Rozdział 13




Zamykam oczy udając, że śpię. Przewracam się na plecy i staram się z całych sił pokazać mu, że nie wygra. Zaciskam powieki skupiając się na tym, że teraz powinnam już spać. Lecz kapituluję słysząc cichy śmiech.

- Robisz to specjalnie – mówię marszcząc czoło ze złości.

Wszedł do sypialni nagi. Udawał, że zastanawia się nad bielizną w której będzie spał ukazując mi goły tyłek. Po kilku, bardzo długich minutach, poszedł w końcu do łazienki. Już miałam nadzieję, że odpuścił i zostawi mnie w spokoju, ale on...

On wyszedł z niej ociekając wodą. Z jego ciemnych włosów skapują maleńkie krople wody a tors lśni jakby natłuścił go specjalną oliwką. Napina mięśnie patrząc na mnie z szatańskim uśmiechem na idealnej twarzy.

- Nie wiem o czym mówisz – odpowiada podchodząc do mnie coraz bliżej.

Zaciskam uda czując dziwne pulsowanie między nogami. Nakrywam się pościelą pod samą szyję i staram się nie zwracać uwagi na stojącego penisa, który peszy mnie z każdą kolejną minutą coraz bardziej.

- Ubierz się – szepczę dotykając dłonią palących policzków. – Proszę Cię.

- Coś Ci nie pasuje kochanie?

Tydzień w tym łóżku nauczył mnie wielu ważnych rzeczy. Jedną z nich jest fakt iż Russel jest zawsze pobudzony. Nie ma znaczenia czy jest wieczór, czy rano. Nawet jak budzę się w środku nocy, by napić się wody, czuję jak jego kutas ociera się o moje plecy. Spędziliśmy w tym mieszkaniu całe siedem dni, bo on nadal uważa, że powinien mnie chronić. Nie wrócił do swojego klubu i ograniczył się jedynie do rozmów telefonicznych.

Każdego dnia nie odstępował mnie na krok zaczepiając i dotykając niby przypadkiem. Chce mnie zmusić do pierwszego kroku, ale ja się nie złamię. Jeszcze nie teraz.

Obracam się w stronę ściany i przymykam na sekundę oczy, gdy materac obok mnie, ugina się pod jego ciężarem. Wsuwa się pod naszą wspólną pościel i chwyta mnie nagle w pasie.

- Ej! – piszczę czując mokrą skórę. – Nie wytarłeś się i...

Przekręca mnie na plecy, po czym pochyla się zdecydowanie za blisko moich ust. Puls mi przyspiesza nie spodziewając się takiego ruchu i zaczynam dyszeć jakbym dopiero zeszła z bieżni.

- Jak bardzo mi ufasz? – pyta głębokim głosem.

- Ja...

- Maddeline – szepcze przesuwając dłonią po moim nagim udzie. – Jak bardzo mi ufasz?

Śpię z nim każdej nocy w jednym łóżku. To nie jest wystarczający dowód zaufania? Pozwalam mu być przy mnie tak blisko jak to tylko możliwe. A teraz trzęsę się w jego ramionach czekając na to co się zaraz stanie.

Walczyłam ze sobą, ale mój mózg właśnie zmienia się w papkę. Przestaję słuchać rozumu i zaczynam zastanawiać się nad tym jak to jest pozwolić komuś na coś więcej niż przytulenie.

- Ufam – mówię ledwie słyszalnie.

- Jeśli posunę się za daleko... – ostrzega zdyszanym tonem. - ...zatrzymaj mnie.

Nie wiem czy będę w stanie.

Ściska lekko moje udo, po czym sunie dłonią pod skraj koszuli nocnej. Zahacza palcem o materiał stringów i zatrzymuje się patrząc poważnym wzrokiem prosto w moje oczy.

- Chcesz tego? – pyta przełykając ślinę.

- Ja nigdy... - milknę speszona jego rozpalonym wzrokiem.

