Rozdział 10
- Dlaczego te pokoje są zamknięte?
Milczy oglądając coś o wiele ciekawszego w swoim telefonie. Nie unosi wzroku na mnie przez co mam ochotę krzyknąć z bezsilności. Ciągnę za klamkę już czwarty raz i wkurzam się, że nie mogę się tam dostać.
- Co tam trzymasz?! – krzyczę uderzając dłonią w drewniane drzwi.
Nie mogę spać z nim w jednym łóżku. Minęło zaledwie pięć długich nocy a ja nie zmrużyłam oka choćby na godzinkę. Jestem cholernie wykończona tym, że mój mózg pracuje najintensywniej w jego obecności. Wystarczy, że zaśnie ze mną w ramionach i automatycznie zaczynam zastanawiać się co on myśli w tym momencie.
Faktycznie chce czegoś więcej niż przyjaźń i mogę mu zaufać? A może powinnam uciekać jak najdalej?
- Russel! – piszczę zdesperowanym głosem. – No odpowiedz mi!
Wstaje od stołu ruszając szybko w moją stronę. Nie jest wkurzony a jego twarz nie wykrzywia grymas. Zamiast tego uśmiecha się podejrzanie stając tuż za mną. Czuję jak wyciąga coś z kieszeni spodni i kilka sekund później patrzę zaskoczona jak wkłada klucz do zamka.
Otwiera drzwi, po czym kładzie dłoń na moim biodrze wprowadzając mnie do środka.
- Dlaczego to zamknąłeś? – pytam zdezorientowana.
Wnętrze jest takie samo jak moja poprzednia sypialnia. Na środku stoi łóżko a pod oknem niewielkie biurko. Nie ma tu nic osobistego, dlatego zgaduję, że to gościnna sypialnia.
- Bo nie chciałem, żebyś wybrała pokój zbyt blisko mojej sypialni – wyjaśnia odsuwając moje włosy na bok. – Musiałem pokierować Cię do najdalszego pokoju.
- To głupie – odpowiadam pozwalając, by pochylił się zdecydowanie za blisko mojej szyi, przez co trąca ją lekko nosem. – Wystarczyło...
Pocałował mnie.
Zostawił delikatny pocałunek na moim karku a ja moja głowa z tego powodu, wiruje jak na karuzeli. Tracę kontrolę nas swoim ciałem i wpadam prosto w jego ramiona. Zamykam oczy próbując przywrócić się do porządku, ale...
- Chodziłem wiecznie wkurwiony, bo powstrzymywałem się od samego patrzenia na Ciebie – szepcze odsuwając na bok ramiączko mojej koszulki. – A gdy zobaczyłem Cię z innym...
Czyli to ten moment był zapalnikiem. Przez ostatnie dni starałam się przeanalizować jego nagłą zmianę i kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. Wszystkie powody, które wymyślałam, były bez sensu.
Nie sądziłam, że moje zejście do klubu zrobi tyle hałasu.
- ... straciłem nad sobą panowanie – kontynuuje przesuwając dłonią po moim nagim ramieniu. – Rozpierdoliłbym go na miejscu, gdyby nie Twój przestraszony wzrok.
Miesza mi w głowie głębokim głosem i dotykiem, który za bardzo mnie rozprasza. Pragnę więcej i wiem, że to złe. Nie potrafię przeszkodzić mu w błądzeniu dłonią po moim ciele i boję się, że...
- Proszę o pozwolenie Maddeline.
Tracę oddech.
- Na co? – pytam ledwie słyszalnie.
- Na wszystko – odpowiada prosto do mojego ucha.
Nie mam czasu na wyduszenie z siebie kolejnych słów, bo zostaję nagle obrócona i uniesiona do góry. Zarzucam ramiona na jego kark z obawy, że upadnę na podłogę. Owijam go nogami w pasie próbując złapać stabilność.
- Pierdolę to co zrobi mój ojciec – warczy opierając mnie o betonową ścianę. – Mam wyjebane w to jakie nosisz nazwisko, bo niedługo zmienisz je na moje.
