinnie z fotela. - Jak dla mnie byłaby idealna- dodaje znacząco, unosząc kącik ust, a ja od razu wiem o co mu chodzi.

I tak miałem rację. Nie podoba mi się to wszystko i to kurewsko nie podoba!

-Maks, to jest nasza pracownica- syczę gniewnie, zaciskając zęby- wybij to sobie z głowy! – polecam mu ostro, niedowierzając, że w ogóle coś takiego przyszło mu do głowy! - Gdzie indziej szukaj sobie kolejnej zabaweczki. Wszędzie, byle z dala od firmy. – warczę stanowczo, mierząc go srogim spojrzeniem, na co on przewraca luzacko oczami.

I to niby on jest starszy... co prawda tylko parę miesięcy, ale zawsze...

-Nie można odrzucać przeznaczenia, jeśli ono samo pcha ci pod nos taką okazję- stwierdza niewzruszony moim oburzeniem - Z resztą najpierw zapoznaj się z raportem, który ci dziś prześlę i dopiero wtedy odmawiaj. – mówi z wyższością - Choć jestem mocno przekonany, że tego nie zrobisz. – oświadcza bezczelnie, a ja kręcę głową nad jego fanaberiami. – Poważnie, radzę żebyś nie zakładał niczego z góry. Najpierw przeczytaj uważnie to co ci wyślę. – poucza mnie z wyższością – I mogę się założyć, że wtedy nawet fakt że ona jest naszą pracownicą nie skłoni cię do rezygnacji z takiej okazji.- oznajmia tajemniczo, a bezczelny uśmieszek błądzi po jego wargach. On chyba oszalał, albo nachlał się jakiegoś mózgojeba od rana! – Nie patrz tak na mnie – śmieje się wyniośle, podnosząc mi ciśnienie – Zobaczysz że wspomnisz moje słowa. Dla spokoju twojego dusza, dodam tylko, że pewne rzeczy zawsze można obejść tak, żeby nie odbiły się ani na reputacji naszej korporacji, ani w żaden inny sposób nie wpłynęły na nasz biznes. - dodaje ukazując jeszcze większy rąbek swojej arogancji, którą tak umiejętnie chowa przed innymi ludźmi.

Tak, dokładnie chowa, choć jakby nie było oboje skrywamy tajemnice, a także piętno przeszłości, które odbiło się na każdym z nas. Bo choć po rozwodzie mama podniosła się jak Feniks z popiołów, to ja i mój przyrodni brat, mieliśmy zostać naznaczeni wydarzeniami z naszego późnego dzieciństwa do końca swoich dni...

Krysy jakie pozostawiło w nas degenerackie postępowanie mojego ojczyma, co prawda nie rzucały się w oczy, ale my przez cały czas czuliśmy ich obecność. Każdy z nas radził sobie z tym inaczej. Każdego z nas również to zmieniło, rozbudowując w nas w jakiś pierwiastek popieprzenia czy też popsucia. I tak pozostało nam do dziś.

Czasami wydaje mi się że Maksa zmieniło to mocniej niż mnie, bo bywały chwilę kiedy dostrzegałem w nim dużo większe pokłady mroku, niż sądziłem. Chociaż on to doskonale maskował pod powłoką spokojnego i z pozoru uroczego, kulturalnego faceta. Taka postawa urozmaicona wysportowaną sylwetkę, przystojną twarzą i blond włosami zawsze perfekcyjnie wystylizowanymi, przyciągały do niego masę kobiet, które nie były świadome mroku i pewnego rodzaju sadyzmu jaki czai się w jego wnętrzu. Natomiast ja o tym wiedziałem i wiem. Bo sam noszę w sobie podobny mrok...

Jednak w przeciwieństwie do brata nie przykładam wagi do tego by to ukrywać. Jestem nie przystępny, arogancki i ogólnie mam wyjebane na to co ludzie o mnie myślą. Mam ochotę na ostre rżnięcie, wychodzę do klubu i bez mydlenia oczu kwiatkami, serduszkami i innymi pierdołami, wyrywam chętną na seks bez zobowiązań oraz bez zahamowań.

Moglibyście pomyśleć, że postawa takiego bezwzględnego aroganta odstrasza ode mnie kobiety tłumami, ale wówczas nie moglibyście wymyślić bardziej mylnego stwierdzenia niż to. Po latach bzykania przypadkowych panienek, zacząłem nawet dochodzić do puenty, że większość kobiet to masochistki, które ciągną do bezlitosnych drani, mimo że wiedzą, iż oprócz zajebistego orgazmu i porządnego ruchanka nie mają co liczyć.

