Rozdział 29




Myślałam, że wtargnięcie w życie Russela Diovacciego, będzie dla mnie pułapką z której nie da się uciec. Wiedziałam co ludzie o nim mówią i mimo tego, że z ojcem nie miał dużo wspólnego, to i tak sprawiał wrażenie niebezpiecznego. Słyszałam mnóstwo opowieści o tym kim jest i do czego jest zdolny. A jednak zdecydowałam się zapukać do jego drzwi i zgodzić się na układ, który dla mnie mógł okazać się niszczycielski. Myślałam, że to stanie się moim piekłem.

Lecz później życie zrobiło sobie ze mnie żart i wysłało do Riverton w którym ćpunka szantażuje mnie śmiercią rodziny.

A co jest w tym najzabawniejsze? To jest też jej rodzina.

- Ubieraj to i pokaż na co Cię stać – rozkazuje Jolie, patrząc na mnie z szyderczym uśmiechem.

Na co mnie stać?

Kiedyś Jonathan uczył mnie strzelać a Gabriel pokazał jak obezwładnić i udusić napastnika. Wiem też jak zawiązać sznur na szyi w zaledwie kilka sekund i później pociągnąć tak, by odebrać ostatni oddech. Nauczyłam się też, że nożem trzeba trafiać prosto w serce albo w szyję.

- Wiesz co się z Tobą stanie, jeśli Jonathan pojawi się w tych drzwiach? – pytam, wskazując dłonią w czarne drewno za którym znajduje się lokal przepełniony „klientami". – Musisz być cholernie naćpana skoro wierzysz, że oni mnie nie znajdą.

Nienawidzę jej. Według mnie, jest obrazą dla każdej żyjącej kobiety. Jej zniszczone ciało i twarz, która wygląda na dwadzieścia lat starszą, to kara za zachowanie się jak suka. Karma do niej wraca, ale bardzo powoli. Najpierw niszczy organizm i ciało, bo zauważyłam jak czasami chwieje się na nogach i w jej uśmiechu brakuje zębów.

A później ktoś odbierze jej życie. Jestem o tym przekonana w stu procentach, bo to co robi, wkurzy niejednego. Zabiła szefa kartelu narkotykowego, który dla wielu był wrogiem, ale znajdą się też tacy, którzy go opłakują. Przejęła miejsce, które należało do niego i próbuje dalej prowadzić biznes. Jednak chyba coś idzie nie po jej myśli, bo sprowadziła tu dziewczynę, która nie zamierza wykonywać jej rozkazów.

- Jednym pstryknięciem palca mogę rozwalić Twój wspaniały świat – mówi, podchodząc do mnie niepewnym krokiem. – Nie pyskuj, bo to w niczym Ci nie pomoże.

Odwraca się i wychodzi z pokoju, który zaraz ma stać się moją salą tortur. Rozglądam się po wnętrzu, które przypomina miejsce zabaw BSDM. Czytałam w kilku książkach jak mężczyźni zaspokajają swoje fantazje właśnie w taki sposób. Biją, znęcają się i w taki sposób osiągają szczyt. Tutaj to nie ma nic wspólnego z seksem.

Przenoszę wzrok na siedzącego na fotelu, Rayana. Opiera się wygodnie o zagłówek fotela i patrzy na mnie jakby czekał na przedstawienie.

- Nie uśmiechaj się tak, bo mój brat Cię zabije – odzywam się podniesionym głosem. – Pracowałeś dla niego, to wiesz co potrafi zrobić z wrogiem.

Nie chcę pokazywać im swojego strachu. Muszą wiedzieć kim jestem. Sinclair nie boi się zagrożenia, bo ma siłę. Jestem waleczna i potrafię zadbać o siebie. Unoszę spojrzenie na ścianę za nim i zauważam kilka dziwnych przedmiotów, przypominających bicze.

Zamknęli mnie w miejscu z bronią z której mogę w każdej chwili skorzystać.

- Przebierz się, bo klient już czeka – odpowiada, nie reagując na moją zaczepkę.

Jest stanowczo za spokojny. Nie wkurzają go moje słowa, które powinny już dawno temu wytrącić go z równowagi. Dlaczego siedzi całkowicie niewzruszony?

Nagle drzwi się otwierają i w progu staje wysoki mężczyzna z brodą za którą praktycznie w ogóle nie widać twarzy. Wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi. Przekręca klucz, po czym rusza w moim kierunku.

Odwracam się od razu i chwytam coś co przypomina kij bejsbolowy. Metalowa rura z pewnością zada mu ból, który pozwoli mi na wymyślenie nowego planu.

- Rozbieraj się – mówi z poważną miną.

- Odejdź, bo przywalę Ci w jaja! – krzyczę głośno.

Wybucha gromkim śmiechem, po czym rozpina koszulę. Odsłania ciało, które wzbudza we mnie tylko obrzydzenie. Dziwne tatuaże nie pasujące do niczego i zarośnięty tors, podpowiadają mi dlaczego musi płacić za seks.

- Zatrzymam Cię jednym ruchem – odpowiada pewnym siebie głosem.

Pokonuje dzielącą nas odległość i chwyta mocno za mój kij. Wyrywa mi go z rąk, po czym odrzuca w najdalszy kąt pokoju. Patrzy jak rura odbija się echem na drewnianej podłodze i pewnie jest z siebie cholernie dumny.

A ja mam wtedy te kilka sekund na atak. Unoszę kolano, trafiając mocno w krocze. Wiem, że to najczulszy punkt. Patrzę jak zgina się w pół i próbuje chwycić mnie dłonią, ale szybko odsuwam się od niego. Staję za nim, po czym nogą kopię w plecy. Jest cholernie ciężki, ale jakoś udaje mi się go przewrócić. Mężczyzna potyka się i wpada na szafkę przed nim. Uderza głową w kant mebla, ale zamiast ciszy, słyszę jedynie głośne przekleństwa wychodzące z jego ust.

