6. Śmierć niejedno ma oblicze
Midoriya Izuku zdjął palec z guzika mikrofonu. Uśmiechnął się do siebie i podszedł do okna. Na placu już zaczęła się walka. Zerknął na licznik. Emocje były wysokie, jednak nie tak bardzo jak przypuszczał. Zmarszczył brwi. Część więźniów biegła. To też dostarczało energii, ale wciąż było jej za mało. Przyjrzał się grupce i mimowolnie uśmiechnął. Złośliwie. Dostrzegł w tłumie blond czuprynę, a zaraz obok niej włosy w odcieniach pasty do zębów. Zaniepokoił go fakt, że wiedział kto biegnie razem z nimi. Nie podobało mu się to, że ta trójka zaczęła trzymać się razem. Nie mogło mu to w żaden sposób zaszkodzić, ale niepokój pozostawał
-Martwisz się, że zbliżyli się do Tomury?
-Nie skradaj się tak, Shinso, przyprawisz mnie o zawał serca - zielonowłosy odwrócił się z delikatnym uśmiechem w stronę przybysza
-Nie sądzę, żebyś się mnie nie spodziewał. Zresztą tu jest moje miejsce. Więc jak?
-Myślę, że można to nazwać raczej ekscytacją. Na razie nie wykonali żadnego ruchu. A co to za gra, w której przeciwnik nie walczy? Może się zrobić ciekawie, ale dopiero za jakiś czas
-Jesteś pewien? Co jeśli....co jeśli cię pokonają?
-Jest taka możliwość. Jednak to tylko sprawia, że wszystko staje się ciekawsze. Chodź, Shinso, obejrzymy walkę o zwycięstwo w tym tygodniu - chłopak mruknął w odpowiedzi
-Jak sobie życzysz, szefie
-No już, nie myśl tak pesymistycznie. Plan, który realizuję, nie jest tym, na którym najbardziej mi zależy
-Co masz na myśli...?
-O, już nie masz tej znudzonej miny. Powiem ci jak przyjdzie na to pora - zielonowłosy wyszczerzył zęby i odwrócił się do okna. Drugi z obecnych w pokoju westchnął i zrobił to samo. Wydarzenia na placu przybrały ciekawy obrót.
***
-To jakieś żarty?! - blondyn wściekłe brnął przed siebie, chlapiąc błotem dookoła
-Co tydzień są nowe przeszkody. Jednak mają konkretne zadania. Mają nas zmęczyć i zmusić do większego wysiłku. Zawsze są cztery rodzaje. Mokre, typu błoto lub woda, suche, do których zalicza się bieg z przeszkodami no i powietrzne, czyli to, co nas zaraz czeka, bieg z przeszkodami na sporej wysokości
-Co z czwartą? - chłopak o dwukolorowych włosach starał się oddychać równomiernie i nie pozwolić, by zbyt wiele błota zdołało go oblepić
-Czwarta to walka psychiczna. Widziałeś co się działo na początku
-Ludzie rzucili się sobie do gardeł
-Dokładnie. Każdy chce wygrać. Dlatego trzymaj się środka to przeżyjesz
-Przecież cały czas się uśmiechali, nie? Czemu ze sobą walczą, do cholery?!
-Głupi jesteś? Chcą wygrać. To oczywiste
-Ale po co im to? Na co?!
-Bakugo. Spokojnie - drugi z chłopaków spojrzał za siebie, by zobaczyć jak sobie radzą pozostali
-Powód dla którego chcą wygrać zobaczycie jak skończymy tą maskaradę. Skupcie się na biegu. Musimy przyśpieszyć - chłopak wydłużył krok i nadal znacznie szybsze tempo. Dwójka bohaterów dostosowała się do swojego dawnego wroga. Dookoła nich biegły inne grupki, z których tylko niektóre osoby były znane Todorokiemu i Bakugo. Trzymali równy bieg, do czasu, kiedy pierwsze przeszkody na wysokości pojawiły się w zasięgu ich wzroku. Chłopak z ręką na twarzy jeszcze przyspieszył, ale zamiast do ścianki wspinaczkowej, która prowadziła na sam szczyt pobiegł dookoła słupa, dając znak, że mają biec za nim. Nie zważając na zaskoczenie wypelnili polecenie
-Shigaraki? Dlaczego....