- A co jeśli...
- Nie ma innej opcji – wtrąca się stanowczym tonem. – Zawsze dostaję to co chcę.
Obserwuję uważnie jego ciemne oczy, które w tym momencie wpatrują się we mnie z powagą. On naprawdę czeka na pozwolenie.
A ja waham się jedynie przez trzy długie sekundy.
- Nie pocałujesz mnie – szepczę czując jak w moim gardle rośnie gula. – To najgorszy z możliwych pomysłów – wyduszam z siebie nie zwracając uwagi na pojedynczą łzę spadającą po policzku. – Ja nawet nie wiem jak to się robi a...
- Nie całowałaś się nigdy? – przerywa mi zaskoczony moimi słowami.
Kiwam głową przecząco czerwieniąc się ze wstydu z powodu tego jak mało wiem o tym świecie. Nie byłam nigdy na randce. Nie pocałowałam żadnego chłopaka. Nie przeżyłam bliższej chwili z jakimkolwiek mężczyzną i...
I nie uprawiałam seksu.
Opuszczam wzrok na jego usta chcąc uniknąć zaciekawionego spojrzenia. Nie chcę o tym rozmawiać, bo mnie to krępuje. On jest starszy i z pewnością doskonale wie co robić z kobietą w łóżku a ja jestem jak dziecko. Bo tak się właśnie czuję.
- Gdy będziesz już gotowa – zaczyna przełykając głośno ślinę. – Będę kurwa błagał o pozwolenie.
Opuszcza mnie na podłogę stawiając stabilnie na nogach. Odwraca się w stronę wyjścia i zostawia mnie samą z rozszalałym pulsem. Patrzę jak jego plecy znikają za drzwiami i dopiero po chwili wypuszczam z ust wstrzymywane powietrze.
Co to do cholery było?!
**
Budzą mnie głośne krzyki kilku kobiet, a przynajmniej tak mi się wydaje, że kilku. Obracam się na bok nie zauważając obok siebie znajomej postaci. Wychodzę z łóżka biegnąc prosto do wyjścia skąd słychać krzyki. Otwieram drzwi i staram się zlokalizować miejsce w które powinnam teraz iść.
Może ktoś potrzebuje pomocy? Nie mogę słuchać tego i siedzieć bezczynnie w mieszkaniu. Idę w kierunku windy wchodząc do niej niepewnym krokiem. Być może powinnam ubrać na siebie coś jeszcze poza cienką koszulką nocną, która niewiele zakrywa. Zamiast tego wypadłam z mieszkania jak wariatka i zaraz gorzko tego pożałuję.
Zjeżdżam windą na parter i zastygam w bezruchu zauważając scenę przede mną.
- Zostawcie je! – krzyczę z całych sił.
Dwóch potężnych facetów obmacuje przestraszone dziewczyny na moich oczach. Jedna z nich ma twarz rozmazaną od tuszu a druga jest spuchnięta jakby ktoś ją uderzył. Podbiegam do nich trącając dłońmi jednego z facetów. Odrywa się od dziewczyny i przysuwa do mnie, przez co od razu zaczynam tracić odwagę.
- Też chcesz? – pyta obleśnym głosem.
Opuszczam wzrok na jego rozpięte spodnie i cofam się automatycznie pod ścianę. Zakrywam ramionami piersi i rzucam w jego stronę wściekłe spojrzenie.
- Jesteś śliczniutka i chętnie...
- Nie próbuj, bo ona jest szefa – wtrąca się ten drugi.
- To jeszcze lepiej.
Zbliża się do mnie zapominając kompletnie o dziewczynie, którą przed chwilą próbował zgwałcić. Unosi dużą rękę w moją stronę i dotyka boleśnie ramienia. Piszczę głośno wyrywając się, ale jest już za późno. On zaczyna ciągnąć mnie w nieznanym mi kierunku i dopiero teraz zdaję sobie sprawę w jakich kłopotach jestem.
