Rozdział 2




- Tutaj masz telefon, którego nie namierzą Twoi bracia – oznajmia poważnym głosem Rayan. – Dzwoń w razie potrzeby i pamiętaj, że zawszę mogę Cię stąd zabrać. Jeśli skurwiel posunie się do...

- Rozumiem – przerywam mu zabierając z jego rąk starą komórkę. – Będziesz w pobliżu?

Nie pracuje już dla Jonathana. Miesiąc temu podjął decyzję o powrocie do rodzinnego miasta i założeniu własnego baru.

- Tak – odpowiada obserwując uważnie kamienicę za mną. – Naprawdę tego chcesz? Ten debil handluje takimi kobietami jak Ty.

Kiwam pospiesznie głową dając mu znać, że znam zagrożenie. Wiem czym on się zajmuje i jak mogę skończyć, ale gdzieś w głębi serca, mam nadzieję, że będzie inaczej.

- Dobra, to chyba już...

- Zaprowadzę Cię – przerywa mi chwytając mocno za moją dłoń.

Idziemy w kierunku głównego wejścia nad którym nie wisi żaden szyld. Sądziłam, że burdel, który prowadzi pod przykrywką klubu nocnego, jest jakoś oznaczony. Jednak tutaj nie ma choćby śladu po tym, że w środku jest jakiś lokal. Budynek wygląda jak jeden z wielu na tej ulicy i sprawia wrażenie starego i zaniedbanego. Każde okno jest zasłonięte czarnymi roletami antywłamaniowymi a same drzwi zabezpieczone są żelazną kratą.

Patrzę uważnie jak Rayan naciska przycisk domofonu i czeka niecierpliwie zaciskając dłoń na mojej.

- Otwieraj gnoju – warczy do wysokiego mężczyzny pojawiającego się w progu wejścia. – Byliśmy umówieni.

- Niby z kim?

Zaraz poleje się krew, bo mój towarzysz łamie kości w mojej dłoni.

- Maddeline Sinclair – odzywam się stając przed Rayanem. – Przekaż swojemu szefowi, że już jestem.

Mężczyzna odchodzi zamykając za sobą drzwi i chwilę czekamy w ciszy czekając aż w końcu ktoś nas wprowadzi. Moja dłoń jest już prawie sina, ale gdy tylko próbuję się wyrwać, Rayan skutecznie mi to uniemożliwia.

Nagle drzwi się otwierają i moim oczom ukazują się dwie postacie.

- Wchodzisz tylko Ty – oznajmia młody chłopak stojący obok faceta z którym wcześniej rozmawialiśmy.

- Na pewno kurwa nie – wtrąca się wkurzony Rayan. – Sam ją wprowadzę i...

- Spokojnie – przerywam mu zerkając błagalnym wzrokiem. – Sama pójdę.

Odwracam się szybko w jego stronę i owijam ramię wokół szyi. Całuję lekko prawy policzek i czekam aż puści moją dłoń. Gdy jestem już wolna, wracam wzrokiem do ochroniarzy czekających na mój ruch.

- Do zobaczenia Rayanie – szepczę uśmiechając się niepewnie.

Wchodzę szybko do budynku ignorując drżące nogi, które trochę utrudniają mi normalny chód. Podążam za mężczyznami oglądając uważnie ciemne wnętrze. Tutaj jest zupełnie inaczej niż na zewnątrz, co mnie bardzo dziwi. Wnętrze wygląda na nowe i zadbane. Zauważam drogie żyrandole zdobiące sufity i obrazy, które z pewnością nie są zwyczajne. Każde płótno oprawione złotą ramą robi wrażenie.

- Szef kazał zaprowadzić Cię od razu na górę – oznajmia głębokim głosem młody chłopak. – Ale nie wiem kiedy do Ciebie dołączy, bo jest w chuj zajęty.

Głośne parsknięcie śmiechem podpowiada mi, że oni świetnie się bawią całą sytuacją. Nie mogą powiedzieć po prostu, że ich szef jest zajęty zabawą ze swoimi pracownicami?

Bo tak pewnie jest. On prowadzi burdel. Nie mogę spodziewać się cudów.

- Rozumiem.

Wchodzimy do windy i patrzę jak mężczyzna naciska przycisk numer cztery. Jedziemy chwilę w ciszy i w końcu wychodzimy na pusty korytarz. Tu też są piękne żyrandole i obrazy. Podchodzimy do drzwi znajdujących się na samym końcu i zostaję praktycznie wepchnięta do środka.

- To Twój nowy dom, mała.

Drzwi zamykając się z głośnym hukiem za moimi plecami. Zostałam zupełnie sama w prawie czarnym pomieszczeniu. Szukam wzrokiem jakiegoś włącznika, ale zamiast tego, potykam się o coś na podłodze. Ląduję na zimnej ścianie uderzając lekko podbródkiem o beton. Przesuwam dłonią po gładkiej powierzchni i w końcu natrafiam na plastikowy włącznik. Naciskam go szybko rozświetlając całe wnętrze.

Patrzę zaskoczona na ogromny salon urządzony w czarno-białych kolorach i nowoczesną kuchnię ustawioną na samym środku. Nie spodziewałam się takiego widoku a na pewno nie sądziłam, że w środku będzie taki porządek. Wątpię, by to on sam sprzątał, więc być może nie będę tu całkowicie sama.

