Feliks... Tak jakby?

Okej, wszystkich czytających poprzednie artbooki zapewniam, że Feliks ma swoją drugą parę przednich łap, tylko tak jakby... Wciągnęłam się w rysowanie mięśni i o nich zapomniałam?

Wahałam się z tego powodu ze wstawieniem tego rysunku, w dodatku został pobrudzony przez farby, ale skoro wyszedł w miarę ciekawie postanowiłam się nim podzielić. Możliwe, że ujrzycie Feliksa w stylu suchej igły, ponieważ zamierzam dać ten "szkic" mojej profesorce, by wybrała który z czterech różnych szkiców powinnam dalej robić.

Ale anyway!

Feliks, dla przypomnienia jest demonem (upadłym aniołem) a jego prawdziwe imię to Feniks. Rina, moja OC zawarła z nim pakt, na podstawie którego on zapewnia jej bezpieczeństwo oraz sławę pisarki. W zamian kobieta służy mu jako pióro do pisania jego własnych powieści, jak przystało na demona sztuk pięknych i poezji. Feniks ma swoją ludzką formę, którą zawsze przybiera w obecności śmiertelników i swojej pani.

Mówi pięknym, wierszowanym językiem, jego opowiadania i wiersze potrafią zahipnotyzować nie tylko ludzi, ale również demony, co pokazał podczas rozpoczęcia własnego powstania w piekle i obalenia jednego z markizów, po którym odziedziczył ten tytuł.

Feniks jest bardzo eleganckim demonem. Uwielbia mądre istoty, z którymi może zamienić słowo lub dwa. Nosi się z dumą i dostojnością, pewny swoich mocy i siły. Jest ciekawy śmiertelników. Lubi zabawiać się ich uczuciami, skłaniać do ostateczności i trudnych wyborów, by obserwować wyłaniające się z nich zło pierwotne. Wybrzydza odrobinę w doborze swoich dusz. Nie zostanie przywołany przez byle kogo, sam musi ocenić czy zawrze pakt, czy nie.

Możecie poczytać o tym demonie na internecie. Inspirowałam się faktycznym demonem Feniksem. Ja jedynie dodałam tej postaci własną historię i cel.

Feniks, pospolicie nazywany przez wszystkich śmiertelników w swoim otoczeniu, nie przepadał za pokazywaniem swojej demonicznej formy w tym świecie. Niemniej z czasem jego ludzka skóra stawała się niewygodna, zakurzona, jakby wyrastał z niej jak wąż ze starej skóry. W tych chwilach zaszywał się w miejscu, gdzie żadne ciekawskie oko nie potrafiło go dosięgnąć i pozwalał sobie na chwilę odetchnięcia. Piękna, młoda twarz przystojnego młodzieńca w stroju kamerdynera przechodziła metamorfozę w paszczę z wystającymi zębiskami. Nad łukiem brwiowym rozkwitała para zakrzywionych rogów. W podwójnych uszach znajdowały się złote kolczyki. Jedyne, co zostawało podobne do jego prawdziwej formy w ludzkiej powłoce to oczy. Przenikliwe, płonące jasnym i piekielnym ogniem ślepia z gadzią źrenicą.

      - Ach! Jak przyjemnie - zawołał rozciągając swoje mięśnie i kości, jak po udanej drzemce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top