Jego oczy teraz są czarne jak smoła. Przenosi spojrzenie na lekko rozchylone wargi i wtedy zapominam jak się oddycha.

Pocałuje mnie?

- Rozchyl nogi – rozkazuje cicho.

Wykonuję posłusznie polecenie i drgam lekko, gdy jego ciężka dłoń zaczyna masować mój brzuch aż w końcu kieruje się do najwrażliwszego teraz miejsca w moim ciele. Odchyla cienki materiał bielizny i zsuwa ją powoli do samego końca. Wyrzuca stringi na podłogę, po czym wraca do mnie i pochyla się znów prawie dotykając moich ust. Kładzie dłoń pomiędzy moimi nogami i z ust ucieka mi cichy jęk.

- Jeśli tego nie chcesz...

- Chcę – przerywam mu urwanym głosem.

Jestem rozpalona do granic możliwości. Chcę poznać to uczucie i dowiedzieć się, czy polubię jego dotyk. Chcę wiedzieć czy orgazm, o którym czytałam w książkach, faktycznie jest taki wspaniały. Mam ochotę doświadczyć tego właśnie z nim i nie zamierzam teraz stchórzyć.

Przejeżdża palcem po nabrzmiałej cipce rozcierając nieznacznie wilgoć. Wiercę się podnosząc uda do góry w oczekiwaniu na następny ruch. Już samo dotknięcie sprawia, że mam ochotę jęczeć a co dopiero...

- O mój...

Pociera moje wnętrze, po czym wsuwa jeden z palców do środka.

- Ciasno tu – dyszy uśmiechając się łobuzersko, ale jego mina szybko poważnieje. – Idealnie.

Wciska palec głębiej sprawiając delikatny dyskomfort, ale to mija. Wystarczy chwila a moje ciało zaczyna drżeć z podziwu nad tym cudownym doznaniem.

- Chcę cię wylizać.

Nieruchomieję rozumiejąc sens jego słów. Chwytam mocno jego dłoń, która nadal mnie pieści i staram się ją zatrzymać.

- Boję się, że nie będę wiedziała jak zareagować.

Samo dotykanie jest dla mnie nowością a co dopiero...

Wyjmuje ze mnie palec i odrywa się, by sekundę później klęknąć pomiędzy moimi nogami. Pochyla szybko głowę i całuje lekko mój wzgórek.

- Dla mnie to też pierwszy raz – odzywa się z szatańskim uśmiechem.

Sapię zaskoczona jego słowami. Wpatruję prosto w wlepione we mnie oczy szukając potwierdzenia tego co powiedział.

- Nigdy tego nie robiłeś? – pytam cicho.

- Nigdy nie pozwoliłem, żeby kobieta mnie dotknęła – wyjaśnia wsuwając dłonie pod moje pośladki. – Nigdy nie całowałem – zniża się ponownie, by pocałować drżącą cipkę. – I nigdy... - milknie ściskając boleśnie pośladki. – Nigdy kurwa tak bardzo nie pragnąłem dotknąć jakiejkolwiek kobiety.

- Russel...- jęczę, gdy wpija się ustami prosto w moje wnętrze.

Liże, ssie i doprowadza mnie na sam skraj zachowując się jakby jadł teraz deser. Jest zachłanny i nagły. Nie czeka aż przyzwyczaję się do nowego doznania, tylko od razu wykonuje zdecydowane ruchy. Wiercę się niespokojnie, ale zostaję szybko unieruchomiona. Kładzie ciężką dłoń na moim brzuchu przygniatając mnie do materaca. Przyspiesza ruchy języka i wtedy to czuję.

To jak fajerwerki w brzuchu. Wybuchają nagle sprawiając, że z ust ucieka mi głośny jęk. Zastygam w bezruchu chłonąc każde kolejne liźnięcie, które daje mi coraz więcej rozkoszy. Cipka zaczyna mi pulsować jakby zmęczyła się tym co przed chwilą jej zrobiono.