Chwytam za plastikową rączkę walizki i ruszam w stronę trzech drzwi. Otwieram pierwsze z nich, ale one ani drgną. Podchodzę do następnych i znów nie mam szansy dostać się do środka. Zostawiam walizkę na środku i podbiegam do ostatnich drzwi. Szarpię mocno za klamkę wkurzając się, że to nic nie daje. Odwracam się w kierunku salonu i zauważam kolejne pokoje. Staję przed drewnianymi drzwiami wciągając spokojnie powietrze do ust.

- Spokojnie Maddie – powtarzam cicho pod nosem.

Naciskam na klamkę i oddycham z ulgą, gdy drzwi ustępują. Wchodzę do przestronnej sypialni z ogromnym łóżkiem na samym środku. Rozglądam się dookoła podziwiając piękne wnętrze idealnie wpasowujące się w mój gust. Podchodzę do białej szafy i otwieram ją sprawdzając, czy pokój jest przez kogoś zajęty. Środek szafy jest pusty, więc mogę spokojnie rozłożyć tu swoje rzeczy.

Wracam szybko do salonu i zabieram walizkę. Wciągam ją do sypialni i zamykam za sobą drzwi. Opieram się plecami o zimne drewno i zamykam oczy.

- Poradzisz sobie – szepczę sama do siebie. – Jesteś silna i nie dasz się złamać.

**

Nie zasnę tu.

Przewracam się na plecy otwierając oczy. Wpatruję się w pusty sufit w którym nie ma nic co mogłoby mnie zainteresować. Po prostu patrzę w ten jeden punkt i czekam aż sen sam nadejdzie.

Podrywam się do pozycji siedzącej, gdy do moich uszu dochodzi głośny huk zamykania drzwi. Ktoś właśnie wchodzi do mieszkania nie przejmując się hałasem. Wstaję na równe nogi i podbiegam do zamkniętych drzwi. Nasłuchuję kroki kogoś, kto czuje się tu jak...

Jak u siebie.

- Robisz loda i wypierdalasz, rozumiesz?

Spinam się słysząc jego mocny głos. Jest wkurzony i warczy w podobny sposób do Jonathana. Cichy i kobiecy pisk podpowiada mi, że powinnam uciec teraz w najdalszy kąt sypialni i zapomnieć, że w salonie dzieje się coś czego nie chciałabym zobaczyć.

On wie, że tu jestem. Dlaczego sprowadza tu jedną ze swoich dziwek?

- Na kolana – warczy głośno.

To musi się dziać niedaleko skoro słyszę dokładnie każde słowo. Odsuwam się na drżących nogach od drzwi i siadam na łóżku. Patrzę jak zahipnotyzowana na przestrzeń przede mną i staram się opanować szalejący puls. Nie chcę teraz wyjść i dać mu znać, że ja tu jestem. Mogłabym wpaść na sytuację, której z pewnością nie chcę oglądać. Wolę siedzieć tu cicho i udawać, że nic się nie dzieje.

Nie słyszę już jego głosu. Dopiero po chwili dochodzi do mnie ciche pojękiwanie, przez co zakrywam uszy dłońmi. Opadam plecami na miękki materac i zamykam oczy.

Jak on śmie tak się zachowywać?! Jestem tutaj zamknięta i mam słuchać jak właśnie spuszcza się w usta jakiejś prostytutki z klubu na dole? Przecież to niedorzeczne!

Jednak nie mogę wyjść stąd i wygarnąć mu tego jakim dupkiem jest, bo za bardzo się boję. Muszę przeczekać to co oni tam właśnie robią i dopiero później stanąć z nim twarzą w twarz. Nie możemy się unikać skoro mamy zostać małżeństwem. A co najważniejsze, muszę omówić z nim warunki umowy.

- Głębiej.

Jest coraz głośniejszy.

Już zakrywanie uszu nie pomaga i patrzę zdesperowana na drzwi łazienki. Podnoszę się szybko i ruszam w jej kierunku zamykając się jak idiotka w środku. Siadam na zimnej podłodze i podsuwam kolana pod sam podbródek, po czym owijam je ramionami.

Jestem żałosna, bo właśnie chowam się w łazience, byle tylko nie słuchać jego głosu. Uciekam jak przestraszona i bezbronna dziewczynka. Chowam się tutaj, bo za bardzo boję się stawić mu czoła. Mój mózg zmienia się w papkę ignorując racjonalne myślenie.

Powinnam stąd wyjść i stanąć przed nim z wściekłością w oczach. On nie może mnie tak ignorować, bo ja ryzykuję wszystko dla tego układu. Jego ojciec chce wprowadzić go do przestępczego świata i stworzyć kopię własnego siebie. A jemu to chyba zwisa.

Podnoszę się z podłogi, gdy słyszę huk zamykania drzwi. Wchodzę do sypialni wpatrując się ze strachem w drzwi. Biorę dwa głębokie wdechy i naciskam klamkę wierząc w to, że właśnie teraz powinnam go poznać. Uchylam drzwi, po czym przechodzę przez próg.

- Maddeline Sinclair.

Drgam niebezpiecznie słysząc jego głęboki głos.

Unoszę spojrzenie na wysokiego mężczyznę stojącego kilka kroków ode mnie. Nie ma na sobie koszulki i pierwsze co widzę, to wyrzeźbiony tors pokryty czarnymi tatuażami. Cofam się o krok do tyłu, gdy mój wzrok pada na jego twarz.

To jest Russel Bestia Diovacci?

Podchodzi do mnie stając trochę za blisko. Chwyta lekko za mój podbródek zmuszając, bym spojrzała mu w oczy.

- Witaj w moim domu, Aniołku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top