-Idziemy od tyłu, bo wszyscy biegną od przodu. I tam będą się dziać niebezpieczne rzeczy - na potwierdzenie jego słów rozległ się łoskot ciała uderzającego o ziemię, łamanych kości i okrzyk bólu.
-Zrzucenie kogoś z wysokości jest niesamowicie skutecznym sposobem na pozbycie się konkurencji. Dlatego idziemy od drugiej strony, dzięki czemu nie będą w stanie nas zabić. Nie pomyślą o tym. Rozumiecie już? - jego ton sugerował, że powinni byli sie tego domyślić. Nie odpowiedzieli, tylko zaczęli się wspinać po betonowym słupie. Poszło im to dosyć sprawnie, w akompaniamencie krzyków innych więźniów. Znaleźli się poziom wyżej, niż pozwalała na to ścianka, więc wznowili bieg, mijając od tyłu więźniów, którzy wciąż zrzucali innych.
-Teraz, jak już wysunęliśmy się na prowadzenie, musimy je utrzymać. Nie pozwólcie się dogonić. Będą chcieli was wyeliminować, bez względu na wszystko. Postarajcie się przeżyć - powiedział to bez emocji, po czym wznowił bieg. Pozostała dwójka podążyła za nim, zupełnie nieświadoma tego, że ktoś obserwuje ich z zainteresowaniem z jednego z górnych okien zamku. Słupy, po których mieli się poruszać były rozstawione dość blisko siebie, na niektórych były dodatkowe przeszkody w postaci zamaskowanych kolców, czy mocno żrącego kwasu. Bakugo musiał trzy razy ratować kompana w ostatniej chwili, gdy ten zapominał, że nie ma swojego quirk. Zrobił to z automatu, niewiele nad tym myśląc. Nie mieli teraz na to czasu. Meta była już niedaleko, cztery słupy i kilkanaście metrów, jednak spora grupa siedziała im na ogonie i nie zamierzała się odczepić. Todoroki w duchu dziękował za ciężki trening podczas szkoły, bo teraz był w stanie przyśpieszyć. Z niepokojem zerknął na blondyna, jednak ten również nie miał problemów ze zwiększeniem tempa. Oboje spojrzeli na ostatniego z ich trójki. Doskonale zdawali sobie sprawę, kto jest najsłabszym ogniwem. Mieli rację. Tomura dyszał ciężko, jednak wciąż biegł, jakby pchała go do przodu jakaś niewidzialna siła
-Radzisz sobie, Shigaraki?
-Jeszcze nigdy nie było ze mną tak źle, żeby gówniarz z włosami jak pasta do zębów musiał się o mnie martwić - chłopak warknął, mówiąc te słowa i przyspieszył. Bohaterowie biegli po obu jego stronach aż do końca. Cała trójka równocześnie przekroczyła linię mety. Odwrócili się w stronę tych, którzy ich gonili, gotowi na atak z ich strony. Nic takiego jednak nie nastąpiło. W chwili, gdy kolejne osoby dobiegały na metę ustawiały się w równych szeregach przed trójką zwycięzców. Wszędzie panowała cisza, niezmącona nawet przyspieszonymi oddechami. Shigaraki odwrócił się twarzą w stronę muru, plecami w stronę szeregów i wyprostował się. Todoroki i Bakugo zrobili to samo, choć na ich twarzach była mieszanina niepewności i zaskoczenia.
-Co robimy?
