Rozdział 9

Próbowałam wrócić do swojej sypialni, ale w końcu skapitulowałam rozumiejąc, że ta walka jest bez sensu. Za każdym razem, gdy targałam swoją walizkę z powrotem do pokoju, on zabierał ją jak swoją własność nie reagując na moje krzyki.

Aż w końcu zrobił tak ze mną. Uniósł mnie jakbym w ogóle nie ważyła i wyniósł do swojej sypialni zamykając na klucz moją. Dlatego siedzę teraz zestresowana na jego łóżka i zastanawiam się jak będzie wyglądała ta noc. Patrzę na walizkę, której nawet nie otworzyłam i podchodzę do niej niepewnym krokiem. Otwieram powoli i wyjmuję koszulkę nocną w której spałam ostatniej nocy. Unoszę ją do góry oceniając poziom zakrycia mojego ciała.

Trochę za duży dekolt i za cienki materiał. Wystarczy ledwie zauważalny podmuch wiatru a moje sutki staną na baczność prześwitując przez satynowy materiał. Grzebię w walizce głębiej w poszukiwaniu piżamy, którą zabrałam ze sobą.

- Dobrze, że zrozumiałaś gdzie Twoje miejsce.

Podnoszę się nagle wystraszona jego głębokim głosem. Zbliża się do mnie powoli przez co jestem zmuszona odsuwać się do tyłu aż w końcu brakuje mi miejsca. Zerkam za siebie w poszukiwaniu drogi ucieczki i w ostatniej chwili otwieram drzwi łazienki wpadając do niej jak wariatka. 

A raczej łaźni.

Tutaj wszystko jest ogromne. Prysznic mógłby pomieścić cały personel tej kamienicy a wnętrze jest większe od mojego pokoju w San Diego. Podchodzę do blatu z umywalką i przyglądam się swojej zaskoczonej twarzy w lustrze. Kładę koszulkę na blacie i zastygam w bezruchu oglądając cienie pod oczami.

Ryczałam zdecydowanie za dużo. Wylałam tonę łez przepraszając w myślach swojego brata. Chcę by wiedział, że to wszystko zrobiłam dla niego i reszty rodziny. Nie jestem tu na wakacjach a moim marzeniem nie jest poślubienie wroga. Dzisiaj chciałam wyjaśnić mu to prosto w twarz, ale niestety nie dostałam takiej szansy.

Dopiero dwie godziny temu pogodziłam się z faktem, że to ja sama wpakowałam się w ręce Bestii. To ja przyjechałam tu dobrowolnie zgadzając się na ten irracjonalny plan. I tylko do siebie mogę mieć pretensje, bo oprócz rozlanej krwi, boję się o swoje serce.

Ono za szybko bije w jego obecności.

- Nie pozwolisz na to Maddie – szepczę do swojego odbicia w lustrze. – Tylko przyjaźń.

To jest najlepsza i najbardziej odpowiednia opcja. Będziemy małżeństwem, które toleruje siebie nawzajem i jest w stanie zjeść wspólnie obiad. Nie poczujemy nic więcej poza sympatią i tak zostanie. Nasze życie będzie polegało na wspieraniu siebie nawzajem, bo on będzie dla mnie jak przyjaciel a ja dla niego jak przyjaciółka.

Skoro nie mogę stąd uciec, to tylko taka opcja została.

- Przyjaźń?

Zamykam oczy i opieram dłonie o kamienny blat próbując opanować ich drżenie.

- Tak – odpowiadam zdecydowanym tonem.

- Ja się nie przyjaźnię – oznajmia stając tuż za mną.

Otwieram oczy patrząc prosto w jego oczy odbite w lustrze. Stoję nieruchomo udając, że jego bliskość nie robi na mnie wrażenia.

- Ty nie robisz wielu rzeczy – kpię pokazując sztuczny uśmiech. – Skoro zatargałeś mnie tu siłą, to nie ma innego wyjścia.

- Jest – mówi opierając dłonie obok moich przez co mój wzrok pada na wytatuowane przedramiona. – Każde inne wyjście jest lepsze od przyjaźni.