Popycha mnie na ścianę, po czym opuszcza niżej spodnie. Przysuwa się do mnie sunąc powoli po moim ciele a sekundę później wpycha się dłonią pod skraj koszulki.
- Zostaw mnie! – krzyczę szarpiąc się najmocniej jak potrafię.
- Cicho! – warczy zakrywając mi usta dłonią.
Krzyczę, ale nikt mnie nie słyszy. Próbuję kopnąć go w krocze, ale nie jestem w stanie. Blokuje mnie swoim potężnym ciałem sprawiając, że jestem bezradna. Z moich oczu zaczynają wypływać łzy, więc zamykam powieki. Nie chcę widzieć jego zadowolonego uśmiechu. Jemu podoba się moja rozpacz i strach.
Podciąga koszulkę wyżej dotykając sznureczka stringów. Szarpie za nie rozrywając materiał i teraz już wiem, że to się stanie. On mnie skrzywdzi i...
- Franz!
Otwieram oczy słysząc tak dobrze mi znany głos. Dłoń mężczyzny odsuwa się od mojej twarzy dając mi szansę na krzyk.
- Błagam...
Nie jestem w stanie dokończyć słów. Russel od razu rzuca się na niego odpychając ode mnie. Łapie go za gardło ściskając chyba za mocno, bo facet nie jest w stanie się odezwać. Rzuca nim o ścianę robiąc w niej dziurę.
- Nie rozumiesz prostego kurwa rozkazu?! – krzyczy kopiąc nagle w jego krocze. – Nie dotykaj tego co moje!
Wyciąga spod marynarki pistolet i celuje nim prosto w głowę mężczyzny, lecz po chwili przenosi cel na jego krocze i strzela sprawiając, że zakrywam uszy dłońmi. Słyszę głośny jęk zmieszany z krzykiem. Zamykam oczy nie chcąc widzieć tego co tam się stało a gdy rozbrzmiewa drugi huk, opadam na podłogę. Teraz nie słychać już nic.
- Patrzyłeś kurwa na to?! – warczy Russel oddalając się ode mnie. – Patrzyłeś chuju i nie powstrzymałeś go?!
Trzeci strzał.
Nastaje cisza w której słyszę jedynie swój płacz. Trzęsę się zbyt przestraszona by uciec. Nie jestem w stanie się podnieść i nie wiem czy łkam przez to co mogło się wydarzyć, czy przez to co właśnie się stało.
Nigdy nie chciałam zobaczyć czyjeś śmierci.
- Kochanie.
Drgam ze strachu słysząc jego zbolały głos. Otwieram nieznacznie powieki wpatrując się z rozpaczą w wściekłe oczy.
- On chciał... - milknę łkając głośniej.
- Już dobrze – mówi zachrypniętym głosem.
Chwyta mnie mocno w swoje ramiona a ja na to pozwalam. Chcę by zabrał mnie stąd jak najszybciej. Oplatam go mocno ramionami i przywieram do ciała jakby to właśnie on miał uchronić mnie od całego zła. Przymykam ponownie powieki opierając twarz o jego koszulę.
Otwieram oczy dopiero w mieszkaniu. Niesie mnie do sypialni, po czym kładzie delikatnie na łóżku. Odsuwa się puszczając mnie, ale szybko łapię za jego dłoń błagając zamglonym spojrzeniem.
- Nie zostawiaj mnie – szepczę zaciskając się z całych sił na jego dłoni. – Nigdy więcej mnie nie zostawiaj.
- Dobrze – odpowiada kładąc się tuż obok mnie. – Miałem spotkanie w klubie, ale teraz już wiem, że to był kurwa błąd – oznajmia zamykając mnie w swoich ramionach. – Przepraszam Aniołku.
Chciałam kogoś uratować a sama stałam się ofiarą. Jednak dowiedziałam się bardzo ważnej rzeczy. Wcześniej bezpiecznie czułam się jedynie przy Jonathanie a teraz...
Teraz pragnę bliskości Bestii, bo jego bicie serca uspokaja mnie bardziej niż cokolwiek innego na tym świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top