Rozdział 27
RUSSEL DIOVACCI
Odpalam siódmego już papierosa. Zaciągam się dymem, który daje mi jakąś namiastkę spokoju. Próbuję nie zaciskać dłoni w pięść, ale to jest niemożliwe. Uderzam w końcu w zagłówek fotela przede mną i wyrzucam papieros przez okno.
- Rozjebię ich – warczę pod nosem.
Jestem w stu procentach przekonany tego co zamierzam zrobić. Chcę pomścić ojca i udowodnić wszystkim, że rodzina jednak jest dla mnie czymś ważnym. Nie mogę pozwolić, by ktoś śmiał mi się prosto w twarz. Odebrali mi wszystko.
Nawet ją.
- Szefie, zaraz...
- Widzę kurwa – przerywam szybko Danowi i chwytam karabin, leżący na siedzeniu obok.
Wkładam magazynek, przeładowuję po czym odbezpieczam broń. Zamykam oczy i biorę głęboki wdech, bo dobrze wiem, że mogę już stąd nie wrócić. Znam ich kurwa, to będzie wojna.
Auto zatrzymuje się pod wysoką bramą i od razu otwieram drzwi. Wychodzę na żwirowy podjazd, unosząc karabin do góry. Naciągam spust i strzelam prosto w niebo. Odwracam się w stronę bramy i czekam aż usłyszę pierwsze głosy.
- Jonathan, Ty kurwo! – odzywam się donośnym głosem. – Wyłaź!
Słyszę hałas za bramą a chwilę później, staje przede mną dwóch ochroniarzy. Celują prosto we mnie, zaskoczeni moją obecnością.
- Wołaj szefa – mówię, upuszczając karabin wzdłuż ciała. – Natychmiast kurwa.
Nie rozumieją moich rozkazów. Patrzą na mnie jak na szaleńca, po czym omiatają wzrokiem dwa auta stojące z tyłu. Tak, przyjechałem tu z zaledwie czteroma ludźmi. Wiem, że to kurwa debilizm, patrząc na to, że tą posiadłość ochrania co najmniej trzydzieści pieprzonych ochroniarzy.
Nagle brama się uchyla i pojawia się zdezorientowana twarz Jonathana. Jest w szoku, jednak to szybko się zmienia. Wkurwia się na mój widok i rusza w moim kierunku, nie przejmując się tym, że w dłoni mam broń. Zbliża się, chwytając szybko za moją szyję.
- Wiedziałem kurwa – warczy, zaciskając uścisk. – Wiedziałem kurwa, że ją zostawisz.
Musiałem.
Zaraz stanę się dla niej nikim.
- Długo to planowałeś? – pytam, uśmiechając się lekko. – Niby chuj Cię obchodził a jednak musiałeś zrobić po swojemu.
Marszczy czoło, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Puszcza moją szyję, ale sekundę później uderza łokciem w brzuch. Zginam się w pół, czując jak ból rozchodzi się po moim ciele. Unoszę wkurwione spojrzenie i zaciskam dłoń na spuście.
- Ona mnie za to znienawidzi – mówię przez zaciśnięte zęby. – Ale nie mam innego wyjścia.
Unoszę karabin do góry i wymierzam prosto w jego zdezorientowaną twarz. Jednak nie mam szansy wykonać ostatniego ruchu, bo moją uwagę odwraca czarne auto podjeżdżające stanowczo kurwa za blisko. Drzwi się otwierają i na podjazd wypada uśmiechnięty Nathaniel Saint.
Ja pierdole.
- Diovacci! – krzyczy, witając się ze mną uniesioną dłonią. – Schowaj tą zabawkę, bo ktoś Cię kurwa w błąd wprowadził.
O czym on pierdoli?
Z samochodu wychodzi Christian i zbliża się do mnie, po czym podaje swoją dłoń.
- Szczere kondolencje – odzywa się poważnym tonem.
Nie ściskam dłoni Christian tylko patrzę na nią jak na jakiś pierdolony żart. Nabijają się ze mnie? Czy chcą spowolnić coś co i tak zrobię?
- On tego nie zrobił – odzywa się nagle Nathaniel, ukrywając na sekundę swój pieprzony uśmiech. – Jeszcze nie wiemy kto, ale...
- Czego kurwa nie zrobiłem?! Zacznijcie w końcu... - Jonathan milknie nagle, po czym przeklina pod nosem. Unosi na mnie dziwne spojrzenie i zbliża się o krok w moją stronę. – Naprawdę myślisz, że to ja odjebałem Twojego ojca?
Kłamliwy sukinsyn.
Opuszczam karabin na żwir i pokonuję dzielącą nas odległość. Zamachuję się z całych sił i uderzam prosto w zaciśniętą szczękę. Patrzę jak Jonathan wypluwa krew z ust i wyciera resztę wierzchem dłoni.
