Rozdział 32
- Uspokój się – mówię, nie przestając się śmiać. – Zachowujesz się jak zwierzę!
- Zaraz zerznę Cię w tej windzie – ostrzega głębokim głosem. – I to nie będzie moja wina.
- A kogo? – pytam rozbawiona.
Przygniata mnie bardziej do szklanej ściany za moimi plecami. Sunie dłonią w dół mojego ciała, zatrzymując się na krawędzi spódniczki. Wciska dłoń pod cienki materiał i sekundę później słyszę głośne westchnienie.
- Dlaczego Ty kurwa nie nosisz bielizny? – warczy przez zaciśnięte zęby, dotykając dłonią mojej cipki. – Chcesz żebym zwariował?
Rozsuwam nieznacznie nogi, dając mu lepszy dostęp. Przejeżdżam językiem po suchych ustach, prowokując go jeszcze bardziej. Wsuwa we mnie jeden palec, sprawiając, że z ust ucieka mi cichy jęk.
- Myślałam, że nie lubisz bielizny – odpowiadam zdyszanym głosem. – Rozrywasz wszystkie moje majtki.
Cztery dni temu zdecydowałam, że dłużej nie mogę ukrywać swoich uczuć. Wyznałam jedynemu mężczyźnie na tej ziemi, że go kocham. Przyznałam to i od tamtej pory nie opuszczaliśmy ścian mojej sypialni. Spędziliśmy naprawdę długie godziny w łóżku i poza nim. Jednak dziś nadszedł czas na powrót do domu.
Moim domem jest on i Nowy Jork.
- Bo ściąganie ich zajmuje mi czas – mówi, wgryzając się lekko w moją dolną wargę. – A ja nie jestem cierpliwy.
Nie jest.
I świetnie to pokazuje, molestując mnie w windzie. Nie przejmuje się tym, że tu są kamery i ochroniarze pewnie mają niezły ubaw, oglądając to. Nie obchodzi go też, że ściany są szklane i każdy mógłby nas teraz zobaczyć. Uśmiecham się do niego zarozumiale i odsuwam się nagle, gdy winda staje. Drzwi się otwierają i od razu wypadam na pusty korytarz, ciągnąc za sobą ciężką walizkę. Biegnę pod odpowiednie drzwi i zatrzymuję się, patrząc jak on już ściąga krawat.
Zbliża się do mnie, wkładając czarny krawat do kieszeni spodni. Zdejmuje marynarkę i podwija rękawy koszuli, przez co zaczynam drżeć z oczekiwania. Zaciskam uda, czekając aż łaskawie podejdzie do drzwi i je otworzy. Opieram się o ścianę i patrzę jak uśmiecha się do mnie łobuzersko.
- Tym. – Wyjmuje krawat ze spodni i unosi go przed moją twarz. – Tym Cię zaraz zwiążę.
Nie chcę już dłużej czekać i dopadam szybko jego kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Zabieram marynarkę, macając ją z każdej strony i w końcu wyjmuję pęk kluczy. Rzucam marynarkę na walizkę i otwieram drzwi. Wchodzę do środka, zapominając o tym, że powinnam zabrać też bagaż.
Łapię za jego dłoń i ciągnę w stronę sypialni. Lecz on mnie przyciąga mocno do siebie i chwyta za uda. Podnosi mnie do góry, przez co muszę opleść go nogami wokół pasa. Moja rozkloszowana spódniczka unosi się do góry, sprawiając, że czuję lekki chłód. Przygniata mnie do ściany i zaciska dłonie na pośladkach.
- Ręce do góry – rozkazuje cicho.
Unoszę szybko ramiona nad głową i patrzę jak zawiązuje niedbale węzeł wokół nadgarstków. Opuszczam związane ramiona na jego kark i przysuwam się do jego ust. Jednak on nagle odrywa mnie od ściany i rusza przez całe mieszkanie. Niesie mnie prosto do sypialni i w końcu rzuca na łóżko. Pochyla się nade mną, ale nie po to by mnie pocałować.
On przywiązuje mnie do ramy łóżka!
- Ej! – piszczę, próbując mu przeszkodzić. – Nie było mowy o przywiązywaniu i...
- Milcz kobieto – przerywa mi z szatańskim uśmiechem.
Wariat.
Leżę przywiązana do łóżka i całkowicie skazana na jego łaskę. Patrzę w prawie czarne oczy, które obserwują uważnie moje ciało. Łapie lekko za materiał spódniczki i pociąga go w dół. Zsuwa ją ze mnie, odsłaniając najczulsze miejsce. Pochyla się nad moimi zaciśniętymi udami i zostawia delikatny pocałunek na wzgórku.
Wsuwa dłonie pod bluzkę, podnosząc tkaninę pod samą szyję. Z dokładną precyzją, przeplata bluzkę przez moją głowę, by później zostawić ją przy złączonych dłoniach. Przejeżdża językiem po szyi i kieruje się coraz niżej aż w końcu trafia do koronkowego biustonosza. Rozpina zapięcie pod moimi plecami i uwalnia piersi. Chwyta jeden z sutków w swoje usta i ssie lekko, sprawiając, że odlatuję. Wiję się jak szalona i zaczyna denerwować mnie ten węzeł, który ogranicza moje ruchy.