Skąd takie wnioski? Otóż lgnęły do mnie jak do miodu, choć zupełnie o nie, nie dbałem, ani z nimi jakoś wielce nie rozmawiałem. Nie byłem szarmancki, ani miły. Pieprzyłem je bo lubię pieprzenie samo w sobie, a czy posuwałem tę czy inną nie miało dla mnie znaczenia. Liczyła się i zawsze liczy się jedynie chwila zapomnienia i rozluźnienia.

Nie wierzyłem i nie wierzę w związki, a już tym bardziej w wierność samą w sobie i bycie ze sobą na wyłączność. Naoglądałem się wystarczająco perfidnych krętactw, które utrzymywały moją matkę w niewiedzy, z jakim to pojebem się hajtnęła...

Dlatego też prościej jest żyć tak jak żyje. Bez komplikacji. Jeśli mam ochotę zabieram do łóżka pannę która wpadnie mi w oko, po czym przedstawiam jej jasno sprawę. To jej decyzja czy się zgodzi czy nie.

Natomiast Mask uwielbia się bawić kobietami. Nie tylko ich ciałami, ale i ich emocjami. Wydaje mi się że to drugie kręci go nawet bardziej. Jest w tym przebiegły i cholernie cwany. Kamufluje się przed nimi ze swoim prawdziwym ja i bawi się w najlepsze, zwłaszcza w momencie kiedy niespodziewanie odkrywa swoje karty, roztrzaskując mrzonki o wielkiej miłości i pozostawia je zdruzgotane, a czasem nawet w rozsypce. Uważacie, że to popieprzone? Oczywiście, ale on kocha te swoje gierki.

Choć wiele razy przyglądałem się tym jego zagrywką z przymrużeniem oka, muszę przyznać, że ten spryciarz kilkakrotnie namówił mnie do większego czy mniejszego udziału w swoim niemoralnym planie względem tej czy innej dupeczki. I choć musiałem przyznać, że temu podobne gierki dostarczały wielu żywiołowych emocji, to nie często dawałem się na nie skusić. Na studiach owszem, ale odkąd dzięki kapitałowi jaki przekazała nam matka założyliśmy swoją własną korporację, skupiłem się na jej rozkręceniu i na tym by osiągnęła sukces, a te zabawy Maksa pochłaniały zbyt dużo czasu czy też uwagi. Mój brat oczywiście również był oddany naszej firmie, bo przecież oprócz jej sukces samego w sobie, przyświecał nam jeszcze inny, wspólny ważny cel... ale i tak jakimś cudem nadal znajdował czas by pielęgnować te swoje chore ciągotki z kolejnymi naiwniaczkami, które zapragnęły przykładnego partnera i chciały go mieć na stałe...

- To jak, będzie, przeczytasz? – niecierpliwe ponaglenie Maksa wyrywa mnie z moich przemyśleń.

-Ok, przeczytam – ustępuję w końcu, już zastanawiając się nad tym jak mu to wszystko dosadnie wyperswadować... - ale nie licz że zgodzę się dołączyć do twojej gry. – zapowiadam, a on wygina wargi w zuchwałym grymasie, jaki nie raz oglądałem - Nie tym razem. – podkreślam stanowczo - Co więcej ty też jej nie podejmiesz. Nie z nią- oświadczam surowo celując w niego palcem.

Jednak to nie robi ma nim żadnego wrażenia.

-Najpierw przeczytaj, a później wrócimy do tematu.- rzuca, po czym odwraca się na pięcie i udaje się do wyjścia.

– Prawie bym zapomniał – odzywam się jeszcze, a on przystaje z ręką na klamce - masz już comiesięczny raport od Markusa?- pytam.

-Nie – odpowiada, poważniejąc – ma mi go przesłać w ciągu dwóch dni. – wyjaśnia – Ale z tego co mi w skrócie przedstawił przez telefon, ośmielę się stwierdzić że jesteśmy na najlepszej drodze do zwycięstwa – wyjawia, wymieniając ze mną twarde spojrzenia, rozbłyskujące satysfakcją.

-Cudownie. – mruczę pod nosem, rozkoszując się myślą, że wyczekiwana przez nas chwila triumfu, jest coraz bliżej - Nie mogę się doczekać aż skończy z niczym, na krawędzi bankructwa, z której z premedytacją sami go zepchniemy- mówię, a Maks odpowiada mi porozumiewawczym uśmiechem.