- Po chuj te zagrywki? – pytam kpiącym głosem. – Dobrze wiedziałeś, że po Ciebie przyjdę.
- Nie zabiłem Twojego ojca skurwielu – odpowiada, patrząc prosto w moje oczy. Jego spojrzenie jest zupełnie inne niż chwilę wcześniej i nie unosi dłoni by mi oddać. Stoi nieruchomo, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Za bardzo kocham swoją siostrę, żeby tak pierdolić jej życie.
Nie wspominaj o niej.
Automatycznie zamykam oczy. Czuję jak to znów się pojawia. Zaczynam słyszeć bicie swojego serca i wiem, że wkurwienie zostanie zastąpione tym z czym walczę od dwóch tygodni. Dziwny nacisk na pierś sprawia, że całkowicie się wyłączam. Nie obchodzi mnie to co dzieje się wokół, bo przed oczami mam ją.
- Znalazłem ją – odzywa się Nate, stojący za mną. – Nie mam pojęcia po co zatrzymała się w Riverton, ale...
Otwieram nagle oczy i odwracam się w jego stronę.
- Riverton?! – wrzeszczę jak debil.
Ojciec ma tam swój największy burdel. To małe miasteczko nie ma niczego innego poza paroma sklepami i stacją benzynową. Idealne miejsce do czegoś co jest w chuj nielegalne. Tamtejsza policja sama korzysta z ich usług, dzięki czemu milczą. Nikt się tym nie interesuje, bo normalnie funkcjonuje to jako zwykły hotel. Ona nie może pojawić się tam tak po prostu. Tu jest kurwa coś nie tak.
Albo mam już pierdoloną obsesję.
- Najdziwniejsze jest to, że razem z nią jest Twój były ochroniarz – oznajmia Christian, patrząc na Jonathana. – A Rayan Golberg to cholernie tajemniczy typ i...
- Poprosiła go o pomoc – przerywa mu Jonathan.
- Jasne – odpowiada Chris. – Jednak ja zacząłbym się martwić, patrząc na to, że ten sukinsyn dwa miesiące temu był widziany z Jolie.
Kim jest kurwa Jolie?
Obserwuję uważnie jak Jonathan nagle blednie. Odwraca się w stronę bramy i wbiega na posiadłość. Ruszam za nim, bo nie mam innego wyjścia. Chris popycha mnie w jego stronę, nie dając szansy na spierdolenie. Patrzę jak zbiera ludzi na środku podjazdu. Z magazynu po lewej, wychodzi kilku typów ubranych całkowicie na czarno. Każdy z nich trzyma w dłoniach gnaty. Jonathan nagle staje na środku i zamyka oczy, po czym wypuszcza z ust głośny krzyk.
- Mieliście ją zajebać! – drze się do swoich ludzi, wymachując w nich karabinem. – Czy to jest takie kurwa ciężkie do zrozumienia?!
- Szefie...
- Jeśli ta szmata coś planuje w związku z moją siostrą, to was wszystkich rozpierdolę!
Jestem w jakimś jebanym śnie. To nie dzieje się naprawdę, bo inaczej patrzyłbym już na leżące ciało Jonathana. Planowałem coś co sprawiłoby, że ojciec byłby ze mnie dumny. Poczułbym wewnętrzny spokój i mógł w końcu odetchnąć z ulgą, że załatwiłem sprawę do końca.
Jednak to wszystko potoczyło się w zupełnie innym kierunku. Niczego kurwa nie rozumiem i jedyne co wiem, to to, że oni rozmawiają o mojej Maddie.
- Jonathan, to...
- Zamknij się – przerywa mi szybko, po czym podchodzi i unosi pięść do góry. Uderza w moją szczękę sprawiając niewielki ból. Nie zrobił tego z całej siły co mnie dziwi. – To Twoja wina – warczy, patrząc na mnie z pogardą. – Wiesz kim jest Jolie? – pyta kpiąco. – To jebana burdelmama, której życiowym celem jest ćpanie. Zrobi wszystko dla najlepszej, kolumbijskiej działki. Wiesz co planowała? – Opuszcza głowę, wybuchając gorzkim śmiechem. – Chciała sprzedać własną córkę Twojemu ojcu.
Kurewsko nie podoba mi się kierunek tej rozmowy. Napinam mięśnie, czując jak w moich żyłach pojawia się wkurwienie.
- A teraz kurwa słyszę, że pierdolony Rayan był z nią widziany! – krzyczy prosto w moją twarz. – Jeśli ta suka dotknie mojej siostry, to...
- To mnie odstrzelisz – odpowiadam za niego.
Nie spodziewał się tych słów. Odsuwa się ode mnie, po czym przeciera twarz dłonią.
- Zaczynamy panowie – odzywa się Nathaniel, wychodząc nam naprzeciw. – Czas na rozpierdol.
Zdechnę jeśli coś jej się stanie, bo kocham ją bardziej niż własne życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top