O co mu chodzi? Co takiego stało się przez jedną noc, że nagle zachowuje się w taki sposób?

Zaciągnął mnie tu siłą i kazał spać w swoim łóżku. Podchodził do mnie zdecydowanie za blisko i schylał się do mojej szyi prawie całując ją. Obejmował mnie gładząc delikatnie dłońmi po moim zestresowanym ciele.

Robił tak cały dzień i aż do tej chwili, starałam się to ignorować.

- Co się stało? – pytam odwracając się szybko w jego stronę.

Pochyla się bliżej mojej twarzy napierając rękoma na blat. Znów jestem w pułapce a po jego łobuzerskim uśmiechu, widzę, że mu się to podoba.

- Co takiego stało się w Twojej poplątanej głowie, że nagle nie uciekasz? – kontynuuję odważnym tonem.

Opuszcza spojrzenie na moje wargi, które zagryzam lekko ze zdenerwowania. Chciałabym usłyszeć od niego jasną odpowiedź. On wie, że działa na mnie zbyt intensywnie i trochę się w tym gubię. Nie jestem doświadczona w takich relacjach i pierwszy raz czuję, że podoba mi się mężczyzna z którym rozmawiam. Pod względem wizualnym, jest idealny. Lubię jego szorstką twarz i lekki zarost. Tatuaże pokrywające większość jego ciała, sprawiają, że wygląda jeszcze groźniej, ale w jakiś pokręcony sposób kręci mnie to. Chcę wiedzieć czy ma ich więcej i jak wyglądają na plecach, bo wiem, że tam też są. Czarne włosy, których nie układa w żaden sposób i zawsze wyglądają na rozczochrane, przyciągają mnie do siebie z prośbą o dotknięcie.

Jest zbyt przystojny a ja za bardzo naiwna, by udawać, że mnie to nie interesuje.

- Wykąp się pierwsza – mówi zachrypniętym głosem, po czym odsuwa się ode mnie.

Opuszcza łazienkę zostawiając mnie z walącym sercem. Stoję zdezorientowana czekając aż się odwróci, ale on zamyka za sobą drzwi nie wyjaśniając kompletnie niczego.

To właśnie dlatego fascynacja miesza się z nienawiścią.

**

Śpię sama. Jego tu nie ma już od trzech godzin a ja oczywiście nie mogę przez to zasnąć. Gdzie on zniknął do cholery? Powinnam się martwić czy odpuścić i w końcu zasnąć?

Przewracam się na drugi bok wpatrując w pustą ścianę. Lekka poświata księżyca odbija się na czarnych zasłonach. Staram się zamknąć oczy i zawalczyć o chociaż kilka godzin snu, ale to niewykonalne.

Nagle drzwi się otwierają i słyszę jak wchodzi. Obracam się na plecy patrząc na wysoką postać, która idzie w moim kierunku. Ściąga z siebie koszulkę jednym ruchem i rzuca ją na podłogę. Zsuwa z siebie spodnie, po czym wchodzi na materac sprawiając, że moje serce podskakuje radośnie.

Jestem żałosna. Naprawdę cieszę się, że w końcu wrócił?

- Ja...

- Nie skrzywdzę Cię – przerywa mi szeptem.

Przysuwa się coraz bliżej aż jego twarz jest za blisko mojej. Pochyla się nieznacznie dotykając dłonią mojego podbródka.

- Nie musisz się bać.

- Nie boję się Ciebie – odpowiadam przełykając głośno ślinę.

Niestety, ale to prawda. Powinnam trząść się ze strachu, bo doskonale wiem kim on jest. Znam zdecydowanie za dużo opowieści o jego rodzinie, by spokojnie spać z nim w jednym łóżku. Jednak robię to pozwalając na zbliżenie do mojego ciała, które powinno być zakazane.

- Drżysz, gdy jestem za blisko.

- Bo mnie stresujesz – mówię zgodnie z prawdą.

Uśmiecha się szeroko wpatrując prosto w moje oczy.

- To dlaczego mnie nie odpychasz? – pyta zarozumiale.

Bo mi się to podoba.