- Ty mała kurewko!

Podnosi się, ale jest zbyt wolny. Łapie się za głowę, próbując wstać, ale ja już jestem daleko od niego. Odwracam się w stronę Rayana, który nawet nie ruszył się z miejsca. Nadal siedzi na fotelu i przygląda mi się z dziwnym wyrazem twarzy. Uśmiecha się lekko i dopiero teraz, wstaje.

- Jolie się wkurwi – oznajmia ze śmiechem, po czym zbliża się do mnie. Chwyta za mój podbródek i podnosi go wyżej, bym spojrzała na jego twarz. Nadal wierzę, że on mnie nie skrzywdzi fizycznie. Chce mnie tylko przestraszyć. – Do tego skurwiela chciałaś lecieć jak najszybciej by ratować rodzinkę a tutaj robisz wszystko, by zmusić mnie do czegoś czego nie chcę robić.

Przenosi dłoń na moją szyję i ściska boleśnie. Czuję jak zaczyna brakować mi oddechu i próbuję się wyrwać, ale on przewiduje moje ruchy. Drugą dłonią oplata mnie wokół pasa i przysuwa do siebie.

- Pamiętasz jak uczyłem Cię wydostać się z objęć? – pyta, pochylając się nad moimi wargami. – Wiem co potrafisz i w jakiś sposób, jestem też dumny. – Puszcza nieznacznie uścisk, dając mi chwilę na złapanie oddechu. – Ale tutaj jesteś w pracy i jeszcze raz tak zrobisz, to zareaguję.

- Nie boję się Ciebie.

- Dwóch wkurwionych facetów, już powinnaś.

Odrywa mnie od siebie, ale od razu zaciska dłonie na moich nadgarstkach. Wyjmuje coś kieszeni i mój wzrok od razu pada na metalowe kajdanki. Wyrywam się z całych sił, unosząc kolano do góry. Uderzam w udo, bo nie jestem w tej pozycji w stanie dostać się do jego krocza.

- Kotku, ja naprawdę jestem teraz miły – mówi, zaciskając metal na moich dłoniach. – Bądź grzeczna to może daruję Ci nocną zmianę.

Przenosi dłoń na moje ramię i odwraca mnie w stronę faceta, któremu przed chwilą nabiłam guza na głowie. Patrzy na mnie wściekle i zaciska dłonie w pięści.

- Najpierw opierdolisz mi...

- Zapomnij Ty fiucie! – przerywam mu, uderzając łokciem w brzuch Rayana.

Podchodzi do mnie powoli. Unoszę spojrzenie na sufit z którego zwisają dziwne kule z kolcami. Jakbym miała taką choćby jedną, to mogłabym wbić ją w jego szyję. Albo gdziekolwiek. Byle tylko się stąd wydostać.

Mężczyzna zbliża się do mnie, rozpinając po drodze rozporek swoich spodni. Zsuwa je z siebie, odsłaniając swoje zarośnięte krocze. Odwracam natychmiast wzrok w bok i staram się panować nad drżeniem swojego ciała.

Rayan musi mnie puścić, bo inaczej nie jestem w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu.

- Na kolana – rozkazuje głośno mężczyzna.

Obracam głowę w stronę Rayana i patrzę prosto w jego oczy. Spotykam zarozumiałe spojrzenie i wtedy już wiem, że muszę zrobić coś co mnie też zaboli. Nie mam innego wyjścia. Złączam dłonie skute kajdankami i zaciskam je z całych sił. Czuję jak metal wbija mi się w skórę, powodując okropny ból, ale ignoruję go teraz. Zamachuję się i uderzam prosto w brzuch Rayana. Widzę zaskoczenie na jego twarzy i żal, że nie trzymał mnie za dłonie tylko za ramię. Puszcza mnie nagle i wtedy powtarzam cios w to samo miejsce.

Patrzę jak unosi dłoń, by mnie unieruchomić, ale pluję prosto w jego oczy. Zamyka powieki na kilka sekund oślepiony moją śliną. Odwracam się całkowicie w jego stronę i unoszę kolano, trafiając w krocze.

Słyszę przekleństwo i już mam uciec pod drzwi, szukając jakiegoś narzędzia, gdy czuję jak od tyłu zostaję schwytana za włosy. Facet ciągnie mocno, przysuwając mnie do swojego ciała.

- Teraz już nie jesteś taka cwana, co? – warczy do mojego ucha.

Wytrzymam to.

On jest goły od pasa w dół. Jeśli trafię w jego krocze, to poczuje taki ból, że nie będzie w stanie mnie znów dopaść.

Jego dłoń przesuwa się na mój brzuch, wciskając się pod materiał bluzki. Kieruje nią w dół, zahaczając o brzeg spodni.

Mój oddech przyspiesza, bo zdaję sobie sprawę z tego, że w tym momencie jestem całkowicie bezsilna. Patrzę jak Rayan się podnosi i obserwuje mnie wściekłym spojrzeniem. Zbliża się do mnie o krok i chwyta dłonią za szczękę.

- Zasłużyłaś na karę i...

Zastygam nagle, słysząc głośny huk. Dłoń mężczyzny odrywa się ode mnie a sekundę później puszcza moje włosy. Rayan obraca głowę w stronę wejścia i jego dłoń nagle zaczyna drżeć. Przenoszę wzrok na drzwi, które ktoś wywarzył.

Bestia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top