- Rozwiąż mnie – jęczę głośno.
Podnosi się nagle i posyła mi zarozumiały uśmiech. Rozpina koszulę, po czym ściąga ją całkowicie z siebie. Uwielbiam patrzeć na to ciało a jeszcze bardziej je dotykać. Jednak nie dostaję takiej możliwość, bo na rękach mam pieprzony krawat!
- Russel! – Wkurzam się, szarpiąc rękoma.
Odpina spodnie niewzruszony moim wkurzeniem. Zsuwa je z siebie, stając przede mną zupełnie nagi. Pochyla się ponownie nad moim ciałem i od razu rozchyla mi nogi, po czym wciska dłoń między uda. Masuje delikatnie mokrą cipkę i automatycznie zapominam dlaczego jeszcze chwilę temu się wkurzałam. Odchylam głowę do tyłu i zamykam oczy, rozkoszując się przyjemnym masażem. Wkłada we mnie jeden palec i zaczyna nim poruszać.
- Rozszerz nogi kochanie – rozkazuje, szepcząc do mojego ucha.
Wykonuję szybko polecenie, czekając na więcej. Czuję jak dołącza drugi palec, przez co jęczę coraz głośniej. Układa się pomiędzy moimi nogami i patrzę jak chwyta za swojego kutasa.
- Chcę bez – mówi zdyszany.
- Russel, to...
- Wiem, że mnie kochasz – przerywa mi, trącając penisem o cipkę. – Wiem też, że w końcu zgodzisz się na ślub.
O co on mnie właśnie prosi?
Zastygam w bezruchu, patrząc na niego przestraszona. Nie wiem co odpowiedzieć i jak się zachować, bo to totalne szaleństwo. Jesteśmy naprawdę burzliwym związkiem i zaledwie cztery dni temu, wróciliśmy do siebie.
- Kochanie – kontynuuje, dotykając ustami moje wargi. – Chcę Ciebie i rodziny.
- Dopiero tu wróciliśmy – szepczę.
Jego twarz nagle się zmienia. Rozplątuje moje ręce, po czym schodzi ze mnie i grzebie coś w szafce obok łóżka. Zasuwa szufladę, robiąc przy tym zbędny hałas. Nakłada prezerwatywę i wraca do mnie, nie patrząc już w oczy. Zaciska usta, po czym wbija się we mnie jednym, płynnym ruchem. Wychodzi mi z ust głośny jęk, ale nie potrafię skupić się na tym co się teraz dzieje, bo myślę o tym czego przed chwilą ode mnie oczekiwał.
- Russel – sapię, chwytając za jego szczękę. – Zrobimy to wszystko – mówię, wpatrując się w jego obojętny wzrok. – Porozmawiamy o tym, dobrze? – pytam, całując lekko jego usta.
- Porozmawiamy – odpowiada, wbijając się głębiej.
- Nie możemy tak po prostu...
Wychodzi nagle ze mnie, zostawiając po sobie pustkę. Opuszcza łóżko, po czym idzie do łazienki.
On się obraził?
Wyskakuję szybko z łóżka i ruszam biegiem za nim. Patrzę jak wchodzi pod strumień wody i opiera dłonie o ścianę. Jego plecy napinają się i słyszę ciche westchnienie. Zbliżam się do niego i wchodzę do zaparowanej kabiny.
- Przepraszam – mówi, nie patrząc na mnie. – Zachowałem się jak pieprzony idiota.
Dotykam delikatnie jego pleców, chcąc go trochę rozluźnić. Przeciskam się przez jego ciała, wchodząc pomiędzy niego a ścianę. Unoszę dłonie do jego spiętej twarzy i patrzę w zamknięte oczy.
- Naprawdę chcesz założyć rodzinę? – pytam z lekkim uśmiechem.
Otwiera oczy, ale nie odpowiada choćby słowem. Po prostu wpatruje się we mnie poważnym wzrokiem.
- Zaplanujemy to – oznajmiam, składając na jego ustach czuły pocałunek. – Na spokojnie kochanie. Nie musimy nigdzie się spieszyć, bo mamy przed sobą całe życie.
Zsuwam się na podłogę i chwytam szybko za jego kutasa zanim mnie powstrzyma. Wsuwam go do ust, liżąc powoli gładką powierzchnię. Słyszę głośny jęk i przekleństwo a chwilę później czuję jego dłoń na mojej głowie.
- O ja pierdole.
Wsuwam go najgłębiej jak tylko mogę i dołączam swój język. Drażnię nim lekko końcówkę, wiedząc, że to lubi. Poruszam głową w przód i w tył, sprawiając, że zaczyna drżeć. Zaciskam dłoń u podstawy kutasa i wtedy to czuję.
Ciśnienie przepływa wzdłuż kutasa aż w końcu tryska, dochodząc we mnie. Połykam posłusznie wszystko co mi daje. Przejeżdżam ostatni raz językiem po drżącym kutasie i wysuwam go z ust. Podnoszę się, spotykając szatański uśmiech.
- Niegrzecznie kochanie – mówi, próbując wyrównać oddech. – Kiedy nauczyłaś się odwracać moją uwagę swoimi pięknymi ustami?
Uczę się od najlepszych.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top