-Cicho, to się dowiecie. Morda w kubeł, inaczej będziemy tak stać do końca dnia - bohaterowie posłusznie stanęli i czekali. Po kilku chwilach drzwi prowadzące do zamku się otworzyły. Bakugo poczuł chęć zobaczenia kto idzie, jednak powstrzymał się i wciąż patrzył przed siebie. Czuł, że ta osoba zbliża się powoli, delikatnie stawiając kroki na mokrej od krwi trawie. Todoroki wiedział, kto idzie. Nie musiał patrzeć, żeby to wiedzieć. Chwilę później zielonowłosy chłopak stanął twarzą do szeregów. Obok niego, po obu stronach ustawiły się cztery osoby. Todoroki zerknął na nich. Ibara, Shinso, dziewczyna, która wygląda jak menadżerka, trzymała w ręce podkładkę do pisania, której drugi koniec był oparty o jej biodro. Przenikliwym wzrokiem lustrowała każdego więźnia po kolei. Czwartej osoby chłopak nie kojarzył. Był to chłopak, mniej więcej w ich wieku. Miał niesamowicie jasne włosy, niemal białe. Okulary na jego nosie miały cienkie oprawki, a spojrzenie, które rzucał dookoła, sprawiało wrażenie, jakby wierciło dziurę w brzuchu. Mimo tego w jego wzroku czaiła się też niepewność. Zerkała co jakiś czas w stronę chłopaka, stojącego na środku ich rzędu. Todoroki ponownie skupił swoją uwagę na Izuku. Intuicyjnie czuł, że Bakugo jest na skraju wytrzymałości, jeszcze trochę i rzuci się na zielonowłosego, który jakby nigdy nic szeroko się uśmiechnął i zaczął mówić.
-To były naprawdę piękne zawody! Jestem wam wdzięczny, że daliście z siebie wszystko. To, że nie wygraliście, nie oznacza, że nie jesteście zwycięzcami. Każdy z was jest zwycięzcą, kiedy co tydzień przekracza swoje granice! - jak on mógł mówić coś takiego po tej katastrofie? Tylu ludzi zginęło! Chłopak jednak niewzruszenie kontynuował
-Mimo wszystko tym, którzy przybiegli na metę pierwsi należą się specjalne nagrody, prawda? - pstryknął palcami, a Ibara zrobiła krok do przodu, trzymając włosami medale. Z uśmiechem na ustach założyła je każdemu że zwycięzców. Bakugo ostatkami siły woli powstrzymał się przed tym, żeby nie udusić dziewczyny. Jednak spojrzenie na Shigarakiego i Todorokiego natychmiast go uspokoiło. Jeśli ta dwójka jest opanowana to on nie może pozwolić się sprowokować
-Dziękuję wam wszystkim za tą olimpiadę! Możecie się rozejść do swoich kwater! - a więc tak nazywa te cele więzienne? Więźniowie rozeszli się, znów z tymi pustymi uśmiechami na ustach. Bakugo miał ochotę nimi potrząsnąć i rzucić o ziemię. Może by się ocknęli z tego transu. Przeniósł swoją uwagę z powrotem na Deku. Denerwował go jego delikatny uśmiech i całkowicie pewny siebie wzrok
-I co, nie macie zamiaru mnie o nic zapytać? - to zdanie jeszcze bardziej rozwścieczyło blondyna. Todoroki zrobił krok do przodu, przywołując tym samym chłopaka do porządku
-Dlaczego to robisz?
-Co takiego?
-Dlaczego każesz im się nawzajem zabijać?
-Ja? Nic im nie każę. To ich decyzje. Ja tylko zapewniam tor i nagrody - uśmiechnął się niewinnie, jednak oczy mówiły, że nie ma zamiaru nic robić z obecnym zachowaniem więźniów podczas olimpiady
-Co im zrobiłeś, że są.... Puści? - Bakugo słyszał w głosie kompana lekkie drżenie. Tego pytania Izuku się spodziewał. Jego oczy rozbłysnęły niebezpiecznym blaskiem. Bakugo mimowolnie przeszły dreszcze. Widział, że Todoroki zaczyna żałować, że o to zapytał. Shigaraki nie odzywał się, tylko spuścił głowę i zrobił krok w tył, jakby doskonale znał odpowiedź. Izuku spojrzał w oczy każdemu z bohaterów, dopiero wtedy odpowiedział
-Śmierć nie jest jedna. Znacie tylko śmierć fizyczną. Z takiej już nigdy nie można się wybudzić. To, co się tu dzieje jest drugim obliczem śmierci - podniósł głowę i uniósł jeden kącik ust w niebezpiecznym, przerażającym uśmiechu. Odwrócił się i przez ramię rzucił zakończenie zdania, odchodząc wraz ze swoją grupą
-Jej psychiczną odmianą - machnął im na pożegnanie, jednak było w tym geście tyle ironii, że była niemal wyczuwalna. Był w tym również przekaz. "Śmierć ma niejedno oblicze. Lepiej się przygotujcie".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top