Prolog
Mój świat właśnie spowija gęsta mgła.
Nawet nie wiem kiedy to się stało. Jeszcze dwa miesiące temu kończyłam osiemnaste urodziny w towarzystwie tych najważniejszych osób w moim życiu. Śmiałam się z tego co mówiła Vicki i starałam się uspokoić szalejący puls Julie. Jadłam najlepszy na świecie tort dziękując rodzinie za ich obecność.
A już kilkanaście godzin później, sama zdecydowałam o swoim piekle. Zrobiłam coś co planowałam już od roku. Byłam przekonana tego, że to jedyne słuszne wyjście. Jak mogłam postąpić inaczej, skoro chodziło o spokój mojej rodziny?
Pojawiłam się tu. Dobrowolnie oddałam w ręce człowiekowi, którego nazywają Bestią. Wierzyłam, że może jednak jeszcze kiedyś spotkam szczęście. Wytrzymam to czego najbardziej się obawiam i być może za jakiś czas, będę miała na tyle odwagi, by uciec.
Obserwuję uważnie jak jego szczęka zaciska się ze złości. Przeciera twarz dłońmi, po czym unosi na mnie wzrok. Czarne oczy wpatrują się we mnie w taki sam sposób, co kilka tygodni temu. Nie ma w nich uczuć, których jeszcze chwilę temu, byłam pewna. Teraz widzę tylko pogardę, która powinna być jego drugim imieniem.
Jest wkurzony i chce mnie przestraszyć. Jednak ja nauczyłam się ignorować ten strach.
- Jesteś wolna.
Podnoszę się nagle na fotelu i przełykam głośno ślinę. Sama nie wiem co powinnam teraz odpowiedzieć, bo zaskoczył mnie tymi słowami. Doskonale wiem jaka jest sytuacja. Cała posiadłość stoi na baczność po wczorajszej informacji i przygotowywałam się na tą rozmowę od siedmiu godzin.
Jednak nie sądziłam, że tak łatwo ze mnie zrezygnuje.
- Jak to wolna? – pytam ledwie słyszalnie.
- Możesz spierdalać – odpowiada wstając z fotela. – Tak jak chciałaś.
Czuję pojedynczą łzę spadającą po moim policzku, ale ścieram ją wierzchem dłoni nie pozwalając, by ktokolwiek ją zobaczył. Podnoszę się szybko i doganiam go tuż przy drzwiach.
- Mówiłam, że kłamiesz! – krzyczę uderzając pięścią w jego umięśnione plecy.
Odwraca się w moją stronę, po czym opuszcza wzrok na podłogę.
- No popatrz na mnie Ty dupku! – syczę zachrypniętym głosem.
Ponownie unoszę dłoń, ale zostaję unieruchomiona i odsunięta od niego na bezpieczną odległość.
Pieprzeni ochroniarze!
- Czego Ty kurwa chcesz? – pyta unosząc na mnie obojętne spojrzenie. – Pragnęłaś ode mnie uciec, więc proszę bardzo – podnosi teatralnie obie ręce. – Ktoś to kurwa za Ciebie załatwił.
Upadam na podłogę uwolniona z silnych ramion. Tracę siłę na walkę z nim, bo już czuję się przegrana. Nie potrafię sprzeciwić się temu co mówi, bo ma rację. Marzyłam o tym, by moje życie potoczyło się inaczej. Każdego dnia myślałam tylko o tym jak długo będę musiała to znosić.
Podsuwam kolana pod samą brodę i zamykam oczy. Staram się zignorować szalony rytm mojego serca, ale to praktycznie niemożliwe.
Bo go kocham.
A on jest największą Bestią jaką znam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top