Mowa tu oczywiście o moim byłym ojczymie, na którym pragnienie zemsty jest czymś co przyświeca naszym działaniom od lat. Przez cały czas od jego rozwodu z moją matką dopracowywaliśmy z Maksem plan, który miał doprowadzić do tego że ten człowiek skończy z niczym. Zamierzaliśmy zemścić się za to co sami przez niego byliśmy zmuszeni przeżywać oraz za to co zafundował mamie.

A było tego sporo.

Jednak najważniejsze było to, że do zdrad podczas trwania ich małżeństwa, doszedł nie tylko fakt, że ją uderzył gdy wszystko się wydało, ale też ciężki proces rozwodowy, który poprzedziła groźba wsadzenia mnie i Maksa do poprawczaka, jeśli ona nie wycofa pozwu. Wyobraźcie sobie, że ten chuj przekupił swoją małą dziwkę, z którą go przyłapano, by ta przedstawiła swoją wersję wydarzeń. A ta zakładała, że oczywiście nie tylko nie uprawiali seksu, ale i ja z bratem zupełnie bez podstawienie i wykazując się nad wyraz wysokim poziomem degeneracji, rzuciliśmy się na ojca, niemal go katując. Taa, było wesoło, przy okazji cała ta historyjka miała uczynić z matki wariatkę, bo tamta dziewczyna poświadczyła, że mój ojczym to prawy i moralny człowiek, który nigdy nie zdradził by swojej żony, a jedynie od miesięcy robił co mógł by pomóc małżonce, która miała liczne paranoje w tym temacie. Ponad to przez pielęgnowanie swojego wariactwa, zaniedbywała rolę matki, czego przykładem miało być nasze agresywne zachowanie...

Skurwiel nieźle to sobie wszystko wykombinował, a tamta sprzedajna cipa, która brała od niego kasę za seks, pewnie myślała że udało jej się chwycić pana boga za nogi, bo w tak młodym wieku w bonusie otrzymała dodatkowe niemałe pieniądze za te swoje brednie... W każdym razie ojczulkowi marzyła się też lipna diagnoza świadcząca o zaburzeniach psychicznych mamy, a ostatecznie nawet jej ubezwłasnowolnienie.

Oczywiście, chuja mu z tego wyszło, bo matka do głupich gęsi nie należała, a jej prawnicy nie byli pierwszymi lepszymi naiwniakami i doskonale sobie poradzili z zapędami jej mężulka. Jednak oblicze jakie wówczas pokazał, jeszcze bardziej zmotywowało mamę do walki. I choć zwyciężyła w starciu z mężem to kosztowało ją to wiele nerwów. Może i wykazała się siłą, ale nie raz podsłuchaliśmy jak cicho wypłakiwała się swojej przyjaciółce.

Po jej śmierci odkryliśmy dodatkowo z Maksem, że jej były mąż próbował ją dręczyć jeszcze przez kilka lat po rozwodzie. Przysyłając jakieś zdjęcia i odgrażając się, że jeszcze mu za wszystko zapłaci.

Jednak jest coś o czym ten sukinsyn nie wie. Mianowicie, jednym który zapłaci za cokolwiek będzie on sam, a my z Maksem dbamy o to by tak właśnie się stało.

-Spadam, bo mam spotkanie, a my widzimy się u mnie wieczorem – rzuca na odchodnym, po czym uśmiecha się wyniośle – no chyba że nie wytrzymasz i szybciej zadzwonisz do mnie w sprawie tej nowej dziewczyny.

-Nie doczekasz się bo nie zadzwonię. – odwarkuję.

-Uwierz mi, że zmienisz zdanie- oświadcza pewnie po czym wychodzi, zostawiając mnie samego.

Kręcąc głową nad wymysłami mojego brata, wracam do papierkowej roboty, by skończyć ją jak najszybciej, a wyperswadowaniem Maksowi tego co już zdążył uknuć w tej swojej łepetynie zajmę się wieczorem gdy zasiądziemy z piwem na jego kanapie by obejrzeć mecz.

***

Cztery godziny później odsuwam stos umów, które skończyłem przeglądać i podpisywać. Dochodzi osiemnasta, więc czas zawijać tyłek do domu. Kiedy przenoszę uwagę na laptopa chcąc się wylogować, rzuca mi się w oczy migocząca ikonka wiadomości.

To pewnie mail od Maksa.

Przez chwilę rozważam czy go otwierać czy olać, bo nic co w nim znajdę nie nakłoni mnie do jego gierek, które tak lubi. Po pierwsze już dawno przestałem dawać mu się wciągać w tego typu rozrywki, a po drugie żadnych gierek z naszymi pracownicami.