Jak idiotka cieszę się tym, że on dotyka lekko mojego podbródka. Nie ucieka ode mnie twierdząc, że musi być ode mnie jak najdalej. Zamiast tego prawie leży na mnie pochylony centymetry nad moją twarzą.

Przesuwa kciukiem po dolnej wardze doprowadzając mój mózg do całkowitego wyłączenia.

- Chcesz mnie pocałować?

Dobrze, że w tym świetle nie widać jak moje policzki pokrywają się purpurą. Płoną dając mi znać, że to pytanie było zbyt pochopne. Mogłam zamknąć się i czekać sama na jego ruch.

- A pozwoliłabyś mi? – szepcze opuszczając wzrok na moje usta.

Muszę zacząć myśleć. Trzeba obudzić się z tego dziwnego transu i zatrzymać to co się właśnie dzieje. On jest niebezpieczny i moje serce to wie. Dlaczego rozum o tym zapomina?

- Nie – odpowiadam odsuwając jego dłoń od siebie. – Bo Ty się nie całujesz – przypominam odchrząkując cicho. – A ja nie jestem wyjątkiem.

Przewracam się na bok zamykając powieki. Dyszę nie rozumiejąc co się właśnie dzieje z moim ciałem. Drgam jakby było mi zimno, ale tak wcale nie jest. Jestem rozgrzana i płonę żywym ogniem a zwłaszcza po lewej stronie piersi. Słyszę głośne bicie swojego serca i przeklinam je w myślach za takie zachowanie.

Próbuję uspokoić się chociaż odrobinę, żeby pokazać mu jak bardzo silna jestem. Nie może zobaczyć, że...

Że cholernie mocno chcę dostać się do jego myśli, by wiedzieć czy mogę się zbliżyć.

Czuję jak opada na materac wzdychając głośno. Nakrywa się tą sama pościelą co ja i nie odpowiada wyprowadzając mnie z błędu. Milczy a ja słucham jego równego oddechu.

- Moja matka powiedziała mi kiedyś, że na uczucia trzeba zasłużyć – odzywa się sprawiając, że moje ciało znów wariuje. – Nienawidzi ojca od momentu, gdy musiała stanąć z nim przed ołtarzem. Nigdy go nie pocałowała.

- Współczuję jej – odpowiadam cicho.

- Ona żałuje każdego jebanego dotyku i pocałunku, który mu poświęciła – syczy przez zaciśnięte zęby. – Obiecałem jej kiedyś, że moja żona nie będzie tego żałować.

Zaciskam powieki powstrzymując się od obrócenia w jego stronę. Tak bardzo ciągnie mnie w jego stronę, że z trudem przychodzi mi ignorowanie żalu jaki słyszę w jego głosie. Chciałabym wiedzieć więcej na ten temat i zrozumieć zachowanie, które tak mnie drażni.

Jednak muszę zrezygnować z tego dla swojego serca, które mam jeszcze w całości.

- Nie będziemy się kurwa przyjaźnić – oznajmia podniesionym głosem. – Bo odkąd Cię dotknąłem, chcę robić to częściej.

Porusza się tuż za moimi plecami, po czym kładzie dłoń na moim brzuchu przez co wydaję z ust cichy jęk. Przysuwa mnie do swojego torsu oplatając ręką wokół pasa. Zastygam w bezruchu zaskoczona tym co się właśnie dzieje.

- Chciałaś wiedzieć co się zmieniło – szepcze do mojego ucha. – Oszalałem Maddeline.

Kładzie głowę tuż za moją i już kilka minut później, słyszę miarowy oddech. Zasnął zaciskając ramię na mnie i nie ma takiej siły na świecie, by go odsunąć.

Pragnęłam snu, ale już wiem, że on nie nadejdzie. Będę całą noc myślała o tym co przed chwilą usłyszałam. Oszalał? Ale co to dokładnie znaczy?

Mieliśmy się do siebie zbliżyć, lecz teraz widzę, że to zaszło za daleko, bo zamiast uciekać, ja kładę dłoń na jego dłoni i pozwalam by trzymał mnie tak jak tego chce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top