Zamykam oczy dysząc wykończona. Otwieram je dopiero, w momencie gdy ciepłe usta dotykają mojej szyi. Patrzę zdezorientowana na spiętą twarz Russela. Unoszę dłonie dotykając lekko szorstkich policzków. Sunę kciukiem po brodzie, po czym muskam delikatnie dolną wargę.

- Maddeline – szepcze zachrypniętym głosem.

- Wiem, że mnie nie pocałujesz – odpowiadam cicho. – Nie proszę o to.

Dostałam kilka pocałunków i pozwolenie na dotykanie. Nasza powolna relacja przyspiesza i w końcu będzie musiał to zrobić. Teraz jestem i tak wdzięczna za to co już otrzymałam, bo wiem z jakim trudem mu to przychodzi.

Spina się za każdym razem, gdy go dotknę. Trwa to zaledwie kilka sekund, ale jednak tak się dzieje. Coś jeszcze go blokuje i nie mogę mieć mu tego za złe. Dla mnie każda chwila z nim jest nowością i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że dla niego też.

Dzisiaj posunęliśmy się o dwa kroki za daleko, ale nie potrafię tego żałować.

**

- Zamilcz kurwa! – syczy do telefonu Russel. – Nie ma mnie tam tydzień a Wy już rozjebaliście połowę klubu!

Kulę się jak mała dziewczynka na sofie i staram się nie zwracać uwagi na złość jaka pokazuje się na jego twarzy. Odwracam wzrok na ekran telewizora, który nie interesuje mnie teraz w żaden sposób.

- Posprzątaj kokę i wypierdol je stamtąd.

Nie mogę tego słuchać.

Wstaję z sofy i ruszam w kierunku sypialni. Zerkam na niego nieznacznie udając, że wszystko jest dobrze i wymijam go prawie biegnąc przez długi korytarz.

- Muszę kończyć – oznajmia wkurzonym głosem.

Słyszę jak idzie za mną a chwilę później owija ramię wokół mojego pasa zatrzymując w połowie drogi. Wpadam na zimną ścianę opierając się o nią i uciekam wzrokiem do pustego salonu.

- Spójrz na mnie – rozkazuje poważnym tonem.

Unoszę powoli głowę spotykając ciemne oczy.

- Dlaczego uciekasz?

- Nie uciekam.

- Biegłaś do sypialni – upiera się dotykając dłonią ściany za mną. – Co takiego się stało?

Wzdycham, po czym zagryzam dolną wargę zastanawiając się jak wyjaśnić mu, że przeraża mnie jego praca.

Jonathan handluje narkotykami kontynuując interesy naszego ojca. Jest ostrożny w tym co robi i zawsze trzymał mnie z daleka od tego syfu. Jednak rodzina Diovaccich tworzy coś więcej niż kartel.

Oni handlują prostytutkami.

- Rozmawiałeś z kimś chyba ważnym i wolałam tego nie słuchać – wyjaśniam speszona.

Rozluźnia się słysząc moje jedynie w połowie prawdziwe wyjaśnienie.

- Będę musiał dzisiaj wyjść do klubu – odpowiada z westchnieniem. – Wrócę jak najszybciej.

Kiwam twierdząco głową zgadzając się posłusznie. Nie zamierzam na siłę go zatrzymywać, bo wiem, że nie może siedzieć ze mną tutaj całe dnie. On pracuje a ja nie powinnam przejmować się tym w jakim miejscu. Ufam mu.

Odrywa się ode mnie wyciągając z kieszeni spodni, telefon. Zerka na niego, po czym przeklina cicho pod nosem. Unosi na mnie przepraszające spojrzenie i milczy.

- O co chodzi? – pytam niecierpliwie.

- Jedziemy do San Antonio – oznajmia zaciskając szczękę z nerwów. – Mój ojciec wydaje nasze przyjęcie zaręczynowe.

Mój koszmar dopiero się zaczyna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top