Lawiruję kursorem myszki nad ikoną maila przez kolejne sekundy, mając świadomość, że nie mam ochoty ani w nią klikać, ani czytać tego co skrywa. Mimo wszystko ulegam, bo postanawiam przeczytać co takiego według mojego brata jest aż tak kuszące, że jest gotów ryzykować naszymi interesami.

Klikam dwa razy i pierwsze co rzuca mi się w oczy to dopisek nad załącznikiem.

„Przeczytaj do końca. Obiecuję, że warto"

Marszczę brwi, bo zaczynam się trochę o niego martwić. Nie podoba mi się ta jego dzisiejsza zawziętość w odniesieniu do tej sprawy. Czyżby przekroczył jakąś granicę tych swoich gierek i przeszedł na jakiś wyższy poziom popieprzenia, stanowiący początek jakiejś obsesji, skoro chce się ich podejmować stawiając na szali naszą korporację?

Gdy z roztargnieniem otwieram przesłany plik pdf, ukazuje mi się zdjęcie zmysłowej rudowłosej. Jej włosy przywołują mi na myśl ogień. Do tego mimo, że prezentuje profesjonalny wyraz twarzy, ja nie mogę się powstrzymać od stwierdzenia, że jej pełne, wiśniowe usta są wprost stworzone do obciągania. Tak, tak przewracajcie sobie oczami, ale jestem tylko facetem!

W każdym razie przejdźmy dalej...

Przenikliwe niemal złote oczy, patrzą odważnie, z wyzwaniem, a ja nie mogę się pozbyć natarczywego impulsu, mówiącego że z rozkoszą zobaczyłbym jak rozbłyskują uległością i podnieceniem. I to najlepiej wtedy gdy klęczałaby przede mną biorąca całego mojego kutasa aż po gardło. Tak, tak, znowu te banały, ale co poradzić.

Ja naprawdę nie wiem skąd nagle biorą mi się te fantazje, ale pospiesznie poprawiam spodnie, bo zdecydowanie za bardzo mi się podobają. Chyba zbyt dużo czasu minęło odkąd ostatni raz bzykałem jakąś pannę... Powinienem zdecydowanie więcej przebywać poza firmą.

Z tym stwierdzeniem, dalej bezwiednie śledzę detale urody rudowłosej.

Sylwetka okryta formalną, szmaragdową garsonką, w żadnym razie nie tuszuje jej idealnych, sterczących cycków i kusząco zaznaczonej linii bioder. Lustrując zachłannie jej zdjęcie zaczynam żałować, że nie wpadłem na nią jej pierwszego dnia pracy, bo właśnie wtedy została wykonana ta fotografia, na którą patrzę. Skąd to wiem? Bo tak wygląda procedura naszego działu HR, w stosunku do wszystkich pracowników. Rozpoczynając pracę, robi się zdjęcie, które następnie zostaje dołączone do akt osobowych.

-Kurwa mać! O czym ja w ogóle myślę!- warczę na siebie rozdrażniony, potrząsając energicznie głową. Chyba paranoja Maksa zaczyna mi się udzielać. – Jej wygląd niczego nie zmienia. Ona jest nietykalna dla nas obu. - upominam srogo sam siebie.

Robię to nagłos jakby to miało przynieść lepszy efekt...

Potrząsają ponownie głową, by pozbyć się natrętnych, gorących wizji zalewających już moją głowę, przewijam jej zdjęcie i przechodzę do tekstu poniżej.

Hailey Jonas.

Lat 27.

Przebiegam wzrokiem po jej danych osobowych. Nic szczególnego... Ukończyła studia na odpowiednim kierunku, ma za sobą staż w prestiżowej firmie, kilka kursów i innych osiągnięć...

Nie mam pojęcia co niby takiego, miałem tu znaleźć, a co aż tak nakręciło Maska. Chyba jedynie jej wygląd, bo tu muszę się zgodzić, że cholernie gorącą i podniecająca z niej sztuka.

Jednak to zdecydowanie za mało by ryzykować dobrem firmy!

I kiedy już mam zrezygnować z dalszego czytania jej standardowego życiorysu, natrafiam na tę jedną, jedyną szczególną informację, która tak jak zapowiedział Maks wiele zmienia.

Pytanie tylko brzmi, czy na tyle wystarczająco bym zgodził się do niego dołączyć i wspólnie z nim rozpocząć ryzykowną grę?

.....

Co myślicie? Zapowiada się ciekawie? Buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top