Część druga
Jacob obudził się w środku lasu. Koło niego leżeli, wciąż nieprzytomni, Cedric i Mathew. Czarnowłosy rozglądając się wkoło, zauważył niedaleko dwie sylwetki. Przestraszony chciał krzyknąć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Piętnastolatek ostrożnym krokiem ruszył w przeciwną stronę od tajemniczych postaci. Powoli wycofywał się w zarośnięte gąszcze, kiedy nagle poczuł, że w coś uderza. Jak się okazało tym czymś był tors wysokiego na dwa metry mężczyzny. Jacob przestraszony odsunął się od nieznajomego i już chciał zacząć krzyczeć, kiedy obcy podszedł do niego szybkim krokiem, jednocześnie zakrywając mu usta swoją dłonią. Chłopiec spojrzał zaniepokojonym wzrokiem na mężczyznę, który wolną ręką pokazał mu, aby był cicho. Zielonooki mógł w tym czasie bliżej przyjrzeć się nieznajomemu. Obcy był ubrany w dosyć ciężką, przynajmniej na oko, lśniącą na słońcu, brązową zbroję o zielonych zdobieniach. Jego dłonie pokrywały metalowe ochraniacze zawierające, świadczące o wcześniejszych walkach, rysy. Głowę mężczyzny chronił hełm zwany szyszakiem o otworze odsłaniającym twarz i zakrywającym uszy oraz kark barwy brązowej z elementami złota i zieleni. Cera nieznajomego miała ciemnośniady odcień, a jego oczy miały ciemnozielony kolor. Jacob spojrzał w stronę, w którą kierował się wzrok obcego. Było to miejsce, w którym znalazła się trójka chłopców z Akademii zaraz po tym, jak ogromne macki wsadziły ich do starego lustra z pokoju profesora Firewinda. Nad towarzyszami ciemnowłosego stały dwie podobne człowiekowi istoty. Nie były one jednak podobne do nieznanego chłopcu wojownika. Oba stwory miały ciemną, niemalże czarną i pokrytą w różnego rodzaju bliznach, skórę. Posiadały również podobne do siebie, czarne zbroje z długimi, krwistoczerwonymi pelerynami oraz przypiętymi do bioder mieczami. Jacob zauważył jak jeden z dwójki „czarnych wojowników" ściąga kryjący jego twarz, hełm ukazując przy tym spiczaste uszy, czerwone oczy oraz falujące, mimo braku wiatru, czarne jak noc włosy. Nagle w kierunku czarnowłosego mężczyzny poleciały dwie strzały. Zanim Jacob zdążyłby chociażby mrugnąć, czarny wojownik uchylił się przed strzałami i wyjmując swój miecz, ustawił się w pozycję do walki. Chwilę potem zza drzew wyłoniły się cztery postacie. Wszystkie ubrane były w bardzo podobne zbroje, podobne do tej należącej do nieznanego mężczyzny, który wciąż zakrywał mu jedną ręką usta. Przerażony sytuacją w jakiej się znalazł, Jacob przyglądał się z bezpiecznej odległości odbywającej się pare metrów od niego walki nieznanych mu żołnierzy. Po krótkiej walce, czarni wojownicy rozpłynęli się w czarnej mgle. Chłopiec zdziwiony spojrzał na miejsce, gdzie przed chwilą stała dwójka istot. Nie mógł uwierzyć, że potrafili od tak całkowicie zniknąć. Chwilę później jednak poczuł jak stojący przy nim żołnierz ściągnął rękę z jego ust. Wciąż lekko przerażony Jacob, chciał głośno krzyknąć, aby następnie uciec daleko stąd, jednak zanim zdążył zrobić choć jedną z tych rzeczy, nieznajomy mocno złapał go za ramię i zaciągnął go do, najprawdopodobniej, swoich towarzyszy. Chłopiec spojrzał przerażonym wzrokiem na żołnierzy. Bał się tego, co mogliby mu zrobić. Co jeśli poślą mnie na tortury? Albo zabiją i zwłoki zostawią w lesie? - takie myśli chodziły mu po głowie. Jacob skupił swój wzrok w podłogę.
- Co to za dzieci? - spytał jeden z żołnierzy. Chłopak poznał po głosie, że jest to kobieta. - I dlaczego tak bardzo zainteresowały się nimi te dwa malumy?
- Niestety nie wiem tego - powiedział trzymający Jacoba żołnierz. - Jestem natomiast pewny, że nasz dowódca na pewno zechce porozmawiać z tą trójką. Dobrze by było zabrać ich do głównego obozu.
- Skąd możemy mieć pewność, że nie są szpiegami? - wtrącił jeden z wojowników.
- Spójrz na niego - powiedział zielonooki żołnierz. - Jest przerażony. Zapewne sam nie wie, co tu robi.
- Niech ci będzie Hirsutae - westchnęła kobieta - żołnierz. - Ale jeśli z ich powodu stanie się cokolwiek złego, otrzymasz ogromną karę. Weście tą dwójkę, zabieramy ich do głównego obozu - zwróciła się do niebiorących udziału w dyskusji pary żołnierzy.
Jacob obserwował wszystko przerażony. Spojrzał w oczy trzymającego go mężczyzny, jednak ten szybko odwrócił wzrok i pociągnął go do przodu. Chłopiec nie miał innego wyjścia jak iść wraz z nimi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top